Lindsey Johanna Czar Wigilijnej Nocy Rozdzia� 1 Vincent Everett siedzia� w swoim powozie po przeciwnej s t r o -nie ulicy, na wprost wytwornej londy�skiej rezydencji. C h o c i a � wiecz�r by� mro�ny - chyba jeden z najmro�niejszych tej zimy, u c h y l i � szyb�, �eby wyra�niej widzie� drug� s t r o n � . N i e z d z i w i � -by si�, gdyby nagle z a c z � � sypa� �nieg. N i e do k o � c a w i e d z i a � , co tutaj robi i dlaczego n a r a � a si� na kaprysy pogody. N i e w � t p i � , �e jego sekretarz, H o r a c y Du d l e y , dor�czy zawiadomienie, daj�ce lokatorom d o m u dwa dni na wyprowadzenie si�. Przecie� nie z a l e � a � o m u , �eby by� �wiadkiem kolejnego p o s u n i � c i a , kt�rego celem b y � o zniszczenie mieszkaj�cej w tym d o m u rodziny Ascot�w. R o b i � to chyba bardziej z n u d � w , z braku lepszych plan�w na ten wiecz�r. Nawet decyzja doprowadzenia do ruiny tej w�a�nie rodziny nie wynika�a z emocji. Vincent nie do�wiadczy� �adnych przyko�ci od czas�w dzieci�stwa, nie c h c i a � te� nigdy wi�cej d o -z n a � p o d o b n e g o b � l u . Z n a c z n i e , a l e to z n a c z n i e � a t w i e j b y � o �y� z zatwardzia�ym s e r c e m , upraszczaj�c sprawy, traktuj�c eksmisj� rodziny przed �wi�tami Bo�ego N a r o d z e n i a jako co� z gruntu n a t u r a l n e g o i logicznego. N i e , m e t o d y c z n e niszczenie Ascot�w pozbawione b y � o wszelkiej e m o c j i , m i a � o n a t o m i a s t c z y s t o osobisty c h a r a k t e r . S t a � o si� tak za spraw� Alberta, m � o d s z e g o brata Vincenta, kt�ry ca�� win� za swoje niepowodzenie w interesach i bankructwo finansowe o b a r c z y � G e o r g e ' a Ascota. Lwi� cz�� o d z i e d z i c z o n e g o spadku Albert s t r a c i � w y � � c z n i e z w � a s n e j winy. N a u c z y � si� j e d n a k czego� na p o p e � n i o n y c h b � � - 7 d a c h . Ze skromnych resztek ojcowizny p r � b o w a � u r u c h o m i � i n -teres, kt�ry m i a � mu zapewni� u t r z y m a n i e , a tak�e uniezale�ni� go od Vincenta, u kt�rego by� wiecznie z a d � u � o n y . Odzyska�by tak�e poczucie w�asnej godno�ci. Z a k u p i � wi�c kilka frachtowc�w i otworzy� niewielk� agencj� w P o r t s m o u t h . O k a z a � o si� jednak, �e Ascot, maj�cy p o d o b n e przedsi�biorstwo h a n d l o w e , przel�k� si� konkurencji i przy ka�dej okazji t o r p e d o w a � wysi�ki Alberta, c h c � c go z � a m a � , n i m t e n jeszcze r o z p o c z � � d z i a � a l n o � � . Te szczeg�owe informacje p o c h o d z i � y z listu Alberta, i b y � o to wszystko, co zostawi� po sobie, z a n i m z n i k n � � - to i olbrzymie d � u g i , o kt�rych zwrot bezustannie dobijano si� do drzwi Vincenta. Vincent obawia� si�, �e Albert si� wyni�s�, aby bez rozg�osu p o p e � n i � samob�jstwo, gdzie�, gdzie nie zostanie o d n a -leziony, jak si� niejednokrotnie o d g r a � a � . C� bowiem innego mog�y znaczy� ostatnie s�owa listu Alberta: �Widz� tylko jeden spos�b, by ju� nigdy nie sprawia� Ci k � o p o t u i nie by� ci�arem dla C i e b i e " ! �mier� Alberta o z n a c z a � a odej�cie ostatniej osoby z rodziny Vincenta, c h o � , m�wi�c szczerze, tak naprawd� nie c z u � si� on nigdy cz�ci� swojej w�asnej r o d z i n y , wi�c o b e c n a strata nie p o -wodowa�a wi�kszej r�nicy. Rodzice zmarli po osi�gni�ciu przez niego p e � n o l e t n o � c i , w odst�pie jednego roku, pozostawiaj�c jedynie dw�ch syn�w. N i e maj�c �adnych krewnych, nawet tych dalszych, bracia powinni byli by� sobie bliscy. O k a z a � o si�, �e jest inaczej. M o � e jego brat c z u � t� blisko��, albo raczej, gwoli �cis�o�ci, zale�no��, z drugiej jednak strony Albert o c z e k i w a � , �e �wiat i wszystko, co si� na nim znajduje, musi si� kr�ci� wo-k � � niego - g � u p i e prze�wiadczenie, wpojone mu przez r o d z i -c�w, dla kt�rych by� rado�ci�, maskotk� i u l u b i e � c e m . Vincenta traktowali jak zamkni�tego w sobie, n u d n e g o spadkobierc�. W�a�ciwie nigdy go nie zauwa�ali. A� dziw, �e Vincent nie znienawidzi� b r a t a , ale w tym celu trzeba do�wiadcza� uczucia nienawi�ci. Na tej samej zasadzie nie z r o d z i � a si� w nim tak�e m i � o � � do tego s�abego cz�owieka, jakim by� jego b r a t , a jedynie tolerancja, poniewa� by� � r o d z i -n�". Uniesienie si� h o n o r e m za brata wynika�o raczej z d � u g o - 8 trwa�ego nawyku, b y � o te� kwesti� d u m y . F a k t , �e G e o r g e Ascot bezkarnie zniszczy� jednego z Everett�w, przynosi� ujm� d o b r e -mu imieniu Vincenta. Poka�e mu wi�c, co potrafi. To by�a ostatnia rzecz, jak� m � g � zrobi� dla Alberta - wzi�� odwet na Asco-cie i o d p � a c i � mu t� sam� monet�. Akurat wtedy, gdy po drugiej stronie ulicy Dudley p u k a � do drzwi, zacz�� sypa� oczekiwany �nieg. B i a � e p � a t k i p o p s u � y wid o c z n o � � , niemniej Vi�cent dostrzeg� powiewaj�c� s p � d n i c � , co z n a c z y � o , �e drzwi otworzy�a kobieta. A wi�c Ascota mo�e nie by� w d o m u . P o d o b n o wyp�yn�� na jednym z frachtowc�w w pierwszym tygodniu wrze�nia i mniej wi�cej po trzech miesi�cach m i a � wr�ci� do Anglii. Jego nieobecno�� upraszcza�a akt zemsty. Gdy wr�ci, oka�e si�, �e wielu dotychczasowych d o -stawc�w o d m � w i � o udzielenia mu kredytu i �e s t r a c i � sw�j d o m , nie mog�c wyp�aci� ��danych pieni�dzy. Vincent nie podj�� jeszcze decyzji, czy kontynuowa� k a m p a -ni� po dzisiejszym wieczorze, czy te� czeka� na powr�t Ascota. Dzisiejsza eksmisja by�a decyduj�cym u d e r z e n i e m , kulminacj� trwaj�cych wiele tygodni przygotowa�, tyle �e m a � o satysfakcjonuj�c�, skoro odbywa�a si� pod nieobecno�� Ascota, bez jego wiedzy. W tej chwili c a � a ta zemsta n a p a w a � a Vincenta niesmakiem. N i e p a l i � si� do n i e j , n i e r o b i � t e g o nigdy w p r z e s z � o � c i , i p r a w d o -p o d o b n i e wi�cej czego� takiego nie powt�rzy. N i e , po prostu c z u � , �e tym razem m u s i to zrobi�. A zatem trzeba to jak n a j -szybciej za�atwi� i zamkn�� spraw�. Ale Ascot nie wy�wiadczy� mu przys�ugi, przebywaj�c poza krajem d � u � e j , ni� przewidywa�. Do tego czasu powinien ju� wr�ci�. Vincent liczy� na to . C z e -kanie nie b y � o czym�, co dobrze z n o s i � . Czekanie za� w powozie, na c h � o d z i e , gdy jego obecno�� by�a zbyteczna, a on nadal nie by� pewny, dlaczego tu siedzi, z a c z y n a � o go z � o � c i � , tym bardziej �e Dudley tak strasznie m a r u d z i � z przekazaniem tego wy-p o w i e d z e n i a . Jak d � u g o , do p i o r u n a , m o � n a wr�cza� kawa�ek pa -pieru! Wreszcie po drugiej stronie ulicy z a m k n � � y si� drzwi. Ale se-k r e t a r z V i n c e n t a sta � tam n a d a l , twarz� w ich s t r o n � , n i e r u c h o m y . 9 W y p e � n i � swoje zadanie czy te� drzwi z a m k n � � y si� przed n i m , z a n i m z d � � y � to zrobi� ? Co t e � , do d i a b � a , t a m r o b i , stercz�c bez -czynnie na �niegu? Vincent b y � ju� nawet s k � o n n y wysi��� z powozu i sprawdzi�, o co c h o d z i , gdy Dudley wreszcie si� o d w r � c i � i ruszy� w jego k i e r u n k u . Bardziej z niecierpliwo�ci ni� z ch�ci oszcz�dzenia Dudleyowi d�u�szego przebywania na mrozieVincent otworzy� przed nim drzwi powozu. Ale gdy Dudley d o s z e d � , nie pospieszy� do �rodka, w og�le nie wsiad� do powozu, tylko s t a � wci�� na �niegu, j a k b y mu r o z u m o d e b r a � o . W k o � c u , nim Vincent zd��y� zapyta�, co jest przyczyn� tak dziwnego zachowania, Dudley o�wiadczy�: - Jeszcze nigdy w �yciu nie p o s t � p i � e m tak n i k c z e m n i e , p a n i e , nigdy te� wi�cej nie uczyni� niczego p o d o b n e g o . O d c h o d z � . P a t r z � c na niego , Vincent u n i � s � pytaj�co brwi. - O d c h o d z i s z , bo...? - J u t r o r a n o z � o � � na pa�skim biurku oficjaln� rezygnacj�. Vincent d e l e k t o w a � si� przez chwil� s m a k i e m o s � u p i e n i a . N i e - cz�sto si� z d a r z a � o , �eby go co� a� tak z a s k o c z y � o . Ale po chwili w r � c i � o p o p r z e d n i e zniecierpliwienie. - N i e c h p a n wsiada do t e g o c h o l e r n e g o p o w o z u , D u d l e y . Wy -t � u m a c z y si� p a n , ale n i e m u s i pan sta� na t y m przekl�tym � n i e - gu. - N i e , p a n i e - o d p a r � sztywno D u d l e y . - P o s t a r a m si� na w � a s - n� r�k� dosta� do d o m u , uprzejmie p a n u dzi�kuj�. - To n o n s e n s ! O tej porze nie znajdzie pan �adnej d o r o � k i . - A jednak spr�buj�. To m � w i � c , sekretarz z a m k n � � drzwiczki pojazdu i ruszy� ulic�. W innej sytuacji Vincent wzruszy�by r a m i o n a m i i p r z e s t a � si� n i m zajmowa�, by� jednak zniecierpliwiony, a to ju� g r a n i c z y � o ze stanem emocjonalnym. Z a n i m si� spostrzeg�, wysiad� z powozu i p o d � � a � za D u d l e -yem, rzucaj�c mu p y t a n i e : - Co , u licha, z a s z � o w tamtym d o m u , �e a� p o s...
GAMER-X-2015