Wielkanocne zwuczaje ludowe.RTF

(29 KB) Pobierz
WIELKANOCNE

 

WIELKANOCNE

ZWYCZAJE LUDOWE


 

 

„Obce rzeczy dobrze wiedzieć jest, swoje - obo­wiązek". Te słowa Zygmunta Glogera, autora „En­cyklopedii staropolskiej", niech nam przypominają o tradycjach naszych ojców, do których należy odno­sić się z szacunkiem, które należy chronić i jeśli tylko jest to wskazane i możliwe, to wprowadzać do naszych domów i rodzin.

Wielkanoc jest świętem ruchomym, które trady­cyjnie obchodzimy w pierwszą niedzielę po pierw­szej wiosennej pełni księżyca. Święto Zmartwych­wstania Pańskiego poprzedza Wielki Tydzień, od Niedzieli Palmowej do Wielkanocnej. Niedzielę Palmową nazywano u nas także Kwietną lub rzadziej - Wierzbną. Nazwy te wzięły się m.in. od polskich „palm", które ongiś robiono przede wszystkim z gałązek wierzby, leszczyny, jałowca i cisu. Jako ciekawostkę należy przypomnieć, że do palmy nie można było użyć gałązek topoli, gdyż według legendy drzewo to, w przeciwieństwie do innych, nie ugięło swych gałęzi na znak żałoby po Jezusie Chrystusie, ale użyczyło je Judaszowi, gdy ten postanowił się powiesić. Z tego też powodu listki topoli (osiki) muszą na zawsze drżeć z trwogi.

W Niedzielę Palmową naśladowano wjazd Pana Jezusa do Jerozolimy. Różnie to wyglądało. Według Kolberga: „Zbawiciel ubrany, między chłopiętami, siedzący na ośle, prowadzony był przed drzwi ko­ścielne i tam zsadzony na ziemię, witany palmami i śpiewem". Częściej, cała wspólnota wiejska gro­madnie udawała się do kościoła, a pochód ten po­przedzała dębowa figura Chrystusa na osiołku (zwa­na „Dębowym Chrystusem").

Poświęconym palmom przypisywano nadzwy­czajną moc. „Każdy.... palmę niesie do chałupy i zakłada za obraz. W lecie palma ta ma odganiać chmurę gradową; gdy chmura taka nadciągnie, rzu­cają gałązki z tej palmy (a raczej wbijają je w zie­mię) na czterech rogach zagrożonego pola" (O. Kolberg).

Po wyjściu z kościoła lub budząc śpiochów, ude­rzano ich palmami, mówiąc: „Wierzba bije, nie ja biję. Za tydzień - wielki dzień. Za sześć noc - wiel­ka noc" (Z. Gloger).

     Z Niedzielą Palmową związane były też Puchery (z łac. puer - chłopiec), starodawny zwyczaj żaków szkolnych, przeniesiony i upowszechniony na pol­skiej wsi. Chłopaki (zwykle dwóch, czasem i trzeci w roli „echa"), umazane sadzami, w kożuchach przewróconych włosem do góry, przepasani powró­słami, z drewnianymi szablami u boku i koszykiem na podarki, chodzili po domach „śpiewając, prawiąc oracje i winszując świąt Zmartwychwstania Pańskiego". Chłopców tych zwano puchernikami, puherakami lub koniarzami.

W Wielką Środę wygaszano świece przed ołta­rzami (w czasie Jutrzni, zwanej ciemną, po odśpie­waniu każdego psalmu gaszono po jednej świecy) i niekiedy milkły kościelne dzwony, a zgodnie ze zwyczajem „na pamiątkę owego zamieszania jakie ogarnęło ziemię po śmierci Zbawiciela" księża ude­rzali o ławki brewiarzami i psałterzami. Swawolni chłopcy „czatowali na tę chwilę... i uderzali kijami o ławki, czyniąc wielki łoskot, na złość dziadom kościelnym, którzy się za swywolnikami uganiali" (O. Kolberg). Chłopcy ci, oprócz czynienia psiku­sów, brali na siebie także obowiązek zastępowania dzwonów przez pozostałe dni Wielkiego Tygodnia, chodząc z kołatkami i bębnem oraz wykrzykując różne wierszyki, przypominające o konieczności przestrzegania postu.

  W Wielką Środę na polskiej wsi, a bardzo rzadko w okolicach Krakowa, obcho­dzono tzw. judaszki, polegające na topieniu lub pa­leniu słomianej kukły Judasza.

W Wielki Czwartek, upamiętniający Ostatnią Wieczerzę oraz pojmanie i uwięzienie Pana Jezusa, milkły definitywnie dzwony kościelne, a „dla zwo­ływania ludu na nabożeństwo, używano dużych ręcznych toczonych na kółkach grzechotek". W dzień ten, bardzo często praktykowanym zwyczajem było spożywanie uroczystej postnej kolacji, zwanej tajnią. Dla niektórych gorliwych osób był to ostatni posiłek przed wielkanocnym śniadaniem. Trzeba przypomnieć, że w dawnej Polsce bardzo surowo przestrzegano postu, a w okresie Wielkiego Postu podstawowym pożywieniem był żur. Od śródpościa zazwyczaj przestawano spożywać gotowanych po­traw i na pamiątkę tego powstał zwyczaj tłuczenia w tym dniu starych garnków, napełnionych popiołem. Z kolei „na wsi w Wielką Sobotę, gospodynie i parobczaki, którym się sprzykrzył żur ciągle używany przez post, ciesząc się, że miejsce jego zajmą świę­cone jajka i kawałek tłustej wędliny, grzebią żur, rozbijając garnek (zwany Zurowiec), w którym się tenże gotował, ciskaniem kamieni do niego i wyrzu­cając skorupy na drogę" (O. Kolberg). Nie wszędzie jednak żegnano się z żurem, w niektórych regionach Polski żur, gotowany na kawałku cielęciny i zawie­rający całą święconkę, był i jest podstawowym da­niem wielkanocnego śniadania.

W Wielki Piątek Kościół poprzez Liturgie Sło­wa, Adoracje Krzyża Świętego i Drogę Krzyżową ukazuje zbawczą Ofiarę Chrystusa. W wielu pol­skich miejscowościach inscenizowano Mękę Pana Jezusa (np. misterium Męki Pańskiej w Kalwarii Zebrzydowskiej).

         Po nabożeństwach wielkopiątkowych zaczynały się obchody „Grobów Pańskich", których „nigdzie z taką wystawnością nie urządzano jak w Polsce" (O. Kolberg). Całe rodziny pielgrzymowały od kościoła do kościoła. „Przez trzy dni lud odbywa tę pobożną pielgrzymkę. Na wstępie do każdego kościoła skła­da ofiarę dla ubogich, bo sam ubogi; składa jałmuż­nę, bo sam po jałmużnę przychodzi, a pomodliwszy się w każdym za swoją rodzinę, za swój kraj, oglą­dając pomniki zgasłej chwały narodowej, jeszcze gorętszym westchnieniem łączy swą duszę z Twór­cą swoim" (A. Jałowiecki, 1839).

Na polskiej wsi w Wielki Piątek od świtu trwała w polu i obejściu wielka krzątanina, gdyż panowało przekonanie, że prace wykonane w tym dniu przy­niosą obfity plon. Prace te musiały być jednak za­kończone przed godziną trzecią po południu, godzi­ną śmierci Pana Jezusa na krzyżu.

W Wielką Sobotę, po wykonaniu ostatnich po­rządków w domach i obejściach, święcono pokarmy oraz uczestniczono w obrzędach święcenia wody i ognia. Wracając ze święconką do domu, należało przed wejściem trzykrotnie dom obejść, co miało przynosić określone pożytki. Gdy wszystko było przygotowane, czekano na Re­zurekcję. Tę główną uroczystość Zmartwychwsta­nia Pańskiego odprawiano już w sobotę o północy  „lecz pod koniec XVIII w., by oszczędzić wiernym nocnych powrotów do domu przez pełne wybojów i wiosennego błota drogi, przeniesiono ją na wczesny niedzielny poranek". Po Rezurekcji pozdrawiano się słowami: „Chrystus zmartwychwstał", na co odpo­wiadano: „Prawdziwie zmartwychwstał". Do domu wracano pospiesznie, ba, urządzano nawet wyścigi, sądząc, że kto pierwszy wróci z kościoła, ten do­świadczy pomyślności do następnych Świąt. Wyda­je się jednak, że ten pośpiech wywołany był przede wszystkim przez suto zastawiony stół i wyposzczo­ny żołądek.

Niedzielę Wielkanocną spędzało się w domu. Centralne miejsce na wielkanocnym stole przezna­czano dla baranka, zaopatrzonego w czerwoną cho­rągiewkę ze znakiem krzyża. Baranek był symbo­lem Zmartwychwstałego Chrystusa, Śniadanie wielkanocne rozpoczynano dzieleniem się święconym jajkiem składając sobie życzenia. Ze „święconego" nic nie mogło się zmarnować.

W poniedziałek świąteczny, zwany Lanym Po­niedziałkiem, odwiedzano się i ... oblewano wodą. Popularny śmigus-dyngus pierwotnie nie miał nic wspólnego z wodą, bowiem wyraz „śmigus" zna­czył smaganie dziewczyn po nogach rózgami lub pokrzywą, a wyraz „dyng" - podarek, zatem „dyn-gować" znaczyło zbierać datki, podarki. Zwyczaj oblewania się wodą rozpowszechnił się szybko i przetrwał do dzisiaj, przybierając niestety niezbyt poprawną formę.

       W dzień ten w Krakowie na Salwatorze obchodzo­ny był i jest Emaus - wielkanocny festyn - upa­miętniający ukazanie się Zmartwychwstałego Chry­stusa uczniom udającym się do Emaus. We wtorek odbywała się natomiast krakowska Rę­kawka (na Krzemionkach, koło kościółka św. Be­nedykta). Dawniej zwyczaj ten wyglądał tak: „...ubodzy schodzili się pod górę lub mogiłę Kra­kusa a mieszczanie rozdawali im obfite resztki święconego" (O. Kolberg). Później, gdy zanikała religijna cześć daru Bożego, rzucano bułki, chleb i jaja wielkanocne w kierunku biedoty. Było to za­przeczeniem chrześcijańskiej postawy.

W polskiej tradycji, chleb był „w takiem posza­nowaniu u Polaków, że nawet jego okruchy, upusz­czone na ziemię, przy podniesieniu, na znak prze­proszenia, całowano" (Z. Gloger).  I niech tak pozostanie, na zawsze!

 

(Opracowano na podstawie: Zygmunt Gloger „Encyklopedia staropolska” , Oskar Kolberg „Dzieła wszystkie – Krakowiacy” oraz Teresa  Mazur „ Ojców naszych obyczajem ’’).

 

                 Halina Kania                                                             

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin