Heater Graham - Zatoka Huraganów.pdf

(1901 KB) Pobierz
947900460.001.png
947900460.002.png 947900460.003.png
PROLOG
Web kochał Florida Keys. Nawet jego stary przydomek, Web, narodził się na tych
wyspach. Niewielu ludzi go znało, szczególny i niepowtarzalny, związany z określonym
czasem i miejscem.
Jak perły rzucone na powierzchnię, Keys spinały ocean od Miami ku
południowemu zachodowi łańcuchem opalizującego piękna. Woda u brzegów licznych
wysepek lśniła bogactwem odcieni zieleni i błękitu, zmieniających się zależnie od
głębokości. Stały ląd pozostawiało się za sobą, wybierając jedną z dwóch dróg: most Card
Sound Bridge lub autostradę US1, i już tam przyroda wokół czarowała pięknem. Nic na
świecie nie mogło się równać ze świtem na Keys. Słońce zabarwiało purpurowo horyzont,
niebiosa rozbłyskiwały nagłym światłem, złotem równie wspaniałym jak poprzedzający je
szkarłat. Z tej oszałamiającej jaskrawości rodziły się pastele, których delikatne piękno
zdawało się pieścić duszę. Zachody słońca przypominały zjawiska jeszcze bardziej
nieziemskie. Ognisty krąg dnia opadał powoli, niespiesznie odsłaniając majestat
ulotnego królestwa barw. Karmazynowe smugi najpierw dotykały horyzontu, potem
bladły do różu zabarwionego żółcią i fioletem, aż wreszcie przekształcały się w srebrzystą
szarość, poprzedzającą zanurzenie słonecznej kuli w morzu. Zapadała ciemność,
rozświetlana jeszcze przez chwilę ostatnimi przebłyskami złota, a potem już najgłębsza z
możliwych.
Oczywiście, nie na promenadach. Nie tam, gdzie kluby pozostawały otwarte do
późna w nocy, a hotele zapalały dla gości jasne światła. I nie tam, gdzie nastrojowymi
lampami wabiły klientów bary na świeżym powietrzu. Z daleka od tego kręgu cywilizacji
ciemności były jednak pełne, mroczne jak wody Styksu. Przerażające jak piekło pełne
małych demonów wgryzających się w ciało i gotowych wedrzeć się jeszcze głębiej, by
wchłonąć ludzką duszę.
Ach, ciemność. Obiecywała tak wiele... Zwiastowała słodkie sekrety i grzechy,
zapewniała schronienie...
Tak więc w ciemnościach nocy Web czekał, rozmyślając o tajemnicy, pięknie i
romantycznej samotności wśród przyrody. I o swoim zadaniu.
Tkwił w nim pewien pierwiastek ryzyka, oczywiście.
Niewielki, a jednak wystarczający, by poczuć podniecający dreszczyk.
Dla wielu ludzi największą atrakcję stanowiła Key West. Web uważał jednak, że
inne wyspy są ciekawsze i naturalniejsze. Także położone dość blisko tętniącego życiem
Miami, lecz dostatecznie daleko, by móc cieszyć oczy widokiem raf, wschodów i
zachodów słońca.
Nie mówiąc już o mroku. O aurze tajemniczości, która także dziś otacza
zaplanowane tu spotkanie. O zaskoczeniu, gdyż ona nie znała przecież jego planów. O
nocy, bryzie, słonym, a jednocześnie słodkim zapachu powietrza, o plaży...
O wieczności.
Była taka piękna. A jeszcze piękniejsza w rozmigotanym świetle zalewającym
wyspy albo w ich mroku.
Web starannie zaplanował przebieg zdarzeń. Przed jej przybyciem dopracował
każdy szczegół, niczego nie pozostawiając przypadkowi.
Prawie niczego.
W ciągu dnia wszystko układało się doskonale. Teraz jednak, gdy czekał,
niepokoiło go narastające opóźnienie. Jeśli ona się wkrótce nie zjawi, przepadnie aura
tajemniczości. To musiała być noc. Noc, podczas której tyle kwestii można rozwiązać,
tyle ze sobą pogodzić, zamknąć w całość.
Zegarek z wolna odmierzał czas. Mijały kolejne minuty. Zaczął się denerwować.
Sheila się spóźni. Każdy jej gest zawsze głęboko zapadał mu w serce i duszę. Z
pewnością przyjedzie. Wkrótce. Jeśli nie, wszystkie starannie przyjęte założenia legną w
gruzach. Minie bezpowrotnie mistyka nocy i cud świtu.
Wtem dźwięk. Jej samochód, od strony drogi.
Web włączył silną latarkę.
Snop światła oślepił Sheilę. Jak gniew Boga. Gdy nacisnęła hamulec, samochód
zarzucił, potem stanął w miejscu. Spokojnie, powoli, Web podszedł do lewych drzwi. Gdy
przez chwilę oświetlał ją latarką, zasłoniła ręką oczy.
Mogło się nie udać. Mogła włączyć klimatyzację i zamknąć okno. Był środek lata,
w nocy upał nieco zelżał, lecz nie ustąpił całkowicie.
Na szczęście jechała z opuszczoną szybą. Nic dziwnego. Powietrze było przyjemne,
orzeźwiające. Wilgotny powiew zwiastował sztorm, który wkrótce nadciągnie.
Oczywiście, sztorm także stanowił element doskonałego planu.
- Kto... co, u diabła? - Odsłoniła oczy i zobaczyła Weba. - Co ty tu robisz?
- Zgodziłaś się na to spotkanie - przypomniał grzecznie.
- Na minutę, tylko minutę. I chyba nie na tym pustkowiu.
Zauważył, że jest zła i zniecierpliwiona. Zawsze taka była w obecności kogoś, kto w
danej chwili nie był jej całkowicie podporządkowany.
- Przecież tu jest pięknie. Chciałem, żebyś to zobaczyła. Chciałem podarować ci
noc. - Westchnął. - Rozumiem, że nie ucieszyłaś się z tego spotkania?
- Przecież już się dziś spotkaliśmy. Mieliśmy porozmawiać, ale krótko. - W jej
głosie pojawiła się nuta narastającej furii. - A w ogóle dlaczego mnie oślepiłeś? Jesteś
idiotą. Na tym wygwizdowie mogłam cię przejechać.
- Ale nie przejechałaś.
- Mogłam cię zabić, nie rozumiesz?
- Interesujące. Wiesz, takie spotkanie, tylko ty i ja, uznałem, że warto
zaryzykować.
Przyjrzała się mu uważnie.
- Jesteś w rękawiczkach? - zapytała z niedowierzaniem. - W lecie?
Nie mogła zrozumieć, co tu się dzieje. Brakowało jej danych, jakichś wskazówek.
- Nie jest tak bardzo ciepło - wyjaśnił. - Zbliża się sztorm. Ci od pogody nie nadali
mu imienia. Nie jest jeszcze huraganem ani nawet głębokim niżem. Czuje się go jednak.
Wkrótce zacznie się ulewa, niebo przetną błyskawice i usłyszysz potężne, wstrząsające
ziemią grzmoty.
- Wspaniale - odparła znudzona. - Poezja. Naprawdę uważasz, że to uzasadnia
włożenie rękawiczek?
- Och, nie, to rękawiczki do nurkowania.
- Do nurkowania? Dlatego, że spadnie deszcz? Zignorował ją.
- Powiedziałem ci już, że bardzo zależało mi na spotkaniu z tobą. Z tobą samą, bez
żadnych innych ludzi wokół nas.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin