Taylor_Jennifer_-_Dobra_rada.pdf

(773 KB) Pobierz
Taylor Jennifer - Dobra rada
Jennifer Taylor
Dobra rada
Tytuł oryginału: Marrying The Runaway Bride
114039867.032.png 114039867.033.png 114039867.034.png 114039867.035.png 114039867.001.png 114039867.002.png 114039867.003.png 114039867.004.png 114039867.005.png 114039867.006.png 114039867.007.png 114039867.008.png 114039867.009.png 114039867.010.png 114039867.011.png 114039867.012.png 114039867.013.png 114039867.014.png 114039867.015.png 114039867.016.png 114039867.017.png 114039867.018.png 114039867.019.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Dalverston, grudzień
Zatopiona w myślach siedziała na ławce przed koś-
ciołem, jakby nieświadoma lodowatych podmuchów
wiatru płynących z pobliskich wzgórz. Archie Carew
podszedł do niej i przystanął. Wiedział, że nie powi-
nien się mieszać do cudzych spraw, a jednak nie po-
trafił odejść.
Pod wpływem impulsu postanowił się zatrzymać
w Dalverston, tętniącym życiem miasteczku targo-
wym na granicy Lancashire i Cumbrii. Powrót do
Londynu z rodzinnego domu w Szkocji zajmował mu
zawsze dużo czasu, ale teraz, gdy wszyscy tłumnie
ruszyli na świąteczne zakupy, jazda stała się wręcz
niemożliwa. Nie mógł znieść myśli, że w tych warun-
kach będzie tkwił uwięziony w samochodzie, więc
zjechał z autostrady, by zanocować w hotelu. Po wnie-
sieniu bagażu do pokoju wyszedł się przejść i właśnie
wtedy ją zobaczył.
Aż westchnął na widok wyrazu jej twarzy. Wie-
dział, co czuje osoba doprowadzona do takiej despera-
cji: przez ostatnie półtora roku sam przeżywał kosz-
mar. Wielokrotnie się zastanawiał, czy zdoła go prze-
trwać. Rzucił się w wir pracy, w nadziei, że to zagłuszy
114039867.020.png 114039867.021.png 114039867.022.png
ból, lecz przez cały czas miał świadomość, że w jakimś
momencie ten ból i tak nieuchronnie wróci.
Przez ostatnie trzy tygodnie usiłował rozwiązać
wiele problemów, jakie się pojawiły po śmierci brata.
Nie miał pojęcia, że sytuacja wygląda aż tak źle. Bę-
dzie musiał podjąć zdecydowane kroki, by wszystko
wróciło do normy. Tym samym zdawał sobie sprawę,
że musi wprowadzić wielkie zmiany w swoim życiu,
z czym trudno mu było się pogodzić. W tej chwili
jednak bardziej przejmował się zmartwieniem młodej
kobiety niż własnymi kłopotami.
- Czy pani się dobrze czuje? - zapytał.
Kobieta drgnęła, zaskoczona. Bez wątpienia za-
uważyła go dopiero teraz. Archie utwierdził się
w przekonaniu, że musiało ją spotkać coś strasznego.
Usiadł obok, niepewny, czy wolno mu naruszać jej
prywatność.
- Może mógłbym pani jakoś pomóc? Czasem jest
dobrze podzielić się z kimś zmartwieniami.
Kobieta zareagowała cichym, wymuszonym śmie-
chem.
- Nie wiem, czy to cokolwiek da w tym wypadku.
- Niczego nie gwarantuję, ale czemu nie miałaby
pani spróbować?
Kiedy spojrzała na niego, wzruszył ramionami.
- Nie ma pani nic do stracenia, a ja umiem słuchać.
- Jest pan bardzo uprzejmy, ale i tak nie wiedziała-
bym, od czego zacząć.
- Zwykle najlepszy do tego bywa początek - za-
uważył beztrosko.
- Właśnie w tym cała trudność - odparła z wes-
114039867.023.png 114039867.024.png 114039867.025.png
tchnieniem. - Początek był wspaniały. Byłam przeko-
nana, że dobrze wybrałam, ale w zeszłym tygodniu
zaczęłam się zastanawiać, czy jednak nie popełniłam
błędu...
Zawiesiła głos, lecz Archie jej nie ponaglał. Wy-
czuwał, że jest bliska łez i czekał, aż dojdzie do siebie
i będzie mogła mówić dalej. Po kilku sekundach ode-
zwała się ponownie:
- Jutro ma się odbyć mój ślub. Od wielu miesiący
wszystko jest już gotowe, ustalone i zamówione: moja
suknia, tort, nabożeństwo w tym kościele, i wesele.
Przyjedzie ponad setka gości, część z daleka.
- I nagle zaczęła pani odczuwać wątpliwości? - za-
pytał, kiedy znów się zawahała.
- Tak. Wiem, że to niepoważne. W końcu jak moż-
na wszystko odwoływać na tym etapie?
- Rozumiem pani rozterkę - odpowiedział cicho -
ale powinna pani rozważyć, czy istotnie wziąć ten
ślub, jeśli brak pani co do tego przekonania.
- Wiem. Sama zadawałam sobie to pytanie wiele
razy, ale to mi nic nie dało. Po prostu nie wiem, co
powinnam zrobić!
Widząc, jak ramiona kobiety zaczynają drgać, Ar-
chie westchnął i wziął ją za rękę.
- W takich okolicznościach ludzie często w ostat-
nim momencie się wahają. I chyba pani właśnie coś
takiego się przydarzyło. Może warto się spotkać z na-
rzeczonym i otwarcie z nim porozmawiać? Na pewno
by to pomogło.
Drżącą dłonią otarła łzy.
- Nie. Sama muszę zdecydować, co zrobić. Jeśli
114039867.026.png 114039867.027.png 114039867.028.png
pójdę porozmawiać z Rossem, to będę się czuła winna,
że go zawiodłam.
- Nikogo pani nie zawiedzie - stwierdził Archie.
- Z pewnością nie może pani brać ślubu tylko po to,
żeby mu nie robić przykrości, bo wtedy pani sama na
tym ucierpi. A przecież nie o to chodzi, prawda?
- Rzeczywiście. Dziękuję. Potrzebowałam kogoś,
kto by mi to jasno uświadomił, chociaż w głębi duszy
o tym wiem. Chciałabym mieć dość odwagi, żeby iść
za głosem serca.
Archie milczał. Gdyby to jemu przyszło pójść za
głosem serca, nie rozważałby porzucenia ukochanego
zawodu. Zawsze pragnął leczyć dzieci i w odróżnieniu
od swych kolegów wiedział, jaką specjalizację wybie-
rze, odkąd tylko zaczął studia. Po zdobyciu dyplomu
pracował niezwykle ciężko, ale w zeszłym roku ten
wysiłek zaowocował: wybrano go na ordynatora od-
działu pediatrycznego w jednym z najlepszych szpitali
akademickich w Londynie. O takiej pracy marzył, a o-
becnie, przez ironię losu, miał się jej wyrzec.
Rozpamiętywanie tej sprawy właśnie teraz było dla
niego jednak zbyt bolesne. Zwrócił się znowu w stronę
młodej kobiety, zastanawiając się, dlaczego tak bardzo
chce jej pomóc. W końcu żadna z jej decyzji nie wpły-
nie w najmniejszym stopniu na jego życie.
- Więc co pani zamierza? Jeśli nie z narzeczonym,
to z kim by pani mogła porozmawiać? Może z przyja-
ciółką, albo z rodzicami? Na przykład z matką? Matka
mogłaby coś pani doradzić, prawda?
- Mama nie żyje. Mam tylko ojca, dla którego nasz
ślub jest wielkim wydarzeniem.
114039867.029.png 114039867.030.png 114039867.031.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin