Delalande Arnaud - Bajki pisane krwia.pdf

(1619 KB) Pobierz
ARNAUD
DELALANDE
BAJKI PISANE KRWIĄ
LES FABLES DE SANG
Z francuskiego przełożyła
KRYSTYNA SZEŻYŃSKA-MAĆKOWIAK
791896081.001.png
AKT I
Początek rozgrywki
Czasem ukażą w opisie
Głupią próżność z zazdrością w złączeniu. Te obie
To dwa czopy: świat na nich krąży w naszej dobie.
Takie jest nędzne to zwierzę,
Co pragnęło dorównać wołu w wzrostu mierze.
Niekiedy w dwóch obrazach przeciwstawiam: cnocie
Zło, to znów dla odmiany rozsądek głupocie.
Jagnięta ciche srogim wilkom w boru,
Muchę mrówce, powoli czyniąc z tego zbioru
Komedię wielką z aktów długim traktem,
A której sceną jest świat ten.
Jean de La Fontaine, Drwal i Merkury,
Księga V - Bajka I (przeł. Feliks Konopka)
Gdzie wilk pożera jagnię, maj 1774
LAS FONTAINEBLEAU
GALERIA ZWIERCIADLANA, WERSAL
- Masz śliczne stópki, Rosette.
Rosette była boso. Panowała głęboka noc. Dziewczyna drżała. Miała związane ręce i
przepaskę na oczach. Porwano ją kilka godzin temu.
Zakapturzona postać czaiła się w bramie, dwa kroki od perfumerii Fargeona, gdzie
pracowała Rosette. Porywacz schwytał ją bez trudu, wykorzystując zaskoczenie dziewczyny,
a potem skrępował jej ręce i zarzucił na głowę kotarę powoziku. Nie zdarł z niej sukni.
Rosette nie nosiła kolczyków ani korali na białej szyi. Na palcach nie miała ani jednego
pierścionka. I w ogóle nie posiadała biżuterii. Nie to było motywem porwania. Na razie
napastnik tylko uprowadził ją na pustkowie. Rosette wiedziała, że dotarli do lasu. Ale dokąd
dokładnie? Być może kilka kilometrów od Fontainebleau. Ledwie znaleźli się u celu, zasłonił
jej oczy i zdjął pantofelki, a potem leniwie pieścił jej stopy.
- Masz śliczne stópki, Rosette - powtarzał.
W innych okolicznościach takie zachowanie może schlebiałoby Rosette. Skora do
zabaw i zgrabna dziewczyna była łasa na komplementy mężczyzn. Ale tu, smagana chłodnym
wiatrem nocy, w ubrudzonej ziemią sukni, czuła tylko drżenie. Ręka porywacza była
lodowata. A jego głos... był ponury, jakby dobiegał z podziemi. Miał w sobie coś
niesamowitego. Początkowo, kiedy karoca pędziła jak szalona pośród nocy, a woźnica
poganiał konie, dziewczyna próbowała krzyczeć. Na próżno. Usiłowała pozbierać myśli.
Czego właściwie chce od niej ten człowiek? Pozbawić ją dobrego imienia, i tak już mocno
nadszarpniętego? Powątpiewała w to. Może zdołałaby go udobruchać, gdyby nad sobą
zapanowała. Gdyby znalazła właściwe słowa. Może to jej jedyna szansa, aby ujść z życiem.
Dlatego, gdy wiatr rozwiewał jej rozplecione włosy, drżała jak osika.
*
Rosette czuła, że szara mgła opada na polanę. Kiedy mężczyzna zaczął mówić, uniosła
głowę, próbując się zorientować, skąd dokładnie dobiega jego głos. Nie ruszała się, stojąc
przed szpalerem tajemniczych drzew, które otaczały miejsce jej uprowadzenia. Głos był dość
daleki, jakby porywacz stał na końcu polany. Rosette nasłuchiwała, czekając, aż jego buty
zmiażdżą suchą trawę.
Skamieniała.
*
- Masz śliczne stópki, Rosette... Dobrze... Nasza gra, kotku, polega na tym, żebyś
doszła tu, gdzie teraz stoję. Rozumiesz?
Rosette bąknęła coś zdławionym głosem, przełykając łzy.
- Przepraszam, Rosette, ale nie usłyszałem, co powiedziałaś...
- T...tak - odparła tym razem wyraźnie.
- Niedawno zagrałaś małe przedstawienie dla siostrzeńca, który podobno jest bardzo
chory. To było... kameralne przedstawienie. Powiedziała mi o tym w zaufaniu jedna z twoich
przyjaciółek. Ty i dwoje twoich krewnych odegraliście dla niego, przebrani w kostiumy, kilka
uroczych scenek zainspirowanych bajkami La Fontaine’a! Czy to prawda?
- Tak - powiedziała Rosette.
Zmarszczyła brwi. Cóż wspólnego z tym wszystkim miał biedny Louis?
- Podsunęłaś mi pomysł na moją własną grę, Rosette. Słuchaj uważnie. Żeby wyjść
bez szwanku z tej polany, musisz tylko przypomnieć sobie ulubiony wiersz... i poprawnie
odpowiedzieć na moje pytania. Zrozumiałaś mnie?
- Tak - powtórzyła Rosette, chociaż sens tej sytuacji pozostawał dla niej zagadką.
- Jeżeli wyrecytujesz go, jak należy, wskażę ci drogę, którą musisz iść. W przeciwnym
razie... będziesz zdana już tylko na łaskę bożą. Zaczynajmy. Wyrecytuj dla mnie Wilka i
baranka. Jak sądzę, to najlepiej pasująca do tej sytuacji bajka.
- Ale...
- Recytuj. Mów wiersz! Zaczynajmy. Przypomnę ci początek.
Racyja mocniejszego zawsze lepsza bywa.
Zaraz wam tego dowiodę 1 .
- Panie, ale ja... Nie pojmuję...
- Mów! - nalegał mężczyzna, którego głos przyprawił ją o dreszcz.
Zdezorientowana Rosette próbowała pozbierać myśli, było jej coraz zimniej.
1 Przełożył Stanisław Trembecki.
Racyja mocniejszego zawsze lepsza bywa.
Zaraz wam tego dowiodę.
Gdzie bieży krynica żywa.
Poszło jagniątko chlipać sobie wodę.
- Dobrze, Rosette, dobrze! Żeby do mnie podejść, musisz zrobić ledwie parę kroków.
Teraz przejdź trzy. Prosto przed siebie.
Usłuchała. Opaska na oczach uniemożliwiała jej sprawdzenie, po czym stąpa.
Domyślała się zagrożenia i powstrzymała drżenie.
Zapewne lepiej było nie wiedzieć, co dokładnie jej grozi.
Na polanie znajdowało się dziesięć ustawionych pułapek na wilki.
Metalowe szczęki, rozwarte i ostre.
Wydawało się, że czyhają na nią w trawie.
O nie, nie, nie!
- Dalej, Rosette.
Ramiona sprzedawczyni drgnęły. Gorset falował poruszany szybkim, nierównym
oddechem.
Wilk tam na czczo nadszedłszy, szukając napaści,
Rzekł do baraniego syna:
- Byłaś kochanką niejakiego Baptiste’a Lansqueneta - podjął mężczyzna. - On także
przez jeden sezon pracował w sklepie mistrza rękawicznika Fargeona, sklepie, który mieści
się przy ulicy du Roule w Paryżu. Nieprawdaż?
- Tak, ale... skąd pan o tym wie? Kim pan jest? Czego pan ode mnie chce? - szlochała
Rosette.
- Usłyszeć ciąg dalszy. Doszliśmy do: Rzeki do baraniego syna.
W głowie dziewczyny kłębiły się myśli. Ogarnięta paniką, zamarła. Jej usta drżały.
„I któż to zaśmielił waści,
Że się tak ważysz mącić mój napitek?
Nie ujdzie ci bez kary tak bezecna wina”.
- Bardzo dobrze, Rosette! Zrób teraz dwa kroki w lewo. Dobrze, i jeszcze dwa do
przodu. Wspaniale sobie radzisz. Mości Lansquenet, który od czasu do czasu służył za gońca i
Zgłoś jeśli naruszono regulamin