MĄDRY UBURTIS I DIABEŁ.docx

(12 KB) Pobierz

 

MĄDRY UBURTIS I DIABEŁ

 

Każdego razu, kto tylko przechodził mimo góry Dżuga, postrzegał tam Niemczyka w kusym fraczku przeskakującego z drzewa na drzewo. Wszyscy tę górę omijali ze strachem; bo kto tylko do niej się zbliżył, wnet go duch nieczysty w rozmaite wyzywał zakłady, a po przegraniu porywał i dusił.
Jeden więc odważny wieśniak imieniem Uburtis przyszedł do bagna leżącego tuż przy górze i począł pleść łapcie dla siebie z łyka łoziny rosnącej w tamtym miejscu. Po kilku chwilach przychodzi diabeł.
- Co tu robisz człowiecze ?
- Łapcie plotę.
- Któż ci to pozwolił ?
- Kiedy co robię, nikogo o pzwolenie nie pytam.
Jak śmiesz na mojej ziemi i z moich drzew zdzierać łyko ! Ja jestem panem tych okolic, jeżeli więc nie wygrasz zakładów, jakie ci przełożę, natychmiast zginiesz.
- Zgoda. A gdy wygram, co mi dasz ?
- Kapelusz pieniędzy.
- Jakiż więc będzie pierwszy zakład ?
- Spróbujmy się kto silniejszy.
- Dobrze.
- No ! Mocujemy się.
- Dałbyś sobie pokój, co tobie ze mną się porywać, kiedy ty nawet mojego stu letniego dziada, który oto o kilka kroków śpi, nie zmożesz.
To mówiąc Uburtis wskazał na leżącego niedźwiedzia. Diabeł podskoczył ku niemu i chwycił oburącz za szyję. Niedźwiedź rozjątrzony rzucił Niemczyka na ziemię i począł chłostać swą łapą. Zmordowany, zbity, ledwie się wydobył biedny diabeł z uścisków niedźwiedzia.
- No, jeden zakład wygrałeś. Teraz drugi: rzucajmy kto dalej rzuci - to mówiąc, porwał leżący blisko kamień i cisnął nim w powietrze, kamień spadł za trzy godziny.
Uburtis zaś miał w ręku skowronka i puścił. Głupi diabeł rozumiał, że to kamyczek. Czekają godzinę, czekają drugą, trzecią, czwartą, piątą i jeszcze dłużej - nie spada.
- Wygrałeś, człecze, drugi zakład - teraz trzeci: kto z nas prędszy, ty uciekaj, ja będę gonił.
- Co tobie diable ze mną się porywać, ty nawet mego dziecięcia urodzonego wczoraj nie dopędzisz. Jeśli chcesz, spróbuj się z nim.
To mówiąc postraszył w łomie leżącego zająca. Zając skoczył i począł zmykać. - Łapaj ! Łapaj ! - Diabeł popędził za zającem i nic nie wskórawszy powrócił.
Twoja prawda, człecze, wygrałeś. No jeszcze ostatni zakład i pieniądze będą twoje. Oto widzisz tę kulę, waży ona funtów sto tysięcy - kto z nas wyżej wyrzuci ?
- Ty najpierw próbuj, diable.
Diabeł chwycił kulę jedną ręką i wyrzucił tak wysoko, iż z oczu zniknęła, a gdy spadła, połowa zaryła się w ziemi.
- Teraz na ciebie kolej, człecze.
Człowiek przyłożył rękę do kuli i począł przypatrywać się obłokom, które po niebie się przesuwały.
- Czegóż się tak przypatrujesz ? - rzekł diabeł.
- Czekam, aby ta ogromna chmura nadeszła. Mój brat jest w niebie kowalem i teraz bardzo potrzebuje żelaza ; on siedzi za tymi obłokami i czeka, abym mu kulę podał.
- Ach ! Zmiłuj się, dobry człecze, nie rzucaj, ona mi jest bardzo potrzebną. Wiem, że jesteś silny. Wygrałeś wszystkie zakłady, a więc daj mi swój kapelusz dla napełnienia go złotem.
- Dobrze, chodź ze mną w głąb lasu, a tam mi oddasz należytą kwotę.
Człowiek miał już od dawna wykopaną ogromną jamę, nad którą postawił swój dziurawy kapelusz, zakrywszy darnią wszystkie naokoło otwory, aby diabeł jego sztuki nie poznał.
Diabeł wsypał jeden wór złota, w kapeluszu ani znaku, przyniósł drugi - ani znaku, wsypał trzeci, czwarty, dziesiąty, setny. A gdy napełniło się już miejsce w jamie, napełnił wreszcie i kapelusz.
Od tego czasu nigdy diabeł nie pokazywał się na górze Dżuga. Uburtis zas stał się bogatym, zbudował sobie nowy dom, nakupił miodu, wódki i co dzień pił krupnik. I ja u niego byłem, jadłem i piłem, przez brodę ciekło, a w zęby się nie dostało.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin