15195.txt

(267 KB) Pobierz
Gracjan Bojar-Fijałkowski — żołnierz kampanii wrześniowej, partyzant i więzień hitlerowskich obozów koncentracyjnych — od kilkunastu lat mieszka w Koszalinie. W swej literackiej twórczości wiele miejsca poświęca słowiańskiej przeszłości i folklorowi Pomorza Zachodniego. Jego książki, napisane barwnym potoczystym językiem, cieszą się zasłużoną popularnością — szczególnie wśród dzieci i młodzieży, która czerpie z nich wiedzę o ziemi rodzinnej.
Są one cennym ogniwem, zespalającym kulturę dawnych ziem pomorskich z kulturą pozostałych regionów Polski.
KOSZALIŃSKIE TOWARZYSTWO SPOŁECZNO-KULTURALNE
Gracjan    Bojar-Fijałkowski
i


KOSZALIN 1972
Recenzent pracy PROF. DR JÓZEF BURSZTA
Projekt okładki i ilustracji IRENA KOZERA
KOSZALIŃSKIE TOWARZYSTWO SPOŁECZNO-KULTURALNE KOSZALIN, UL. ZWYCIĘSTWA 126
Druk: Prasowe Zakłady Graficzne w Koszalinie. Oddano do składania w czerwcu, druk ukończono w październiku 1972 r. Ark. wyd. 5,5 ark druk. 8,75; nakład 2000 egz. format 11X18 Papier drukowy ki. III 80 g 61X86; karton b. ki. III 220 g. 61X86 zam. D-51 C-2
Cena zt 10,—
OD AUTORA
Oddając do rąk Czytelników niniejszy zbiorek, kierowałem się przede wszystkim życzeniem najmłodszych koszalinian, którzy chcieliby poznać dzieje rodzinnego miasta i okolicy, osnute na kanwie ludormjch opowieści.
Niewiele przekazów zostało z dawnych czasów. Mimo to starałem się, aby wszystkie zdarzenia i opisy, przedstawione na kartach tej książki, były w jakiejś mierze odbiciem skomplikowanych dziejów grodu i miasta Koszalina. Zawierają więc one autentyczne wątki słowiańskie, powstałe na rodzimym gruncie — a także wątki wędrowne, przyniesione i adaptowane w wyniku szerokich kontaktów politycznych, handlowych, religijnych i kulturalnych Pomorza Zachodniego z ówczesnym światem — i wreszcie wątki germańskie, które przywędrowały tu wraz z niemieckimi osadnikami, bądź też narodziły się w miarę pogłębiania procesów germanizacyjnych. Rozróżnienie ich nie jest bynajmniej sprawą łatwą ■— tym bardziej, że nie zawsze występują w jakiejś czystej postaci.
Niektóre z tych wątków — głównie słowiańskie — odnajdujemy w literaturze baśniowej innych dzielnic Polski, co zdaniem autora winno być argumentem przemawiającym za ich wspólnym pochodzeniem.
3
W pracy nad zbiorkiem korzystałem z cennych wskazówek wybitnego znawcy zachodniopomorskiego folkloru, Pana Profesora Doktora Józefa Burszty, któremu za okazaną pomoc z tego miejsca serdecznie dziękuję.
GRACJAN BOJAR-FIJAŁKOWSKI
Koszalin, w kwietniu 1972 roku
ŚLADEM STULECi
I
Początki istnienia koszalińskiego grodu zagubiły się w mroku dziejów. Nie wiadomo dotychczas kiedy powstał, kto go zbudował i w jakim miejscu — podobnie jak sąsiednie grody słowiańskie w Unieściu, Kraśniku i Gorzebądziu. Ziemia pomorska — prastara ziemia Słowian — nadal ukrywa przed wzrokiem archeologów dostojne szczątki przeszłości.
Więcej mówią dokumenty. Ale i te najstarsze wymieniają okres znacznie późniejszy, kiedy w 1214 roku książę Bogusław II nadał klasztorowi Norbertanów z Białoboków wieś „Cussalin iuxtam Cholin". Istniała więc osada, stanowiąca zapewne gospodarcze zaplecze grodu, położona między warownym obszarem i najwyższym na południowym brzegu Bałtyku wzniesieniem — tajemniczą Górą Chełmską.
5

Mówią one również o istnieniu kasztelańskiego grodu, którego ostatnim zarządcą jako „castellanus castri" był rycerz zwany Dawidem. Nie znamy bliżej tej ciekawej postaci: kim był, skąd się wywodził jak długo zarządzał grodem i jego załogą. Musiał to być ktoś znamienity, skoro Bogusław II powierzył mu tak zaszczytną funkcję.
Wieść gminna powiada, że kiedyś w zamierzchłych czasach u południowych brzegów Bałtyku pojawiły się trzy okręty. Jeden skierował się do ujścia Parsęty, drugi do Wieprzy, trzeci zaś wpłynął na wody morskiej zatoki, której pozostałością jest dziś Jezioro Jamneńskie. Może na jego pokładzie przybyli budowniczowie koszalińskiego grodu? Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyż ziemia pomorska — jak pisze średniowieczny kronikarz Herbord — była w o-wych czasach prawdziwą „Ziemią Obiecaną". Bogactwa rozległych puszcz, obfitość ryb w rzekach i jeziorach, miód i płody rolne, a także złoto Bałtyku, drogocenny jantar — to wszystko przyciągało żeglarzy i podróżników z najdalszych krain. Również karawany kupieckie często zatrzymywały się tutaj w drodze z Gdańska do Kołobrzegu, Wolina i Szczecina, przyjmowane gościnnie przez pracowitych i zdolnych mieszkańców, którzy słynęli z wyrobu najcieńszego płótna, zaś w jego barwieniu nie mieli sobie równych.
Najpewniej jednak początki koszalińskiego grodu wiążą się z wyprawami Mieszka I na
6
Pomorze Zachodnie w latach 960 — 972. Miały one na celu złączenie północnych Słowian w jedno wielkie państwo. Słynny podróżnik i uczony Ibrahim Ibn Jakub pisał wówczas:
„...A co się tyczy kraju Mieszka, to jest on najrozleglejszy z ich (to znaczy słowiańskich) krajów. Ma on trzy tysiące pancernych, podzielonych na oddziały, a setka ich znaczy tyle, co dziesięć secin innych wojowników. Daje on tym mężom odzież, konie, broń i wszystko, czego tylko potrzebują. A gdy jednemu z nich urodzi się dziecko, on każe mu wypłacać żołd od chwili urodzenia, czy będzie płci męskiej czy żeńskiej. A gdy dziecię dorośnie, to jeżeli jest mężczyzną, żeni go i wypłaca za niego dar ślubny ojcu dziewczyny, jeżeli zaś jest płci żeńskiej, wydaje je za mąż i płaci dar ślubny jej ojcu. A dar ślubny jest u Słowian znaczny".
Nie ulega wątpliwości, że doskonale wyposażone i odpowiednio dobrane drużyny Mieszka budziły wśród mieszkańców pomorskiej krainy wielki respekt. Znalazł on także wyraz w legendarnych wątkach o Olbrzymach, których ludowa fantastyka obdarzyła nadnaturalnymi cechami. Niektóre spośród legend mówią o istnieniu w pobliżu średniowiecznego Koszalina „Wzgórza Olbrzymów", kryjącego w swym wnętrzu kości zmarłych wojowników. Współcześni badacze przypuszczają, że mogło się ono znajdować w miejscu, gdzie obecnie ulica Spółdzielcza łączy się z ulicą Niepodległości. Oczywiście musiało być wówczas znacznie wyższe.
7
Kto wie, czy właśnie w jego pobliżu nie należy szukać śladów dawnego grodu? Zwykle ludowe podania zawierają w treści cząstkę historycznej prawdy. Względy topograficzne wskazywałyby jednak na teren położony wzdłuż ulicy Dąbrowskiego, opadający w stronę rzeczki Dzierżęcin-ki, której rozlewiska utrudniały dostęp od strony wschodniej.
Nie popełnimy chyba błędu — przyjmując, że pobyt mieszkowych drużyn na Pomorzu Zachodnim nosił cechy stałości, którą mogły zapewnić przede wszystkim warowne grody jako ośrodki władzy wojskowej, administracyjnej i gospodarczej. Ich utrzymanie obciążało miejscową ludność, przy czym ów przymus doprowadzał niejednokrotnie do sytuacji konfliktowych, charakterystycznych dla okresów zmian ustrojowych oraz politycznych i społeczno-go-spodarczych. Znajdowały one odbicie również w ludowych podaniach. Z drugiej jednak strony warowne grody dawały tejże ludności schronienie w przypadkach wojennej pożogi. Na szczęście wojny omijały wówczas okolice Koszalina.
Przez wiele wieków pomorscy Słowianie żyli w ustroju wspólnot rodowych, szczepowych i plemiennych. Ich puszczański świat, pełen bóstw i demonów, chylił się jednak ku upadkowi. Poprzez łoskot padających dębów, poprzez szczęk broni i bitewny zgiełk szło ku nim Nowe.
8
II
Wraz z przybyciem misji chrystianizacyj-nej Ottona z Bambergu, popieranej i wspomaganej przez Bolesława Krzywoustego, rozpoczął się dla Pomorzan nowy okres dziejów. Niewiele przekazów, dotyczących owych burzliwych wydarzeń, odnosi się do Koszalina. Wiadomo jedynie, że w miejscu istniejącej dotychczas na Górze Chełmskiej gontyny zbudowano chrześcijańską kaplicę pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny, która wkrótce stała się celem licznych pielgrzymek. Wieść o słynącym cudami miejscu obiegła świat, docierając nawet do odległej Hiszpanii.
Jedno z ludowych podań wspomina o rycerzu Piotrze Bulgrinie z Osiek, który w porywie nagłego gniewu zabił swego brata. Dręczony wyrzutami sumienia, udał się do sławnego klasztoru świętego Jakuba de Compostela w Hiszpanii, aby tam uzyskać rozgrzeszenie. Tymczasem hiszpańscy zakonnicy polecili mu udać się do cudownej kaplicy na Górze Chełmskiej koło Koszalina. Rozgniewany rycerz powrócił w ojczyste strony i postępował jeszcze gorzej niż dawniej. W końcu przebił się mieczem na grobie brata.
Mimo wszystko Nowe z trudem torowało sobie drogę. Przez długie jeszcze lata tradycje dawnych wierzeń żyły wśród ludu. Podtrzymywały je coroczne obrzędy święta plonów, obchodzone uroczyście w świątyni Swantewita na Ru-
9
gii — najsławniejszym ośrodku kultowym północnej Słowiańszczyzny. Zarówno cesarstwo rzymskie narodu niemieckiego jak i jego wasale — przede wszystkim Brandenburczycy — skrzętnie wykorzystywali tę okoliczność dla siania niezgody między słowiańskimi plemionami, a tym samym dla stworzenia przeszkody na drodze do ich zjednoczenia w granicach rosnącego w siłę i znaczenie państwa polskiego.
Ślady opisanych przemian znajdujemy również w ludowych wątkach. Z ich stojących na pograniczu fantazji i historycznej prawdy można wysnuć przypuszczenie, że zamożny ośrodek handlowy, jakim byl wówczas Koszalin, odgrywał w kontaktach z Arkoną niepoślednią rolę.
Podobno w miejscu, gdzie dziś znajduje się niewielki plac Kilińskiego i gdzie aż do XVIII wieku stała kaplica pod wezwaniem świętego Mikołaja, istniała niegdyś stocznia. Budowano statki, z których każdy mógł pomieścić czterdziestu wojowników z końmi. Po zakończeniu budowy spychano je na drewnianych klocach do zatoki jamneńskiej. Nadmorski gród wykorzystywał dogodne położenie dla rozwinięcia rybołówstwa i handlu morskiego. Świadczy o tym przekaz, że na Górze Chełmskiej stała od najdawniejszych czasów latarnia morska, wskazująca rybakom i żeglarzom bezpieczne wejście do portu. Stąd też zapewne płynęli na Rugię wysłannicy z darami.
10
Przez ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin