Torańska T. Oni.rtf

(1078 KB) Pobierz

teresa torańska

ONI

"AŃ EKS"

Londyn 1985

 

 

 

 

Projekt okładki: M. Oziewicz

 

 

 

Oni

(They)

ISBN O 906601 22 3

Published by Aneks Publishe: 61,DorsetRoad London W5 4HX

SPIS TREŚCI

 

 

Pierwsze wydanie: Przedświt, Warszawa 1985 Drugie wydanie: Wydawnictwo Aneks, Londyn

 

Wszystkie prawa zastrzeżone Zezwolenie na przedruk lub tłumaczenie należy uzyskać zwracając się do Librairie Ernest ^l 26 rue Racine, 75006 Paris, France

(c) Teresa Torańska, 1985

Ali rights reserved

Permission for reprint, translations or reproducti%js

must be obtained in writing from Librairie Ernest Flammarion,

26 rue Racine, 75006 Paris, France.

 

Jan Bujnowski:

W oczach komunistów - słowo wstępne

ROZMOWY:

Edward Ochab    ...................................              25

Roman Werfel    ...................................              72

Stefan Staszewski   .................................              105

Wiktor Kłosiewicz   ................................              166

Leon Chajn    ......................................              193

Julia Minc    .......................................              212

Jakub Berman   ....................................              225

 

Indeks nazwisk   .......................................    359

 

Fotoskład: Libra Books

9, Ravenscourt Avenue, London W6 ORF

Printed and bonnd by Caldra House Ltd., Great Britain

 

 

W OCZACH KOMUNISTÓW

SŁOWO WSTĘPNE

Kto patrzy oczami Partii, odsieje ziarno od plewy

błąd naprostuje, sprawców odetnie, nazwie ich po imieniu.

Trzy pokolenia rewolucyjne schodzą się w jednym sumieniu...

Adam Ważyk

Młoda dziennikarka Teresa Toranska przez kilka lat, poczynając od roku 1981, prowadziła wywiady z ludźmi, którzy niegdyś zajmowali eksponowane miejsca w komunistycznej elicie władzy, od lat zaś zostali od władzy odsunięci. Jej rozmowy przyniosły plon nadspodziewany. Niemałą rolę odegrała tu bez wątpienia osobowość Torańskiej, która umiała zmusić swoich rozmówców, jeżeli nie do szczerości, to do wyjścia poza pole wyznaczone przez doktrynę, do poruszania się w kręgu realiów, operowania argumentami racjonalnymi, odstąpienia od rytualnego języka. Schizofreniczne rozbicie na świat rzeczywisty i ideologiczny, właściwe systemowi komunistycznemu, powoduje, iż naciskani przez Toranska dawni dygnitarze, częściowo przynajmniej odchodzą od ideologicznego i propagandowego kanonu ku nagiej rzeczywistości. Wynika to w dużej mierze z tego, że podczas owych rozmów Toranska niekiedy bardzo brutalnie atakowała swych partnerów, przeciwstawiając im całkowicie różny zbiór wartości, radykalnie odmienną postawę wobec spraw świata tego, Polski i Polaków. A robiła to w taki sposób, że zamiast wyrzucić ją za drzwi albo zalać potokiem nowomowy, wszyscy, poza Julią Mincową, zaczynali bronić swych racji, przekonywać ją, co oczywiście wymagało posługiwania się rzeczowymi argumentami i językiem konkretnych komunikatów, a nie językiem propagandy. Powstało dzięki temu unikalne źródło historyczne - nie znam podobnych zapisów nie tylko w Polsce, ale w całym ruchu komunistycznym. Można przyrównać owe rozmowy do pamiętników pisanych przez polityków "w stanie spoczynku"; wypełniają one poniekąd lukę wynikającą z faktu, iż komuniści takich pamiętników po sobie nie pozostawiają. Jeśli nawet wezmą pióro do ręki - a czynią to rzadko - wychodzą spod niego suche, wygładzone, dogłębnie ocenzurowane, apolo-getyczne wspomnienia, w których próżno by szukać informacji o osobowości autora, o jego środowisku kulturowym, o mechanizmach polityki. Oczywi-

 

_7

JAN BUJNOWSKI

JAN BUJNOWSKL.

 

 

ście, są książki pisane przez ludzi, którzy z ruchem komunistycznym zerwali i podejmują z nim rozliczenia, ale, o ile wiem, nikt z komunistów polskich, odgrywających znaczniejszą rolę polityczną, nie podjął takiego rozrachunku. Literatura rozrachunkowa, przez fakt, że jej twórcy wyrzekli się swej dawnej wiary, niejednokrotnie przynosi obraz nie mniej wypaczony niż literatura apologetyczna.

Rozmówcy Torańskiej, poza Stefanem Staszewskim, pozostali komunizmowi wierni. Deklarują się jako komuniści, zastrzegają, że niczego nie żałują, niczego lub prawie niczego się nie wstydzą. Stwierdzają, że gdyby przyszło im żyć po raz drugi - dokonaliby takiego samego wyboru, poszli tą sarną drogą. Wobec dziennikarki, która w ich oczach reprezentuje polskie społeczeństwo, opinię publiczną, zajmują postawę obronną, starając się jej -a przez nią milionom Polaków, szczególnie młodym - wytłumaczyć racje, jakim kierowali się komuniści w Polsce, wytłumaczyć uwikłania i mechanizmy prowadzonej przez nich polityki. Bronią słuszności tej polityki, czasem na polu ideologii, ale częściej odwołując się do argumentów pragmatycznych. Chcą, by młodzież tę słuszność uznała, by zrozumiała i zaaprobowała komunistów, zarówno działających w KPP, jak przejmujących i sprawujących władzę. Podkreślić trzeba, iż dwoje spośród siedmiu rozmówców, których wypowiedzi składają się na ten tom - Jakub Berman i Edward Ochab - to ludzie należący przed 1956 r. do ścisłej grupy decyzyjnej. Berman między 1948 a 1956 r. był - po Bierucie - drugą osobą pod względem zakresu posiadanej władzy. Ochab przez kilka miesięcy 1956 r. sprawował funkcję I sekretarza KC PZPR.

Przyjmując postawę obronną, usprawiedliwiając siebie, dawni dygnitarze, jeżeli nawet wprost nie kłamią, to odpowiednio porządkują rzeczywistość, przedstawiają własne oceny i interpretacje uważając je za pewniki, słowem, konstruują własną wersję najnowszej historii Polski. To zresztą stanowi cechę całego pamiętnikarstwa. Czytając zapis rozmów prowadzonych przez Torańską trzeba mieć na uwadze elementarne, banalne wręcz prawdy dotyczące psychologicznych mechanizmów postrzegania rzeczywistości, selekcji informacji, zdawać sobie sprawę z istnienia właściwych wszystkim ludziom tendencji do redukowania sprzecznych treści w celu uniknięcia dysonansu poznawczego. Należy też pamiętać o charakterze procesu zapamiętywania, a zwłaszcza o deformacji, jakiej wraz z upływem czasu ulegają pamiętane treści. Ludzie, jak wiadomo, niejednokrotnie mówią nieprawdę nie będąc tego świadomi, tkwiąc w stworzonej przez siebie mitologii. Nie- możemy dziś stwierdzić, jak rzeczywiście kształtowała się w tamtych latach zależność polskich komunistów od Kremla, czy byli oni nadgorliwi, jak tego chcą niektórzy ich krytycy, czy tylko posłuszni, czy też, co usiłuje pokazać Berman, robili, co w ich mocy, by "nie dopuścić do najgorszego". Byłbym natomiast skłonny wierzyć, że Berman nie kłamał, kiedy atakowany przez Torańską mówił: "to nie my - to doradcy". Taka była jego subiektywna prawda; niewielu ludzi potrafi myśleć o sobie jako o sprawcy zbrodni. Pozostaje kwestią

 

otwartą, na ile była to prawda obiektywna: czy istotnie rządcy Polski byli tak bezsilni wobec doradców, jak to Berman twierdzi. Odrzucić też trzeba jego stwierdzenia, iż nie wiedział o bestialstwach Informacji Wojskowej czy UB, że co najwyżej mógł się ich domyślać. Trudno byłoby uwierzyć nawet w samooszukiwanie się, w udawanie przed samym sobą, że się nie wie. Człowiek na tym szczeblu władzy i o tej skali inteligencji musiał wiedzieć o tym, że torturuje się ludzi, że przygotowuje się spreparowane procesy. Refleks tej wiedzy można zresztą odnaleźć w niektórych sformułowaniach podczas rozmów z Torańską. O tym, że UB znęca się nad ludźmi, morduje bez sądu itp., mówili zresztą głośno, publicznie, na forum Krajowej Rady Narodowej posłowie PSL w swych interpelacjach. Trzeba było tylko chcieć sprawdzić. Bo nie jest ważne w tym wypadku, że najpierw torturowano "reakcjonistów", a potem tymi samymi metodami zaczynano rozprawiać się z komunistami. Wedle oficjalnej wykładni, zawsze chodziło o "wrogów". Poza drobnymi sprawami nie ma żadnych śladów interwencji czy to Gomułki, czy potem Hermana i Bieruta, które by zmierzały do ukrócenia bestialstw UB oraz Informacji Wojskowej. I wypada powtórzyć: Berman, Ochab, ale także Sta-szewski, Werfel, Chajn nie są wiarygodni, kiedy powiadają: nie wiedzieliśmy.

Dochodzimy tu do podstawowej zasady, obowiązującej przy lekturze wszelkiego rodzaju pamiętników, wspomnień, relacji: krytycyzmu wobec wiarygodności autora. Podstawowe pytania, jakie musimy sobie zadać, brzmią: czy mógł on wiedzieć o sprawach, o których mówi czy pisze, a jeżeli mógł wiedzieć, to czy rzeczywiście wiedział i jak przedstawiała się jego percepcja rzeczywistości w stosunku do samej rzeczywistości? A dalej: jakim odkształceniom z biegiem lat uległa owa wiedza oraz czy zamiarem autora jest informacja czy dezinformacja o przeszłych zdarzeniach?

Nie podejmując szczegółowej analizy zapisanych przez Torańską rozmów - a każdy z prezentowanych tu tekstów należałoby odrębnie potraktować -można stwierdzić, że wszyscy jej rozmówcy są dalecy od powiedzenia choćby cząstki prawdy, którą znają. Kręcą, stosują uniki, udzielają odpowiedzi pozornych, uciekają od realiów, wkraczając na pole ideologicznych deklaracji, zasłaniają się brakiem pamięci, niewiedzą, sypią anegdotami. To ostatnie jest ulubioną metodą Staszewskiego. Rozmówcy ci mają jednak do czynienia z inteligentnym przeciwnikiem, toteż ażeby bronić swych racji, muszą sięgać do konkretnych zdarzeń i towarzyszących im okoliczności, odsłaniać częściowo system sprawowania władzy. Z Torańską nie mogą rozmawiać metodą półsłówek, mrugania okiem, powoływania się na oczywistości, które dla niej nie są oczywistościami. Ich wewnętrzne kody są nieużyteczne w zetknięciu z jej systemem myślenia i postrzegania rzeczywistości. Dlatego odwołują się do faktów. Dzięki temu historycy oraz wszyscy interesujący się powojenną historią Polski oraz ruchem komunistycznym dostają do rąk zbiór informacji, różnego kalibru i z różnych dziedzin, informacji, które wymagają oczywiście krytycznego podejścia i konfrontacji z innymi przekazami, ale niewątpliwie są ciekawe i ważne dla poznania przeszłości.

 

8_

JAN BUJNOWSKI

JAN BUJNOWSKL

 

 

Niezależnie od intencji rozmówców Teresy Torańskiej, ich wypowiedzi odsłaniają wiele stron wewnętrznego życia elity komunistycznej, wzajemnych stosunków, powiązań, układów politycznych i towarzyskich. Julia Mincowa pozwala nam wejrzeć w świat dygnitarskich willi, przyjacielskich obiadów z lokajami podającymi do stołu, świat pogardy dla społeczeństwa. Od tej pogardy i pychy, może nie tak otwarej i prymitywnej, nie jest też wolny Ber-man czy Werfel, gdy z wyżyn swej mądrości - mądrości wybrańców, którzy posiedli prawdę - piętnują polską parafiańszczyznę, ślepotę polskiej inteligencji, głupotę przeciwników politycznych. Rozmowy z dawnymi dygnitarzami przynoszą jednak jeszcze coś więcej - rzucają światło na szczególną formację kulturową, jaką stanowił komunizm III Międzynarodówki. Była to kultura określona przez własną filozofię, system wartości, mentalność, język, obyczajowość. Komuniści tworzyli odrębny świat ludzi zamkniętych we własnym kręgu, wyalienowanych ze społeczeństwa, obcych większości jego aspiracji. Dla Ochaba państwo polskie to była przede wszystkim Bereza, pacyfikacje, procesy komunistów; widział to państwo przez pryzmat celi więziennej. O przedwojennych rządach mówi jako o rządach faszystowskich, rządach hańby narodowej, mówi z niewygasłą wciąż nienawiścią, negując jakiekolwiek osiągnięcia II Rzeczypospolitej.  Powiada:  "ci sanatorzy, którzy sprowadzili taką klęskę na Polskę, też byli po swojemu patriotami. Taki Kwiatkowski choćby, jego też serce bolało, jak widział żałosny stan ówczesnej gospodarki, ale faktycznie popierał Berezę, deptanie komunistów i opozycji antyfaszystowskiej. Taki niby patriota, a jak traktował patriotów białoruskich czy ukraińskich".

Na komunizm ówczesny patrzeć trzeba jak na kościół, którego wyznawców łączyła wizja światowej rewolucji jako nadrzędnego dobra, określającego stosunek do rzeczywistości jako celu, któremu podporządkowane są wszystkie działania. Niektórzy z partnerów Torańskiej - Ochab, Werfel - tkwią nadal w tym kręgu, inni - Staszewski, Berman - częściowo poza niego wyszli; wszystkie jednak wypowiedzi ukazują komunistyczną realność, którą ludzie ci nabyli w czasach młodości, czasem wręcz w latach dzieciństwa, mając 14-15 lat, z chwilą gdy wstąpili w szeregi bojowników komunistycznej wiary. Pamiętać trzeba przy tym, że partia komunistyczna była kościołem wojującym, o niezwykle rygorystycznej regule, której przekroczenie, nawet tylko domniemane, groziło unicestwieniem.  Kościołem fanatycznym, o ideologii totalnej, nie pozostawiającej miejsca na indywidualizm, prywatność. Aby ostać się w ruchu komunistycznym, należało przyjąć jego wszystkie wyznaczniki kulturalne. W przeciwnym wypadku było się obcym. "Jaki on nasz" - powie Werfel o Aleksandrze Wacie. A na pytanie Torańskiej, czyj wobec tego, odrzeknie: "Diabeł go wie, niczyj chyba. Taki mieszczański liberał". Dla wglądu w mentalność komunistyczną rozmowa z Werflem jest nieoceniona. Niewiele jest takich świadectw; literacki obraz komunistycznej "oblężonej twierdzy" zawarł Julian Stryjkowski w powieści "Czarna róża".

 

KPP, do której należeli wszyscy rozmówcy Torańskiej, a szczególnie PPR nie stanowiły jednak monolitu. Różnice wynikające z - by użyć języka partyjnego - pochodzenia: społecznego, narodowego, kulturowego bądź określone przez przynależność społeczną, pozycję zawodową i losy życiowe nie mogły ulec pełnemu zatarciu. W 1944 r., w chwili przejmowania władzy przez komunistów, istotnego znaczenia nabrały zwłaszcza odmienne doświadczenia okresu wojny: inne w wypadku ludzi działających w okupowanym kraju, inne u tych, którzy się obracali w polu Kominternu i Kremla, inne wreszcie u tych, co wojnę przeżyli na Zachodzie. Z doświadczeń wojennych wyrastały różne uwikłania, różna optyka.

Wśród rozmówców Torańskiej przeważa jeden typ działacza komunistycznego. Spójrzmy na biogramy owych siedmiu osób. Pięć z nich to ludzie roczników 1901-1906 (w 1939 r. mieli trzydzieści kilka lat), wywodzący się z inteligencji lub mieszczańskich rodzin żydowskich o mniejszym lub większym stopniu asymilacji. Owo żydowskie pochodzenie ma znaczenie istotne, albowiem niezależnie od ich samoidentyfikacji kulturowej, w dużym stopniu wpłynie ono na życiorysy tych ludzi. Jako "Żydzi" nie będą mogli być zrzuceni do kraju (wyjątek stanowił Paweł Finder), "żydowskość" będzie brana pod uwagę przy powojennych karierach, ona też stanie się zagrożeniem z chwilą, gdy Stalin zaliczy Żydów do potencjalnych czy aktualnych "wrogów ludu", "szpiegów", "dywersantów". Piszę "Żydzi" w cudzysłowie, gdyż wszyscy ci ludzie byli odlegli od identyfikacji z kulturą żydowską, nie mówiąc o związku z wchodzącym w nową fazę swej historii narodem żydowskim czy państwem Izrael. Ulegli natomiast presji identyfikowania przez innych; dlatego chyba Berman powie o sobie: "jako Żyd...".

Z tej to piątki wszyscy związali się z ruchem komunistycznym bądź jeszcze w gimnazjum, bądź podczas studiów, które dwaj - Ochab i Berman - ukończyli, inni dwaj zaś - Werfel i Staszewski - przerwali, przechodząc na status zawodowych rewolucjonistów. Poza Chajnem i Mincowa pozostali przed wojną byli funcjonariuszami partyjnymi średniego szczebla. Werfel i Sta: szewski przeszli przez polskie więzienia, kilka zaś lat przebywali poza krajem: Werfel na Zachodzie, Staszewski w ZSRR. Staszewski reprezentuje kategorię polskich komunistów - ofiar wielkiej czystki. W 1938 roku znalazł się w łagrze, z którego wyszedł dopiero w roku 1945, aby podobnie jak inni, którzy ocaleli, zająć się utrwalaniem władzy komunistycznej w Polsce.

Od tych pięciu biogramów nieco odbiegają życiorysy Ochaba i Kłosiewi-cza. Należą" oni do tej samej generacji, natomiast przyszli do ruchu komunistycznego z innych środowisk. Funcjonariusze partyjni średniego szczebla, wiele lat spędzili w więzieniu (Ochab od wstąpienia do KPP w 1929 r. 6,5 z 10 lat do 1939 r. spędził w więzieniach; w 1939 r. był w trakcie odsiadywania dziesięcioletniego wyroku).

Ostatnia cecha wspólna wszystkim siedmiu to pobyt poza krajem podczas wojny: w stalagu (Kłosiewicz) i w ZSRR (Berman, Ochab, Mincowa, Werfel, Chajn).

 

.11

JAN BUJNOWSKL.

_JAN BUJNOWSKI

 

 

Podział na grupę "moskiewską" i "krajową" był wielokrotnie wykorzystywany w politycznych manipulacjach oraz walkach wewnątrzpartyjnych (1968 rok), jest też przyjmowany jako rzeczywistość przez wielu autorów spoza kręgu PZPR, zarówno Polaków, jak i obcokrajowców. Ci, co - jak to mówił w 1968 r. Moczar - przyszli ze Wschodu w szarych szynelach, mieli być eksponentami interesów obcych, podczas gry "krajowcy" reprezentowali narodowy, polski komunizm. Pomijając prawo Moczara do podobnych ocen (w 1948 r. napisze on: "Związek Radziecki jest nie tylko naszym sojusznikiem, to jest powiedzenie dla narodu. Dla nas, dla partyjniaków, Związek Radziecki jest naszą Ojczyzną, a granic naszych nie jestem dziś w stanie określić, dziś są za Berlinem, jutro na Gibraltarze"), jest to sąd dosyć upowszechniony.

Analiza historyczna, na jaką pozwala stan znajomości źródeł, wskazuje, że istnienie wewnątrzpartyjnych podziałów, niezależnie od wszystkich wulgary-zacji, mistyfikacji- czy wręcz zafałszowań, było faktem. Zarówno w latach wojny, jak i później ścierały się różne orientacje, wyrastające w znacznej części z odmiennej optyki, określonej doświadczeniami. Komuniści z emigracji na ogół zaprzeczają twierdzeniom, iż były jakieś konflikty, lecz jest to w dużej mierze zabieg obronny. Herman powie, że nie było żadnych nieporozumień między komunistami w kraju i komunistami w Moskwie, ale dalej sam sobie będzie przeczył, pokazując obustronną nieufność, napięcia, panujące stosunki, a co najważniejsze, różnice poglądów na temat polityki, jaką prowadzić należy. Kilkakrotnie podkreśli, że Gomułka nie orientował się w meandrach polityki ZSRR, nie rozumiał wynikających z niej konsekwencji dla partii polskiej, nie umiał się poruszać w - to już moje sformułowanie -kremlowskim pałacu. Będzie opowiadał o wymianie korespondencji między Warszawą i Moskwą wiosną 1944 r., podkreślając, że sprawy polskie musiały być podporządkowane nadrzędnemu celowi: "rozszerzeniu wpływów socjalistycznych w świecie, a zwłaszcza w Europie. Dlatego Centralne Biuro Komunistów Polskich w Moskwie przeciwstawiało się wysuwaniu przez PPR nazbyt radykalnych haseł społecznych". "Tłumaczyłem mu - powie Torań-skiej Berrnan - że proponowanie radykalnego programu utrudniłoby nie tylko naszą sytuację, ale także sytuację Związku Radzieckiego w jego kontaktach z partnerami koalicji antyhitlerowskiej. PPR więc musi liczyć się ze skomplikowaną konfiguracją i nie powinna lansować spraw, które mogą nas lub Związek Radziecki narazić na konflikt z aliantami, albo stać się czynnikiem odstraszającym od rozmów z nami". Berman uczył Gomułkę kamuflażu rzeczywistych celów, jednocześnie przeciwstawiając się koncepcji autentycznego rozszerzenia politycznej podstawy tworzonej przez komunistów władzy. Jego wywód na ten temat nie pozostawia żadnych wątpliwości, że różnice, i to głębokie, miały rzeczywiście miejsce. "Tłumaczyłem mu - mówi Berman - że my siedząc w Moskwie operujemy innymi kategoriami spraw, znając międzynarodowe ich aspekty, orientujemy się, gdzie krzyżują się różne interesy, jak daleko można posunąć się w tych czy innych kompromisach. Oni zaś znajdują się pod ogromną presją opinii publicznej, wyrosłej na men-

 

talności międzywojennej, która rząd londyński traktuje jako przedłużenie państwowości".

Podział istniał, natomiast nie przebiegał wedle linii kraj-Moskwa, lecz w sposób bardziej złożony. Podzielone były oba środowiska - emigracyjne i krajowe. Ostry spór między Bierutem i Gomułka wiosną 1944 r., w trakcie którego Bierut oskarżył Gomułkę przed Dymitrowem o wszelkie możliwe odchylenia, sekciarstwo i oportunizm jednocześnie, dotyczył tych samych problemów, które dzieliły sekretarza generalnego PPR i CBKP. Nieco bardziej złożony był charakter konfliktu między większością komunistów polskich w ZSRR a rzecznikami dyktatury wojskowej zwanej "zorganizowaną demokracją" w kołach I Dywizji. Powrócimy do tego zagadnienia dalej. Tu należy tylko podkreślić, że poza Kłosiewiczem, wszyscy rozmówcy Teresy Torańskiej reprezentowali wówczas jedną orientację. Tej orientacji nadal bronią, z jej punktu widzenia oceniają pozostałe, czy to jako inspirowane przez Sowietów, czy grzeszące brakiem realizmu i niezrozumieniem sytuacji międzynarodowej. Jest to świadectwo jednej strony w konflikcie, w którym przeciwnikowi mogło grozić, a w pewnej chwili rzeczywiście groziło, fizyczne unicestwienie. O tym trzeba przy lekturze wywiadów Torańskiej pamiętać.

Czytelnik tej książki, w której krótkie, nazywające sprawy po imieniu, pytania i wypowiedzi dziennikarki sąsiadują z czopowym językiem jej partnerów, zauważy, że owe szyfry, podteksty, wewnętrzne sprzeczności nie wynikają tylko z długoletnich nawyków posługiwania się językiem ideologicznym i propagandową nowomową, że kryje się za nim jeszcze coś więcej. Dla mnie jedną z najciekawszych rzeczy w wywiadach Torańskiej jest zawarty w tym, co mówią jej rozmówcy, obraz uwikłania polskich komunistów w sprzeczności, których sami nie chcą lub nie są w stanie dostrzec. Kamuflują je ideologiczną fasadą, czasem pokrywają pragmatyzmem polskiej racji stanu, ale nie mogą zmienić rzeczywistości. Rzeczywistość to działanie w układzie podwójnej zależności. Zależni od ZSRR i akceptujący tę zależność komuniści polscy pragną się jednocześnie uważać za rzeczników polskich narodowych interesów, łudząc siebie i starając się łudzić innych, że nie ma dla Polski innej drogi, jak tylko razem z niegdyś jedynym, a obecnie najpotężniejszym państwem socjalistycznym. Spojrzenie na ten układ ich oczami jest z wielu względów interesujące. Wydaje się przy tym, że różnice między Gomułka a, powiedzmy, Bermanem czy Bierutem nie dotyczyły w tym wypadku istoty zagadnienia, a raczej pojmowania stopnia zależności Polski i wynikającej z tego pojmowania dyspozycyjności wobec Moskwy.

Rozmówcy Torańskiej, przede wszystkim Berman, Ochab, Werfel, próbują, podobnie jak ogromna większość polskich komunistów, za pomocą różnych operacji stworzyć w miarę spójny i logiczny system uzasadniający prowadzoną przez nich politykę. Łączą racje ideologiczne i pragmatyczne, od-

 

12.

_JAN BUJNOWSKI

.13

JAN BUJNOWSKL.

 

 

wołują się do ponadnarodowych odniesień lub do interesów polskich. Jest to daremne, wychodzi z tego intelektualny miszmasz, niezbyt koherentny zlepek ideologii KPP oraz ideologii narodowej. Bo i oni, jak to Berman mówi o Gomułce, od dziesiątków lat znajdowali się pod ogromną presją społeczeństwa  polskiego,  zaciekle  broniącego swej narodowej tożsamości. Nawet Ochab i Werfel, którzy nadal głęboko tkwią w kręgu mentalności kapepow-skiej, wikłają się w sprzecznościach. Ochab będzie twierdził, że sprawa rewolucji jest nadrzędna, że "ze Związkiem Radzieckim mamy wspólną bazę ideologiczną, wspólny cel", cel, który zostanie z pewnością osiągnięty, choć droga do niego daleka. Będzie potępiał "nadwiślański punkt widzenia", będzie zapowiadał, że ZSRR zmierza w kierunku, w którym pójdzie cały świat "i my w Polsce także, mimo że jeszcze istnieją siły reakcyjne obce interna-cjonalizmowi i ruchowi rewolucyjnemu". A jednocześnie, zwłaszcza gdy To-rańska skłoni go do mówienia o konkretnych wydarzeniach, ten sam Ochab odsłoni istotne konflikty między Warszawą i Moskwą, poda wiele faktów dotyczących stosunków polsko-radzieckich, ukaże się nam jako rzeczywista strona w walce o większe uniezależnienie od ZSRR. Polska jest państwem garnizonowym - mówi Torańskiej - i to jest dlań stan, z którym wypada się godzić. Natomiast budzi jego sprzeciw status protektoratu. "Rozumiem -powiada - że nie mogliśmy wtedy [po 1949 r. - J. B.] i nie możemy teraz dopuścić do starcia ze Związkiem Radzieckim, ale nie chcemy też być protektoratem, bo ten naród na to nie pójdzie. My go nie zmusimy ani wodą święconą, ani kazaniami, żeby klaskał. Jak musi, to będzie klaskał, ale tym bardziej będzie nienawidził, czy czuł pogardę".

Berman, Ochab, a także pozostali, obnażają częściowo system zależności Polski - nie wprost, ale przez wiele konkretnych szczegółów. Jest to na pewno obrona, to nie my, to oni są winni, ale generalnie te wypowiedzi odzwierciedlają rzeczywisty układ. A także rzeczywiste poczucie zniewolenia, bezsilności. Nikt z tych ludzi otwarcie się nie przyzna do tego, że w znacznej mierze - czy chciał tego, czy nie - był narzędziem i wykonawcą planów politycznych Kremla. Będą najwyżej powoływali się na bezsilność wobec takich posunięć radzieckich, jak deportacje w głąb ZSRR w 1944 i 1945 r., wywózki mienia z ziem zachodnich, rabunkowe dostawy polskiego węgla, bezsilność wobec działań radzieckich organów bezpieczeństwa przed majem 1945 r. czy wobec działalności doradców, bezsilność wobec agenturalnej sieci. Zniewolenie to, pomijając uwikłania ideologiczne, było oparte w dużym stopniu na strachu. Pytani przez Torańską zaprzeczają, jakoby żyli w strachu i nie można wykluczyć, że nie jest to z ich strony kłamstwo. Strach został niejako zepchnięty poza sferę świadomości, w przeciwnym wypadku ludzie ci nie byliby w stanie w ogóle działać. Że był obecny, świadczą oceny konkretnych sytuacji. Był to zarówno strach przed własnym unicestwieniem, jak przed  bezpośrednią  interwencją  radziecką,   interwencją  militarną,  która zniweczy istniejący zakres autonomii i pociągnie za sobą całkowitą sowiety-zację. Określenia "autonomia" użyje Berman, kiedy Torańską go zmusi do

 

porzucenia sloganów na temat niepodległości i suwerenności. Dodajmy, że w latach politycznej świetności Bermana była to autonomia ogromnie ograniczona. Ochab wyśmieje Torańską, kiedy go zapyta, czy nie można było wejść w koalicję z Czechosłowacją lub Węgrami przeciw Związkowi Radzieckiemu: "Oj córuś, umówić się, to znaczy przygotować sobie proces. Przecież nie mieliby żadnych skrupułów". Oni nie mieliby... Werfel zaś stwierdzi, że gdyby w 1948 r. Biuro Polityczne poszło razem z Gomułką, rozwaliliby wszystkich. O n i rozwaliliby... Jestem tu skłonny przyznać zresztą rację Werflowi, wbrew zdaniu Gomułki, że solidarna postawa całego polskiego kierownictwa partyjnego pozwoliłaby uniknąć koszmarów stalinizmu. Dla Moskwy między Bugiem a Odrą nie było miejsca nie tylko na Polskę a Id Finlandia, o którą walczył Mikołajczyk i PSL, ale także na polskiego Titę, co się marzyło Gomułce.

Dochodzimy tu do zagadnienia podstawowego dla oceny polityki polskich komunistów i ich historycznej roli. Oceny z punktu widzenia interesów polskich, z wyśmiewanej przez rozmówców Torańskiej nadwiślańskiej perspektywy; perspektywę rewolucji światowej pozostawmy tym, którzy nadal w nią wierzą jako w drogę ku uszczęśliwieniu ludzkości. Ocena ta będzie zależała od odpowiedzi na pytanie: czy istniała alternatywa? Alternatywa w 1944 r" alternatywa w 1948 r., w 1956, 1981. Wśród samych komunistów zdania na ten temat były i są nadal podzielone, zwłaszcza gdy chodzi o rozwiązanie kryzysów politycznych 1948 i 1956 roku. Zwolennicy orientacji, którą reprezentują rozmówcy Torańskiej, są zdania, że alternatywy nie było, że polscy komuniści byli skazani na zależność, mogąc tylko wykorzystywać mniejsze lub większe w poszczególnych okresach pole manewru, łagodzić, opóźniać, czasem mrugać okiem. Nie wolno było przy tym wykroczyć poza obowiązujące normy postępowania, naruszyć rytuału wzajemnych stosunków. Kiedy we wrześniu 1947 r. podczas narady partii komunistycznych i robotniczych w Szklarskiej Porębie Gomułką spróbuje się przeciwstawić koncepcji powołania Kominformu, słusznie się obawiając, że jest to krok ku likwidacji nawet tej ograniczonej samodzielności partii narodowych, Berman będzie autentycznie przerażony. "Zdawałem sobie sprawę - mówi Torańskiej - jakie konsekwencje wynikną z sytuacji, gdyby Polska głosowała przeciwko. Przecież trzeba by było zerwać lub odroczyć obrady. Tłumaczyłem Gomułce: zrozum, że to absolutny wyłom, pęknięcie w całym układzie sił i zrozum, co znaczyłoby, że Polska się wyłamała i naruszyła jedność obozu. Przecież oznaczałoby to, że zdradza i naraża Związek Radziecki... nie muszę dośpiewywać, jakie nieszczęścia na nas by spadły. (...) Nasza ekipa poszłaby k'czortu, naturalnie, a przyszłaby straszna ekipa, lepiej nie myśleć jak straszna". Kiedy Gomułką okazał się odporny na argumenty Bermana i "zachowywał się jak małe dziecko, które nie wie, na jakim świecie żyje i nie liczy się z realiami", towarzysz Jakub pognał do Warszawy i spowodował interwencję Biura Politycznego. Gomułką się wycofał.

 

_JAN BUJNOWSKI

.15

JAN BUJNOWSKL

 

 

To był rok 1947. Poczynając od roku 1948, po praskim zamachu stanu, po wyklęciu partii jugosłowiańskiej, wraz z rosnącą centralizacją i unifikacją stalinowskiego imperium, a zwłaszcza wobec puszczonej w ruch machiny terroru, przypominającego czasy wielkiej czystki, którą komuniści polscy pamiętali, której ofiarą padli ich towarzysze, rodziny czy wręcz oni sami, strach przed skutkami nieposłuszeństwa czy opieszałości w realizowaniu przyjacielskich rad towarzyszy radzieckich wzrósł niepomiernie. Pachniało krwią - zacytuje Werfel słowa swej rozmowy z Radkiewiczem. Tym razem nie krwią politycznych przeciwników, ale własną. Zaczynano splatać sieci, w których mieli się znaleźć, obok AK-owców i oficerów Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, także komuniści. Najpierw Gomułka, Spychalski, później zaś inni. Prowokacja związana z braćmi Fieldami mogła w każdej chwili dosięgnąć Bermana. Pierwsze oczka sieci zostały już zawiązane. Noel Field, amerykański komunista, który w okresie wojny i po 1945 r. utrzymywał kontakty z wieloma działaczami komunistycznymi, między innymi pracując w organizacjach pomocy, został w 1949 r. aresztowany jako agent CIA podczas pobytu w Pradze. Od tego miała prowadzić prosta droga do oskarżenia ludzi, z którymi współpracował lub którym pomagał, o przynależności do agenturalnej siatki. W tym kierunku polityczne policje Polski, Węgier, Czechosłowacji i innych krajów radzieckiej strefy, a przede wszystkim ich radzieccy doradcy prowadzili śledztwo i konstruowali scenariusze procesowe. Warto dodać, że wedle źródeł pochodzących z archiwum CIA, wywiad amerykański posłużył się osobą Fielda do własnych celów, chociaż jedyne związki Fielda z OSS -poprzednikiem CIA - polegały na kontaktach z Allenem Dullesem, przyjacielem z czasów młodości, dotyczących pomocy dla komunistów niemieckich w ostatnich latach wojny. Spreparowane materiały zostały przekazane Światłe, jakoby wcześniej zwerbowanemu przez Amerykanów *. Autor tej prowokacji, Frank Wiesner, miał pisać w swym raporcie: "towarzysze wesoło wbijają sobie wzajemnie noże w plecy i robią za nas brudną robotę". Za sprawą Wiesnera podobno Departament Stanu nie podjął bardziej stanowczej interwencji w sprawie Fieldów, którzy byli obywatelami amerykańskimi.

Orientacji reprezentowanej przez Bieruta, Bermana, Zawadzkiego, Min-ca, Radkiewicza, Zambrowskiego - zdecydowanej większości czołowych działaczy komunistycznych tamtego okresu - Gomułka przeciwstawiał swoją koncepcję. Najogólniej można ją scharakteryzować jako koncepcję zmierzającą do skupienia wokół PPR możliwe szerokiego wachlarza sił politycznych przy zapewnieniu komunistom, jeśli nie pełnej dominacji w sferze władzy, to przynajmniej decydującego wpływu. Gomułka, jak zresztą wszyscy, rozumiał, że KRN nie reprezentuje nikogo poza komunistami i drobnymi grupkami socjalistów oraz ludowców, że jej oparcie w polskim społeczeństwie jest

 

znikome. Wyciągał z tego jednak inne wnioski niż Bierut w kraju i Biuro Komunistów w Moskwie, dla których czynnikiem decydującym była obecność w Polsce Armii Czerwonej oraz radzieckie poparcie. Gomułka też wiedział, że bez radzieckich czołgów i radzieckiego poparcia komuniści nie mają najmniejszej szansy objęcia władzy, lecz pragnął, aby nie była to ich jedyna siła. Dążył do tego, by polska partia nie była całkowicie zdana na łaskę Stalina, by mając oparcie w społeczeństwie polskim mogła aspirować do partnerskich stosunków, decydować o własnej polityce. Wypowiedzi i publikacje Gomułki wskazują, że był on przekonany do końca życia, iż głupota polityczna Mikołajczyka oraz stanowisko części komunistycznych przywódców: Bieruta, Bermana i innych zdecydowały o zaprzepaszczeniu wielkiej szansy *. Odbicie ówczesnych sporów znajduje się w wypowiedziach zapisanych przez Torańską na taśmie magnetofonowej. Ciekawe i ważne są zwłaszcza informacje Bermana na temat kontaktów między utworzonym w styczniu 1944 r. Centralnym Biurem Komunistów Polskich a Gomułka czy też opinie o Go-mułce - na ogół bardzo krytyczne.

Konstruowanie alternatywnej historii, szczególnie teraz, gdy brakuje podstawowych informacji, jest ryzykownym zabiegiem. Historyk nie może dzisiaj stwierdzić, czy gomułkowska wizja powojennej Polski mogła się urzeczywistnić, gdyby Mikołajczyk z jednej strony, a Bierut z drugiej zjednoczyli się we wspólnym froncie narodowym. Takie współdziałanie nie było zresztą możliwe i to nie dlatego, że Mikołajczykowi brakowało realizmu, a Bieru-towi patriotyzmu (nawet w naszym rozumieniu słowa patriotyzm). Gomułka zakładał, że podstawowe ogniwa władzy znajdą się w ręku komunistów, na co Mikołajczyk ani żaden inny polityk polski nie mógł przystać, albowiem groziłoby mu to polityczną izolacją. Wewnętrzny układ sił był w Polsce inny niż w Jugosławii, inny nawet niż w Czechosłowacji. Żaden z tych krajów nie miał takich doświadczeń, jak Polska; zbyt dobrze pamiętano tu o 17 września, deportacjach, represjach, Katyniu. Świeża była sprawa utraty Kresów Wschodnich. Rozumiał to Stalin i dlatego czynił wszystko, by ustanowić w Warszawie rząd całkowicie odeń zależny. Wszystko, co wiemy o polityce ZSRR wobec Polski, zwłaszcza po przełomie stalingradzkim, przeczy realności politycznej koncepcji Gomułki. Stalin, niezależnie od różnych posunięć, będących przede wszystkim elementem jego gry z zachodnimi aliantami, nie wyklupzając nawet możliwości porozumienia z Mikołajczykiem, gdyby udało się doprowadzić do jego izolacji politycznej, w istocie nie widział w Polsce innego partnera niż komunistów, i to komunistów całkowicie mu powolnych. Berman, Staszewski, Ochab nie mają wątpliwości, że już w 1944 r. Stalin miał gotowy scenariusz, który realizował stopniowo, licząc się z realiami międzynarodowymi, ale którego finał był z góry określony. Historycy wypowiadają na ten temat różne opinie, ja skłonny jestem sądzić, że dla krem-

 

Family

* M. in. W. Gomułka, "List do redakcji "Archiwum Ruchu Rewolucyjnego", Archiwum Ruchu Rewolucyjnego, t. IV, Warszawa 1977, s. 248

 

TT"

 

 

.17

JAN BUJNOWSKI

JAN BUJNOWSKL

 

 

lowskich przywódców otwarta pozostawała tylko kwestia metod działania i tempa  procesów,   które  prowadzić  miały do  "zbudowania socjalizmu". Zwróćmy uwagę, że sformułowana podczas wojny w Hiszpanii i głoszona do 1948 r. doktryna narodowych dróg do socjalizmu mówiła o różnych drogach, a nie o różnych modelach systemu. Dopuszczalne były ewentualne "narodowe formy". Zimna wojna, o rozpętanie której rozmówcy Torańskiej oskarżają Amerykanów, mająca usprawiedliwić wszelkie aberracje i zbrodnie, z pewnością przyspieszyła procesy unifikacyjne w obrębie radzieckiego imperium, nic jednak nie wskazuje na to, aby i bez zaostrzenia sytuacji międzynarodowej nie doszło do totalitaryzacji systemu. Kiedy spojrzymy na sytuację polityczną w Polsce do połowy 1947 r., możemy łatwo dostrzec ciąg logicznie po sobie następujących działań władzy, prowadzących stopniowo do podporządkowania państwu kolejnych sfer polityki i gospodarki. Zależność Polski od ZSRR, czy raczej bezpośrednia ingerencja radziecka w wewnętrzne sprawy kraju w okresie między zakończeniem wojny a utworzeniem jesienią 1947 r. Biura Informacyjnego była wprawdzie nieco mniejsza niż do maja 1945 r. i po 1948 r., wystarczająco jednak wielka, aby zapewnić radzieckie interesy i zapewnić realizację radzieckich celów politycznych w Polsce. Różnice między linią reprezentowaną przez Biuro Polityczne z Go-mułką na czele a linią realizowaną po jego odsunięciu i napiętnowaniu jako winnego prawicowo-nacjonalistycznego odchylenia wynikały w dużej mierze ze zmiany polityki Kremla. Wystarczy przyjrzeć się sytuacji w innych krajach, w których komuniści znaleźli się u władzy. Tylko przez krótką chwilę, po XX Zjeździe KPZR, w roku 1956, polskim komunistom, a raczej części z nich, będzie się wydawało, że powstaje szansa, aby - jak to sformułował Ochab - zostali oni gospodarzami u siebie, mieli swobodę decyzji i działania. Ochab, który po śmierci Bieruta wybrany został na pierwszego sekretarza, opowiada Torańskiej o walce, jaką przyszło mu prowadzić z radzieckimi towarzyszami w ciągu kilku miesięcy poprzedzających VIII plenum KC w październiku 1956 r. Jego informacje rzucają wiele światła na zakres i charakter istniejącego uzależnienia, na metody działania Sowietów w Polsce.

Wypowiedzi Ochaba, jak też i Bermana ukazują złożony obraz wielopłaszczyznowych powiązań i zależności. Będzie to więc więź i zależność oficjalna: związki między komunistami polskimi i polską partią, a później także rządem,...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin