Robinson Kim Stanley - Antarktyka.pdf

(698 KB) Pobierz
Robinson Kim Stanley - Antarktyka
KimStanleyRobinson
RobinsonKimStanleyAntarktyka(ztxt)
Antarktyka
PrzełoŜyłŁukaszPraski
"Tenlądwyglądajakzbajki"
RoaldAmundsen
ROZDZIAŁPIERWSZY
LODOWAPLANETA
NajpierwzakochujeszsięwAntarktydzie,apotemonałamieciserce.
Naturalnie,zpoczątkusprawiacipodobnyzawód,jakwszystko
innenaświecienaprzykład,kiedyprzyjeŜdŜasznalód,byrobić
cośniezwykłego,fascynującegoiromantycznegoiodkrywasz,Ŝetwojapra
cajestnajnudniejszymzajęciem,jakiezdarzyłocisięwykonywać:wnajlep
szymrazieprzypominapracęwoźnego,alezwyklejestznaczniemniejcieka
wa.Albogdyodkrywasz,ŜeMcMurdomiejsce,któregosuroweprzepisy
firmyniepozwalająciopuszczaćprzywodzinamyślwyspępunktówusłu
gowychusytuowanychprzyzjeździezdawnojuŜnieuŜywanejautostrady,
przeznaczonychdlapodróŜnych.Albo,cogorsza,kiedypoznajeszkobietę
icośsięmiędzywamizaczyna,jedzieszzniąnawakacjedoNowejZelandii,
podróŜujeszzniąpoWyspiePołudniowejiwiesz,Ŝetopierwszakobieta,
którąnaprawdękochasz;pourlopiewracaszdoMacispotykaszją,aonarzu
cacięzarazpoprzyjeździe,jakbywaszaidyllawkrainiekiwinigdyniemia
łamiejsca.Alboniedługopóźniejwidujeszjąwmiasteczku,jakwnajlepsze
uganiasięzafacetami;albo,gdydowiadujeszsię,Ŝeludzienazywającię
"sandwiczem",robiącaluzjędostaregodowcipukrąŜącegowśródkobietzlo
dów,ŜeprzywieźćzesobąchłopakanaAntarktydę,totak,jakbyprzynieśćka
napkęnaprzyjęciezeszwedzkimbufetem.Itojestpierwszyzawód.
Aleowomiejscedostarczajeszczeinnych,typowoantarktycznychzawo
dów,bardziejbezosobowychniŜzwykłe,bardziejczystych,nieskalanych
izimnych.Naprzykład,kiedypóźnązimąstoisznapłaskowyŜupolarnym,
przyjąwszybeznamysłupropozycjęwyjazduzmiasta,nieprzejmującsię
ostrzeŜeniamionudnejpracy,boprzecieŜcomoŜebyćgorszegoodposady
pracownikawarsztatowopolowego?Awięcjedzieszwzamkniętejkabinie
potęŜnegotransportera,ciąglemyślącoswojejdziewczynie,dziesięćtysięcy
stópnadpoziomemmorza,otoczonyciemnościądługiejnocy;igdysiedząc
wśrodkuspoglądaszprzezokna,niebostopnioworozjaśniasiębrzaskiem
godzinnegodnia,przechodzącprzezniewidzialnefazy,odusianejgwiazdami
czarnejotchłanidolśniącegobarwąindygosklepienia,wiszącegoniskonad
głową;anatleprzejrzystegoindygowidaćmaleńkirogalikksięŜyca,który
rozświetlawielkioceanlodu,rozciągającysiępohoryzontwewszystkich
kierunkach,blaskksięŜycaskrzysięnaśniegu,błyszczynalodzie,awszyst
kooblewatensamodcieńindygo,jakiprzybrałoniebo;panujeciszaibez
ruch;takczystegoświatłaniemoŜnaujrzećnigdzienaziemi,atyoglądaszje
samotnie,jedynyświadek,niczymostatnimieszkaniecplanety;potęgujesię
wtobiewraŜenieniesamowitegopięknatejsceny,dławiąccięizaciskającci
pierśjakpotęŜnaklamra;juŜmaszzłamaneserce,bosiłanaciskujestogrom
na,boświatjestwielką,czystąipięknąprzestrzeniąidlatego,Ŝetakiechwi
lesąniezwykleulotneniesposóbwyobrazićichsobiewcześniejaniprzy
pomniećsobiepóźniejinigdyniemoŜnajuŜdonichwrócić.Maszzłamane
serce,takczujesztowchwili,gdysobieuświadamiasz,Ŝenaprzekór
wszystkiemuzakochałeśsięwtymmiejscu.
Towszystkoprzydarzyłosięmłodemuczłowiekowiwyglądającemu
przezoknapierwszegociągnikawpierwszymtejwiosnykonwojuNaziemnej
TranspolarnejLiniiBiegunaPołudniowegoktóregoprzezkilkaostatnich
tygodninazywano"sandwiczem"alboHrabiądeSandwicz,Hrabią,Księciem
Hrabią(znaleŜnątytułowiintonacją)iKsięciem;potem,poniewaŜróŜnorod
nośćprzezwiskzaczęłasięwyczerpywaćizdawałasiędotykaćjegoczułego
miejsca,wróconododawnegoprzydomku,którynadanomunaAntarktydzie
wzeszłymroku:XLbowiemtakirozmiarmiałjegojasnobrązowykombi
nezonCarhartta,cobyłouwidocznionenanaszywcezprzodu;apotemskró
conoprzezwiskodosamegoIks."Hej,Iks,trzebaodśnieŜyćdachwłączno
ści,kopnijsiętam!"
Poprzejściachzkombinacjami"sandwicza"zradościąpowitałswójsta
ryprzydomek,którywpewiensposóbwyraŜałjegonastrójipołoŜenieosa
motnionego,anonimowegoczłowieka,któryrówniedobrzemógłbyćanalfa
betąipodpisywaćsiękrzyŜykiem,pracownikawarsztatowopolowego,czyli,
Strona1
RobinsonKimStanleyAntarktyka(ztxt)
jakmówiono,przynieśwynieśpozamiataj,człowiekabeznazwiska.Zresztą
samuŜywałtegoprzezwiska"Hej,Ron,tuIks,jestemnadachułączności,
śniegujuŜniema.Cojeszcze,odbiór".Nazywającsięwtensposób,według
klasycznejteoriiErikaEriksona,dawałsygnał,Ŝesięodrodziłiwziąłswójlos
wewłasneręce.Itak"Iks"wróciłdopowszechnegouŜytkuinapowrótstał
sięjegojedynymimieniem.MówmiIks.ByłIksem.
SznurciągnikówNTLBPsunąłmajestatyczniepopokrywielodowej,
dziesięćpojazdówjedenzadrugim,któreporuszałysięzprędkościąmniej
więcejdwudziestukilometrównagodzinęnieźlejaknatakiteren.Pojazd,
wktórymsiedziałIks,posuwałsięzchrzęstempośladachpoprzednichtrans
portówNTLBP,znajdującychsięwyŜejniŜotaczającyśnieg,poniewaŜwiatr
zdąŜyłjuŜzdmuchnąćzaspylŜejszegopuchu.Pozostałeciągniki,częściowo
widocznezmałegotylnegooknawysokiejkabiny,wyglądałyjakbuldoŜery,
którezresztąstanowiłyichpierwowzór.WokółrozciągałsiętylkopłaskowyŜ
polarny.Płaskikrągbieli,identycznywewszystkichkierunkach;wświetle
gwiazdpofałdowaniaterenubyłysłabowidoczne,leczoichistnieniuświad
czyłoodbijającesięwnichświatłoksięŜyca.
ZgodniezostrzeŜeniamiŜyczliwychludzi,niemiałtunicdoroboty.
Sznurempojazdówsterowałpilotautomatyczny,kierującysięwskazaniami
systemuGPSiraczejnicniemogłosięzepsuć.Gdybyjednakcośsięzdarzy
ło,Iksniemusiałbynawetkiwnąćpalcem;pozostałeciągnikijakośbysobie
poradziłyzawarią,apotemprzyleciałbyzespółmechaników.NieIkssie
działtam,bokomuśwaŜnemunagórzeuroiłosię,ŜejeŜelizMcMurdona
biegunjedzietransportciągników,topowinienmutowarzyszyćchoćjeden
człowiek.Tobyłjedynyracjonalnypowód.Wrezultaciezostałczymśwro
dzajuamuletudyndającegonawstecznymlusterkusamochodu.Głupiafunk
cja.LeczwciągudwóchsezonówspędzonychwświecieloduIkswykonywał
mnóstwogłupichzadańizaczynałjuŜrozumieć,Ŝeobecnośćwieluosóbna
Antarktydziemaniewielewspólnegozracjonalnością.Rozsądneargumenty
stanowiłytylkoracjonalnąpodstawęirracjonalności,którąbyłachęćbycia
tutaj.Skądsiębrałatachęć?Otojestpytanie,tutkwizagadka.Iksprzypusz
czał,ŜekaŜdymiałinnemotywyposzukiwanie,chęćrozwinięciaskrzydeł,
ucieczka,ulotnieniesięapozatymwszystkimikierowałtensamimpuls,
którymMallorywyjaśniałswepostanowieniezdobyciaMountEverestu:bo
istnieje.Boistnieje!Iwystarczy!
Itaksiętamznalazł.SamnapolarnympłaskowyŜuAntarktydy,przemie
rzającyzamarzniętąpłytęlodugrubościdwóchmil,pokrywającącałykonty
nent,płytę,któramagazynowaładziewięćdziesiątpięćprocentświatowych
zasobówsłodkiejwody.Oczywiście,kiedypierwszyrazmuotymmówiono,
brzmiałotofascynująco,bezwzględunaostrzeŜenia.GdyjuŜtusięznalazł,
zrozumiał,coludziemielinamyśli,mówiąconudzie,alenaswójsposóbby
łociekawiepanowałainteresującanuda,bytaktoująć.Jakpracaoperatora
dźwigutowarowego,któregooddawnaniktnieuŜywa,albooglądanienon
stopzniszczonejkopiifilmu"ScottnaAntarktydzie".Nawetpogodasięnie
zmieniała:Iksjechałpodniebemusianympołudniowymikonstelacjami,któ
rychniezasnuwałanajmniejszachmurka.Wczasiegranatowejgodzinydnia,
wydłuŜającejsięcodzieńokilkaminut,odczasudoczasupojawiałsięwiatr,
któregojednakIksnieczułiniesłyszałwzamkniętejkabinie,widzącjedynie
tumanyśnieguwzbijającesięzbiałejziemi.
Razczydwazamierzałzebraćsięiruszyćnanarciarskibiegprzełajowy
obokciągnika;zostałotoregulaminowozabronione,alejaksłyszał,biegsta
nowiłnajpopularniejsząformęrozrywkiludzizNTLBP.JednakIksbyłkiep
skimsportowcem;jakonastolatekosiągnąłwzrostsześciustópdziesięciuca
liistraciłzdolnośćkoordynacjitakiegoduŜegociała.Próbowałnarciarstwana
szlakachwytyczonychwokółMac,leczczyniłmałepostępy;czasemkusił
gopomysłurozmaiceniawtensposóbmonotoniijazdyciągnikiem;jednakza
wszeprzychodziłamudogłowymyśl,cosięstanie,jeŜeliskręcikostkęalbo
wwynikuupadkustraciprzytomnośćciągnikiNTLBPobojętnieminągo
irusządalej,aonbędziemusiałjedoganiać,conapewnosięnieuda.
Postanowiłniewypuszczaćsięnatakiewyprawy.Monotoniawcalenie
byłazła.Pozatymmusiałbypokonywaćszczelinylodowe,naktóremoŜna
byłotrafićnawetnapłaskowyŜu,gdziegładkilódciągnąłsięprzezwielemil.
WprawdziewojskainŜynieryjnezlikwidowaływszystkierozpadliny,których
niemiałyochotyokrąŜać,toznaczyrozwaliłyjenakawałki,apotemspy
chaczamiusypaływąskiedroginazwałachpokruszonegolodu.Wrezultacie
powstałyniebezpieczneprzesmykinaLodowcuSkeltona,którywznosiłsięod
MorzaRossadopłaskowyŜunaprawietrzydzieścikilometrówipokrywałygo
takliczneszczeliny,ŜeniemoŜnabyłowytyczyćprzezeńszlakudlatranspor
Strona2
RobinsonKimStanleyAntarktyka(ztxt)
tówNTLBP;pierwszepołączeniaprzecięłyLodowiecSzelfowyRossaiwspi
nałysiępołagodniejszymzboczuLodowcaLeverettadalejnapołudnie.Jed
nakniedługopotem,kiedytransportyNTLBPzaczęłydziałaćistałysię
niezbędneprzybudowienowejstacjipolarnej,LodowiecRossazacząłpękać
iodpływać,zwyjątkiemmiejsc,wktórychzostałpołączonyzkontynentem
iWyspąRossa.TrasaSkeltonamogłaprzebiegaćprzezpozostałączęśćszel
fuitakcorokuwojskainŜynieryjnewytyczałyjąnanowo,poczymodjeŜdŜa
ły.NocnawspinaczkaIksanaSkeltona,międzymalowniczymiszczytamipa
smaRoyalSociety,byłajakdotądnajbardziejemocjonującymetapem
podróŜy:pojazdpokonywałprzesmykzaprzesmykiemnazwałachlodowego
gruzu,mijajączlewejiprawejpolaseraków,przypominającebiałeruinykil
kuManhattanów.
Aletowydarzyłosięwcześniej,agdytylkodotarłdopłaskowyŜu,skoń
czyłysięwszelkieemocje.Stacjepaliwowe,któremijali,byłyobsługiwane
automatycznie;ciągnikiprzystawałyjedenzadrugimobokzielonych,bania
stychpojemnikówiponapełnieniubakówruszałydalej.Gdybyodczasu
ostatniejtrasynadrodzepojawiłysięnoweszczeliny,umieszczonywpierw
szympojeździeradarimpulsowynapewnobyjeodkrył,asystemnawigacyj
nypodjąłbyodpowiedniedziałania,omijającprzeszkodyalbozatrzymując
sięwoczekiwaniunadalszeinstrukcje.Zresztąnictakiegosięniezdarzyło.
Ostrzeganogojednakprzedczymśtakimibyłnatoprzygotowany.Po
zatymobecnezajęcieniewieleróŜniłosięodinnychniewymagającychmy
ślenia,którymiRonlubiłobarczaćswegopracownikawarsztatówopolowego;
tuIksowinaszczęścieniegroziłojegotowarzystwo.Napewnoniespotka
teŜnikogo,kogoniemiałbyochotyzobaczyć.Byłwięczadowolony.DuŜo
spał.Robiłsobieogromneśniadania,luncheikolacje.Oglądałfilmy.Czytał
ksiąŜki;byłwiecznienienasyconymczytelnikiem,aterazmógłsiedziećiczy
taćksiąŜkęzaksiąŜkąalbonawyrywki,popatrującwekran,jakbyszukał
weterzeodniesień,niczymnadgorliwystudent.Przerywałjednaklekturę
ispoglądałprzezoknonawielkąprzestrzeńlodu,którycodzieństawałsię
dłuŜszyijaśniejszy.ChoćnieprzeŜyłniczegotakdojmującegojakwidok
pięknegoniebawkolorzeindygo,zcieniutkimrogalikiemksięŜyca,przed
świtemwidziałwielepięknychkolorów.Niemógłprzyzwyczaićsiędoświa
tłatychkrótkichgodzinbyłoŜyweiaksamitniegładkie,wymykającsię
próbomopisu,bogateiprzezroczyste,przypominającmubezustannie,Ŝejest
nabiegunieduŜejplanety.
Tejnocynastąpiłazmianapogody.Gwiazdynapołudniuzniknęły,
wschódksięŜycanieodbyłsięoczasie,choćksięŜycstałjuŜnaniebieioświe
tlałszczytychmur,płynącenapółnocjakwielkikocprzykrywającyziemię;
Ŝadnychgwiazd,tylkoniewyraźniezarysowanepędzącechmury;potemprzez
grubąizolacjękabinyIksusłyszałgwizdwiatru,któregopodmuchuderzył
wciągnik.Poczułnawet,jakpojazdnieznaczniezadrŜałnaswychmasyw
nychamortyzatorach.Burza!MoŜenawetnielichaburza!
PochwiliprzezlukęmiędzychmuramiwyjrzałksięŜyc,widocznyjuŜ
prawiewpołowie;tajemniczyiprzejmujący,szybkoprzepłynąłponadchmu
ramiiznówzniknął.Przezchmuryprzemknęłyjakieśczarnekształty,jaknie
toperze.Ikszamrugałiprzetarłoczy,pewien,Ŝemaprzywidzenia.
Zdachupojazdudałosięsłyszećpukanie.
Cojest,docholery?wychrypiałIks.Prawiezapomniał,jaksięmówi.
Wtymmomencieprzedniąszybęciągnikaprzykryłocoś,cowyglądało
jakpłachtaczarnejfolii.Potemzostałyzakryteboczneitylneokna.Iksujrzał
palczastąrękawicę,któraprzyklejałabrzegiplastikowychpłacht.Pochwili
widziałjuŜtylkownętrzekabiny.
Cojest,docholery!krzyknąłipodbiegłdodrzwi,któreprzypomina
łydrzwidochłodnizmięsem.PrzekręciłduŜąklamkęimocnopchnął.
Wdrzwiachciągnikówniebyłozamków,jednakniechciałypuścić.
Cojest,docholery!Iksczułjakwalimuserce.Hej!zawołał,
patrzącnasufitkabiny.Wypuśćciemnie!Aleprzezizolacjęniktniemógł
gousłyszeć.Pozatym,gdybygonawetusłyszano...
Wąskimischodkamizbiegłzkabinydoładowni.2bokusporegopo
mieszczeniaznajdowałysiędrzwitowaroweotwieranenazewnątrz,alekie
dyodsunąłzasuwy,nacisnąłklamkiipchnął,terównieŜanidrgnęły.Nieby
łytakgruboizolowanejakdrzwikabinyigdynadalmocnonapierał,między
nimiukazałsięwąskipasekwietrznychciemności.PrzyłoŜyłokodoszpary
inatychmiastpoczułchłód:pięćdziesiątstopniponiŜejzeraisilnywiatr.Po
niŜejmiejsca,przezktórepatrzył,szczelinęprzysłaniałplastik;zapewnefolię
przyklejonododrzwiitoonauniemoŜliwiałaichotwarcie.
Hej!wrzasnąłprzezszparę.Wypuśćciemnie!Cowywyrabiacie!
Strona3
RobinsonKimStanleyAntarktyka(ztxt)
śadnejodpowiedzi.Mrózścinałmutwarz.Odsunąłsięizamrugałocza
mi,przypatrującsięszczeliniewdrzwiach.Plastikmusiałwięcbyćprzykle
jonyalboprzyspawanydodrzwiipewnietymsamymmateriałemunierucho
mionodrzwikabiny.
Przypomniałsobieolukuawaryjnymwdachuciągnika,dziękiktóremu
pasaŜerowiemoglisięwydostaćzpojazdu,gdybytenugrzązłwszczelinie
lubwpadłdopływającegolodu.IksuwaŜałtozabezpieczeniezagłupie,alete
razwróciłbiegiemnagórę,ztrudemustawiłdźwignięwpozycji"otwarte"
ipchnąłklapęwłazu.Nicztego.Zacięłasię.Tkwiłzamkniętywpułapce,
zzasłoniętymioknamiiprzedniąszybą.Wszystkostałosięwciągudwóch
minut.Śmiechuwarte,aleprawdziwe.
Analizującsytuację,zacząłnakładaćnasiebiekolejnewarstwyubrań;
spodnieikurtkęzinteligentnegomateriału,izolowanykombinezonCarhart
ta,skafanderzkapturem,rękawiceidodatkoworękawicezjednympalcem.
JeŜelizdołasięstądwydostać,wszystkonapewnomusięprzyda,alepókico,
zrobiłomusięokropniegorąco.Zlanypotem,włączyłradioiustawiłczęsto
tliwośćMcMurdo.
Halo,McMurdo,McMurdo,transportstotrzy,wzywaMac,czymnie
słyszycie,odbiór.Czekającnaodpowiedź,podszedłdoschowkaizeskrzyn
kiznarzędziamiwyciągnąłnowiusieńkąpiłkędometalu.
Transportstotrzy,dziękicudownejtechniceradiowejjeszczerazuda
łocisięnamieszaćwfalacheteruipołączyćsięzradiostacjąwMcMurdo.
Cześć,Iks,cotamuciebie,odbiór.
Niedobrze,Randi.Chybazostałemporwany!
Powtórz,niezrozumiałamostatnichsłów,odbiór.
Mówię,Ŝezostałemporwany.Odbiór!
Słuchaj,Iks,mamjakieśzakłócenia.Zdajesię,Ŝepowiedziałeśpo
zdrawiamy?Kogochceszpozdrowić?Odbiór.
Porwany.Ktośmniezamknąłwkabinieizakleiłokna!Odbiór!
Iks,mówiszporwany?Cochceszprzeztopowiedzieć,odbiór?
Chcępowiedzieć,Ŝewokółszalejeburza,aprzedchwiląktośwylądo
wałnadachumojegociągnikaizasłoniłwszystkieoknaczarnąfolią.śadne
drzwiniedająsięotworzyć,cośjetrzymaodzewnątrz!Wrócęnadółijesz
czerazspróbujęprzeciąćzasłonęnatylnychdrzwiach,alepomyślałemsobie,
Ŝenajpierwskontaktujęsięztobąipowiem,jakjest.Zobaczcieprzezsateli
ty,cotomoŜebyć.Odbiór!
Będziemymusielisprawdzićzdjęciasatelitarne.Niewiem,ktojeteraz
ma.Narazienieruszajsię,zobaczymy,jakmoŜemypomóc.Nieróbnicpo
chopnie.
Tak,tak,takmruknąłIks,naciskającguziknadawania.Słuchaj,
Randi,pójdędotylnychdrzwiizobaczę,czysięotworzą,apotemwrócęipo
wiemci,bezodbioru.
Wróciłnatyłijeszczerazpchnąłdrzwi.Znówzatrzymałysięnaplasti
kowejblokadzie,aletymrazemwsunąłwszparępiłęijakszalonyzacząłpi
łowaćfolię.Byłtochybautwardzonyplastik,pozatymdrzwiznacznieutrud
niałypiłowanie.Zanimzdołałprzeciąćfolię,spociłsięjakmysz,akiedy
wreszcieotworzyłdrzwi,wtwarzuderzyłogopowietrzejakfalaciekłego
azotu.
Au!krzyknąłtylko,czując,jakkaŜdywdechmrozimugardło.Na
łoŜyłkapturiprzytrzymującsiędrzwi,wyjrzałnazewnątrz.Oczyzaszłymu
łzamiiniewielewidział.
NajwaŜniejsze,Ŝedrzwizostałyotwarte.Udałomusięwyrwaćzpułap
ki.Zobaczył,Ŝenastępnypojazdkonwojujedziezanim,jakgdybynigdynic.
Przypominałotokarawanęmechanicznychsłoni.Niebyłonikogoinicszcze
gólnegoniezobaczył.Pozadudnieniemsilników,skrzypieniemogromnych
kółciągnikównasuchymśnieguigwizdemwiatru,niebyłosłychaćnicwię
cej;mimotowzimnymwietrzepoczułchłodnypowiewlękuiwstrząsały
nimdreszcze.Powinienubraćsięjeszczecieplej.Wkabiniesłyszał,mimo
zakłóceń,głosRandi,zcharakterystycznymnosowymakcentemześrodkowe
gozachodu:
TuMcMurdo,wzywamtransportstotrzy,Iks,odezwijsię,cosiętam
uciebiedzieje?Meteorolodzymówią,Ŝejesteśwwarunkachpogodowych
numerjeden,więclepiejuwaŜaj!MówiąteŜ,Ŝenazdjęciachsatelitarnych
nicniewidać,bowarstwachmurzasłaniaZiemię.Iks,odezwijsię,odbiór.
Zamiastusłuchaćwezwania,wypuściłschodkiizbiegłnaubity,skrzy
piącypodnaciskiembutówśniegobokpojazdu.
Cholera.
PobiegłnaprzódiwskoczyłnadrabinkęzamocowanąponiŜejkabiny.
Strona4
RobinsonKimStanleyAntarktyka(ztxt)
Nojasne,czarnafolianaoknach.
Cholera!
Szarpnąłfolię,alodowatywiatrpomógłmuusunąćzasłonęzmetalu
iplastikuokien;kurczowozłapałpłachtę,bysięprzekonać,Ŝecałewydarze
nieniejesthalucynacją.Pochwilizawahałsię,czującirracjonalnąobawę,Ŝe
mógłbyzeskoczyćnieszczęśliwieicośsobiezrobić,jakwswoichwizjachna
tematwyczynównarciarskich.Biorącpoduwagękondycję,wiedział,Ŝemógł
byćjednakowieleszybszyodwolnotoczącychsięciągników;byłoteŜza
zimno,byzostaćtam,gdziesięwtejchwiliznajdował,wiatrprzenikałprzez
jegoubranieiciałonawskroś,sprawiając,Ŝecałydygotał.Zeskoczyłwięc
zdrabinkiiwylądowałpewnienaziemi.ZaczekałaŜjegosunącymozolnie
pojazdminiego,poczymobiegłpozostawioneprzezniegoślady,byspojrzeć
dotyłunaresztękonwoju.Sznurciągnikówwydawałsiękrótszy.Policzyłje,
dlapewnościwskazująckaŜdypojazdpalcem;tymczasemjegociągnikodda
liłsię,agdytozauwaŜył,wróciłdoniegobiegiem,wskoczyłdośrodka,dy
sząccięŜko,przestraszonyiprzemarzniętydokości.Transportskładałsięte
razzdziewięciupojazdów.
DetektorszczelinwydałprzenikliwypiskiValerieKenningstanęła,
opierającsięnakijkach.Wyszłaprzedgrupęiobejrzawszysięprzezramię,by
dlapewnościsprawdzić,czywszyscypodąŜajązanią,wbiłagłębiejkijki
wsuchyśniegBezwietrznejZatoki,czującostatnidotykciepłanauchwy
tach,iwyjęłazkieszeniradarimpulsowy.Spojrzałanaekran,wystukując
przyciskamipełnyobrazterenu.Pip,pip,pip;przednimiznajdowałasięcał
kiemsporaszczelina.Wkraczalidostrefyciśnienialodu,gdziekiedyśLodo
wiecSzelfowyRossanapierałnapunktPrzylądkaCrozier,ichoćjegosiła
przestałajuŜdziałać,panującetunapięcieloduwciąŜbyłopowodempowsta
wanianowychszczelin.
PowolizbliŜyłasiędoszczeliny,byzobaczyćjąnawłasneoczy:łagod
nyuskokrysującysięnaśniegu.TejniesposóbbyłoniezauwaŜyć,aleistnia
łowieleinnych,niewidzialnych.Dlategolubiłaswójdetektor,podobniejak
łapiącywbaseballulubiswójochraniacznatwarzy.TerazuŜywałagoprzede
wszystkimdosprawdzaniamoŜliwościprzeprawyprzezmostśnieŜny.Apa
ratpiszczałwróŜnychtonacjachwyŜszeiszybszedźwiękinaddrobnym
śniegiem,aniŜszeiwolniejszenadgrubymikawałkami.Pojejlewejręce
śniegwypełniającyszerokipasszczelinybyłtakgrubyizbity,Ŝemógłby
unieśćHagglunda.ValwypięłasięzuprzęŜysań,wyciągnęłakijkiześniegu
iwolnoruszyłananartachprzezmost,wtradycyjnysposóbdŜgającśnieg
przedsobąjednymkijkiem,bardziejnaszczęścieniŜzewzględówbezpie
czeństwa;nauczyłasięjuŜwierzyćswemuradarowi,jakwszystkiminnym
maszynom,którymisięposługiwała.
WróciłaśnieŜnymmostemnadrugąstronę,zpowrotemprzypięłasanie,
przeciągnęłajeprzezrozpadlinęiprzystanęła;czekającnapozostałych,drŜa
łaodchłodu.WyciągnęłaaparatGPS,byspróbowaćwyznaczyćszlakprzez
szczeliny,któremielijeszczeprzedsobą.W1911rokutrzemczłonkomwy
prawynaPrzylądekCrozier,takzwanej"najgorszejwyprawyświata",drama
tycznapodróŜprzeztenterenzabrałatydzień;alemającdodyspozycjiGPS
inajnowszemapylodu,grupaValerieskładającasięzdwudziestupięciuosób
mogłapokonaćtendystanswciągujednegodniaalbodwóch,gdybyArnold
zabardzozwalniałtempo.
DowiosennegopowrotusłońcanaPrzylądekCrozierpozostałydwadni
iotejrannejgodziniegórnepartieMountErebusakąpałysięwjaskraworó
Ŝowejpoświacie,któraodbijającsięnabłękicieśnieguzacienionychzboczy,
przybierałaprzeróŜnefioletoweilawendoweodcienie.Tymczasemporanne
niebomieniłosięjasnymi,choćpozbawionymisłońca,pastelowymibarwami:
plamamibłękitów,fioletów,róŜów,chwilaminawetzieleni;wdokuczającym
corazbardziejchłodzieValeriechłonęłaciszęmartwegokrajobrazu,któraza
razpowinnasięwypełnićgwaremuczestnikówwyprawy.Jakoprzewodnicz
ka,ValmiałaznaczniemniejokazjidosamotnegopodziwianiapejzaŜy,niŜ
bysobieŜyczyła.
PochwilidołączyładoniejresztaiValeriewróciładopracy,upewnia
jącsię,czywszyscyszczęśliwieprzejechaliśnieŜnymmostem;gawędziła
znimizbezustannąwesołością,naleŜącądojejsłuŜbowychobowiązków,po
kazującimszczytErebusa,któryotuliłapierzastachmura,upodabniającsiędo
wielkiejporcjiróŜowejwatycukrowej,trzynaścietysięcystópnadnimi.Wi
doktenzająłichprzezchwilę,kiedyczekalinaArnolda.Byłojednakzazim
no,bydługoczekać,awieleosóbnapewnozdąŜyłojuŜsięspocić,chociaŜ
Valkilkakrotnieostrzegała,bydotegoniedopuścili.Lecznawetwubraniach
uszytychznajnowszych,inteligentnychmateriałów,ciludzienieumielisobie
Strona5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin