Webb Jacquelyn - Maskarada.pdf

(538 KB) Pobierz
162807686 UNPDF
J acquelyn W ebb
M askarada
162807686.004.png 162807686.005.png 162807686.006.png
ROZDZIAŁ I
Sportowy samochód ruszył gwałtownie. Melissa przytrzymała ręką swoją
blond perukę.
- Robisz potworny błąd!
Mężczyzna siedzący za kierownicą uśmiechnął się.
- Nie sądzę, kochanie. Będziesz uczestniczyć przynajmniej w jednym
spotkaniu całej rodziny, nawet jeśli miałbym cię na nie zaciągnąć za włosy.
- Chyba długo nie widziałeś Soni, skoro uważasz, że jestem do niej
podobna - powiedziała Melissa. - Na głowie mam perukę, a pod spodem są moje
prawdziwe brązowe włosy.
Mężczyzna spojrzał na nią nieufnie swymi cynicznymi zielonymi oczami.
- A co było dwa lata temu w Ameryce Południowej, kochana
kuzyneczko? Ufarbowałaś włosy na czarno i przysięgałaś, że jesteś seniorą
Velosce - mówiąc to, gwałtownie wyprzedził wielką ciężarówkę. - Kiedy na
polecenie babki pojechałem do Hiszpanii, aby wyciągnąć cię z tarapatów, miałaś
włosy ogniście rude.
Mężczyzna po mistrzowsku wziął ostry zakręt. Melissa z przerażenia
wcisnęła się w fotel.
- Zawsze tak prowadzisz?
- Prowadzę dużo bezpieczniej, niż ty mogłabyś to kiedykolwiek robić.
- Dokąd mnie zabierasz?
- Do Kornwalii. I nie zawracaj mi więcej głowy swoim paplaniem.
Jesteśmy już wystarczająco spóźnieni.
Melissa umilkła, oszołomiona tempem ostatnich wydarzeń. Siedzący obok
niej młody i arogancki mężczyzna, który wręcz uprowadził ją tego ranka,
wzbudzał w niej przerażenie.
- 1 -
162807686.007.png
A przecież cała ta idiotyczna pomyłka nie miałaby miejsca, gdyby nie
pożyczyła od Soni kostiumu z czerwonego aksamitu i nie przymierzyła jej blond
peruki.
Weekend zaczął się zupełnie zwyczajnie. Kiedy, jak zwykle w piątek,
Melissa wróciła wieczorem z pracy, już od progu natknęła się na okropny
rozgardiasz, co bez wątpienia oznaczało powrót Soni.
- Cześć, kochanie, melduję swój powrót!
Zza drzwi od łazienki wyjrzała jasnowłosa dziewczyna w zawadiacko
przekrzywionym na bakier kąpielowym czepku.
Melissa roześmiała się; dołeczki w jej policzkach pogłębiły się jeszcze,
nadając twarzy psotny wyraz. Przez cały podwieczorek Sonia rozśmieszała ją,
trajkocząc nieustannie o ludziach, których spotkała, i o miejscach, w których
była.
Zadzwonił telefon. Melissa, ciągle jeszcze chichocząc, podniosła
słuchawkę. Po chwili uniosła brwi i podała ją Soni.
- Peter, kochanie... - Sonia przewróciła oczami i spojrzała na Melissę. -
Ależ jestem zajęta, mój drogi. Powiedz im, żeby radzili sobie beze mnie. -
Zaśmiała się głośno i cisnęła z trzaskiem słuchawkę na widełki.
- Oczekuje ode mnie uczestnictwa w jakimś rodzinnym zgromadzeniu -
powiedziała, zapalając papierosa. - Musimy mieć podobne głosy. Peter na
początku pomylił cię ze mną.
- To niemożliwe, nie ma między nami żadnego podobieństwa - zapewniła
Melissa, zbierając naczynia. Sonia spojrzała na nią uważnie przez leniwie
unoszącą się z papierosa smugę dymu.
- Wiesz, gdybyś nie była tak zaniedbana i zamknięta w sobie...
Melissa przystanęła, trzymając oburącz talerze. Jak zwykle nie wiedziała,
czy roześmiać się czy oburzyć.
Pod każdym względem różniły się od siebie: ona - skromna i
bezpretensjonalna, sumiennie pracowała na swojej marnej posadzie, natomiast
- 2 -
162807686.001.png
Sonia - atrakcyjna stewardessa - była harda, bezkompromisowa i nigdy nie dbała
o porządek. Mimo to doskonale się ze sobą zgadzały.
- Ależ Soniu... - zaprotestowała.
Sonia z błyskiem w oczach zerwała się z krzesła i pociągnęła Melissę
przed lustro.
- Jesteśmy tego samego wzrostu, budowę też mamy taką samą; gdybyś
nie była tak śmiertelnie poważna i przestała nosić te ponure stroje, byłybyśmy
bardzo do siebie podobne.
Melissa z powątpiewaniem wzruszyła ramionami, ale wiedziała, że
opieranie się Soni nie miało najmniejszego sensu. Co prawda, rzeczywiście były
tego samego wzrostu, ale na tym ich podobieństwo kończyło się.
Sonia poruszała się z gracją i była pełna wdzięku, a jej pewność siebie
podkreślała jeszcze te cechy. Melissę cechowała skromność i małomówność.
Poruszała się cicho i zawsze starała się usunąć w cień, tak że prawie nikt jej nie
zauważał. Ocienione czarnymi rzęsami niebieskie oczy Soni iskrzyły się
radością życia, a krótkie blond włosy zwijały się nad czołem w pukle. Melissa
miała szare, zamyślone oczy; była brunetką o jedwabistych, błyszczących
włosach.
Sonia wyrwała Melissie stertę talerzy i postawiła je z powrotem na stole.
Chwyciła zamaszystym ruchem blond perukę, która pokrywała się kurzem,
leżąc od jakiegoś czasu na puszce po herbacie, i naciągnęła ją przyjaciółce na
głowę.
- A teraz uśmiech! - zarządziła.
- Bardzo nikłe podobieństwo - oceniła Melissa.
- Bardzo duże podobieństwo - zaprzeczyła Sonia, uważnie przyglądając
się ich odbiciom w lustrze. - Ach, jak to wygodnie mieć sobowtóra.
- Zwłaszcza kiedy trzeba pozmywać naczynia - kąśliwie stwierdziła
Melissa.
- Jedziesz do domu na niedzielę? - spytała Sonia, ignorując aluzję.
- 3 -
162807686.002.png
- Jutro rano.
- Wybierz z moich ciuchów coś jasnego i wesołego. Twoja rodzina
pewnie ma już dosyć oglądania co niedzielę twoich strojów a la Kopciuszek.
Czy znasz takie powiedzonko: "Jak cię widzą, tak cię piszą"?
- Chyba masz rację. Mogłabym ubrać coś żywszego - przyznała Melissa.
- Przymierz mój czerwony żakiet z aksamitu oraz spodnie. I - na miłość
boską - umalujże się trochę! Możesz wziąć mój nowy cień do powiek; od tuszu
jeszcze nikomu rzęsy nie wypadły.
Biały sportowy wóz mknął przed siebie. Melissa z wściekłością oglądała
mijane miasta i wsie. Oto oddalała się coraz bardziej od celu swojej podróży,
wieziona samochodem, prowadzonym przez szalonego młodego mężczyznę,
który nie chciał jej wierzyć. Zaufała Soni i od razu wpadła w tarapaty.
Upewniwszy się, że przyjaciółka skorzystała z jej kosmetyków, Sonia
wyjechała gdzieś na niedzielę. W sobotę, tuż przed porą obiadową, Melissa była
gotowa do wyjścia; spakowane walizki czekały pod drzwiami.
Przystanęła jeszcze na chwilę przed lustrem, patrząc z podziwem na swoje
odbicie. Kostium z czerwonego aksamitu ożywiał jej twarz, a czarny tusz do
rzęs i delikatne niebieskie cienie na powiekach zdecydowanie upodabniały ją do
Soni. Zebrała swoje długie włosy i z ciekawości nasunęła na głowę perukę.
Sonia miała rację! Podobieństwo było niezwykłe!
Stała jeszcze przed lustrem, poprawiając loki, kiedy do mieszkania wszedł
młody mężczyzna i sięgnął po walizkę.
- Obawiam się, że to jakaś pomyłka - powiedziała Melissa, podchodząc
do drzwi, aby odzyskać bagaż.
Kosmyk ciemnych włosów opadał nieznajomemu na czoło; spojrzenie
zielonych oczu było niesympatyczne, a wysunięta szczęka nadawała twarzy
stanowczy wyraz.
- Czas już z tym skończyć - powiedział.
- 4 -
162807686.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin