>>>> wklejam serię artykułów o gazie łupkowym
Tajemnica gazu łupkowego w Polsce [25.05.2010] Rząd nie chce ujawnić listy firm, które otrzymały licencje na poszukiwanie gazu łupkowego w Polsce, ani przekazać opinii publicznej finansowych szczegółów zawartych w ok. 60 takich umowach
. Unika te, odpowiedzi na pytanie, dlaczego większość zezwoleń na prowadzenie odwiertów trafiło do zagranicznych koncernów, mimo że polskie przedsiębiorstwa posiadają niezbędne do nich technologie. Sprawę bada już Centralne Biuro Antykorupcyjne. Ministerstwu Ochrony Środowiska zadaliśmy pytania, dotyczące przyznanych licencji na poszukiwanie i wydobycie gazu łupkowego w Polsce. Pytaliśmy również o to, jakie dokładnie firmy otrzymały zezwolenia od polskiego rządu i ile wynosiły opłaty licencyjne. Próbowaliśmy się również dowiedzieć, dlaczego w jednym z ujawnionych przez radio RMF FM przypadków wysokość opłat licencyjnych wynosi 1/20 wartości kosztów, jakie w takich przypadkach ponieść muszą firmy poszukiwawczo-wydobywcze działające na światowych rynkach surowcowych. Na pytania te nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Również Kancelaria Prezesa Rady Ministrów nabrała wody w usta, gdy zapytaliśmy ją o to, dlaczego mimo iż polskie (w tym państwowe) podmioty gospodarcze dysponują technologiami umożliwiającymi skuteczne poszukiwanie i wydobycie gazu łupkowego, rząd wydał zgodę na przyznanie niezbędnych do tego celu licencji podmiotom zagranicznym. Rządowa wielka niewiadoma Póki co wiadomo, że ponad 30 z 58 licencji na poszukiwanie gazu łupkowego w Polsce trafiło w ręce amerykańskich podmiotów. Są wśród nich takie koncerny jak Exxon, Chevron, Conoco oraz BNK Petroleum czy San Leon Energy. Polski rząd pozostawia to bez komentarza. W dalszym ciągu nie jest bowiem jasne, które amerykańskie firmy, poza wymienianymi oficjalnie, uzyskały koncesję na poszukiwania polskich złóż gazu z łupków i za jaką kwotę
. Ich koszt wciąż pozostaje tajemnicą. Tymczasem z informacji dziennikarzy RMF FM, którzy dotarli do umów licencyjnych jednego z takich przedsiębiorstw, wynika, że koncernom, które planują odwierty w rejonach występowania gazu łupkowego, przyznawane są licencje po stawkach o wiele niższych niż te obowiązujące na świecie, gdyż Polska dostanie w postaci opłaty licencyjnej góra 1 proc. przychodu z wydobycia gazu, podczas gdy w USA stawki te wynoszą 20 proc. Oficjalnych informacji na ten temat jednak nie ma. Wielkość polskich złóż gazu łupkowego i wysokość kosztów związanych z jego wydobyciem to również nadal wielka niewiadoma. Ministerstwo Ochrony Środowiska w wielu publikacjach sugeruje, że w dużej mierze jest to kwestia techniczno-logistyczna. W tej chwili bowiem inwestorzy prowadzą dopiero prace poszukiwawcze, które w przyszłości po ich zakończeniu pozwolą dopiero na oszacowanie kosztów i ewentualnych zysków z przedsięwzięć wydobywczych, ale czy tylko? Państwowy Instytut Geologiczny szacował na początku miesiąca, że złoża gazu łupkowego w Polsce to ok. 150 mld m3 (roczne krajowe zużycie to ok. 13,3 mld m3, z czego 5 mld m3 pokrywa wydobycie własne, a resztę stanowi importowany gaz z Rosji 7,5 - 8 mld m3). Szacunki zagranicznych koncernów wskazują, że w Polsce mogą być pokłady nawet 10 razy większe. Zaś jak przypominał w ostatnim numerze "Wprost" w 2006 r. prof. Wojciech Górecki z AGH mówił o 3 bln m3 gazu łącznie łupkowego i konwencjonalnego. Polski gaz łupkowy szansą dla... USA Główne rejony występowania złóż łupkowych w Poslce to Lubelszczyzna, Mazowsze, Pomorze oraz Podlasie. Jak podaje "The New York Times", Niemiecki Instytut Geofizyczny GFZ z Poczdamu oszacował, że pokłady tego surowca w Europie liczą ok. 1200 bln m3, co może stanowić nawet 5 proc. wszystkich światowych zasobów. W Europie zlokalizowane są "najważniejsze obiekty z punktu widzenia eksploracji złóż gazu łupkowego" - piszą eksperci GFZ. Do obiektów tych należy zaliczyć terytorium Polski, Niemiec, Węgier, Rumunii i Turcji. Wszystkim tym krajom amerykańskie koncerny energetyczne przedstawiły już wstępne oferty współpracy. Nic w tym dziwnego, gdyż, jak zauważa amerykańska gazeta, zalety gazu łupkowego już od dawna są dobrze znane w Stanach Zjednoczonych, gdzie dywersyfikacja dostaw jest istotnym aspektem polityki energetycznej. Kilka lat temu na terytorium USA odkryto wielkie złoża tego surowca; dziś stanowi on prawie jedną piątą amerykańskiego wydobycia gazu naturalnego (dla porównania - w 2000 r. był to zaledwie jeden procent). Dane te podała niedawno IHS CERA, niezależna firma analityczna rynku naftowego z Cambridge w stanie Massachusetts. IHS CERA w swoim raporcie informuje także, że gaz łupkowy zajmuje czołową pozycję wśród innowacji energetycznych odkrytych w tym stuleciu oraz szacuje, że w przeciągu najbliższych dwóch lat zapotrzebowanie na gaz ziemny wzrośnie na całym świecie, przy czym sama tylko Europa będzie musiała zwiększyć import tego surowca dwukrotnie, do około 476 mld m3 rocznie. Amerykańskie firmy wiedzą więc, co robią, spiesząc się z uzyskaniem licencji niezbędnych do wydobycia tego surowca w Polsce. Dlaczego jednak odkrycie pokładów gazu łupkowego na terenie naszego kraju nie wywołało zbyt dużego zainteresowania polskich firm? W ostatnim numerze "Wprost" pojawiła się jedna z odpowiedzi na to pytanie. Po pierwsze wiele odwiertów dokonywanych przez PGNiG kończy się niepowodzeniem, a te z kolei pochłaniają miliony. Brak więc firmie "spektakularnych sukcesów", co osobiście podkreślał na posiedzeniu senackiej komisji gospodarki Michał Szubski prezes PGNiG. Po drugie: firmie nie opłaca się (sic!) poszukiwanie gazu w kraju, bo surowiec z polskich złóż sprzedawany jest po cenach narzucanych przez Urząd Regulacji Energetyki, a więc niższych od tych z rynków światowych. PGNIG woli więc wiercić i ewentualnie wydobywać np. norweski gaz, ze skandynawskich szelfów. Hubert Kiersnowski, geolog Państwowego Instytutu Geologicznego, w wywiadzie dla magazynu "Forbes" zaznaczył, że firmy takie jak PGNiG, Orlen, Petrobaltic nie miały w planach poszukiwań złóż niekonwencjonalnych i dopiero na skutek zainteresowania, które wywołały złoża łupkowe postanowiły się w to włączyć. Mamy potrzebną technologię Dlaczego tak się stało? Odpowiedź na to pytanie jest banalna i znana już chyba wszystkim - dlatego, że Polska, jak twierdzą władze przynajmniej oficjalnie, nie dysponuje technologią umożliwiającą wydobywanie gazu łupkowego (np. poprzez skomplikowany proces chemiczny). Technologię tę posiadają natomiast Amerykanie. Jednak jak się okazuje i ta odpowiedź jest nieprawdziwa. W kraju działają przedsiębiorstwa, które dysponują stosownymi technologiami, zapleczem logistycznym i kadrowym, zdolnym do samodzielnego wydobycia. Co ciekawe jedna z nich, współpracująca z Ministerstwem Gospodarki, Rozwoju Regionalnego, z Ministerstwem Nauki i Informatyzacji oraz z Polską Agencją Rozwoju Przedsiębiorczości i ma siedzibę w ścisłym centrum Warszawy. Co więcej sama kwestia technologii nie jest w Polsce czymś nowym, a przede wszystkim nieznanym. Jakiś czas temu prof. dr. hab. inż. Ryszard H. Kozłowski z Instytutu Inżynierii Materiałowej Politechniki Krakowskiej w jednym z wywiadów stwierdził, że o zasobach tzw. gazu, w tym łupkowego, szacowanych w Polsce na poziomie ponad 1800 mld m3 dowiedział się już w roku 1985, a technologia wydobywania gazu z łupków jest w Polsce znana. Dlaczego więc licencje trafiają głównie do amerykańskich koncernów, a rząd nie zabezpiecza przyszłości złóż, sięgając po dostępne, polskie środki? W prasie od dłuższego czasu pojawiają się głosy twierdzące, że polski rząd nie oddaje amerykanom złóż gazu łupkowego, a tym bardziej nie robi tego za bezcen. Jest w końcu różnica między koncesją na poszukiwanie i rozpoznawanie gazu łupkowego, a koncesją na jego wydobycie - jedno nie musi oznaczać drugiego. Faktem pozostaje jednak, że podmiot otrzymujący koncesję na poszukiwania najczęściej potem wydobywa odnaleziony surowiec. CBA sprawdza licencje Jest więc raczej oczywiste, że Amerykanie nie podjęliby się prac poszukiwawczych, gdyby nie mieli pewności, że w przyszłości będą mogli surowiec ten wydobywać. Zainteresowanie amerykańskich przedsiębiorstw polskim gazem łupkowym jest zbyt duże, by mogły być co do tego wątpliwości. Tym bardziej, że przedstawiciele firm wydobywczych przyznają, że opłaty licencyjne w Polsce są bardzo niskie. W rozmowie z "The Times" jeden z nich podkreślił, że warunki finansowe w Polsce są wręcz najkorzystniejsze na świecie. Tymczasem sprawą sprzedawania przez rząd licencji zagranicznym podmiotom mimo posiadania rodzimej technologii wydobywczej gazu łupkowego zajęło się Centralne Biuro Antykorupcyjne. Kilka tygodni temu do Biura wpłynęło zawiadomienie o możliwych nieprawidłowościach w procesie udzielania "licencji łupkowych". Co wykażą działania agentów Pawła Wojtunika, czas pokaże. Barbara Barysz źródło: "Gazeta Finansowa" oryginał : http://www.skarbiec.biz/gospodarka/25_05_2010.htm Poniżej link do programu TVP Info "Minęła dwudziesta" z 15.06.2010 (prowadzący Igor Janke), w którym wiceminister gospodarki potwierdza, że jedyna opłata to opłata koncesyjna. http://www.tvp.pl/publicystyka/polityka/minela-dwudziesta/wideo/15062010...
Heretyk, sob., 2011-02-19 09:49
>>>> drugi artykuł o gazie łupkowym
Gaz z łupków powinien być wydobywany przez polskie firmy, bo nasze opłaty eksploatacyjne są śmiesznie niskie. Z prof. Mariuszem Jędryskiem, b. głównym geologiem kraju, rozmawia Jakub Mielnik. Wpuszczając amerykańskie koncerny do eksploatacji gazu z łupków, nie wyprzedajemy czasem sreber rodowych? Bez sreber rodowych da się przeżyć, a my wyprzedajemy nerki, serce i płuca. Nasze prawo geologiczne i górnicze zezwala na takie działania, a powinno im zapobiegać. Nie można przecież niektórych złóż strategicznych oddawać w ręce obcego kapitału, zwłaszcza gdy jesteśmy bardzo uzależnieni surowcowo. Albo będzie to tkwiło w ziemi, a my będziemy kupować gaz Rosji, albo wpuścimy kogoś, kto się tym zajmie. Jeśli ten gaz rzeczywiście tam jest, to trzeba zainwestować we własne technologie i za kilka lat zacząć go samemu wydobywać. Nikt nie ma monopolu ani na technologię, ani na pomysły. To powinno robić PGNiG czy inne polskie firmy. Gdy Ministerstwo Środowiska dawało koncesje Amerykanom, PGNiG dopinało umowę na dostawy gazu do 2037 r. Trudno spodziewać się, by chcieli te złoża szybko uruchomić. PGNiG musi szukać sposobów na utrzymanie się na rynku. Rozwijaniem nowych technologii powinno zajmować się państwo na subfunduszach geologicznym i górniczym. W Polsce na różnych uczelniach, w instytutach i firmach prywatnych są elementy, z których można złożyć technologie, jedni mają metody wierceń kierunkowych czy rozszczelniania skał gazonośnych, inni ocenią wydobywalność zasobów, jeszcze inni wyznaczą tempo i kierunki migracji gazów - to mamy! Trzeba by tę wiedzę zebrać, tylko nikt się tym nie interesuje. Nie potrafimy korzystać z tego, co mamy, bo najprościej jest wziąć z zewnątrz, nie doceniając tworzenia i wykorzystania własnego potencjału know-how. * Więcej z branży Energetyka i Surowce * Dystrybutorzy gazu - sprawdź w okolicy! Przedstawiciele PGNiG twierdzą, że zasoby krajowe powinny być racjonalnie wykorzystywane, tak by stanowiły rezerwę na czarną godzinę. PGNiG to firma, w której na badania i rozwój przeznacza się chyba za mało pieniędzy i nie ma wsparcia państwa. Oni myślą kategoriami rynkowymi: zysk to cel każdej firmy. Łatwiej jest kupić gotowy towar i sprzedawać go z wysoką marżą, niż rozwijać własną produkcję z trudnych źródeł niekonwencjonalnych. Trudno jednak winić PGNiG, to jest wina polityki państwa. PGNiG ma wielkie osiągnięcia w nowych technologiach, np. wprowadziło we współpracy z Instytutem Nafty i Gazu w 1995 r. jako pierwsze w Europie technologie CCS-EGR pozwalające chronić środowisko i zwiększyć wydobycie gazu z "trudnych" złóż. Na tym trzeba budować, ale przy wsparciu państwa. Jak wiarygodne są szacunki dotyczące gazu łupkowego w Polsce, które podają Exxon, Chevron czy Conoco? Podstawą oceny zasobności złoża są tzw. kryteria bilansowości. Jest ich wiele, np. dla węgla brunatnego jedno z nich odnosi się do miąższości złoża, czyli - mówiąc inaczej - grubości pokładu kopaliny, który np. może mieć od kilku centymetrów do 30 metrów. Jeśli przyjmiemy, że wydobycie opłaca się, gdy pokład ma minimum 3 metry grubości, to złoże można oszacować np. na miliard ton. Jeśli zaś dysponujemy technologią, która pozwala eksploatować pokłady o mniejszej miąższości, np. dwumetrowej, to złoże można szacować już nie na jeden, a nawet na trzy miliardy ton. Podobnie manipulowanie takimi prostymi danymi spowoduje, że można mówić, że mamy gazu bardzo dużo albo bardzo mało. O łupkach mówi się także w skali globalnej, Amerykanie z ich powodu ogłosili gazową samowystarczalność. Mamy więc do czynienia z nadmuchanym balonem? Całkiem możliwe, że tak jest. Proszę spojrzeć, co się stało z cenami gazu na świecie, gdy okazało się, że importer taki jak USA ma większe własne zasoby. Gaz z łupków powinien być wydobywany przez polskie firmy, bo nasze opłaty eksploatacyjne są śmiesznie niskie. Z prof. Mariuszem Jędryskiem, b. głównym geologiem kraju, rozmawia Jakub Mielnik. Ceny gwałtownie spadły. To są proste zabiegi. Kilka lat temu wiele mówiło się o tzw. hydratach gazowych, czyli metanie zawartym w luźnych osadach morskich. Na głębokości co najmniej kilkuset metrów pod wodą wiąże się on z wodą, tworząc białą skałę, która jest trwała tylko pod wysokim ciśnieniem. Tych hydratów jest znacznie więcej niż całego węgla organicznego zawartego w węglu kamiennym i brunatnym, ropie, gazie i glebie. Eksploatacja tych złóż spowodowałaby rzeczywiste zabezpieczenie energetyczne świata. Kilka lat temu wiele się o tym mówiło, ale sprawa ucichła, głównie ze względu na brak efektywnych technologii. To samo może, choć nie musi, dziać się w sprawie łupków. Czyli możemy mieć do czynienia z propagandowym zabiegiem, którego efektem jest spadek cen gazu? To i tak z naszego punktu widzenia dobra rzecz. Oczywiście, że tak mówić, a nawet myśleć możemy, ale komentować zasobności takich krajowych złóż się odpowiedzialnie nie da bez wglądu w fachową dokumentację. Jak mówiłem, wystarczy zmienić jedno z wielu kryteriów bilansowości i te wartości mogą być zwielokrotniane albo pomniejszane w dowolny niemal sposób. Skoro największe koncerny światowe zainteresowały się koncesjami w Polsce, to chyba nie strzelają ślepymi nabojami? Prawdopodobnie nie, natomiast ciągle otwarte jest pytanie, czy powinniśmy im to oddawać. Moim zdaniem nie. Jest różnica między koncesją poszukiwawczą a wydobywczą. Oczywiście, że jest, ale jeśli mamy do czynienia z koncesją poszukiwawczą, której posiadacz udokumentuje złoża, to praktycznie nie można odmówić mu udzielenia koncesji na wydobycie, a on albo będzie, albo nie będzie wydobywał. Można jednak utworzyć spółkę joint venture z jakimś polskim podmiotem. Dotknął pan bardzo ważnej rzeczy. W Polsce opłaty eksploatacyjne są śmiesznie niskie. To jest dobre w sytuacji, gdy surowiec jest wydobywany przez nasze firmy i jest sprzedawany albo z zyskiem dla Skarbu Państwa, albo wpierana jest tanim surowcem rodzima gospodarka. W momencie gdy mamy do czynienia z obcym kapitałem, który eksploatuje co lepsze fragmenty złoża i wywozi surowiec za granicę, zostawiając w Polsce opłaty rzędu jednej tysięcznej wartości gazu, bo tyle będzie płacił opłat eksploatacyjnych, uzyskując przy tym za darmo od nas informację geologiczną, to nikt czujący odpowiedzialność za państwo by się na to nie zgodził. Ale jak rozumiem, nic nie jest jeszcze przesądzone. Już w tej chwili jest bardzo źle, trzeba by szybko zmienić system opłat eksploatacyjnych, które nie były dotąd takie ważne, bo nie było poważnych zagranicznych inwestorów w tej branży. Teraz to się zmienia na gorsze, bo w projekcie nowego prawa geologicznego i górniczego wielkość opłat eksploatacyjnych wstawiono w tekst trudno zmienialnej ustawy (prace nad tym projektem trwają piąty rok), a obecnie jest w rozporządzeniu Ministra Środowiska, które można zmienić w kilka dni. Teoretycznie zyskujemy własne źródło gazu, ale w praktyce może być tak, że inwestor eksploatujący nasze złoża może zażądać dowolnej ceny albo odesłać nas do Gazpromu, który wtedy akurat pod byle pretekstem zakręci kurek. Takie przedsięwzięcia muszą być prowadzone pod kontrolą państwa. Biorąc pod uwagę stagnację polskiego rynku, z jednej strony związanego monopolem PGNiG, z drugiej monopolem Gazpromu, to jest jednak jakiś ruch. Nawet jeśli miałby on tylko wartość PR-owską, to jest interesujący, ale trzeba też zwrócić uwagę na inne źródła gazu. W Polsce mamy prawdopodobnie ponad 200 mld metrów sześciennych gazu w złożach węgla kamiennego, mamy też złoża węgla brunatnego, który da się zgazować metodami biologicznymi i uzyska się metan i wodór. Tutaj mówimy już o bilionach metrów sześciennych i to rzeczywiście może być gazowy Kuwejt. W takie polskie technologie trzeba by inwestować dużo mniej, niż będzie nas faktycznie kosztowała eksploatacja gazu z łupków czy wiatraki. Ale tu mamy ten sam problem co z łupkami. Firmy, które mogłyby się tym zająć, nie są tym zainteresowane, bo prościej jest sprowadzać gaz z Rosji. Po to jest rząd, by promować odpowiednie zachowania i rozwój technologii polskich. To nie jest łatwe, ale da się to robić, bo potencjał zasobowy i intelektualny jest ogromny. Polska The Times Autor: Jakub Mielnik
Heretyk, sob., 2011-02-19 09:50
>>> trzeci artykuł , gaz ma wartość 2 bilionów pln
Wywiad z Wiktorem Suworowem oryginał : http://www.bibula.com/?p=30657 Kluczem jest gaz – wywiad z Wiktorem Suworowem, byłym agentem wywiadu GRU Aktualizacja: 2011-01-14 11:04 pm Z Wiktorem Suworowem, byłym agentem sowieckiego wywiadu wojskowego GRU, autorem książek o historii Związku Sowieckiego, rozmawia Mariusz Bober Przedstawiciele władz rosyjskich już w pierwszych godzinach po tragedii 10 kwietnia 2010 r. “wiedzieli”, jaka jest jej przyczyna. Zaprezentowany raport MAK podtrzymuje początkowe tezy Rosjan o winie polskich pilotów. - Nie mam pojęcia, jak można postawić takie tezy tuż po katastrofie. Trudno to w ogóle komentować. W historii Związku Sowieckiego zdarzało się, że np. Stalin zaraz po zabójstwie członka Politbiura Siergieja Kirowa, działacza bolszewickiego, uważanego za poważnego konkurenta Stalina do funkcji sekretarza generalnego partii komunistycznej, wiedział już, kto to zrobił. Podczas prezentacji raportu na temat katastrofy przedstawiciele MAK zapewniali, że jest to niezależna instytucja, “nieulegająca naciskom”. - Ależ oczywiście, że MAK nie jest niezależną komisją. Niezależne komisje badania wypadków lotniczych funkcjonują na Zachodzie – w Szwecji, Szwajcarii itd. Tymczasem Rosja jest niezwykle skorumpowanym krajem. MAK jest całkowicie zależny od premiera Władimira Putina i jego urzędników. Nie ma tu znaczenia, że skupia również ekspertów z innych państw byłego Związku Sowieckiego. Właściwie oni wszyscy pochodzą z krajów rządzonych autorytarnie. Niektórzy są zależni od Putina, niektórzy nie. Ale opinię każdego z nich i głos w MAK można kupić. Sposób działania oraz wiarygodność tego komitetu można porównać do sposobu prowadzenia przez rosyjskie organa śledztw, np. w sprawach zabójstw dziennikarzy, przestępstw wojennych czy katastrofy okrętu podwodnego “Kursk”? - Tak. Wówczas to naprawdę niezależni dziennikarze i eksperci dociekali prawdy i wskazywali różne fakty, które pomagały wyjaśnić katastrofy czy też zabójstwa. W ten sposób czasem ujawniano przestępcze działania przedstawicieli wojska albo władz. Zna Pan przypadek sprawy, która byłaby niewygodna dla władz Rosji, a jednak została uczciwie wyjaśniona? - Niestety nie. To jest przestępczy reżim i takie są również jego działania. Wcześniej czy później dojdzie do całkowitego załamania tego systemu władzy. Dlaczego? - Ponieważ w normalnie funkcjonującym państwie należy inwestować w rozwój infrastruktury, nie tylko drogowej. Chodzi także o budowę mostów, infrastruktury energetycznej – linii przesyłowych, elektrowni itd. Tymczasem w Rosji nikt w ogóle nie inwestował w jakąkolwiek infrastrukturę. Ta, która jest, pochodzi jeszcze z czasów Związku Sowieckiego. Zresztą nie chodzi wyłącznie o samą jej budowę. To jeszcze szerszy problem. By ją utrzymać, trzeba też wyszkolić ludzi, którzy będą o nią dbali, itd. To zaś oznacza, że trzeba przeznaczyć pewne pieniądze na edukację. Dziś już widoczne są oznaki załamywania funkcjonowania rosyjskiej infrastruktury w różnych dziedzinach. Myślę, że już w najbliższym czasie może dojść w Rosji do wielu katastrof technicznych, będących konsekwencją tego złego stanu infrastruktury. To może przyczynić się do upadku obecnego systemu władzy w Rosji. Jakie miejsce w planach “strategicznej współpracy” Rosji z UE zajmuje Polska? - Polska jest bardzo ważna dla Rosji, ale nie ze względu na relacje z Unią, a przynajmniej nie jest to najważniejszy powód. W rosyjskiej polityce wobec Polski zaszła rzeczywista zmiana. Gdy w ubiegłym roku w Polsce zaczęto szukać gazu łupkowego na dużą skalę, Moskwa przestraszyła się, że staniecie się dużym eksporterem tego surowca. A to byłoby bardzo dla niej groźne. Gdybyście zaczęli produkować gaz i ropę na dużą skalę, relacje polsko-rosyjskie zmieniłyby się diametralnie. Rosyjscy politycy od razu zaczęliby mówić: “Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, wręcz braćmi, nieprawdaż?”. Gdyby Polska stała się dużym producentem gazu, uderzyłoby to w rosyjskie interesy. Przecież większość dochodów rosyjskich to wpływy z eksportu ropy i gazu. Gdyby wasz kraj przejął znaczną część udziału w zaopatrzeniu Europy w gaz, Rosja musiałaby zmienić swoją politykę i stałaby się bardzo przyjazna. Handel gazem wyznacza kierunki rosyjskiej polityki. - Dlatego odebranie przez Polskę rynku zbytu na rosyjskie surowce mogłoby nawet doprowadzić do zniszczenia rosyjskiego systemu politycznego. Oczywiście, że dla Rosji relacje z Polską jako krajem członkowskim Unii – ze względu na potrzebę ułożenia dobrych relacji Moskwy ze Wspólnotą – są również istotne. Jednak moim zdaniem, ważniejsze są tak naprawdę względy ekonomiczne i perspektywa wydobycia w Polsce na dużą skalę gazu. Przecież ci wszyscy oligarchowie związani z Kremlem, i sam Putin, są uzależnieni od dochodów z eksportu surowców energetycznych. Rosja tak naprawdę produkuje jedynie karabiny kałasznikow, matrioszki i paliwa. Problem w tym, że sprzęt wojskowy szybko się starzeje, a trzeba ponosić duże nakłady na unowocześnianie go, aby zapewnić jego konkurencyjność na rynkach zagranicznych. Obecnie rozwijane są głównie projekty broni i środków militarnych, które powstały jeszcze w czasach Związku Sowieckiego. Ale wkrótce okażą się przestarzałe i nikt nie będzie ich potrzebował. Matrioszek Europa specjalnie nie potrzebuje… Jeśli więc jeszcze Polska przejęłaby nawet część rynków zbytu na rosyjski gaz, Moskwa mocno by to odczuła. To jest prawdziwa przyczyna zmiany polityki Kremla wobec Polski. Dziękuję za rozmowę. Za: Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 15-16 stycznia 2011, Nr 11 (3942) (" Kluczem jest gaz")
Heretyk, sob., 2011-02-19 09:52
>> czwarty artykuł o gazie łupkowym
prywatny blog Na naszych oczach, przy biernej postawie polityków, mediów, służb specjalnych, dzieje się ostatni akt utraty suwerenności naszego kraju. Afera hazardowa „warta” być może 0,5 mld PLN skutecznie przesłania megaaferę, w której Polska straciła jakieś 1500 mld PLN. Megaafera nie zostaje zauważona, być może dlatego, że ma rozmiar niewiarygodny, choć tak łatwo sprawdzalny. W czasie, kiedy kolejne rządy szukają dywersyfikujących rozwiązań dostawy paliw, po cichu rozdawane są polskie zasoby ropy i gazu obcym firmom. Oficjalna wersja Głównego Geologa Kraju jest taka: „Przekazujemy zasoby w celu ich rozpoznania, nie posiadamy środków na ten cel i nowoczesnych technologii”. To kłamstwa. Od dziesiątków lat, w tym także w ostatnim 20 – to leciu, manipulowano informacją geologiczną. Np. coroczne Bilanse Zasobów Kopalin (PIG) informują, że mamy jedynie 150 mld m3 gazu (na 10 lat eksploatacji) i 19,5 mln ton ropy (na 1,3 roku eksploatacji). Jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej, z chwilą przekazania zasobów w celu rozpoznania, od razu wiadomo, że pod Kutnem zasób gazu przekazany w 2007 roku FX Energy to ok. 500 mld m3, a gaz przekazany firmie Chevron w 2009r. (obie firmy z USA) to ok. 1000 mld m3 (1 bln). Zasoby te po prostu, były dawno, poprzez kilka tysięcy wierceń w latach 60 i 70 - tych XX wieku i inne (satelitarne) w latach następnych, rozpoznane, a informacje utajniono polskiemu społeczeństwu i przekazywano agenturze KGB. Nie ujawnienie tych zasobów było i jest tym na rękę, którzy mają biznes na sprowadzaniu gazu z Rosji. Przekazano obecnie w obce ręce zasoby gazu w ilości ok. 1,5 bln m3 (na ok. 150 lat zapotrzebowania obecnego Polski) za ok. 1% wartości (opłaty koncesyjne za wydobycie – 5,63 PLN/1000m3) ze stratą ok. 2000 mld PLN (cena gazu z Rosji to ponad 400 USD/1000 m3). Zasoby te zostały dawno rozpoznane i firmy amerykańskie, o których mowa powyżej (w FX Energy jest były wiceprezes PGNiG), mają 100% pewności co do wielkości zasobów, czym się same chwalą na swoich stronach internetowych. Manipulacja informacją przez Głównego Geologa Kraju, który wydał koncesje, polega na tym, koncesje wydaje (wydał obcym firmom ponad 30), jak twierdzi jedynie na rozpoznanie zasobów. Dają się na to nabierać wszyscy, nie znając prawa geologicznego i górniczego, które obecnie w Art. 12 stanowi że: kto rozpoznał złoże…może żądać pierwszeństwa do jego eksploatacji przed innymi. Oznacza to, że rozpoznanie jest jednoznaczne z prawem do eksploatacji. To samo w Art. 15 jest kontynuowane w projekcie nowego prawa g i g – druk sejmowy 1696. Projekt nowego prawa g i g zmierza do totalnego przejęcia wszelkich zasobów energetycznych (oraz pozostałych) przez organ koncesyjny podległy Głównemu Geologowi Kraju w jednym celu – przekazania tych zasobów w ręce prywatnych firm przetargowo lub bez przetargu. Z pominięciem interesu państwa, samorządów i obywateli, czyli obecnych właściciel. Których pozbawia się możliwości korzystania z własnych zasobów. Dodatkowo jeszcze w nowym prawie wymyślono możliwość bezwzględnego wywłaszczenia z nieruchomości wszystkich właścicieli obecnych przez tego, który uzyskał koncesję na rozpoznanie i/lub eksploatację. Np. FX Energy ma już tereny o pow. 8,5 tys. km2 terenów w Polsce, które może przejąć na min. 50 lat, wywłaszczając wszystkich, jeśli zobaczy w tym jakiś interes. Nowe prawo g i g ma ułatwić także znakomicie przekazanie węgla brunatnego w obce ręce. Węgiel brunatny ma „iść” z prywatyzacją energetyki, co oznacza, że za oczekiwane 12 mld PLN (obecnie szacunki dochodzą do 25 mld PLN) z prywatyzacji sektora energetycznego utracimy zasoby o wartości setek mld PLN. Samorządy i organizacje społeczne eliminuje się skutecznie z procesu koncesyjnego, poprzez kolejne prawne ograniczenia ustawowe, celowe manipulacje prawem. To wszystko staje się niewiarygodne poprzez swoją prostotę. Wydaje nam się, że nikt nie może zabrać nam naszych domów, działek, pól i lasów. A jednak – wystarczy przeczytać choćby skrót projektu nowego prawa geologicznego i górniczego, żeby zrozumieć grozę sytuacji. Udało się, przy biernej postawie praktycznie wszystkich sił politycznych, zatrzymać listem otwartym do Prezydenta i Premiera, Marszałków Sejmu i Senatu (dostali wszyscy posłowie) spowolnić legislację tego prawa (ustawa miała wejść w życie 1 lipca 2009r.). Sejm uchwalił powołanie Nadzwyczajnej Podkomisji Sejmowej ds. druku 1696 – projekt nowego prawa geologicznego i górniczego, po bezskutecznej wielomiesięcznej dyskusji w podkomisji, samorządy i organizacje społeczne przestały w niej uczestniczyć decyzją Przewodniczącego i posłów PO. Z uzyskiwanych informacji posiadamy wiedzę, że z wielu wniesionych poprawek niewiele poprawek wniosła Podkomisja do projektu rządowego (projekt Głównego Geologa Kraju), projekt wkrótce ma trafić do drugiego czytania. Podsumowując – zajmujemy się wszyscy duperelami, a tu kradną, zupełnie bezkarnie, wszystko co dla nas najcenniejsze. Zwłaszcza przyszłość. Mogliśmy być Norwegią czy Kuwejtem, a jesteśmy nędzarzem wycyckanym przez zgraję mafijnych „elit politycznych”. Może czas z tym skończyć, póki jeszcze coś zostało? Może warto społeczeństwu ujawnić wszystkie bzdury o budowie dla nas bezpieczeństwa energetycznego, w ramach którego pozbywamy się własnych paliw jako źródła dochodów, by kupować od innych za ciężkie pieniądze. Te bzdury o bezpieczeństwie energetycznym w ramach czego pozbywamy się za grosze dochodowych spółek energetycznych wraz z zasobami. O potrzebie budowy elektrowni atomowych wtedy, kiedy zapotrzebowanie na energię stale spada, a wydano już pozwolenia na 12,5 tys. MW przyłączenia energii wiatrowej, (zostały do rozpatrzenia wnioski na 54 tys. MW), t.j. na 1/3 zainstalowanej obecnie mocy wszystkich elektrowni. Wtedy, kiedy dostępne zasoby geotermiczne (skał i wód) mogą zapewnić moc energii elektrycznej na ok. 50 tys. MW. O konieczności realizacji projektu CCS – wychwytywania, sprężania i zatłaczania spalin ze spalania węgla brunatnego przez PGE (przygotowane do sprzedaży na giełdzie) w najcenniejsze geotermalne pokłady utworów solanek jurajskich w centralnej Polsce. Może ktoś to powie poprzez media ogłupiałemu społeczeństwu i uratuje ten kraj? Urzeczywistnijmy słowa Jana Pawła II: „To jest nasza Ojczyzna, to jest nasze być i mieć, nikt nie może odebrać nam naszego być i mieć” Źródło: http://1616.salon24.pl/155948,megaprzekret
szeroki0