Varner Linda - Noworoczne pocałunki.pdf

(447 KB) Pobierz
New Year's Wife
LINDA VARNER
Noworoczne pocałunki
New Year’s Wife
Tłumaczył: Jarosław Marecki
PROLOG
– Hej, Tyler! Mam prośbę! – krzyknął Don. – Zobacz, czy nasza
solenizantka jest na tarasie za domem, dobrze? Nowy Rok za dwadzieścia minut,
przyjęcie się zaczyna, a ja nigdzie nie mogę jej znaleźć.
Tyler Jordan skinął głową na znak, że zaraz pójdzie i poszuka Julie. Don
Newman był jego kolegą ze studiów, a dziś pełnił honory gospodarza domu i
organizatora właśnie rozkręcającej się zabawy sylwestrowej.
Jordan zaczął przeciskać się przez zatłoczony pokój, rozgarniając serpentyny
i odsuwając na bok kołyszące się baloniki.
Z lekkim rozbawieniem usuwał się z drogi podochoconym gościom w
komicznych tekturowych kapelusikach, uzbrojonym w hałaśliwie wybuchające
zabawki. W końcu wśliznął się do kuchni, a stamtąd wyszedł do ogrodu.
Natychmiast dostrzegł Julie, jedną z dwóch młodszych sióstr Dona. Stała
sama, skąpana w świetle księżyca, na tarasie, biegnącym wzdłuż tylnej fasady
zwalistego wiktoriańskiego domostwa. Zamiast się odezwać, obserwował ją przez
chwilę. Nie mógł się nadziwić, że tak mało przypomina swoją młodszą siostrę,
pretensjonalną, rudą Kit. Don wspomniał kiedyś, że starsza z jego sióstr jest bardzo
zasadnicza. Gdy Tyler przyjechał tu przed paroma godzinami, bez trudu rozróżnił
obie siostry.
Zdecydowanie bardziej podobała mu się starsza – smukła brunetka.
Podszedł cichutko i stanął przy niej.
– A więc należysz do miłośników gwiaździstego nieba?
– Tak – szepnęła, wcale nie zaskoczona jego obecnością.
– Czyż dzisiejszej nocy nie jest wspaniałe?
– Aż dech zapiera – potwierdził, ale nie patrzył na nocny nieboskłon, tylko
na fascynującą ciemnooką piękność, stojącą tuż obok.
Julie chyba to zauważyła, bo roześmiała się. Ten rzucony mimochodem
komplement najwyraźniej sprawił jej przyjemność.
– Już prawie północ – odezwała się po chwili.
– I właśnie dlatego Don przysłał mnie po ciebie.
Skinęła głową, ale znowu odwróciła twarz w stronę ogrodu i oparła dłonie o
żelazną poręcz tarasu.
– Co sądzisz o naszej tradycji urządzania przyjęcia urodzinowego o północy?
– spytała.
– To wspaniałe, jeżeli ktoś urodził się pierwszego stycznia tuż po godzinie
dwunastej.
Tyler także oparł się o poręcz i znalazł się tak blisko Julie, że owionął go
zapach jej perfum Delikatna woń przywodziła na myśl wpadające przez otwarte
okno promienie wschodzącego słońca, nakrochmalone bawełniane prześcieradła i
poranne pocałunki na dzień dobry. Nagle Tyler zapragnął świętować ten Nowy
Rok z Julie. Marzył o przyjęciu tylko we dwoje, takim, które zapamiętaliby na
zawsze...
Zadrżała gwałtownie i wtedy dopiero zdał sobie sprawę, że ona kuli się z
zimna.
– Na litość boską! – wykrzyknął. – Dlaczego nie włożyłaś płaszcza?
Pośpiesznie rozpiął zamek skórzanej lotniczej kurtki – prezent od matki na
dwudzieste drugie urodziny, cztery lata temu.
Zapraszająco rozchylił poły. Julie przylgnęła do niego. Serce zabiło mu
161369518.001.png
mocniej, ale chciał tylko otulić ją kurtką, nic więcej.
Nie mógł się jednak powstrzymać i zanurzył brodę we włosy dziewczyny.
Ku jego radości objęła go w pasie.
Odchyliła głowę, by mu się przyjrzeć. Ich spojrzenia się skrzyżowały,
uśmiechnęła się do niego, bez wątpienia kusząco.
Musnął jej wargi w przelotnym pocałunku. Westchnęła, najwidoczniej
rozczarowana. Zarzuciła mu ramiona na szyję i sama go pocałowała. To był
cudowny pocałunek, spełnienie jego marzeń. Teraz on zaczął całować jej policzki,
nos, podbródek i szyję...
Nagle gdzieś blisko trzasnęły drzwi. Cofnął się gwałtownie i błyskawicznie
rozejrzał dookoła. Wciąż byli sami. Julie stała teraz o dwa kroki od niego,
najwyraźniej zmieszana.
Popatrzyli na siebie, oboje z poczuciem winy, i nagle roześmieli się.
– Nie spodziewałem się tego... – szepnął. – Dopiero co przyjechałem do
Idaho, żeby pojeździć na nartach. Don powiedział mi, że ma dwie siostry, ale nigdy
nie marzyłem... nigdy nie spodziewałem się, że jedna z nich... – Nie mógł znaleźć
odpowiednich słów. – Jesteś taka piękna.
Jej uśmiech rozświetlił noc. Tyler też uśmiechnął się do niej.
Iskrzące się oczy dziewczyny patrzyły prowokująco i zuchwale.
Przez moment spoglądali na siebie w milczeniu.
– Ja, hmm... – Tyler zakasłał. – Chyba będzie lepiej, jak już wrócisz do
domu.
– Ty nie idziesz? – Julie chwyciła go za ramię, jak gdyby się bała, że on
rozpłynie się nagle w ciemnościach.
– Za minutę. – Nie dodał, że potrzebuje chwili samotności, żeby dojść do
siebie.
– Obiecujesz?
Pomyślał, że ta dziecięca prośba pasowałaby bardziej do Kit, jej nastoletniej
siostry, niż do tej dojrzałej młodej kobiety.
– Nic nie mogłoby mnie powstrzymać, Julie, nic – zapowiedział, oczarowany
niespodziewanym tonem zaniepokojenia w jej głosie.
Z nieukrywaną niechęcią zostawiła go i weszła do domu.
Kilka chwil później Tyler usłyszał, jak całe towarzystwo wita ją głośno i
serdecznie.
Odetchnął pełną piersią, wciągając mroźne powietrze do płuc. Przyrzekł
sobie, że każdą godzinę przyszłego tygodnia spędzi z Julie, kobietą z jego snów,
niezwykłą, cudowną. Kilka minut minęło mu na fantazjowaniu o nadchodzących
dniach, w końcu spojrzał na zegarek i jęknął cicho. Obrócił się na pięcie i ruszył
prosto do kuchni.
Już na progu dobiegło go hałaśliwe odliczanie sekund brakujących do
wybicia północy na zegarze i powitania Nowego Roku.
– Dziesięć... dziewięć... osiem...
Przyśpieszył kroku, zdecydowany nie opuścić nawet ułamka sekundy z tej
noworocznej uroczystości, która była przecież także świętem Julie. Jego Julie...
– Siedem... sześć...
Tuż przed wejściem do salonu dostrzegł kątem oka ustawiony na stole wielki
tort urodzinowy w kształcie serca. Pomyślał, że chyba wcześniej go tutaj nie było.
– Pięć... cztery...
Fantazyjny czerwony napis na torcie przyciągnął jego uwagę.
– Trzy... dwa...
161369518.002.png
Tyler potknął się i zatrzymał.
– Jeden!
Przeczytał napis.
Rozległy się okrzyki i głośne powinszowania, a on stał oszołomiony,
milczący i ciągle patrzył na ten napis na torcie, na słowa, które na zawsze zmieniły
jego życie... i to bynajmniej nie na lepsze.
Wszystkiego najlepszego
dla Julie
w dniu Jej siedemnastych urodzin
161369518.003.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Osiem lat później
– Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin, siostrzyczko.
– Dzięki. – Julie Newman McCrae odstawiła na kuchenny blat karafkę
mocnego jabłecznika, chcąc odwzajemnić uścisk starszej o cztery lata siostry, Kit
Porter.
– Powiedz mi, jak to jest, gdy ma się dwadzieścia pięć lat?
– Jak dotąd, to nie różni się ani trochę od dwudziestych czwartych urodzin...
czy dwudziestych trzecich... – Julie wzruszyła ramionami.
– Jest wszakże różnica – prowokowała ją Kit, puszczając oko. – I wyjaśnię
ci, dlaczego. – Rozejrzała się wokół, jak gdyby chciała się przekonać, czy nikt ich
nie podsłuchuje, a potem przysunęła się bliżej. – Trzydziestka będzie już za pięć lat
– oznajmiła szeptem.
– A dla ciebie za rok – zrewanżowała się Julie.
– Och, nie! Nawet mi nie przypominaj. – Kit jęknęła i żartobliwie pogroziła
palcem młodszej siostrze, po czym uściskały się ze śmiechem.
– Nasz mały Don w końcu przyjechał. – Kit przegarnęła dłonią swoje krótkie
włosy koloru miedzi, spadek po irlandzkim praprzodku. – I kogoś ze sobą
przywiózł.
– To dla mnie nie nowina – oznajmiła Julie.
Don, jeden z jej starszych braci, miał masę przyjaciół. Zajmował się public
relations w New-Ware, firmie ich ojca, produkującej luksusowe naczynia
kuchenne. Zawsze z kimś przyjeżdżał do Clear Falls, ich rodzinnego domu,
dwupiętrowego, z sześcioma łazienkami. Julie liczyła się z tym, zaopatrując
spiżarnię i lodówkę na swoje przyjęcie urodzinowe.
– Całe szczęście, że przygotowałam sporo jedzenia – dodała ze śmiechem.
– Obydwaj, Don i jego kolega, przywieźli duże walizy, o nartach nie
wspominając, więc będziesz musiała martwić się nie tylko o dzisiejszy wieczór –
uprzedziła ją Kit.
Julie westchnęła, chociaż tak naprawdę wcale się tym nie zmartwiła. Lubiła
gotować w zamian za darmowe mieszkanie w rodzinnej siedzibie. Kiedy ojciec
zaproponował jej, aby przeniosła się do tego domu, wcale nie chodziło mu o to, by
oszczędziła na płaceniu czynszu. Dziewięć miesięcy temu jej matka umarła i ojciec
wydawał się bardzo zagubiony. Z własnego doświadczenia wiedziała, jaką
katastrofą życiową jest strata małżonka, więc przypuszczała, że to z powodu
samotności poprosił ją, by znów z nim zamieszkała. A przez pięć miesięcy
mieszkania u ojca byli w domu sami może tylko tydzień. Ojciec tłumaczył najazdy
gości bliskim sąsiedztwem narciarskich stoków.
Julie zaś upatrywała przyczynę tych licznych odwiedzin raczej w jego
dobrym sercu. To przecież ojciec namówił Sida, jej najstarszego brata, żeby
zostawił tu dwoje swoich pasierbów i własne malutkie dziecko, gdy razem z żoną
będą badać perspektywy New-Ware na rynkach europejskich. To ojciec
zaproponował Kit, żeby powróciła w rodzinne pielesze na czas służby na
lotniskowcu Monty’ego, jej męża marynarza. A kto wciąż nalegał, żeby Don
zatrzymywał się w domu, kiedy przyjeżdża do miasta, bez względu na to, kogo ze
sobą przywozi. – przyjaciółki, współpracowników czy kumpli? Wiadomo kto:
gościnny John Newman.
– Mam nadzieję, że będzie im smakować zimne mięso, sałatki i resztki
161369518.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin