Lowell Elizabeth - Donovanowie 01 - Bursztynowa plaża.pdf

(1391 KB) Pobierz
Lowell Elizabeth - Donovanowie
BURSZTYNOWA PLAŻA
Z angielskiego przełożyła Anna Kruczkowska
LiBROS
1
Jeden rzut oka wystarczył Honor Donovan, by zrozumieć, że Kojący przed nią mężczyzna należy
do gatunku tak zwanych trudnych facetów. Ale z drugiej strony jej obecna sytuacja była tak
skomplikowana, że nawet prężne przedsiębiorstwo jej rodziny -Mrroko znana firma Donovan
International - nie mogło jej
[IOIIIÓC.
Jeśli jest pan z policji, to proszę zamknąć za sobą drzwi, wy-t hod/.ąc - poleciła. - Jeśli natomiast
jest pan dziennikarzem, pro-»/.c się wynosić do diabła!
Już mu złożyłem wizytę.
Ma pan podkoszulek na dowód? Zaczął rozpinać guziki wyplamionej dżinsowej kurtki.
- To zbyteczne - zatrzymała go. - Jest pan reporterem, czy tak?
Nie, jestem przewodnikiem. Żyję z tego, że pokazuję wędka-
■om, gdzie są najlepsze łowiska.
- Piranii?
- Czy pani jest panną Honor Donovan? Ta pani dała ogłosze
ni, że potrzebuje osoby, która dobrze zna wody północno-za-
i hodniej strefy Pacyfiku i potrafi prowadzić morskie jachty mote
lowe.
Westchnęła z rezygnacją. Ten potężnie zbudowany mężczyzna /1 n odą porośniętą czarnym
szczeciniastym włosem, jasnymi oczami blizną nad lewą brwią i czystymi paznokciami
nieprzypadkowo Imlil do letniskowego domku w Puget Sound, będącego własnością
7
 
jej zaginionego brata. Nieomylny instynkt podpowiadał jej, że po mimo dość niesympatycznego
wyglądu ten człowiek jest najlep szym kandydatem spośród wszystkich, którzy zgłosili się do niej d<
pracy w odpowiedzi na ogłoszenie.
Jeden z nich okazał się gliniarzem, który próbował udawać ry baka. Drugi był świeżo przybyłym
emigrantem, który mówił tal niewyraźną angielszczyzną, że z trudem go mogła zrozumieć. Trz ci był
głęboko przekonany, że autorce ogłoszenia chodzi głównii o jego ciało, którym pysznił się w
widoczny sposób. Angielszczy zna czwartego wprawdzie nie budziła zastrzeżeń, ale za to jeg wzrok
przywodził jej na myśl zimnokrwiste stworzenia żyjąc wśród bagien.
Od trzech dni jednak nikt nie przyszedł. Dostawała obłęd licząc minuty i łudząc się nadzieją, że
Kyle niespodziewanie po jawi się w drzwiach domku. Stanie na progu z tym swoim cha
rakterystycznym szelmowskim uśmiechem na ustach i wyjaśni dlaczego policja podejrzewa go o
kradzież bursztynu wartegc milion dolarów. Uporczywie oddalała od siebie myśli, że mogj być jeszcze
inne przyczyny jego zaginięcia. Odrzucała zwłasz cza tę, która odbierała sen i powodowała w gardle
tak bolesnj skurcz, że jej oczy pozostawały suche mimo szalejącej w serci rozpaczy.
Kyle żyje. Po prostu nie może być inaczej.
- Czy mam przyjemność mówić z panną Donovan?
Honor wyrwana z zadumy nagle sobie uświadomiła, że najnow
szy kandydat na pracownika nadal przed nią stoi i czeka, by po twierdziła, czy rzeczywiście jest tą
osobą, której ogłoszenie widnia ło na każdym rogu ulicy miasteczka Anacortes.
 Tak, to ja - odparła.
 Tak też myślałem. Spojrzała na jego wargi i zrozumiała, jak musiał czuć się małj
Czerwony Kapturek, kiedy po raz pierwszy zobaczył zęby swój „babci".
Przepraszam, o co chodzi? - zapytała.
Pani rozlepiła to ogłoszenie jakby z myślą o mnie - wyjaśnił.
Czy może pan przedstawić jakieś referencje?
Prawo jazdy? Pozwolenie na połów ryb? Pozwolenie na pro-N .11 l/cnie łodzi? Zastrzyk
przeciwtężcowy?
A co ze szczepieniem przeciw wściekliźnie? Honor wyskoczyła z tym dowcipem, nim zdążyła
pomyśleć u lepszej odpowiedzi. Nabrała zwyczaju odcinania się w wyniku i hi I/lennego obcowania ze
starszymi od siebie, apodyktycznymi hriićmi.
Przepraszam, panie...
Mallory.
Panie Mallory.
Proszę mi mówić Jake. Będzie prościej, jeżeli będziemy sobie Hlówić po imieniu.
A więc dobrze, Jake. Chodzi mi o referencje od ludzi, dla któ-i viii kiedyś pracowałeś.
Nie masz zbyt wielkiego pojęcia o pracy przewodnika, piiiwda?
Gdyby tak było, nie musiałabym nikogo zatrudniać, chyba się Igtidzasz?
Uśmiechnął się.
Pomyślała o biednym Czerwonym Kapturku.
Powinieneś popracować trochę nad swoim uśmiechem. Nie jrNl /.byt zachęcający.
Jake próbował udawać, że zmartwiła go ta uwaga. Zatroskana
.1 nie była jednak nawet na jotę bardziej przekonująca niż jego
Udinicch.
Jeśli twoje ręce są chociaż w połowie tak szybkie jak twój ję- lyk - zauważył - zrobię z ciebie w
krótkim czasie doskonałego Wędkarza.
 Wędkarkę.
 Nie istnieje takie zwierzę.
 
 Niech ci będzie. Chcesz wziąć tę pracę? Jeśli tak, to kiedjj możemy zacząć?
 Czy masz pozwolenie na połów ryb?
 Nie.
 Wobec tego nie możemy jeszcze wyruszyć. Niedobrze. Niej ma słońca, nie ma wiatru. Za kilka
godzin będzie maksimum pły wu. Na wyspach San Juan sytuacja jest podobna.
 Jakie ryby będziemy łowić?
 Takie, jakie uda nam się złapać. W ten sposób zaoszczędzimy sobie rozczarowania.
 Czy to twoja filozofia życiowa?
 Wyrobiłem ją sobie, kiedy dorosłem. Podniosła głowę i przyjrzała mu się
uważnie.
 O co chodzi? - zapytał. - Czy mam uszy z tyłu głowy?
 Próbowałam sobie jedynie wyobrazić ciebie jako dorastającego chłopca.
 Zabawne. A ja nie mam trudności z wyobrażeniem sobie ciebie na podobnym etapie. Czy
umiesz pływać?
 Jak ryba.
 Zważywszy na mój zawód i w ogóle, może powinnaś głębiej się zastanowić nad tym
wyznaniem.
 Masz rację.
 Jest to sprawa zasadnicza. Bez tego nie ujedziemy. To pierwsza lekcja wędkowania, jakiej ci
udzielam.
Zaskoczona leniwym, niespodziewanym uśmiechem Jake'a i jego ostrym dowcipem, Honor
roześmiała się trochę bezradnie. Łzy paliły ją pod powiekami i z trudem powstrzymywała płacz.
W ciągu ostatnich tygodni bywały noce, że prawie nie zmrużyła oka. Dlatego też wystarczyły
dwie minuty obcowania z Jakiem Mallorym, by rozkleiła się zupełnie. Szczególne połączenie szorst-
kości obycia, męskiego ciepła i gorzkiej mądrości wywarłyby na niej wrażenie w każdej sytuacji, ale
obecnie, kiedy czuła się taka
lie/.bronna, zdana całkowicie na pastwę miotających nią uczuć: Obawy i lęku, wydał jej się zabójczo
atrakcyjny.
„Niefortunne jest słowo: zabójczo - pomyślała. - Naprawdę niefortunne". Gdyby dopuściła do
siebie myśl o śmierci Kyle'a, palące l/y popłynęłyby strugą na walające się w nieładzie papiery na
biurku.
Mrużąc oczy, Honor wyjrzała przez jedno z licznych okienek na krajobraz rozciągający się za
domkiem. Za szklaną płytą rysowały się porośnięte świerkami skaliste pagórki, schodzące w dół ku
zimnym, niebieskozielonym wodom zatoki Puget Sound. Bursztynowa plaża wyglądała jak pas
brunatnego piasku, okolony pierścieniem ciemnych skał, między którymi poniewierały się wyrzucone
przez morze kłody drzew, wyblakłe od długiego przebywania w wodzie. Motorowy jacht Kyle'a,
liczący dwadzieścia siedem stóp długości, błyszczał jasnym lakierem tuż obok pływa-lącego doku,
zbudowanego specjalnie w tym celu. Kyle nazwał swoją łódź „Tomorrow", czyli „Jutro", ponieważ
rzadko kiedy miał czas wybrać się na ryby w dniu, w którym sobie zaplanował.
Serce Honor przeszył w tej chwili lęk, że może zdarzyć się i tak, iż. jej brat już nigdy nie będzie
miał czasu.
Odchrząknęła. Szybko zebrała rozproszone myśli i odezwała się lekko schrypniętym głosem:
 Sprawa zasadnicza, powiadasz. Dobrze. Postaram się zanotować to sobie w pamięci.
 Lepiej w pamięci niż gdzie indziej. Kiedy spodziewasz się otrzymać pozwolenie na połów ryb?
 Na połów ryb?
 Tak.
 Sądzę, że w każdej chwili. Gdzie je wydają?
 Wszędzie tam, gdzie sprzedają sprzęt do wędkowania.
 Ryby... oślizgłe, pokryte szlamem, wydające ostrą przenikliwą woń. - Westchnęła. - Wprost nie
mogę się doczekać.
 
Jake zmrużył oczy tak mocno, iż między powiekami prześwitywały jedynie błyszczące szare
szparki, okolone ciemnymi rzęsami.
Dokładnie sobie nie uświadamiał, czego oczekiwał od siostry Ky-le'a Donovana. Wiedział tylko, że to
nie była Honor.
 Powinnaś postarać się wykazać nieco więcej zapału do wędkowania - zauważył.
 Przeżyłam ciężki miesiąc, o czym przypuszczalnie wiesz, jeśli oczywiście czytujesz gazety.
 Zaginął ci mąż - zaczął Jake ze współczuciem, jak gdyby nie miał pojęcia, kim jest Honor.
 Brat - poprawiła.
 Brat?
 Tak, brat, ale on nie zaginął. On w gruncie rzeczy żyje.
 Brat, który nie zaginął, w rzeczywistości jest żywy. Czy to dlatego policja ma nadzieję, że się tu
pojawi?
 Co przez to rozumiesz?
Jake wzruszył ramionami i szybko ogarnął w myśli sytuację. Miał w tym doświadczenie.
Większość ludzi, którzy w swym życiu zetknęli się oko w oko ze śmiercią, celowała w tej
umiejętności. Pierwsza refleksja nie była pocieszająca; jeśli dama z żałośnie wygiętymi zmysłowymi
ustami, zuchwałym podbródkiem, ubrana w czarny workowaty dres, nie zauważyła gliniarza w cywilu,
wałęsającego się wokół drogi dojazdowej do domku Kyle'a, to albo nie grzeszyła mądrością, albo była
zupełnie nieświadoma gry, w jaką bawił się jej brat.
Lub w którą on się bawił. Słowo „zaginiony" da się z powodzeniem zastąpić określeniem
„nieżywy".
- Na skrzynce listowej widnieje nazwisko Kyle Donovan - za
uważył Jake. - Czy to on jest tą zaginioną osobą?
Honor potwierdziła skinieniem głowy. Promienie słońca, które w tym momencie padły na jej
krótko obcięte kasztanowate włosy, zalśniły złociście na lokach. Niezwykle piękne,
bursztynowozielone oczy pokryła wilgotna mgiełka. Również w głosie dziewczyny Jake wyczuł łzy.
Potrząsnął lekko głową. Jak na siostrę kłamcy, złodzieja i mordercy sprawiała wrażenie nadmiernie
wrażliwej i naiwnej.
Z drugiej jednak strony życie nauczyło Jake'a, że wygląd nie /;iwsze jest nieomylnym wskaźnikiem
czyjegoś charakteru. Liczyły się tylko czyny. Honor jako przedstawicielka klanu Dono-v;inów
współdziałała z innym członkiem swej rodziny. Mogła wyglądać słodko i niewinnie, jak harcerka,
sprzedająca ciasteczka w ramach akcji dobroczynności, ale kiedy ogłosiła, że poszukuje przewodnika
do wypraw rybackich, tym samym zadeklarowała swój udział w międzynarodowym polowaniu na
bursztynowy ••karb. A naczelną zasadą tego wyścigu było to, że zwycięzca za-garnia całą pulę.
Jake był zdecydowany zostać zwycięzcą.
 Może opowiesz mi o swych problemach, kiedy będziesz pokrywała mi łódź - zaproponował.
 Nie widzę konieczności. Potrzebny mi przewodnik, nie spowiednik.
 To wszystko wchodzi w zakres usługi - odparł, kierując się do wyjścia. - Jak praca przy barze.
 Nie chcesz podyskutować o wynagrodzeniu?
 Sto dolarów dziennie.
 To nie jest dyskusja. Odwrócił się w jej stronę.
 Dwieście!
 Sto!
 Zgoda. Chodźmy obejrzeć łódź.
Zastanawiając się, czy nie popełniła błędu, Honor wstała i wy-N/.la zza biurka. Przy tej czynności
potrąciła nieostrożnie stos malw ii tekturowych pudełeczek, piętrzących się na blacie. Jedno / nich
ześlizgnęło się po papierach i wysunęło poza krawędź. Pu-i Id ko się otworzyło i wypadła zeń
intensywnie żółta, przezroczysta bryłka, która lada moment mogła się rozbić na twardej podłodze.
Nim zaskoczona Honor zdała sobie sprawę, co się dzieje, Jake pochwycił toczący się przedmiot w
połowie drogi między biurkiem u posadzką, tak że nie spadł na ziemię.
 
12
13
- Wielki Boże, ale z ciebie szybki Bill! - powiedziała z uznaniem. - Dziękuję. Kyle mnie ostrzegł,
że bursztyn jest tak kruchy jak szkło i równie łatwo się rozbija.
Jake i bez jej wyjaśnienia wiedział, że trzyma w ręku bursztyn. Żaden inny kruszec na ziemi nie
odznaczał się taką lekkością, takim ciepłem i równie satynową delikatnością pod palcami. Podniósł
bryłkę pod słońce, którego promienie wlewały się przez okno, i przyglądał się światłom i cieniom
załamującym się na złocistej powierzchni. Jeżeli się nie mylił - co było mało prawdopodobne -
trzymał w ręku wyjątkowo piękny okaz szlachetnego bałtyckiego bursztynu.
- To fragment przesyłki, jaką obie z siostrą otrzymałyśmy
ostatnio od Kyle'a - wyjaśniła Honor. - Nigdy dotychczas nie
miałam do czynienia z bursztynem. Jest niezwykle fascynującym
materiałem. Kopalny, trwały, a jednocześnie tak niebywale kruchy.
Jake spojrzał na nią ukradkiem.
 Czy zajmujesz się handlem?
 Nie. Jestem projektantką. Mężczyźni z mego rodu nie mogą sobie wyobrazić, by ich kobiety
wypuszczały się za zarobkiem w wielki, nieznany i groźny świat. To do obowiązku mężczyzn należy
dostarczanie im nie oszlifowanych drogocennych kamieni.
 Bardzo słusznie.
 To kwestia poglądu.
- Twój brat nie zaginął w Disneylandzie.
Honor zrobiła żałosną minę.
Rozległ się dźwięk telefonu. Sięgnęła po słuchawkę z uczuciem ulgi. Jeśli naprzykrza się jakiś
kolejny reporter, to z niezmierną satysfakcją tak trzaśnie słuchawką o widełki, aż mu zadzwoni w
uszach.
 Dom Kyle'a Donovana.
 Cześć, Honor, jak się masz? Jak leci?
Głęboki, zniecierpliwiony głos starszego brata docierał do niej z oddali niczym przez warstwę
mokrego piasku.
14
 Tak cię słychać, jakbyś mówił z innej planety - zauważyła.
 Praktycznie tak jest. Dzwonię z Petropawłowska, Koriacki Okręg Autonomiczny.
 Możesz powtórzyć jeszcze raz?
 Wschodnia Rosja dla tych, którzy mieszkają w innych kra-|ach. Konkretnie: półwysep
Kamczatka.
Ręka Honor zacisnęła się mocniej na słuchawce, kiedy targana na przemian nadzieją i obawą
próbowała z wysiłkiem zachować naturalne brzmienie głosu.
 Odnalazłeś Kyle'a? - zapytała sztywno.
 Nie.
 Policja tutejsza także nic nie wie.
 Policja! Dałaś im znać, mimo iż ci powiedziałem, że nie...
 Nie musiałam nikogo powiadamiać - przerwała. - Od trzech dni gliniarze wałęsają się wokół
domu Kyle'a jak stado głodnych psów. Co to wszystko znaczy?
Na linii nastała pełna napięcia cisza. Honor słyszała nieomal, |;ik myśli Archera galopują mu po
głowie; szybko rozważał zasłyszane od niej informacje.
 Czego oni chcą? - zapytał.
 Podobnie jak ty nie odpowiadają na pytania. Wyłącznie mi je zadają.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin