Tajemnice istnienia - dobro i zło.doc

(294 KB) Pobierz

Tajemnice istnienia - Dobro i Zło

Aby móc doświadczać życia konieczne są przeciwieństwa. Gdyby wszystko było takie samo, nie byłoby tworzenia i efektów doświadczania tego tworzenia. Pojęcia dobra i zła są jednym z wielu dualizmów, które mają doniosły wpływ na nasze życie i są podstawą wszelkich religii i filozofii.

Część 27

Waldemar Witkowski

Copyright © 2007

ul. Olszowa 16 08-300 Sokołów Podlaski

tel. 0-prefiks-25 7872195

tel. kom. 0508-245857

waldemarwitkowski@wp.pl

„Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo". To powszechnie znane zdanie rozpoczynające Ewangelię według Jana zawiera w sobie fundament, który powinien być wbudowany w każdą filozofię, w każdy system wiary, w każdą strukturę nauki, w każdy indywidualny światopogląd współczesnego człowieka. Gdyby tak właśnie było, cały nasz świat wyglądałby zupełnie inaczej i zamiast obecnego piekła walki o przetrwanie mielibyśmy raj pełnego zrozumienia współistnienia, z każdym dniem dającego coraz więcej powodów do szczęścia i do radości.

Zastanówmy się, co takiego szczególnego zawiera to zdanie, w czym leży jego moc i siła, jaką kryje w sobie tajemnicę. Te wielkie słowa informują nas, że Wszystko Jest Jednością, że Zycie jest fenomenem Jedności w Wielości i Wielości w Jedności. Inaczej mówiąc, wszystko co jest, pochodzi od Boga i jest Bogiem.

„Na początku było Słowo". Stwierdzenie to oznacza, że był początek i tym początkiem było Słowo. A skoro mamy początek, musi również istnieć i koniec. Przed Słowem istnieje zawsze Myśl. A zatem Myśl była przed początkiem. Myśl nie istnieje bez Myślącego, a więc musiał również być i Myślący.

„A Słowo było u Boga". Ponieważ Słowo było u Boga, więc Myślącym był Bóg, który trwał, zanim pojawiła się Myśl i w jej efekcie Słowo.

„I Bogiem było Słowo". Słowo jak Bóg, otrzymało moc Stwórczą, a więc nie tylko było Źródłem początku, ale mając boskie atrybuty kontynuowało i kontynuuje Wielkie Dzieło Tworzenia, aż do jego końca, który nie jest niczym innym jak powrotem wszystkiego co jest, do Boga (rysunek nr 44).

Skoro Bóg trwał zanim pojawiło się Słowo, zarówno wcześniej, jak i później, mogły i mogą zaistnieć inne Słowa (rysunek nr 45), co oznacza, że oprócz naszego wszechświata nie tylko istniały, ale również istnieją i istnieć będą inne wszechświaty.

Istnienie wielu wszechświatów powoduje, że przejawione życie nie zamiera wraz ze zwinięciem się konkretnego wszechświata, a wręcz przeciwnie, kontynuuje swój rozwój na innych polach tworzenia i doświadczania. Powstawanie, rozwój i zwijanie się wszechświatów opisane zostało w piętnastej części cyklu „Tajemnice Istnienia" zatytułowanej „Teoria wszystkiego".

Zostawmy jednak w spokoju te inne wszechświaty i skoncentrujmy się na tym, w którym przyszło nam żyć. Jak powiedzieliśmy, wszyscy i wszystko pochodzi od Boga i jest Bogiem doświadczającym Siebie poprzez proces Wielkiego Dzieła Tworzenia na różnych poziomach gęstości przejawionego istnienia. Skoro tak, to skąd bierze się Zło, skąd dominuje w naszym życiu bezlitosny Mrok?

Poszukując odpowiedzi na pytania: „kim jestem?", „skąd przychodzę?", „dokąd zmierzam?" - współczesny człowiek ma do dyspozycji mnóstwo teorii, światopoglądów, recept na określenie własnej roli w przejawiającej się wokół rzeczywistości. Rozpoczynając swoje poszukiwania dotyczące odpowiedzi na podstawowe dla naszego istnienia pytania chętnie z tych podpowiedzi korzystamy, biorąc udział w kursach duchowego rozwoju, poznając prawdy głoszone przez różne religie, ulegając podszeptom coraz szerzej rozrastających się różnego rodzaju sekt, albo popadamy w skrajny ateizm, tracąc często przy tym sens naszego istnienia. Podobnie też i w innych sprawach dotyczących naszego codziennego życia - „co głowa, to rozum" - każdy z nas ma swoje zdanie na dany temat, przeważnie wszystko wie „najlepiej" i krytykuje innych za ich „błędną" ocenę analizowanej sytuacji. Również i w polityce różnorodność destrukcyjnych pomysłów, krytykanctwo i wzajemne tępienie się jest wręcz przerażające.

Skąd bierze się ten ogrom różnorodnych poglądów, często sprzecznych ze sobą i wykluczających się nawzajem? Jak odnaleźć się w tym informacyjnym chaosie? W jaki sposób w prezentowanych opiniach i teoriach wyłuskać to, co niezaprzeczalnie może stanowić istotną dla nas wartość i co może przydać się nam w naszej dalszej życiowej podróży?

Gdy nocą spojrzymy w gwieździste niebo i uświadomimy sobie, że kiedyś ten Wszechświat nie istniał, to zrozumiemy, że Ktoś go stworzył i ten Ktoś zrobił to sam, bez pomocy wszechmocnie dziś panującego Mroku. Mrok nie jest partnerem Boga, ale pochodną procesu polaryzacji przejawionego życia. A zatem we wszystkim, od największego po najmniejsze (w świetle i w mroku; w Tobie i we mnie; w istnieniach pozytywnych i negatywnych; w minerałach, roślinach i zwierzętach; w atomach i komórkach; w gwiazdach i skupiskach galaktyk itp.), jest Stwórca doświadczający swojego Wielkiego Dzieła Tworzenia -jedyna różnica jest w samoświadomości form, za pomocą których On doświadcza. A z tego wynika, że wszystko w swojej najgłębszej istocie jest Jednością.

Świat, w którym żyjemy, jest światem dualistycznym, światem przeciwieństw, światem nawzajem uzupełniających się relacji. I tak, jest ciepło i zimno, światło i ciemność, radość i smutek, odwaga i lęk, yang i yin, plus i minus, wysoko i nisko, daleko i blisko itp. Aby móc doświadczać życia konieczne są przeciwieństwa. Zycie jest przecież jedną wielką zmianą. Gdyby wszystko było takie samo, nie byłoby tworzenia i efektów doświadczania tego tworzenia. Dlatego też Bóg Absolutny (Absolut) decyduje się w swojej części na rezygnację z Pełni, wypowiadając Słowo i tworząc tym samym dualistyczny wszechświat (rysunek nr 46).

Posiadające atrybuty boskości Słowo i wynikający z niego dualistyczny wszechświat tworzą łącznie Wielkiego Stwórcę reprezentującego Boga w działaniu. Aby to lepiej sobie wyobrazić, przypomnijmy sobie dwuwymiarowy model obrazujący te jakże abstrakcyjne dla nas pojęcia.

Zacznijmy od stanu istnienia sprzed rozpoczęcia procesu tworzenia. Stan ten charakteryzuje się istnieniem Wiecznego, Niezmiennego, będącego Pełnią Boga. W modelu tym Bóg jest nieprzejawiony („Nic nie ma"), a więc jest bezosobowy - nazwijmy Go Bogiem absolutnym. Ponieważ w sytuacji przed rozpoczęciem procesu tworzenia Bóg jest Pełnią i Jest wszystkim, co Jest, oraz jednocześnie Nic nie jest przejawione, to symbolicznym modelem Boga bezosobowego może być idealnie biała płaszczyzna nie mająca początku ani końca, gdzie każda jej cząstka jest identyczna z pozostałymi. Biel, czyli brak przejawionych kolorów, jest jednocześnie idealnie zrównoważoną sumą wszystkich możliwych barw, które dzięki doskonałemu zsynchronizowaniu połączyły się w Jedno i stanowią Jedność oraz Pełnię mającą potencjalną moc stworzenia fantastycznej gamy barw w przejawionej rzeczywistości. Tak więc płaszczyzna symbolizuje tu nieskończoność, a także brak początku oraz końca, zaś biel Pełnię Wszystkiego (w „potencjalnej" i nie przejawionej formie) i Brak Czegokolwiek (w formie przejawionego efektu). I taka też jest natura Boga absolutnego - jest On nieskończony, nie ma początku ani końca, jest idealną Pełnią, Równowagą, Wiedzą i Mocą oraz nie ma żadnego materialnego przejawienia.

Aby przejawić się ze stanu potencjału w stan materialnego efektu, Bóg absolutny musi zrezygnować z Pełni oraz Jedności i przejść w stan Różnorodności - podobnie światło białe (potencjał i jedność) po przejściu przez pryzmat rozszczepia się na całą gamę wspaniałych kolorów (różnorodność i brak jedności). W ten sposób Sam z Siebie różnicuje Część, Wielkiego Stwórcę, który stanowi Jego bezpośrednią emanację, stając się faktycznie Bogiem osobowym.

Wielki Stwórca, jako osobowy Bóg, rozpoczyna swoją pracę. W swoim Umyśle tworzy wyobrażenie mającego się narodzić Wszechświata i wypowiada Słowo. W efekcie tego następuje Wielki Wybuch - z Niczego („utajonego potencjału" stanowiącego w swojej istocie idealnie zrównoważoną czystą energię) powstaje materia (niezrównoważona, zagęszczona energia) w całej gamie wszelkiej subtelności (efekt przejawiony).

W następnej kolejności Wielki Stwórca wydziela z Siebie Części (następuje podział świadomości Stwórcy na odizolowane fragmenty) będące w efekcie jego bezpośrednimi emanacjami i mające za zadanie poprowadzenie dalej przydzielonego im fragmentu procesu tworzenia i doświadczania zmieniającej się rzeczywistości w imieniu i na rzecz swojego Stwórcy. W ten sposób powstają Istoty kontynuujące dzieło Tworzenia w określonym przez Wielkiego Stwórcę aspekcie i w określonym przedziale gęstości czy też subtelności materii (stanowiącej sobą mniej lub bardziej zagęszczoną czystą energię). Istoty te, będące faktycznie subtelną częścią swojego Stwórcy, mają duchową naturę i aby wywiązać się z powierzonego zadania, przyoblekają się w materię o różnorodnej gęstości i subtelności, traktując ją dwojako: jako podmiot procesu następujących przemian oraz jako narzędzie umożliwiające dokonywanie tych przeobrażeń.

Aby tworzenie i doświadczanie tworzonej rzeczywistości było możliwe, Istoty te wydzielają z siebie części będące emanacjami ich świadomości i kierują je w określone przez siebie miejsca Czasoprzestrzeni, gdzie uzbrojone w materialne nośniki tworzą i doświadczają materialnej rzeczywistości, uczestnicząc w ten sposób w wybranej przez siebie fali rozwijającego się życia. Tak więc to, co nazywamy ludzkością, jest ewoluującą falą życia sterowaną bezpośrednio poprzez wyodrębnione i odizolowane części wyżej opisanych Istot.

Każda Istota może równolegle mieć bardzo dużo swoich przejawień w różnych punktach czasoprzestrzeni Wszechświata. To, co każdy z nas odczuwa, czynnie uczestnicząc w fali życia zwanej ludzkością, jest faktycznie tworzeniem i doświadczaniem przez Istotę duchową, jaką jesteśmy naprawdę, zmieniającej się rzeczywistości za pośrednictwem formy ludzkiej będącej jednym spośród wielu narzędzi przejawiania się Istoty. Efekty doświadczania dostarczane są od Istoty za pośrednictwem Wielkiego Stwórcy Bogu Absolutnemu, który ma dzięki temu bezpośredni wgląd w rozgrywające się Dzieło Tworzenia.

Pierwsze Istoty wyemanowane przez Wielkiego Stwórcę przyjęły jako swój nośnik w rozwijającym się Wszechświecie bardzo subtelną materię (ciała świetliste) i rozpoczęły swoją pracę konstruktorów jawiącej się rzeczywistości. One też zbudowały, przekształcając energię w materię oraz modyfikując materię, struktury biologiczne oparte o DNA (zalicza się do nich również forma ludzka), umożliwiające innym, później wyemanowanym Istotom, doświadczanie i przekształcanie rejonów Wszechświata o największej gęstości materii. Biologiczne konstrukcje oparte o DNA stwarzają nie tylko możliwość pojawienia się inteligentnych form życia, ale stanowią również narzędzie samoczynnego podtrzymywania życia i jego stopniowej ewolucyjnej przemiany.

Aby mogło zaistnieć przejawione w materii istnienie, niezbędne jest zatem integralne połączenie dwóch części: duchowej, dającej wkład w postaci energii i świadomości, oraz materialnej, odgrywającej rolę uniwersalnego nośnika-w przypadku przejawienia życia pod postacią człowieka jest to połączenie części duchowej Istoty oraz materialnego nośnika składającego się ze struktur: biologicznej, emocjonalnej i intelektualnej.

A zatem we wszystkim, od największego po najmniejsze (w świetle i w mroku; w Tobie i we mnie; w istnieniach pozytywnych i negatywnych; w minerałach, roślinach i zwierzętach; w atomach i komórkach; w gwiazdach i skupiskach galaktyk itp.), jest Stwórca doświadczający swojego Wielkiego Dzieła Tworzenia -jedyna różnica jest w samoświadomości form, za pomocą których On doświadcza. A z tego wynika, że wszystko w swojej najgłębszej istocie jest Jednością.

Skoro wszystko jest Jednością, skąd bierze się podział na Dobro i Zło, skąd głównym motywem wielu religii jest odwieczna walka sił Światła z siłami Ciemności?

Jak już wcześniej zaznaczyliśmy, Mrok nie jest partnerem Boga, ale pochodną procesu polaryzacji przejawionego życia. Oznacza to, że opis procesu zwanego życiem zależy od punktu odniesienia przyjętego do analizy. Gdy analizę prowadzimy z pozycji współczesnego człowieka, to dostrzegamy siły i zjawiska, które sprzyjają naszemu codziennemu istnieniu, oraz te, które nam nie sprzyjają. Pierwsze nazywamy Dobrem, a drugie Złem. Widać tu, że Dobro i Zło ma jak najbardziej subiektywny charakter - co dla jednego jest dobre, dla drugiego może być złe.

Patrząc na cały proces z „góry", widać jaki błąd popełniły religie, lokując siły Światła i Boga na pozytywnym biegunie dualistycznego Wszechświata, zaś siły Ciemności i Szatana po jego przeciwnej stronie (rysunek nr 47).

Dzięki tego typu religijnym lokacjom człowiek tworzy Boga i Szatana na wzór i podobieństwo swoje, opierając się na analizie rozgrywającego się wokół niego życia. Z tego też powodu to, co niekorzystne, co boli, czego się nie chce, stanowi dla niego albo końcowy efekt kuszenia Szatana, albo karę wyznaczoną przez Boga. Z kolei to, co korzystne, co daje radość, jest rezultatem albo oparcia się pokusom Szatana, albo nagrodą otrzymaną od Boga, albo jednym i drugim. Poniekąd jest to w jakimś sensie prawdą, ale z tą uwagą, że ten Bóg nie jest prawdziwym Bogiem, lecz formą egregoryczną stworzoną przez swoich wyznawców, zaś Szatan stanowi również egregoryczny twór mający to samo pochodzenie. Z tego wynika, że większość religii, które wyznają jednoczesne istnienie Boga i Szatana, polaryzuje „ponadnaturalne siły" na siły Światła i Ciemności, z których jedne współpracują z Bogiem, a drugie z Szatanem. Oczywiste jest, że w ten sposób ich wierzenia wzmacniają obydwie formy, zarówno egregorycznego Boga, jak i egregorycznego Szatana. Porównując treść rysunków nr 46 i 47, dostrzec można ślepy zaułek, w jakim znalazły się dziś wielkie religie. Nie tylko religie, gdyż efekty polaryzacji poglądów i przekonań zaobserwować można praktycznie na każdym kroku: w polityce, pracy, domu, na ulicy itp. Polaryzacja bezpośrednio wiąże się z inwolucją, rozumianą tu jako proces schodzenia Ducha w materię, z podziałem Świadomości w celu coraz to głębszej penetracji i doświadczania przejawionych materialnych światów. Polaryzacja trwać będzie dotąd, aż rozpocznie się proces odwrotny, a więc ewolucja, rozumiana tu jako depolaryzacja, czyli integracja przeciwieństw na danym poziomie materialnego istnienia skutkująca przenoszeniem się życia na coraz to bardziej subtelne jego poziomy.

Jak wspomnieliśmy w poprzednim artykule, wyszliśmy z epoki Ryb, której domeną była coraz głębsza analiza zjawisk uwieńczona stwierdzeniem „wiem, że nie wiem" i charakteryzująca się z tego tytułu powszechnym cierpieniem. Zdobywając w wyniku analizy potężną technologiczną wiedzę, człowiek niewiele posunął się w określeniu swojej własnej tożsamości, coraz bardziej pogrążając się w świat „martwych" (świat materii), co w nieunikniony sposób za-skutkowało wspomnianym wyżej cierpieniem, bólem istnienia, coraz powszechniej występującą depresją i rozprzestrzeniającą się cywilizacyjną schizofrenią.

Skąd biorą się tak wielkie różnice, z jednej strony coraz szybszy techniczny rozwój, wybiegający coraz śmielej w trzecie tysiąclecie, a z drugiej religijne doktrynalne zacofanie sięgające korzeniami średniowiecznych zasad i poglądów.

Odpowiedź jest prosta. Nauka i technologia dzięki otwartości rozwijają się spiralnie, zdobywając coraz nowsze tereny, zaś wierzenia poprzez doktrynalne skostnienia kręcą się w koło po okręgu, cały czas bazując na tych samych obszarach wierzeń, w dużej mierze kreowanych przez dawno przestarzałe i nieaktualne już „prawdy" (rysunek nr 48).

Wracając do tematu dobra i zła, zastanówmy się, skąd wzięły się tego typu wierzenia? Cofnijmy się najpierw do czasów (setki tysięcy lat temu), gdy na Ziemi wśród naczelnych wyróżniał się jeden gatunek, którego już nie można było nazwać małpą, ale którego również jeszcze nie można było nazwać człowiekiem. Istnienia te chodziły na dwóch nogach, miały swoją prymitywną kulturę, a nawet zaczątki religii charakteryzujące się lękiem przed wszystkim, co nieznane i niezrozumiałe.

I w tym to właśnie okresie wylądowała na Ziemi ekspedycja z innej planety poszukująca niezbędnych jej surowców. Kosmici ci, gdyż tak z perspektywy Ziemian trzeba ich określić, żyli nieporównywalnie dłużej, niż żyje współczesny dziś człowiek, byli humanoidami, dysponowali o wiele większą wiedzą i technologiami niż najbardziej technicznie zaawansowane ziemskie państwa w XXI wieku, byli także biegli w praktycznym wykorzystywaniu osiągnięć wysoko rozwiniętej inżynierii genetycznej. Kosmici szybko nawiązali kontakt z dominującym gatunkiem naczelnych, ale nie był to kontakt gwarantujący jakąkolwiek współpracę, która była niezbędna, choćby ze względu na ewentualną pomoc tubylców w wydobywaniu surowców. Aby „podciągnąć" lokalny gatunek, rozpoczęto genetyczne eksperymenty, które nie dały jednak pożądanych efektów, a jedynie utworzyły dziwaczne hybrydy. I wtedy ktoś z grupy genetyków wpadł na pomysł, aby tubylcom wszczepić swoje własne DNA. Eksperyment powiódł się. Powstała rasa szybko rozwijała się, wyręczając kosmitów w cięższych czynnościach wydobywczych.

I w ten oto sposób powstał na Ziemi gatunek będący bezpośrednim przodkiem współczesnego człowieka i posiadający pochodzące „rodem z gwiazd" DNA. Gdy przybysze przebywali na Ziemi, ludzkość rozwijała się szybko, mając pomoc ze strony „bogów", którzy chodzili wśród nich, a nawet brali sobie ziemskie żony, jeszcze bardziej w ten sposób wzbogacając genetyczny materiał następnych pokoleń. Gdy ich zabrakło, tempo rozwoju znacznie spadło, zaś ludzie z utęsknieniem spoglądali w niebo, czekając na powrót swoich wybawców. I tak też narodziła się idea zewnętrznego zbawienia, pod wpływem której człowiek, nie dostrzegając ścieżki do własnej boskości, bo przecież tak mu było daleko do tych potężnych „bogów", oczekiwał na ich triumfalny powrót zapowiadający lepsze czasy dla całej, czy też wybranej części ludzkiej populacji. Do dziś funkcjonuje wiele mitów związanych z tamtym okresem. Funkcjonują też religie, których wyznawcy, patrząc w gwiazdy, również wyczekują ponownego przybycia swoich zbawicieli.

Ponieważ przebywający na Ziemi „bogowie" walczyli ze sobą o ziemskie terytoria i wpływy, a także dlatego że nie wszyscy sprzyjali rodzajowi ludzkiemu, część z nich zakwalifikowana została przez ludzi do dobrych a część do złych. W miarę upływu czasu mitologiczne przesłania z tamtych czasów zakorzeniły się w nowo powstałych wierzeniach pod postacią dobrych sił Światła i złych Sił Ciemności, co w nieunikniony sposób utworzyło odpowiadające tego typu wierzeniom potężne struktury egregoryczne, z którymi również dziś mamy do czynienia.

Jednak na pewnym etapie doktrynalnego rozwoju cywilizacji następuje przełom i jej przedstawiciele zaczynają pojmować istotę występowania przeciwieństw, a także uświadamiają sobie konieczność zintegrowania sprzeczności swojego wymiaru i w efekcie syntezują nowy model społecznego istnienia.

Dla naszej cywilizacji proces ten wiąże się z rekonstrukcją Ego i z przejściem jego roli i znaczenia z pozycji podmiotowej w przedmiotową. Tego typu transformację umożliwi czwarto-gęstościowa eksploracja serca, poprzez którą człowiek wchodził będzie w coraz subtelniejsze rejony nadświadomości, w znacznym stopniu rozbudowując w ten sposób swój umysł i w efekcie w o wiele większym zakresie wykorzystując swój mózg. Ponieważ w czwartej gęstości energia serca stanowić będzie zasadniczą energię życiową, zainteresowanie losem drugiego człowieka ulegnie znacznemu zwiększeniu, a podstawowa zasada „kochaj bliźniego swego, jak siebie samego" nie będzie już tylko czczą regułą, jaką w większości przypadków jest obecnie. Również całe społeczności, organizując swoje funkcjonowanie, będą starały się zapewnić każdemu człowiekowi godziwe warunki istnienia jako podstawę jego dalszego, duchowego rozwoju, w przeciwieństwie do dzisiejszych realiów, w których coraz węższe i bogatsze elity żyją kosztem coraz szerszych i biedniejszych mas ludzkich.

Nasze obecne wierzenia w większości przypadków nie pozwalają na tego typu przemiany, gdyż traktują człowieka jak „proch marny", jak totalnego grzesznika, niegodnego zwrócenia swojego spojrzenia w stronę Boga, a zatem wymagającego pomiędzy Nim a sobą pośredników umożliwiających ten pożądany kontakt. Taka formuła rozwoju wymaga zatem Zbawicieli śpieszących rodzajowi ludzkiemu na ratunek i odkupujących go często swoją własną krwią od ognia piekielnego i wiecznego potępienia. Ponieważ w takiej sytuacji trudno jest wymagać, aby objęty tego typu wierzeniami człowiek mógł mocno ugruntować się w swojej prawdziwej, duchowej tożsamości, w dalszym rozwoju ludzkości konieczne będzie przyjęcie formuły pośredniej, w której zewnętrzne pośrednictwo do zbawienia zastąpione zostanie formułą samoprzewodnictwa, w której zbawienie będzie co prawda potrzebne, ale jego źródło zlokalizowane zostanie nie na zewnątrz, lecz wewnątrz, w samym człowieku, a konkretnie w jego Wyższym Ja. Aby stało się to powszechnie możliwe, również religie przejdą transformacje, w wyniku których zachęcać będą człowieka do szukania w swoim własnym wnętrzu swego osobistego i indywidualnego duchowego przewodnictwa.

Taki stan rzeczy będzie trwał dotąd, aż człowiek uświadomi sobie, że Zbawiający i Zbawiany są tak naprawdę tym samym i zakończy w ten sposób swój czterogęstościowy etap duchowego rozwoju. Rozpocznie się wówczas piąty etap, etap mądrości, w którym człowiek w oparciu o zsynchronizowane funkcjonowanie podświadomości, świadomości i nadświadomości, a więc przy istotnym uwzględnieniu sugestii i interesów Wyższego Ja, przekształcać będzie zarówno swój indywidualny, jak i zbiorowy umysł, dochodząc pod koniec piątej gęstości do prawdy, którą około dwóch tysięcy lat temu wypowiedział Wielki Nauczyciel Jezus, mówiąc: „Ja i Ojciec Jedno jesteśmy". Cechą charakterystyczną piątej gęstości będzie transformowanie Ego w kierunku coraz pełniejszego wyrażania przez nie tożsamości Wyższego Ja.

Najwyższy już czas zrozumieć nauki Jezusa, który powiedział: „kochaj bliźniego swego, jak siebie samego". Aby pokochać kogoś, trzeba najpierw pokochać siebie, zaakceptować siebie takimi, jakimi jesteśmy. Jeżeli nie jesteśmy w stanie siebie pokochać (a niechęć do siebie samego programuje się w nas, wmawiając nam, że jesteśmy grzeszni, niedobrzy, podli, że każdy z nas to proch marny itp.), to tym bardziej nie będziemy mogli pokochać drugiego człowieka.

Jezus również powiedział: „zostawcie chowanie umarłych umarłym" - dając w ten sposób do zrozumienia, że zmartwychwstanie związane jest nie z odzyskaniem dawno już rozłożonych ciał, lecz ze zmianą świadomości i przeniesieniem samoidentyfikacji z ciała na Istotę duchową, jaką jesteśmy naprawdę, czyli z Syna Człowieczego na Syna Bożego, co stanowi bezpośrednią konsekwencję „narodzenia się na nowo".

Jezus nie jest jedynym Synem Bożym. Wszyscy jesteśmy Dziećmi Boga. Uświadomienie sobie takiego stanu rzeczy spowoduje rewolucję w naszym spojrzeniu na siebie i na cały świat.

„Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo". A co będzie na końcu? Na końcu będzie Bóg (rysunek nr 44) - Ja jestem alfa i omega, ja jestem początek i koniec. JAM JEST.

Tak, jak śmierć nie jest końcem, tak i narodziny nie stanowią początku. Jesteśmy wieczni, bo Zycie, jako fenomen Jedności w Wielości i Wielości w Jedności, jest wieczne i tylko od nas samych zależy, jakie w Nim pełnić będziemy jeszcze role.

ciąg dalszy w następnym numerze

O autorze:

Waldemar Witkowski urodzi! się w roku 1960. Jest absolwentem Wydziału Elektroniki Politechniki Warszawskiej, a także studiów podyplomowych na Politechnice Łódzkiej, Politechnice Warszawskiej, Uniwersytecie Warszawskim i w Wyższej Szkole Finansów i Bankowości w Warszawie. Prowadzi kameralne wykłady dotyczące prawdziwej tożsamości człowieka, a także wpływu szeroko rozumianej świadomości na przejawiającą się wokół rzeczywistość. Obecnie jest w trakcie pisania drugiej książki związanej z prezentowaną przezeń tematyką. Wiedzę dotyczącą próby sformułowania odpowiedzi na podstawowe dla ludzkiej egzystencji pytania czerpie w dużej mierze z prowadzonych medytacji, wewnętrznego dialogu, rozmów ze swoimi bezcielesnymi przyjaciółmi, a także z częściowej aktywacji posiadanych przez każdego cz...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin