Maria_Valtorta_-_Godzina_Święta.pdf

(153 KB) Pobierz
199621270 UNPDF
JEZUSOWA GODZINA
ŚWIĘTA
Napisane 14 czerwca 1944
1.
«Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału
w Moim Królestwie.» ( J 13,8)
Umiłowana duszo i wy wszyscy, których kocham,
słuchajcie. Ja jestem tym, który mówi do was, bo pragnę z wami spędzić tę
godzinę.
Ja, Jezus, nie oddalam was od Mojego ołtarza i to nawet wtedy, gdy
przychodzicie do niego z duszą okaleczoną od ran i chorób lub związaną
namiętnościami, które zabijają waszą duchową wolność, oddając w niewolę
ciała i jego króla – Lucyfera.
Jestem zawsze Jezusem, Nauczycielem z Galilei, którego wielkim głosem
wołali trędowaci, paralitycy, niewidomi, opętani, chorzy na padaczkę: “Synu
Dawida, ulituj się” (Mt 15,22; Mk 10,47.) Jestem tym samym Jezusem,
Nauczycielem, podającym rękę tonącemu i mówiącym mu: “Czemu zwątpiłeś
we Mnie?” (Por. Mt 14,31). Jestem zawsze Jezusem, Nauczycielem, mówiącym
do zmarłych: “Wstań i chodź. Chcę tego. Obudź się ze śmiertelnego snu, wyjdź
ze swego grobu i chodź!” (Por. Mk 5,41; Łk 7,14) – i przywracam was tym,
którzy was kochają.
A kto was kocha, Moi umiłowani? Kto kocha was miłością prawdziwą,
nieegoistyczną, niezmienną? Kto kocha was miłością bezinteresowną, wolną od
chciwości, miłością, której jedynym celem jest to, ażeby oddać wam wszystko
to, co dla was zgromadził? Kto wam powie: “Weź! Wszystko jest twoje.
Wszystko to Ja uczyniłem dla ciebie, ażeby było twoje, ażebyś z tego
korzystał”. Kto? Wieczny Bóg. Ja właśnie Jemu was zwracam. Temu, który
was kocha.
Nie oddalam was od Mojego ołtarza. Ten ołtarz jest bowiem Moją katedrą,
Moim tronem, siedzibą Lekarza uzdrawiającego was z każdej choroby. Stąd
was pouczam, abyście mieli wiarę. Z tego miejsca, jako Król Życia, Życie wam
daję. Stąd się pochylam nad waszymi chorobami i uzdrawiam je tchnieniem
Mojej miłości.
199621270.003.png 199621270.004.png
Czynię jeszcze więcej, o dzieci. Schodzę z tego ołtarza i idę wam na spotkanie.
Oto jestem. Stoję na progu Moich domów, do których zbyt mało was wchodzi.
Jeszcze mniej jest tych, którzy wchodzą z mocną wiarą. Oto jestem jako
zwiastun pokoju. Pojawiam się na waszych drogach, którymi przechodzicie –
przygnębieni, struci, spaleni bólem, interesownością, nienawiścią. Wyciągam
do was ręce, bo widzę, jak zmęczeni zataczacie się pod wielkim ciężarem, który
sami sobie nałożyliście, a który zajął miejsce krzyża włożonego przeze Mnie w
wasze ręce, ażeby był wam oparciem jak pielgrzymia laska. I mówię wam:
“Wejdź! Odpocznij sobie. Napij się!” – gdyż widzę wasze wyczerpanie i
pragnienie.
Ale wy Mnie nie zauważacie. Przechodzicie obok Mnie, popychacie Mnie –
wiele razy z powodu złej woli, wiele razy z powodu zaciemnienia waszego
duchowego spojrzenia. Choć często patrzycie na Mnie, wiecie jednak, że
jesteście brudni, więc się nie ośmielacie przybliżyć do Mojego blasku Bożej
Hostii. Ten Mój blask jednak każe Mi litować się. Poznajcie Mnie, ludzie,
którzy Mi nie ufacie, bo Mnie nie rozpoznajecie.
Słuchajcie. Zechciałem opuścić Wolność i Czystość, które są atmosferą Nieba, i
zejść do waszego więzienia, w to nieczyste powietrze, ażeby wam pomóc, bo
was kocham . Jeszcze więcej uczyniłem: pozbyłem się Mojej wolności,
wolności Boga, i stałem się niewolnikiem ciała. Duch Boży został zamknięty w
jednym ciele, Nieskończoność ściśnięta w garści mięśni i kości, wystawiona na
odczuwanie pragnień tego ciała, któremu mękę zadaje chłód, słońce, głód,
pragnienie, wysiłek. Mogłem istnieć bez tego wszystkiego. Chciałem jednak
poznać mękę człowieka strąconego ze swego tronu niewinności, ażeby móc was
bardziej kochać.
I jeszcze nie było Mi dosyć. Żeby współczuć, trzeba znosić wszystko, czego
doznaje ten, nad którym się litujemy. Chciałem więc doznawać ataku
wszystkich uczuć, by poznać wasze walki, by pojąć, jak przebiegłą tyranię
wsącza w waszą krew szatan; by zrozumieć, jak łatwo ulec hipnozie Węża, gdy
tylko na jedną chwilę spojrzy się w jego fascynujące spojrzenie zapominając, że
życie znajduje się w światłości. Wąż bowiem nie żyje w światłości. Pełznie on
w ciemne ustronia, sprawiające wrażenie miejsc wypoczynku, a będące
miejscami zdradliwymi. Dla was te mroki noszą imiona: kobieta, pieniądz,
władza, egoizm, zmysłowość, ambicja. Zaćmiewają Światłość, którą jest Bóg.
Pomiędzy nimi jest Wąż - szatan. Wydaje się naszyjnikiem, a w rzeczywistości
jest duszącym was sznurem. Chciałem to poznać, bo was kocham .
Jeszcze i to Mi nie wystarczyło! Mnie by to może wystarczyło, ale Ojcowska
Sprawiedliwość mogłaby powiedzieć Ciału [Jego Syna]: “Tyś pokonał podstęp.
199621270.005.png
Człowiek zaś – mający ciało jak Ty – nie potrafi jej pokonać, dlatego niech
będzie ukarany, bo nie mogę wybaczyć nieczystemu”. Wziąłem więc na Siebie
wasze nieczystości przeszłe, teraźniejsze i przyszłe – wszystkie. [Wziąłem na
Siebie] więcej niż Hiob (Hb 2,8) uwalany gnojem, pokryty ranami. Kiedy
przygniatały Mnie grzechy całego świata, nie ośmielałem się już więcej ponieść
oczu, by szukać Nieba. Wzdychałem, odczuwając nad Sobą Ojcowski gniew,
nagromadzony przez wieki. Byłem świadomy przyszłych grzechów – potop
grzechów ziemi od świtu do nocy, potop przekleństwa nad Winnym, nad Ofiarą
za Grzech.
O, ludzie! Byłem bardziej niewinny od maleństwa, które matka całuje
powracając z nim z chrztu!
Widząc Mnie takim, przeraził się Najwyższy, gdyż byłem Grzechem, bo
wziąłem na Siebie cały grzech świata. Pociłem się z obrzydzenia. Krwią się
pociłem ze względu na odrazę do tego trądu, który spoczął na Mnie – Istocie
Niewinnej. Krew rozrywała Mi żyły z obrzydzenia do tego cuchnącego bagna,
w którym byłem zanurzony. Kiedy miałem przejść przez tę udrękę i wycisnąć
Moją krew z Serca, dołączyła się jeszcze gorycz, że jestem przeklęty, bo w
owym czasie nie byłem Słowem Bożym: byłem Człowiekiem... Człowiekiem –
Winnym .
Czyż mogę Ja, który tego doświadczyłem, nie pojmować waszego poniżenia i
nie kochać was dlatego, że jesteście poniżeni? Kocham was właśnie z tego
powodu. Żeby was kochać i nazywać “Bracia!”, wystarczy, że przypomnę sobie
tę godzinę. To jednak, że Ja was tak nazywam nie wystarczy, żeby Ojciec mógł
was nazwać “dziećmi”. A Ja chcę, żeby On was tak nazywał. Jakim byłbym
Bratem, gdybym nie chciał was mieć ze Sobą w Ojcowskim Domu?
Dlatego mówię wam: “Przyjdźcie, a Ja was obmyję. Nikt nie jest aż tak brudny,
aby go Moja kąpiel nie zdołała oczyścić. Nikt nie jest aż tak czysty, żeby nie
potrzebował Mojego obmycia. Przyjdźcie! Nie jest to zwykła woda, lecz
cudowne źródła, które leczą rany i choroby ciała. Więcej jeszcze: to źródło
wytryska z Mojej piersi”.
Oto rozdarte Serce, z którego płynie obmywająca woda. Moja Krew jest
najczystszą wodą, istniejącą we wszechświecie. W niej niszczą się choroby i
niedoskonałości. Wtedy znowu wasza dusza staje się biała i godna – godna
Królestwa.
Przyjdźcie! Pozwólcie, żebym wam powiedział: “Ja odpuszczam ci grzechy!”
Otwórzcie przede Mną serca. W nim są korzenie waszego zła. Pozwólcie,
żebym Ja do nich wszedł. Pozwólcie, że odwiążę wasze bandaże. Czy nie budzą
199621270.006.png
w was obrzydzenia wasze rany? Kiedy je obejrzycie w Moim świetle,
wyglądają prawdziwie, takie jakie są: rojące się od obrzydliwych robaków. Nie
patrzcie na nie. Patrzcie na Moje rany. Pozwólcie, że Ja to zrobię. Mam łagodną
rękę. Odczujecie tylko pieszczotę... i wszystko zostanie uzdrowione.
Odczujecie tylko pocałunek, łzę i wszystko będzie oczyszczone.
O, jak piękni będziecie wtedy wokół Mego ołtarza! Aniołowie między aniołami
Cyborium! Wtedy bardzo się rozraduje Moje Serce. Jestem bowiem
Zbawicielem i nikim nie pogardzam. Jestem także Barankiem, który pasie się
między liliami, i cieszę się, kiedy otacza Mnie blask i czystość, bo aby uczynić
was czystymi, przyjąłem [ziemskie] życie i oddałem je.
O, widzę, jak Ojciec uśmiecha się do was. Dostrzegam i Miłość, która
opromienia was swoimi blaskami, bo nie jesteście już zabrudzeni grzechem!
Przyjdźcie do Źródła Zbawiciela. Niech Moja Krew popłynie na skruszoną
duszę i niech Mój głos powie: “Ja odpuszczam tobie grzechy w imię Ojca i
Syna, i Ducha Świętego.”
2.
«Jeden z was Mnie zdradzi.» ( Mt 26,21; Mk 14,18; Łk 22,21-22; J
13,21 )
Jeden z was! Tak, w proporcji: jeden na dwunastu. Jeden z was Mnie zdradza.
Każda zdrada jest większą męką niż uderzenie włócznią. Patrzcie na ludzką
naturę waszego Odkupiciela: od głowy do stóp cały w ranach. Biczowanie
przeraża osobę nad nim rozmyślającą, a stanowi agonię dla tego, kto go
doświadcza. Jest to jednak groza jednej godziny, a wy, którzy Mnie zdradzacie,
biczujecie Mi Serce i czynicie to przez wieki.
Kochałem was. Kocham was. Lituję się nad wami. Wybaczam wam.
Obmywam was, wylewając Krew, aby sporządzić kąpiel oczyszczającą. A wy
Mnie zdradzacie. Jestem Słowem Bożym. Doznaję uwielbienia w Niebie. W
tym Niebie nie przebywam jednak tylko jako Duch. Jestem tu też z Ciałem.
Ciało zaś posiada uczucia i pragnienia. Dlaczego bez przerwy chcecie we Mnie
odnawiać ten wyniszczający ogień, którym jest bliskość zdrajcy? Czy Niebo
jest daleko? Nie, zdradzające Mnie dzieci. Jestem blisko was . Jestem wśród
was, a wy palicie Mnie płomieniem waszych zdrad.
Patrzę, szukając pociechy u wielu osób z różnych warstw społecznych. W
każdej grupie spotykam spojrzenie zdrajcy. Dlaczego Mnie zdradzacie?
Przebywam wśród was, aby wyświadczać dobro. Dlaczego więc chcecie Mi
199621270.001.png
odpłacić złem? Przynoszę wam Moje dary. Dlaczego ciskacie we Mnie
kąsającymi żmijami? Nazywam was “przyjaciółmi”. Dlaczego odpowiadacie
Mi: “Przeklęty”? Co wam uczyniłem? Czy znacie człowieka bardziej ode Mnie
cierpliwego, lepszego?
Spójrzcie. Kiedy jesteście szczęśliwi, nikt was nie opuszcza. Ale gdy płaczecie,
gdy tracicie bogactwa, gdy przychodzi jakaś zakaźna choroba, wtedy wszyscy
was opuszczają. Ja zaś pozostaję. Co więcej, przyjmuję was właśnie wtedy,
gdyż dopiero w tym czasie przychodzicie. Nie macie przecież więcej nikogo,
kto by z wami płakał i rozmawiał. Wtedy dopiero przypominacie sobie o Mnie.
Ale nie mówię wam: “Odejdź, nie znam cię!”. Mógłbym to powiedzieć, bo
rzeczywiście – gdy byliście bogaci, zdrowi i szczęśliwi – nigdy nie
przychodziliście do Mnie, aby powiedzieć: “Jestem zdrowy, szczęśliwy i za to
Ci dziękuję”.
To nic. Nie żądam nawet tego od osoby, która nie jest jeszcze olbrzymem
miłości . Nie żądam nawet “dziękuję”. Wystarczyłoby Mi, gdybyście
powiedzieli tylko: “Jestem szczęśliwy”. Powiedz Mi to. Nie uważajcie Mnie za
obcego! Przypomnijcie sobie o Mnie, że istnieję. Miejcie choć jedną myśl dla
Jezusa! “Dziękuję” – powiedziałbym już Ja sam za was Bogu, Ojcu Mojemu i
waszemu. Nigdy jednak nie przychodzicie. Mógłbym powiedzieć: “Nie znam
was”. Tymczasem rozpościeram ramiona i mówię: “Przyjdź, płaczmy razem”.
Spójrzcie: jestem w więzieniach. W małych, poniżających celach siedzę na
pryczy skazańca i mówię mu o prawdziwej wolności, innej niż ta za czterema
ścianami, która nie boi się już, że dotknie ją wina podlegająca karze. A przecież
ten więzień należy do tych, którzy Mnie zdradzili, łamiąc Moje prawo miłości.
Może zabił. Może okradł. Ale teraz Mnie wzywa. Już biegnę do niego. Świat
nim pogardza, a Ja go kocham. Powiedziałem: “Przyjacielu” – do tego, który
Mnie zabijał i pozbawiał życia (Por. Mt 26,50). Mogę więc mówić:
“Przyjacielu” – i do tego nieszczęśnika wracającego do Mnie.
Jestem przy chorych jak płomień miłości. Ich gorączka poznaje Moją czułość;
ich pot – Moją chustę; ich niemoc – Moje podtrzymujące ramię; ich troski –
Moje słowo. A przecież chorują dlatego, że zdradzili Moje prawo. Służyli ciału.
I ciało – wściekłe zwierzę – uległo zniszczeniu i niszczy ich teraz, za życia.
Jednak Ja jestem Jedynym, którego nie wyczerpuje ich zło. Czuwam przy nich,
cierpię z nimi, uśmiecham się do ich nadziei. Gdy zaś widzę, że Ojciec tego
chce, urzeczywistniam je. Kiedy jednak wiem, że postanowiona mu śmierć,
wtedy biorę Mojego brata, drżącego przed tajemnicą śmierci i wzywającego
Mnie. Mówię mu: “Nie bój się. Sądzisz, że to ciemność. To jest światłość .
Myślisz, że to ból. To jest radość . Podaj Mi rękę. Znam śmierć. Poznałem ją
199621270.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin