Obcy - Mrowisko.txt

(357 KB) Pobierz


STEVE PERRY
OBCY
MROWISKO

T�umaczy�:
Waldemar Pietraszek

Wydawnictwo "ORION"
Kielce 1994

Tytu� orygina�u ALIENS: EARTH HIVE
All rights reserved
Copyrights (c) 1992 by Twentieeth Century Fox Film Corporation
Aliens TM (c) 1992 by Twentieeth Century Fox Film Corporation
Cover art copyrights (c) 1992 Dennis Beauvais

Redaktor techniczny:
Artur Kmiecik

Wszystkie prawa zastrze�one
For the Polish edition:
Copyrights (c) by: Wydawnictwo "ORION" Kielce




"Zabawne my�le�, �e Bestia jest czym�, co m�g�by� upolowa� i zabi�..."
� William Golding W�adca much



Dianie po raz kolejny;
I Patowi Dupre, by�emu harfi�cie
Orkiestry Symfonicznej z Denver,
Kt�remu zawdzi�czam uratowanie
mej duszy podczas hippisowskiej jesieni
1970 roku w Baton Rouge



1.

       Nawet we wn�trzu swego grubego skafandra Billie mog�a wyczu� zimno nocy docieraj�ce do cia�a. Owszem, pe�zacz os�ania� przed lodowatym wiatrem i mog�y zabra� ze sob� jeden z przeno�nych piecyk�w udaj�c, �e to ognisko, ale mimo to ci�gle by�o zimno. Zrobi�y wszystko co mog�y. Na planecie Ferro nie by�o ani kawa�ka drewna. Nawet gdyby by� jaki�, to z pewno�ci� nie do spalenia. Drewno by�o w tym �wiecie wi�cej warte ni� platyna o takiej samej masie. Nierealne by�o nawet my�lenie o takim marnotrawstwie.
        Mro�ny wicher skowycza� jak jaka� nieszcz�liwa poczwara i ci�gle uderza� swymi podmuchami w przysadzist� bry�� pe�zacza. Czasem jego pie�� przechodzi�a w przeci�g�y gwizd, gdy powietrze pada�o pomi�dzy g�sienice traktora. Powstawa�y przy tym zupe�nie niesamowite d�wi�ki. Przez przetaczaj�ce si� po niebie grube chmury b�yska�y gwiazdy, jaskrawe punkciki na tle �miertelnie czarnej kurtyny, kt�re l�ni�y jak diamenty o�wietlone �wiat�em lasera. Nawet bez chmur panowa� tu mrok; Ferro nie mia�a ksi�yc�w. 
  No c�. Nie by�o tu zbyt wygodnie, ale przynajmniej one trzy w ca�ej kolonii nie mia�y nic do zrobienia i nudzi�y si� �miertelnie.
  - Fajnie - odezwa�a si� Mag - Co jeszcze mo�emy zrobi�? Zjad�y�my ju� nasze zapasy, �piewa�y�my g�upie piosenki o ko�ku i zaj�cu w morzu. Koniec zabawy, Carly.
  Maj�c dwana�cie lat, Mag by�a o rok m�odsza ni� Billie i Carly, i zawsze mia�a na ustach jak�� cierpk� uwag�.
  Billie wstrz�sn�a si� wewn�trz skafandra.
  - No tak, sprytny m�d�ku, co jeszcze by�o na tym starym dysku o biwaku w terenie?
  Jak si� zamkniecie, g�upie kwoki, to wam powiem.
  Mag chwyci�a si� za serce.
  - Och, zab�jco spryciarzy - j�kn�a - Trafi�a� mnie.
  - Zwykle opowiada si� historyjki - zakomunikowa�a Carly, ignoruj�c zupe�nie wyg�upy kole�anki - O duchach, potworach i takie tam g�wna.
  - Wspaniale - stwierdzi�a Mag - Opowiedz nam jak��. 
  Carly zacz�a snu� opowie�� o wampirach i upiorach. Billie wiedzia�a, �e jest to �ci�gni�te ze starego filmu. Jednak co innego ogl�da� obraz wideo, siedz�c sobie w ciep�ej kabinie, a co innego, gdy siedzi si� tutaj, z dala od G��wnego Budynku, pod go�ym niebem, w ciemno�ciach. Brrr.
  Uderzenia wiatru dotar�y na kr�tk� chwil� do nich i sypn�y piaskiem. Potem ucich�y. Dok�adnie w momencie, gdy Carly dotar�a do kulminacyjnego punktu swego opowiadania. 
  - ... i ka�dego roku jeden z tych, kt�rzy prze�yli t� straszn� noc stawa� si� ob��kany. A teraz... Kolej na mnie!
  Mag i Billie podskoczy�y, gdy Carly raptownie pochyli�a si� ku nim. Potem wszystkie zacz�y chichota�.
  - Hej, Mag. Twoja kolej.
  - No tak. W porz�dku. To by�a ta stara czarownica. No, wiecie...?
  W po�owie jej opowiadania zacz�y spada� drobne od�amki lodu. Jeden z nich musia� trafi� w przew�d grzejnika, bo ten nagle rozjarzy� si� i zgas�. Gdy p�omienie znik�y jedynym �r�d�em �wiat�a pozosta� ciek�okrystaliczny ekran pe�zacza. Noc opad�a na dziewczynki, a zimno i ciemno�ci jakby zg�stnia�y. G��wny Budynek by� daleko. Znowu zacz�� pada� grad. Billie wstrz�sn�a si� nie tylko z powodu zimna. 
  - O, rany. Popatrzcie. M�j ojciec znowu b�dzie marudzi�, �e zniszczyli�my ten ogrzewacz. - stwierdzi�a Mag - Wracam do pe�zacza.
  - No, dalej. Ko�cz swoj� bajeczk�. 
  - Wybaczcie. Zaraz odpadn� mi uszy. 
  - Dobra. Ale musimy jeszcze pozwoli� opowiedzie� co� Billie.
  Carly skin�a na kole�ank�.
  - Twoja kolej.
  - My�l�, �e Mag ma racj�. Chod�my do �rodka.
  - Hej, Billie. Nie r�b z nas idiotek.
  Dziewczynka wzi�a g��boki oddech i wydmuchn�a wielki k��b bia�ej pary. Przypomnia�y jej si� sny. "Chcecie czego� przera�aj�cego? W porz�dku."
  - Dobrze. Opowiem wam co�. To by�y... to by�y takie stwory. Nikt nie wiedzia� sk�d pochodzi�y, lecz pewnego dnia zjawi�y si� na planecie Rim. By�y koloru czarnego szk�a, mia�y trzy metry d�ugo�ci i z�by d�ugie jak wasze palce. Zamiast krwi w ich �y�ach p�yn�� kwas. Gdyby�cie zrani�y jednego z nich, a krew prysn�aby na was, wypali�aby wam dziury a� do ko�ci. Tak naprawd� to nie mo�na ich by�o zrani�, bo ich sk�ra by�a twarda jak pancerz statku mi�dzygwiezdnego. 
  Wszystko co umia�y robi� to jedzenie i rozmna�anie si�. By�y jak wielkie, gigantyczne �uki. Mog�y wtargn�� wsz�dzie. Ich z�by by�y twarde jak diament.
  - O, kurcz� - westchn�a Carly.
  - Gdyby was schwyta�y i zabi�y od razu, mia�yby�cie szcz�cie - ci�gn�a Billie - One stara�y si� nie zabija� od razu i to by�o gorsze ni� �mier�. Wciska�y w ciebie swoje poczwarki. Przez prze�yk. I to ich dziecko ros�o w �rodku a� do momentu, kiedy mia�o wystarczaj�co mocne z�by, �eby wygry�� sobie drog� na zewn�trz. Przez twoje mi�nie i ko�ci. Po prostu wy�era�y ci dziur� we wn�trzno�ciach...
  - Jezu! - krzykn�a Carly.
  Mag po�o�y�a r�k� na piersi. 
  Billie czeka�a na jej ironiczn� uwag�, lecz Mag odezwa�a si� z wysi�kiem:
  - Nie... czuj� si� zbyt dobrze...
  - No, Mag - odezwa�a si� Carly - to tylko zmy�lona historia.
  - Nie... nie... och, m�j �o��dek...
  Billie prze�kn�a �lin�. Gard�o mia�a wyschni�te na wi�r.
  - Mag?
  - Ooo... to boli!
  Dziewczynka uderzy�a si� w klatk� piersiow� jakby usi�owa�a j� roztrzaska�. Nagle jej skafander wybrzuszy� si� w miejscu, gdzie znajdowa� si� splot s�oneczny. Wygl�da�o to jak pi�� usi�uj�ca wydosta� si� spod ubrania. Materia� zatrzeszcza�. 
  - Aaaa...! - krzyk Mag sp�yn�� na Billie.
  - Mag! Nie! - Billie wsta�a i cofn�a si� do ty�u.  
  Wsta�a te� Carly. Podesz�a do Mag.
  - Co to jest?
  Skafander ponownie zatrzeszcza�. Nagle p�k�. Fontanna krwi bluzn�a na zewn�trz. Wytrysn�y strz�pki cia�a, a w�opodobny stw�r rozmiar�w ramienia cz�owieka b�ysn� ostrymi jak ig�y z�bami. Powoli wysuwa� si� z cia�a umieraj�cej dziewczynki. 
  Carly wrzasn�a. Nagle g�os jej si� za�ama�. Usi�owa�a uciec, ale monstrum wystrzeli�o z Mag w jej kierunku z pr�dko�ci� rakiety. Straszliwe z�by zatrzasn�y si� na krtani Carly. W �wietle gwiazd krew wygl�da�a na czarn�. Krzyk zaatakowanej przeszed� w rz�enie.
  - Nie! - krzycza�a Billie - Nie! To by� sen! To nieprawda! Tego nie by�o! Nie...!

  Billie zbudzi�a si� z krzykiem.
  Pochyla� si� nad ni� lekarz. Le�a�a na ��ku ci�nieniowym i pole si�owe przytrzymywa�o j� delikatnie jak wielka, czu�a r�ka. Szarpn�a si�, ale im gwa�towniej to robi�a tym silniejsze stawa�o si� pole. 
  - Nie!
  - Spokojnie, Billie, spokojnie! To tylko sen! Ju� dobrze, wszystko w porz�dku!
  Oddech zmieni� si� w posapywanie. Serce jej wali�o i �atwo mog�a wyczu� pulsowanie w skroniach. Popatrzy�a na Doktora Jerrina. Rozproszone �wiat�o ukazywa�o sterylnie bia�e �ciany i sufit centrum medycznego. Tylko sen. Jak zawsze sen. 
  - Dam ci troch� soporyfitu... - zacz�� lekarz.
  Potrz�sn�a g�ow�. Pole ��ka pozwoli�o na taki ruch. 
  - Nie. Nie trzeba. W porz�dku. 
  - Jeste� pewna?
  Mia� mi�� twarz. By� dostatecznie stary by by� jej dziadkiem. Leczy� j� od lat odk�d tylko przyby�a na Ziemi�. Z powodu sn�w. Nie zawsze by�y takie same. Zwykle �ni�a o planecie Rim, o �wiecie, w kt�rym si� urodzi�a. Min�o ju� trzyna�cie lat odk�d katastrofa j�drowa zniszczy�a koloni� na Rim i prawie dziesi�� lat od wyjazdu z Ferro. Ci�gle prze�ladowa�y j� koszmary porywaj�c j� w dziki i niekontrolowany galop przez d�ugie noce. Leki nie skutkowa�y. Rozmowy, hipnoza, biologiczne sprz�enie zwrotne, syntetyzacja fal m�zgowych - nic nie pomaga�a. 
  Nic nie mog�o powstrzyma� tych sn�w.
  Lekarz pozwoli� jej wsta� i podej�� do umywalki. Umy�a twarz. Lustro pokaza�o jej jak wygl�da. By�a �redniego wzrostu, szczup�a i silna. Nie na darmo sp�dza�a tyle czasu w sali �wicze�. W�osy, zwykle kr�tko obci�te, teraz si�ga�y ramion. Ich blado br�zowy kolor przypomina� prawie popi�. Bardzo jasne, b��kitne oczy patrzy�y z nad prostego nosa, a usta by�y jak w�osy - nieco przydu�e. Nie by�a to brzydka twarz, lecz nie taka, �eby przej�� przez pok�j dla lepszego widoku. Niebrzydka, ale naznaczona przekle�stwem. Jaki� b�g musia� wzi�� j� na oko. Billie chcia�aby wiedzie� dlaczego. 

  - Na Budd�, s� wsz�dzie wok� nas! - rykn�� Quinn. 
  Wilks poczu� jak pot sp�ywa mu po kr�gos�upie pod zbroj� z "paj�czego jedwabiu". �wiat�o by�o za s�abe i ci�ko by�o dostrzec co dzia�o si� wok�. Lampa na he�mie by�a g�wno warta. Podczerwie� te� nie bardzo by�a przydatna. 
  - Przesta� pieprzy�, Quinn! Uwa�aj na sw�j odcinek i wszystko b�dzie w porz�dku!
  - Nie pieprz Kap, dosta�y Siera!
  To by� Jasper, jeden z komandos�w. By�o ich tu dwunastu w ich oddziale. Zosta�o czterech. 
  - Co mamy robi�?
  Wilks otacza� ramieniem dziewczynk�, w d�oni trzyma� karabin. Dzieciak wrzeszcza�. 
  - Spokojnie, kochanie - powiedzia� - B�dzie dobrze. Wr�cimy na statek, wszystko b�dzie dobrze. 
  Ellis, os�aniaj�cy ty�y, zaj�cza� w swahili:
  - Ludzie, ludzie, czym one s�, do diab�a?
  By�o to retoryczne pytanie. Nikt tego nie wiedzia�.
  Ciep�o owion�o kaprala. Powietrze by�o przesycone zapachem jaki wydaje padlina zbyt d�ugo le��ca na s�o�cu. Tam, gdzie stwory przesz�y do wn�trza przez �ciany, g�adki, niezniszczalny plastik pokryty by� czarniaw� substancj�. Wygl�da�o to jakby jaki� szalony rze�biarz pokry� �ciany p�tlami wn�trzno�ci. Poskr�cane �cianki by�y tak twarde jak plaston, ale przybysze rozgrzali je jakim�, by� mo�e organicznym, �rodkiem. Teraz by�o tu jak we wn�trzu pieca, tylko wilgotniej. 
  Za plecami ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin