Robert A. Haasler - Kobiety Watykanu.pdf

(569 KB) Pobierz
Robert A Haasler
1
Robert A Haasler
Kobiety Watykanu
Zamiast wstępu
„…jeżeli żołnierze nie mają kobiet wykorzystują mężczyzn”
/ Arystoteles /
Rozdział I
Kobiety – przekleństwo Kościoła?
Ewa powstała z żebra Adama. Stworzył ją Bóg po Adamie i zwierzętach danych mu pod zarząd.
Stworzona jako ostatnia w kolejności kobieta miała być „ukoronowaniem” boskiego dzieła. Stało się jednak
inaczej.
W tradycji judeochrześcijańskiej kobieta jest czymś gorszym. Wprawdzie to Arystoteles nazwał kobietę
„okaleczonym mężczyzną”, ale miano to przyswoili sobie ochoczo Żydzi i chrześcijanie. Tomasz z Akwinu
uważał, że kobieta już w chwili urodzenia ma za sobą pierwsze niepowodzenie: sama w sobie jest
niepowodzeniem, „czymś, co nie jest w sobie zamierzone, lecz pochodzi z defektu”. Kobieta w Kościele
katolickim traktowana jest, więc jako twór zastępczy. Jest w swoim rozwoju niedoszłym mężczyzną. Lokuje się
na poziomie dziecka. Święty Tomasz z Akwinu twierdził także, że kobieta „potrzebuje mężczyzny nie tylko do
płodzenia i wychowania dzieci, ale także jako swego władcy”. Ten zaś ma większy rozum, siłę i cnotę.
Tymczasem Europa, zanim znalazła się pod wpływem judaizmu, a potem chrześcijaństwa, nie miała w
pogardzie kobiet. Wręcz przeciwnie – czciła je pod postaciami kobiecych bóstw Afrodyty czy Wenus. Zresztą
Europa nie była wcale odosobniona w tym względzie. Cały niemal świat starożytny podlegał kultowi egipskiej
bogini Izydy, która w Mezopotamii miała odpowiednik w postaci „Niebiańskiej Królowej” – bogini Isztar.
Seksualność utożsamiana z kobiecością była deifikowana. Kres temu położył żydowski Bóg Jahwe. Jego
zwycięstwo skazało kobietę – boginie nieodwołalnie na banicję, a seksualność z ołtarza została strącona do
piekieł. Odkąd panować zaczął nad światem groźny Jahwe, boskość uległa redukcji do jednego boga i to płci
męskiej. Wszystko, co było kobiece, zostało, więc odrzucone. Wszystko, co było kobiece, stało się gorsze.
Kobiety stały się ludźmi niższej kategorii. Jeszcze do dziś w porannych modlitwach ortodoksyjny Żyd dziękuje
Bogu, że nie stworzył go kobietą. A ortodoksyjna Żydówka odmawia pełną rezygnacji formułkę” „Dzięki Ci,
Panie wieczny, Boże władco świata, który mnie stworzyłeś wedle własnej woli”.
Jest w Biblii perła poezji erotycznej – „Pieśń nad pieśniami”. Nie znamy nazwiska jej autora, żyjącego
najprawdopodobniej miedzy 400 a 200 rokiem pne Biblia gloryfikuje patriarchat, tym bardziej, więc jest
zastanawiające, jakim cudem w „Pieśni nad pieśniami” strona aktywniejszą jest kobieta? To ona znacznie
częściej zabiera głos, opowiada o swych rozterkach i pragnieniach, opisuje swego ukochanego. Jest – jak byśmy
to dziś ujęli – kobietę wyzwoloną, pozbawioną pruderii, świadomą tego, czego chce i co może sama ofiarować
ukochanemu mężczyźnie.
Wyznawcy judaizmu teks ten uznali za alegorię miłości Boga do jego ludu. Chrześcijanie potraktowali
go jako wyraz wzajemnej miłości miedzy Chrystusem i jego Kościołem albo nawet miedzy Chrystusem a Marią.
Jednak to nie „Pieśń nad pieśniami” ukształtowała w judaizmie i chrześcijaństwie wizerunek kobiety, lecz
zupełnie inny rozdział Biblii – Księga Genesis, ta, w której Ewa namówiła Adama do grzechu.
Ewa nazwana została przez Ojców Kościoła ucieleśnieniem zła. A przecież biblijna opowieść o
stworzeniu pierwszych ludzi mówi, że kobieta jest w pewnym sensie darem bożym dla mężczyzny. Dając mu
kobietę, Bóg daje mu istotę, którą mężczyzna może pokochać, dzięki której będzie mógł poznać miłość. Kobieta
jest dopełnieniem mężczyzny, tak jak mężczyzna jest dopełnieniem kobiety. Adam był jednak człowiekiem
bezwolnym. Zdawał się mówić: „Jakim mnie panie Boże stworzyłeś, takim mnie masz”. Ewa poszukiwała, ale
jej chęć posiadania na własność samej siebie stała się przyczyną grzechu pierworodnego.
I tak z biblijnej opowieści o uwiedzeniu Adama przez Ewę wynika dominacja mężczyzn nad kobietami,
Ewa zaopatrzona została zaś w jabłko, które stało się jej nieodłącznym atrybutem, wyobrażeniem grzechu.
Pramatka stała się zaś synonimem grzechu. Zerwanie jabłka przez skuszoną przez szatana Ewę doprowadziło do
poznania dobra i zła. Jednak to poznanie ograniczyło się do rozpoznawania własnej nagości i wywoływanego nią
pożądania seksualnego. I tak seks stał się grzechem.
Ewę obciążono odpowiedzialnością nie tylko za grzech seksualności, ale i za śmierć. Przez Ewę ludzie
stali się śmiertelnymi, co w raju było nieznane. Grzech pierworodny kobiety w konsekwencji doprowadził też do
2
tego, że Syn Boży Jezus, który stał się człowiekiem, musiał ponieść śmierć męczeńska na krzyżu. Za to też była
odpowiedzialna Ewa.
Za nieposłuszeństwo i nadmierna ciekawość Ewę spotkała dotkliwa kara. A ponieważ Jahwe był
wyznawcą odpowiedzialności zbiorowej – kara ta spadła tym samym na wszystkie kolejne pokolenia kobiet:
„Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci, ku twemu mężowi
będzie kierowała swe pragnienia, on zaś panował będzie nad tobą”. Zdanie to przypieczętowało w judaizmie
panowanie mężczyzny nad kobietą.
Od wygnania Ewy i Adama z raju kobieta, w dodatku samotna kobieta, nie budziła w Hebrajczykach
szacunku, dlatego niewiasty pojawiają się w Biblii rzadko ukazywane są dla nich samych. Jedynym celem
zawierania związku małżeńskiego było spłodzenie potomstwa, a tylko ślub dawał mężczyźnie gwarancję, że
dzieci są jego. Żona, która nie potrafiła urodzić mężowi dzieci, mogła się spodziewać odtrącenia i tak tez się
najczęściej działo. Wyjątkiem był Abraham, który nie chciał rozstawać się z tego właśnie powodu z piękną Sarą,
za to w końcu Bóg go wynagrodził. Podobnie Jakub cierpliwie dąży do poślubienia Racheli i równie cierpliwie
czekający na jej potomstwo.
Kobieta nie miała żadnych praw. Nawet w czasach Jezusa wystarczyło, że gdy rozmawiała z obcym
mężczyzna na ulicy, mąż mógł ja odprawić i to bez zwrotu „zapisu ślubnego”. Rozmawiać z kobietą na ulicy
uchodziło za hańbę nawet dla ucznia rabbiego, a cóż dopiero dla samego rabbiego. Kobieta powinna w ogóle
schodzić z oczu mężczyźnie. Przemykać cichcem, przepraszając, że w ogóle żyje.
Opowieści o biblijnych kobietach siłą rzeczy są, więc opowiadaniem o ich mężach, synach – bo to
przecież oni decydowali o ich losach. A byli bezwzględni. Taj jak Abraham, który raczył się wdziękami pięknej,
acz długo niepłodnej żony, ale nie zawahał się kupczyć nią przy byle okazji, jeśli na drodze stanął mu ktoś
potężniejszy niż on. Robił to dla osiągnięcia zysku i dla zapewnienia sobie bezpieczeństwa. Miał jako
mężczyzna prawo rozporządzać ciałem i wolnością Sary. Podobnie zachowywał się Lot wobec swych córek.
Gdy przyjechali do niego goście, a rozpustni mieszkańcy Sodomy chcieli z nimi poswawolić, wtedy Lot
zdecydował się oddać własne córki, byle tylko nie pogwałcić świętego prawa gościnności. Kupczył ich
godnością, by chronić godność mężczyzn. Mógł to zrobić, bo godność kobiety miała na kartach Biblii znacznie
mniejszą wartość niż godność mężczyzny. Była godnością gorszej kategorii, bo naznaczona seksualnością.
Jak zdeterminowane są swą seksualnością kobiety, może świadczyć dalsza historia córek Lota. Kiedy
ich matka zamieniła się w słup soli, a świat pod postacią Sodomy i Gomory uległ zagładzie i zostały sam na sam
z ojcem, dla podtrzymania gatunku córki Lota spiły ojca i spółkowały na zmianę z nim. Przeświadczone, że w
obliczu zagłady, na nich spoczywa troska o przetrwanie gatunku ludzkiego, nie zawahały się, więc nawet przed
kazirodztwem. Ta właśnie postawa została przyjęta z uznaniem przez Ojca Kościoła, Orygenesa zmarłego w 253
roku. Uznał on, ze nie można potępić córek, Lota, które z braku mężów zapewniły sobie potomstwo przez
seksualne obcowanie z własnym ojcem. Po tym akcie, kiedy stały się płodne i urodziły synów, całkowicie
zrezygnowały ze współżycia. Były, więc, dla Orygenesa budującym przykładem dla innych kobiet, z których
większość niestety nieustannie ulega żądzy, a są w tym gorsze od zwierząt, gdyż zwierzęta po zapłodnieniu
przestają pragnąć stosunków seksualnych, a one nigdy nie mają dosyć.
Nie znamy reakcji, Orygenesa na dzieje Rebeki, żony Izaaka. Rebeka wychodziła z przekonania, że
mężczyzna jest, co prawda głową rodziny, ale to kobieta nią kręci. Podstępem, więc wyłudziła dla
faworyzowanego przez siebie syna, młodszego z bliźniaków, Jakuba, błogosławieństwo ojca przynależne
najstarszemu synowi. Potrafiła wlać w Jakuba wiarę, że wszystko wcale nie jest z góry przesądzone.
O Jakuba zaś rywalizowały dwie siostry – Rachela i Lea, posiadał je obie i obie uważane są za pramatki
Izraela. Logiczna konsekwencją propagowanej przez Biblię dominacji mężczyzn nad kobietami było, bowiem,
że mężczyzna zależnie od stopnia swej zamożności mógł sobie pozwolić na wiele żon, a także na konkubiny.
Kobietę natomiast obowiązywała bezwarunkowa wierność jednemu małżonkowi. Dopiero około 1000 roku ne
rabbi Gerschom ben Jehuda z Moguncji ogłosił jednożeństwo związkiem obligatoryjnym, w każdym razie dla
Żydów mieszkających w Europie.
Nic, więc dziwnego, że Dawid bez skrępowania sięgał po żony innych. Abigail była żoną Nabala, który
naraził się Dawidowi odmawiając mu żywności dla jego żołnierzy. By chronić męża przed zemstą króla, Abigail
sama próbowała załagodzić jego gniew. Kiedy dziesięć dni później Pan poraził Nabala i ten umarł, Dawid posłał
po Abigail i uczynił ją swą żoną. Dlatego by posiąść Batszebie, żonę Uriasza Chetyty, nie zawahał się przed
zamordowaniem jej męża. Abigail i Batszebie są jednymi z nielicznych na kartach Biblii wdów, którym
powtórnie udało się wyjść za mąż. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa zostałyby one osądzone od czci i
wiary, jako że Ojcowie Kościoła uważali, iż kobieta nie powinna po raz drugi wychodzić za mąż po śmierci
męża.
Batszebie była chyba wyjątkową kobietą, bo jej syn Salomon, który zmieniał kobiety jak rękawiczki,
naprawdę kochał jedynie ją.
Wyjątkową niewiastą była też Debora, żona Lappidota, która zaczęła sprawować sądy nad Izraelem.
Zasiadała pod drzewem palmowym i wydawała wyroki. Była obdarzana wielkim poważaniem i dysponowała
realną władzą. Była prorokinią, przekazującą ludowi Izraela wolę Boga.
3
Dalila przeszła do historii tym, że nie zawahała się podstępnie obciąć włosów Salomonowi,
pozbawiając go w ten sposób siły. Stała się najlepszym przykładem powiedzenia, że gdy „diabeł nie może, tam
kobietę pośle”.
Na ogół jednak kobiety w Biblii były całkowicie poddane mężczyznom. Zmienić to próbował – jak się
okazało bezskutecznie – Jezus. Nie był ani ascetą, ani chwalcą dziewictwa. Był za to przyjacielem kobiet,
pierwszym i jednocześnie ostatnim w Kościele.
Wobec kobiet zachowywał naturalny sposób bycia, zatrzymywał się i rozmawiał z nimi nawet na ulicy
– czego do tej pory mężczyźnie nie wolno było uczynić. Jezus korygował obyczaje lekceważące kobietę, rysując
ideał jedności i stawania się jednią w małżeństwie, ale ziarno jego nauki nie wydało owoców. Za to zrodziły
chwasty, bowiem nauka Jezusa o znaczeniu stawania się jednym ciałem przeistoczyła się w hymn na cześć
celibatariuszy jako eunuchów dla królestwa niebieskiego. Żyjący w celibacie teolodzy wzywali nie do jedni, a
do bezżenności. Po śmierci Jezusa szybko Ojcowie Kościoła zapomnieli o szacunku, jaki okazywał kobietom
Jezus – nawet tym, które uważane były za jawnogrzesznice. Mężczyźni pod tym względem nie mieli ochoty
naśladować swego Pana.
Z początku ośmielone przez Jezusa, zrównane z mężczyznami, kobiety były bardzo aktywne w
ekspansji młodego Kościoła. Wygłaszały kazania podczas nabożeństw, prorokowały – prorokinie
chrześcijańskie pojawiły się wcześniej niż prorocy, były diakonisami – jak Febe, Junia. Zaczęły dominować
liczebnie w chrześcijaństwie i właśnie dzięki nim ta nowa religia przeniknęła do warstw wykształconych.
Zdarzały się takie niewiasty, które tworzyły gminy, bądź im przewodziły. W czasach apostolskich istniała
kategoria wdów gminnych i diakonis, po części odpowiadająca funkcji prezbitera.
Przewaga kobiet w chrześcijaństwie jest widoczna jeszcze na początku IV wieku. Ale już w trzecim
stuleciu zabroniono im wszelkiej posługi kapłańskiej podczas nabożeństw. A jeszcze wcześniej, bo już w drugim
wieku pewien autorytatywny Ojciec Kościoła uznał prorokinie za istoty opętane przez demony.
Tak oto zajmujący kierownicze pozycje w Kościele mężczyźni zaczęli przejawiać w stosunku do kobiet
postawę będącą jakąś mieszaniną pełnego zahamowań lęku, nieufności i arogancji. U podstaw zniesławiania
kobiet w Kościele legła myśl, że kobieta jako istota nieczysta stoi w opozycji do sacrum. Wszystkie represje
skierowane później przeciwko kobietom ich wypieranie z urzędów kościelnych, oczernianie, wyklinanie,
dowodzą, że cała hierarchia Kościoła jest jednym długim pasmem prymitywnej męskiej tyranii wobec kobiet. I
ta tyrania trwa po dziś dzień.
Kobieta w oczach Ojców Kościoła stała się jego przekleństwem. Jest wyłącznie istotą cielesną, niskiego
rzędu, uwodzicielką mężczyzny. Jest po prostu grzesznicą Ewą.
Nic więc dziwnego, że ulubionym cytatem kościelnych dygnitarzy było powoływanie się na 1 List do
Koryntian św. Pawła, w którym pisał, że kobieta ma milczeć w Kościele. Paweł, mężczyzna nieżonaty – okazał
się pierwszym wrogiem kobiet utożsamianych wyłącznie z seksem. „Dobrze jest człowiekowi nie łączyć się z
kobietą” – mówił.
Podporządkowanie kobiety mężczyźnie stanowiło odtąd postulat teologów na przestrzeni dziejów
Kościoła i jest takim postulatem nadal w zdominowanym przez mężczyzn Kościele współczesnym. Na domiar
złego ma charakter dogmatu odwołującego się do woli Boga.
Tertulian nazwał kobietę „bramą, przez którą wdziera się diabeł”. Przypisał jej winę za śmierć Jezusa.
To ona dopuściła do siebie diabła, pierwsza naruszyła prawo boskie i skusiła tego, do którego diabeł nie miał
przystępu – szlachetnego mężczyznę. Z uwielbieniem Tertulian przywoływał cytat z Nowego Testamentu, w
którym chwaleni są ci, „którzy z kobietami się nie splamili”.
A tymczasem Jezus nigdy się nie wypowiadał w sprawach celibatu. Prawie wszyscy apostołowie byli
żonaci. Jednak od II wieku Ojcowie Kościoła manipulują informacjami Piotra, pierwszego „papieża”, który był
żonaty i miał dzieci przedstawiają jako tego, który unikał każdego miejsca, gdzie przebywała jakaś niewiasta.
Robią z niego wroga kobiet i przypisują mu powiedzenie, że niewiasty nie zasługują na życie.
W przypadku apostoła Jana Ojcowie Kościoła, akcentują jego dziewiczość, za plus przypisując mu to,
że ponoć nie znał przyjemności zmysłowej, jaka daje kobieta. Orygenes tak się zapatrzył w ten wizerunek, że
jako dwudziestoletni młodzieniec sam pozbawił się męskości. Zarówno on, jak i inni Ojcowie Kościoła stają się
fanatykami czystości, traktującymi seks jako zło, a każdą kobietę jako naśladowczynie biblijnej Ewy, która dała
się skusić diabłu.
Najlepszym przykładem takiej schizofrenii jest św. Augustyn, który w młodości i w wieku dojrzałym
folgował namiętnościom swego ciała, mając dwie kochanki i dziecko z pierwszą z nich. Dopiero po chrzcie,
posiłkując się przykładami z własnego bogatego życia erotycznego, uznał Ewę za przyczynę wszelkiego zła. Był
bardzo niezadowolony z faktu, że akt płciowy nie może się odbyć bez podniecenia erotycznego.
Rozpowszechniał brednie, że penis, w odróżnieniu od ręki czy języka, poddaje się wyłącznie emocjom, za nic
ma nakazy woli i rozumu. Dlatego człowiek wstydzi się, spełniając akt płciowy. Gdyby człowiek nie został
wygnany z raju – i to przez zachowanie Ewy – mógłby płodzić w stanie obojętności emocjonalnej.
Żadna sprawa nie absorbowała Ojców Kościoła tak, jak życie seksualne wiernych. Dlatego biskupi
zażądali od kobiet wyparcia się ich płci. Jedynym ratunkiem dla kobiet miało być odrzucenie seksu, czyli
4
zachowanie dziewictwa albo rezygnacja z życia erotycznego po ustaniu zdolności rodzenia lub śmierci
małżonka. Zalecali, więc praktyki ascetyczne, które miały na celu unikniecie macierzyństwa, wyrzeczenie się
własnej płci i uwolnienie od winy przez jej „odkupienie”. W cenie było, więc „umartwianie ciała”.
Jest też i w cenie dzisiaj, skoro papież Jan Paweł II na ołtarze wyniósł błogosławiona Kingę – tę, która
nie chciała współżyć z własnym mężem i stawia ją jako wzór do naśladowania młodym kobietom. Gdyby pójść
za tym głosem, to konsekwentna abstynencja seksualna czy wręcz „świętość” wymagana od kobiet mogłaby
spowodować wymarcie ludzkości.
Kobieta w Kościele została pozbawiona odpowiedzialności za własna seksualność. Atrybuty jej płci
uznano za oręż szatana, którym ów posługiwał się, aby „skusić” także mężczyznę. Kusiła również aniołów,
bowiem wedle nauk głoszonych przez Kościół, jedna z przyczyn ich buntu był fakt, że nawiązywali oni stosunki
seksualne z ziemskimi kobietami. Kobieta podlegała bezwarunkowo mężczyźnie. Bo, jak głosił w kazaniu o
płazach biskup Bazyli, mężczyzna jest częścią Kościoła, „i to częścią najprzedniejszą”.
A tymczasem męskie kompleksy i poczucie winy zdały się w Kościele w pogardę okazywana naturze
ludzkiej. Jej źródłem był zafałszowany obraz seksualności utożsamianej wyłącznie z kobietą. Nic, więc
dziwnego, że Zenobiusz z Werony uznał „podeptanie natury” za najchwalebniejszy przejaw cnoty
chrześcijańskiej.
W cenie była asceza. Bazyli zabraniał, więc wiernym nie tylko wszelkich uciech, ale i śmiechu. Kazał
spuszczać wzrok, zaniedbywać fryzurę, chodzić w nędznym odzieniu. Laktancjusz nawet w zapachu kwiatu
dopatrywał się szatana – zabraniał, więc patrzyć na nie, a broń Boże wąchać. Największą konsekwencja
chrześcijańskiej ascezy stało się jednak poniżenie kobiety. Według klerykalnej skali ocen, kobiety były ludźmi
drugiej klasy. Nie tylko zabroniono kobietom nosić jakiekolwiek ozdoby, ale najchętniej widziano by je
ostrzyżonymi do gołej skóry. Do świątyni niewiasta powinna wchodzić zakryta, a obowiązkowo zakładać coś na
głowę. Obyczaj ten jeszcze do dziś obowiązuje np. na południu Włoch. Także i w Polsce, np. w katedrze
gdańskiej, nie wolno kobietom wchodzić w wydekoltowanych sukniach czy w mini.
Synod w Elwirze z początku IV wieku postanawiał, że kobietom nie wolno we własnym imieniu ani
pisać, ani otrzymywać listów. Konstytucje apostolskie pouczały kobiety, by nie myły się często. Nawet, gdy się
modliły, ich wargi miały poruszać się bezwdzięcznie – tak zalecał Cyryl Jerozolimski zmarły w 368 roku.
Statuty synodalne św. Bonifacego, zmarłego w 754 roku, zabraniały kobietom śpiewać w Kościele. Po czasy
najnowsze kobietom nie wolno było uczestniczyć w chóralnym śpiewie kościelnym. Jeszcze w 1903 roku
obowiązywał ten zakaz. Chóry kastratów istniały przecież po to, by zapobiec przenikaniu elementu żeńskiego do
muzyki kościelnej.
Ciąża i menstruacja czyniły kobiety niegodnymi obcowania z Bogiem. Przyjmowanie komunii przez
kobietę miesiączkującą aż po wieki średnie spotykało się z dezaprobatą. Menstruacja kobiet była według
Grzegorza Wielkiego, zmarłego w 604 roku, skutkiem winy. W Kościele syryjskim kobiety miesiączkujące,
które wchodziły do świątyni, były karane siedmiodniową pokutą, a księży udzielających takim kobietom
komunii tu i ówdzie pozbawiono prawa do pełnienia posługi kapłańskiej.
Fakt, że kobieta miesiączkuje, odbił się szczególnie fatalnie na jej dostępie do sprawowania urzędów
kościelnych. Wskutek comiesięcznej nieczystości urząd wyświęcanych do niedawna jeszcze diakonis został
usunięty. Kobietom odtąd nie wolno było udzielać chrztu ani pełnić służby ołtarza. Synod w Akwizgranie w 789
roku zabronił im nawet zbliżać się do ołtarza.
Niewiele się zmieniło po dziś dzień. Nadal kobieta w Kościele nie może sprawować funkcji
kapłańskich, nie wolno jej nawet być ministrantem. Kobiety w oczach Ojców Kościoła stanowiły
niebezpieczeństwo moralne. Nic, więc dziwnego, że synod paryski w 846 roku orzekł, że gdzie przebywa
kapłan, tam nie ma wstępu kobieta. Dopiero rozpasanie papieży, biskupów i duchownych przełomu
średniowiecza i renesansu zmieniło to przekonanie. Utorowało drogę nawet niespotykanemu dotąd w historii
Kościoła zdarzeniu. Pasqualina Lehnert, o której będzie jeszcze mowa na kartach tej książki, towarzyszyła
kardynałowi Eugenio Pacellemu w konklawe, które obrało go papieżem, a potem przez cały pontyfikat Piusa XII
mieszkała z nim w apartamentach papieskich.
,„Canones Hippolyti”, ważny kodeks kościelny z III wieku, zabraniał chrzczenia kobiet, „w czasie, gdy
opada je nieczystość”, a niewiastom, które pomagały przy porodzie, ów kodeks odmawiał prawa udziału w
„misteriach” przez dwadzieścia dni, jeśli na świat przyszedł chłopiec, i aż przez czterdzieści dni, kiedy urodziła
się dziewczynka. Czas oczyszczenia samej matki wynosił czterdzieści dni po urodzeniu chłopca, natomiast po
wydaniu na świat dziewczynki – osiemdziesiąt dni. Synod w Trewirze w 1227 roku mówił, że w przypadku
położnicy zachodzi konieczność „ponownego pogodzenia się z Kościołem”. Dopiero po takowym wolno jej
przekroczyć próg kościoła.
Ceremonia oczyszczenia położnicy stanowiła obrzęd, który łączył żydowski rytuał oczyszczania
(Maryja mogła wejść do świątyni dopiero po czterdziestu dniach i złożeniu ofiary oczyszczenia) z chrześcijańska
dezaprobatą wobec spraw związanych z żądzą seksualną i tendencją od oczerniania kobiety. Jeszcze w drugiej
połowie V wieku księża wzbraniali się chrzcić umierające położnice, jeśli nie minął czas oczyszczenia. Krew
5
położnic uchodziła, bowiem za jeszcze bardziej szkodliwą niż krew menstruacyjna. Położnicom, które zmarły
bez dokonania obrzędu pogodzenia się z Kościołem, często odmawiano pochówku na cmentarzu.
Za winy mężczyzn karano kobiety. Najlepszym dowodem na to jest postawa papieża Innocentego III,
który 13 stycznia 1200 roku obłożył interdyktem Francję, gdyż król francuski żył w nieprawym związku ze
swoją kochanką Agnes z Meranu. Interdykt postanawiał, że wszystkie kościoły Francji maja zostać zamknięte i
być otwierane tylko w celach chrzczenia dzieci. Surowo zakazał papież położnicom wchodzenia do kościoła w
celu oczyszczenia, a ponieważ nie były oczyszczone, nie wolno im było uczestniczyć w ceremonii chrztu dzieci.
Interdykt ten obowiązywał przez rok.
Ktoś może żachnie się, że te obyczaje to dziedzictwo mrocznego średniowiecza. Tak jednak nie jest.
Obyczaj oczyszczania położnic utrzymał się prawie do czasów współczesnych. Jeszcze moja matka musiała być
temu poddana. Stała za drzwiami kościoła i dopiero mogła przekroczyć jego próg, gdy przez pokropienie wodą
święconą i modlitwę kapłan wprowadził ją na powrót do Kościoła.
Szczególnym tabu, przejętym przez chrześcijan od starożytnych, był stosunek z kobietą miesiączkującą.
Wielcy teologowie XIII wieku, Albert Wielki, Tomasz z Akwinu i Duns Szkot uważali, że przekroczenie tego
zakazu jest grzechem śmiertelnym. W Starym Testamencie kobieta miesiączkująca przez siedem dni była
nieczystą. I wszystko, czego dotknęła, stawało się nieczyste, i każdy, kto ja dotknął, stawał się nieczysty.
Ojcowie Kościoła przejęli od pogan przekonanie, że stosunek z kobietą miesiączkującą może zaowocować
dziećmi chorymi, mającymi ropna surowicę lub zakończyć się tym, że jego owocem będzie martwy płód.
Jeszcze i dziś pokutuje głupie przeświadczenie, że ludzie kalecy mieliby być poczęci w trakcie miesiączki.
Wartościowano też kobiety pod względem ich urody i wpływu jej na wzrost pożądliwości u mężczyzn.
Teolog Piotr Kantor zmarły w 1197 roku, uważał, że stosunek z piękną kobietą jest obciążony większym
grzechem, gdyż bardziej cieszy. Św. Tomasz z Akwinu uważał, że i tak wszystkiemu jest winna kobieta, gdyż w
samej jej naturze leży lubieżność, rozwiązłość i nienasycenie, im była bardziej urodziwa.
W Rzymie kancelaria papieska reperowała budżet pieniędzmi, ściąganymi z utrzymywanych przez
siebie burdeli. Rozpusta duchownych tak się rozpowszechniła, że przestano ją uważać za występną. W ciągu
całego średniowiecza spora część duchownych miewała całe gromady konkubin, a w ich mieszkaniach roiło się
od dzieci, nierząd kwitł też w licznych klasztorach.
Kościół miał w wielkiej pogardzie nie tylko kobiety, ale i małżeństwo. „Podstawą małżeństwa i
podstawą rozpusty jest ten sam akt. Dlatego mężczyzna postępuje najlepiej, jeśli nie tyka kobiety” – pouczał
Tertulian. Według Justyna, czołowego apologety z II stulecia, wszelkie zaspokojenie popędu płciowego jest
grzechem, a wszelkie małżeństwo bezprawne, bo związane z folgowaniem niecnej żądzy.
Św. Augustyn obiecywał dzieciom, które zachowują niewinność, znacznie lepsze miejsce w niebie niż
ich rodzicom. Pragnął, by nikt się już nie pobierał, dzięki czemu szybciej nastąpi koniec świata. Według
Hieronima małżonkowie żyją „niczym bydło” i spółkowanie z kobietami upodabnia mężczyzn do „świń i innych
nierozumnych zwierząt”.
Jednak skoro już nie ma innego wyjścia, należy przynajmniej ograniczyć seks do małżeństwa. Od
czasów Tertuliana Ojcowie Kościoła redukowali miłość i małżeństwo do zjawisk czysto biologicznych.
Małżeństwo to była ostoja zalegalizowanej przez Kościół rozpusty. Zresztą zalegalizowanej niechętnie.
Znamienny jest fakt, że ślub kościelny istnieje w katolicyzmie dopiero od XIV wieku. I dopiero od XIV wieku
udziela się ślubów wewnątrz kościołów.
Nic dziwnego, skoro Tertulian grzmiał: „Czyż dopełnienie małżeństwa różni się od nierządu? Nie, w
obu przypadkach chodzi o cielesne zespolenie! Pragnąć tego oznacza pragnąć nierządu, jak powiedział Pan”.
Dlatego seks między małżonkami dopuszczalny był wyłącznie w celach prokreacyjnych. Przeszkadzał jednak w
praktykach religijnych. Dlatego, w myśl zaleceń kapłanów, należało już kilka dni wcześniej przed
przystąpieniem do komunii wystrzegać się intymnych zbliżeń. Hieronim zaś twierdził: „Kto wypełnia obowiązki
małżeńskie, nie może być wytrwały w modlitwie”.
Tomasz z Akwinu cynicznie pytał: „Nie wiem, do jakiej pomocy mężczyźnie została stworzona kobieta,
jeśli wykluczymy cel prokreacji. Dlaczego mimo to cel ten się wyklucza, nie rozumiem. Jeśli kobieta nie została
dana mężczyźnie do pomocy w rodzeniu dzieci, w takim razie, do czego? Może do tego, by razem uprawiali
ziemię? W takim razie lepszą pomocą dla mężczyzny byłby mężczyzna. To samo tyczy się pociechy w
samotności. O ileż przyjemniejsze jest życie i rozmowa, gdy mieszkają ze sobą dwaj przyjaciele niż mężczyzna i
kobieta”.
Nawet dziś znajdują się w Kościele zwolennicy poglądu, że kobiety nadają się tylko do rodzenia, do
wszystkiego zaś, co ma związek z duchem czy inteligencją nie mają wystarczających kwalifikacji. Twórcą
słynnych trzech K (Kinder, Kuche, Kirche) był zmarły w 1274 roku święty Augustyn. Uważał, że kobieta jest
jedynie pomocą w płodzeniu i pełni rolę pożyteczną w gospodarstwie domowym. Do dzieci doszła, zatem
kuchnia. Że kobieta ma być religijna – rozumiało się samo przez się. Powinna gorliwością religijną,
odpokutować grzech Ewy.
Spółkowanie powinno odbywać się bez rozkoszy. Ideałem był akt „na sucho” – nie dawał przyjemności
i służył wyłącznie celom prokreacji. Odbywać się miał w ciemności albo z zamkniętymi oczyma, w żadnym
Zgłoś jeśli naruszono regulamin