Higgins Clark Mary - Otrzyj lzy kochana.docx

(280 KB) Pobierz

Mary Higgins Clark

OTRZYJ ŁZY, KOCHANA

Z angielskiego przełożyła Aleksandra Łukaszewicz

Świat Książki

Tytuł oryginału Weep No Morę, My Lady

Ilustracja na okładce Jacek Kopalski

Redakcja techniczna Alicja Jabłońska-Chodzeń

Korekta Teresa Steinhagen

Copyright © Mares Enterprises, Inc. 1987 © Copyright for the Polish edition by „Świat Książki",

Warszawa 1996

© Copyright for the Polish translation by Phantom Press

International/Refren, Gdańsk 1996

Świat Książki, Warszawa 1996 Druk i oprawa w GGP

ISBN 83-7129-903-6

Nr 1285

PROLOG

Lipiec 1969

Słońce prażyło niemiłosiernie. Elizabeth wcisnęła się w najdalszy kąt ganku, usiłując wykorzystać ostatni wąski skrawek cienia. Podwiązane wstążką włosy ciążyły jej na karku. Ulica opustoszała, większość sąsiadów oddawała się niedzielnemu lenistwu, reszta poszła na basen. Ona także chciałaby pójść na basen, ale wiedziała, że lepiej nawet nie pytać. Mama i Matt pili od rana, potem zaczęła się kłótnia. Nienawidziła, kiedy się kłócili, zwłaszcza latem przy otwartych oknach. Dzieci na ulicy przerywały wtedy zabawę i słuchały. Dzisiejsza awantura była szczególnie głośna. Mama wymyślała Mattowi tak długo, póki nie zaczął jej bić. Teraz oboje spali rozciągnięci na łóżku bez żadnego przykrycia, a puste szklanki walały się po podłodze.

Gdyby przynajmniej Leila nie pracowała w soboty i niedziele. Przedtem niedziela była ich dniem i siostra zawsze zabierała ją z sobą, kiedy wychodziła z domu. Większość nastolatek - takich jak Leila - spędzała niedziele, włócząc się z chłopakami po mieście, ale nie jej siostra. Leila zamierzała wyjechać do Nowego Jorku i zostać aktorką. Nie chciała do końca życia gnić w Luber Creek w stanie Kentucky. „W takich zapyziałych dziurach - mawiała - dziewczyny wychodzą za mąż zaraz po szkole i kończą z kupą wrzeszczących dzieciaków, przez cały boży dzień ubabrane papkami. Mnie to się nie zdarzy".

Elizabeth lubiła słuchać opowieści Leili, o tym jak będzie gwiazdą, a jednocześnie się bała. Nie wyobrażała sobie życia w tym domu bez Leili, tylko z Mamą i Mattem.

Na zabawę było za gorąco. Podniosła się powoli i poprawiła

6

podkoszulek pod paskiem szortów. Była drobną ośmioletnią dziewczynką o długich nogach i piegowatym nosku. Miała duże poważne oczy - Leila nazywała ją „królową o szlachetnej twarzy" - Leila zawsze wymyślała określenia dla ludzi, czasami zabawne, a czasami, kiedy kogoś nie lubiła, bardzo złośliwe.

Mimo wszystko wewnątrz domu panował większy upał niż na ganku. Ostre popołudniowe słońce padało przez brudne szyby na kanapę z wygniecionymi siedzeniami i gąbką wyłażącą na szwach, na linoleum na podłodze, tak stare, że nie sposób było określić jego pierwotnego koloru, do tego pokruszone i pofałdowane. Mieszkali tutaj już od czterech lat. Elizabeth nie bardzo pamiętała ich poprzedni dom w Milwaukee. Był trochę większy i znajdowała się w nim prawdziwa kuchnia, dwie sypialnie i duże podwórko. Elizabeth miała ochotę doprowadzić salon do porządku, chociaż wiedziała, że gdy tylko Matt wstanie, pokój znów zamieni się w śmietnik pełen butelek po piwie, niedopałków i popiołu z cygar, i ubrań rzuconych byle gdzie i byle jak. Może jednak warto spróbować.

Przez otwarte okno z sypialni Mamy wydobywało się niemiłe, świszczące chrapanie. Elizabeth zerknęła do środka. Mama i Matt musieli się pogodzić. Spali spleceni z sobą, prawa noga Matta leżała na nogach Mamy, a twarz całkiem zniknęła w jej pięknych rudych włosach. Miała nadzieję, że wstaną, zanim Leila wróci do domu. Leila nie lubiła ich widzieć w takim stanie. „Zaproś swoich przyjaciół do Mamy i jej narzeczonego - mówiła jej do ucha scenicznym szeptem. - Niech zobaczą twój elegancki dom".

Leila pewnie wzięła dodatkowe godziny. Restauracja dla zmotoryzowanych znajdowała się w pobliżu plaży i jak zwykle w upalne dni część kelnerek nie pojawiła się w pracy. „Mam okres -jęczała taka przez telefon kierownikowi - okropnie mnie boli".

Leila powiedziała jej o tym i wytłumaczyła, o co chodzi. „Masz tylko osiem lat i może to za wcześnie, ale lepiej, żebyś wiedziała. Mama nigdy nie miała czasu porozmawiać ze mną i kiedy to się stało, z trudem dowlokłam się do domu, plecy

7

bolały mnie tak, że myślałam, że umrę. Nie pozwolę, żeby z tobą też tak było i nie chcę, żeby dzieciaki opowiadały ci jakieś głupstwa.

Elizabeth zrobiła, co mogła, żeby uprzątnąć pokój. Opuściła rolety na trzy czwarte, tak by słońce za bardzo nie świeciło. Wyczyściła popielniczki i przetarła stoliki, wyrzuciła butelki po piwie, które Matt i Mama opróżnili przed kłótnią. Potem poszła do swojego pokoju. Mieściło się w nim jedynie łóżko, biurko i krzesło z porwanym słomianym siedzeniem. Leila podarowała jej na urodziny białą ażurową narzutę na łóżko i kupiła używaną półkę na książki, pomalowała ją na czerwono i powiesiła na ścianie.

Przynajmniej połowę półki zajmowały sztuki teatralne. Elizabeth wybrała jedną ze swoich ulubionych - Nasze miasto. W zeszłym roku w szkolnym przedstawieniu Leila grała Emilię i tak często ćwiczyła swoją rolę z Elizabeth, że ona także się nauczyła. Czasami na lekcjach matematyki odgrywała w myślach swoją ulubioną sztukę. Lubiła to o wiele bardziej niż klepanie tabliczki mnożenia.

Musiała przysnąć, bo kiedy otworzyła oczy, zobaczyła pochylającego się nad nią Matta. Cuchnęło od niego tytoniem i piwem, a kiedy uśmiechnął się i odetchnął głębiej, zaśmierdziało jeszcze bardziej. Elizabeth odsunęła się najdalej jak mogła, ale nie było sposobu, by przed nim uciec. Poklepał ją po nodze.

-  To musi być strasznie nudna sztuka, co, Liz? Wiedział, że nie lubiła zdrabniania swego imienia.

-  Czy Mama wstała? Mogę zacząć robić kolację?

-  Twoja mama będzie jeszcze trochę spała, więc może położę się obok ciebie i poczytamy sobie chwileczkę?

Matt błyskawicznie wpakował się na łóżko, spychając ją do ściany. Elizabeth usiłowała się wywinąć.

-  Powinnam już wstać i zacząć szykować hamburgery -powiedziała, pragnąc z całej duszy, by nie wyczuł strachu w jej głosie.

Matt trzymał ją mocno.

-  Najpierw pokaż, jak kochasz tatusia, i uściśnij go mocno.

8

-  Nie jesteś moim tatusiem.

Nagle poczuła się jak w pułapce. Chciała zawołać Mamę, chciała ją obudzić, ale teraz Matt zaczął ją obcałowywać.

-  Jesteś śliczną małą dziewczynką - powiedział. - Jak dorośniesz, będziesz prawdziwą pięknością. - Przesuwał ręką po jej nodze.

-  Nie podoba mi się to.

-  Co ci się nie podoba, dziecino?

Wtedy właśnie przez ramię Matta zobaczyła w drzwiach Leilę. Jej zielone oczy błyszczały z wściekłości. W jednej sekundzie znalazła się przy łóżku i szarpnęła Matta za włosy tak gwałtownie, że zawył z bólu, wyrzucając z siebie przekleństwa, których Elizabeth nawet nie rozumiała.

-  Wystarczy tego, co te świnie mi zrobiły! Zabiję cię, jeśli tylko ją tkniesz! - krzyknęła.

Matt zwalił się ciężko na podłogę, usiłując uwolnić się z uchwytu Leili, ale ona trzymała go mocno za włosy. Zaczął na nią wrzeszczeć, próbując dosięgnąć jej rękami.

Mama widocznie usłyszała hałasy, bo przestała chrapać. Przyszła do pokoju owinięta w ręcznik, z podkrążonymi oczami i rozczochrana.

-  Co się tu dzieje? - spytała zaspana i zła.

-  Powiedz swojej córeczce, żeby się nie ciskała tylko dlatego, że staram się być miły dla jej młodszej siostry. Czytamy sobie razem, nie ma w tym nic złego. - Matt robił wrażenie wściekłego, ale Elizabeth przysięgłaby, że się wystraszył.

-  Powiedz lepiej temu świntuchowi napastującemu dzieci, żeby się stąd wyniósł, zanim zawołam policję. - Leila potrząsnęła jeszcze raz głową Matta i w końcu puściła go, potem usiadła na łóżku i przytuliła Elizabeth.

Mama zaczęła krzyczeć na Matta; Leila krzyczała na Mamę, aż w końcu Mama i Matt przenieśli się ze swoją kłótnią do innego pokoju. Co jakiś czas zapadała dłuższa cisza. Kiedy wrócili, byli już ubrani. Powiedzieli, że zaszło nieporozumienie i w czasie kiedy Leila i Elizabeth będą razem, oni wyjdą na chwilę.

Po ich wyjściu Leila powiedziała:

9

-  Możesz otworzyć puszkę zupy i przyszykować hamburgery? Ja muszę przemyśleć pewną sprawę.

Elizabeth posłusznie powędrowała do kuchni i przygotowała jedzenie. Zjadły w milczeniu, a Elizabeth stwierdziła, że cieszy się, że Mama i Matt wyszli. Gdyby zostali, z całą pewnością albo by pili i całowali się, albo by się kłócili i całowali. Tak czy inaczej, byłoby okropnie.

Wreszcie Leila przemówiła:

-  Ona się nigdy nie zmieni.

-  Kto?

-  Mama. Jest beznadziejna, jak nie ten, to inny facet i tak w nieskończoność. Nie mogę zostawić cię z Mattem.

„Zostawić?! Leila nie może przecież wyjechać!"

-  A więc pakuj się - rozkazała Leila. - Jeśli ten świntuch już się do ciebie dobiera, nie będziesz tutaj bezpieczna. Pojedziemy wieczornym autobusem do Nowego Jorku - powiedziała, głaszcząc Elizabeth po głowie. - Bóg jeden wie, jak sobie poradzę, Wróbelku, ale przyrzekam ci, że będę się tobą opiekować.

Ten moment Elizabeth zapamiętała na zawsze.

Szmaragdowozielone oczy Leili spokojne i zdeterminowane, jej szczupła zgrabna postać i kocie ruchy, lśniące rude włosy bardziej niż zwykle błyszczące w rozgrzanym powietrzu i ten jej głęboki głos: „Nie bój się, Wróbelku, już najwyższy czas zmyć z siebie kurz naszego rodzinnego gniazda".

A potem, śmiejąc się wyzywająco, Leila zanuciła: „Otrzyj łzy, kochana".

Sobota, 29 sierpnia 1987

1

Samolot Pan American, lot nr 111 z Rzymu, podchodził do lądowania na lotnisku Kennedy'ego. Elizabeth rozpłaszczyła nos na szybie, chłonąc widok lśniącego w słońcu oceanu i zarys odległych jeszcze wieżowców Manhattanu. Kiedyś lubiła ten moment na końcu podróży: nareszcie w domu. Dzisiaj jednak gorąco pragnęła zostać w samolocie i polecieć dokądkolwiek, byle tylko nie wysiadać.

-  Wspaniały widok, prawda?

Kiedy wsiadła do samolotu, starsza pani siedząca obok niej uśmiechnęła się sympatycznie i zagłębiła w lekturze książki. Elizabeth odetchnęła z ulgą. Siedmiogodzinna rozmowa z nieznajomą była ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła. Teraz nie miało to już znaczenia. Za parę minut będą na lotnisku. Zgodziła się z opinią starszej pani, że widok jest piękny.

-  To moja trzecia podróż do Włoch - mówiła dalej sąsiadka. - Już nigdy nie polecę w sierpniu. Wszędzie tłumy, a do tego okropny upał. Gdzie pani była?

Samolot zaczynał się zniżać do lądowania. Elizabeth postanowiła odpowiedzieć prosto i niezobowiązująco:

-  Jestem aktorką. Kręciłam film w Wenecji.

-  Och, to podniecające. Przypomina mi pani Candice Bergen. Jest pani tego samego wzrostu co ona, ma pani podobne blond włosy i szaroniebieskie oczy. Czy powinnam znać pani nazwisko?

-  Bynajmniej.

Samolot lekko podskoczył przy zetknięciu z ziemią, po czym zaczął hamować. Żeby uniknąć dalszych pytań, Elizabeth zajęła się gorliwie wyciąganiem torby podróżnej spod fotela i sprawdzaniem, czy wszystko jest na swoim miejscu. Pomyślała, że gdyby leciała w towarzystwie Leili, starsza pani od razu by je rozpoznała. Wszyscy rozpoznawali LeilęLaSal-le. Ale Leila podróżowałaby pierwszą klasą, a nie turystyczną.

Podróżowałaby. Po tych kilku miesiącach powinna się już oswoić z jej śmiercią.

W stoisku z gazetami w pobliżu odprawy celnej właśnie

12

wyłożono wieczorne wydanie Globe. Machinalnie odczytała nagłówek: Początek rozprawy ósmego września. Podtytuł głosił: Wyraźnie niezadowolony sędzia Michael Harris stanowczo odmawia przełożenia terminu rozprawy przeciwko oskarżonemu o morderstwo multimilionerowi Tedowi Wintersowi. Resztę pierwszej strony wypełniały powiększenia twarzy Teda. Gorzkie zaskoczenie w oczach i surowo zaciśnięte usta. To zdjęcie zrobiono w chwili, kiedy sędzia uznał go za podejrzanego o morderstwo jego narzeczonej, Leili LaSalle.

Podczas jazdy taksówką do miasta Elizabeth przeczytała całą relację - powtórzenie szczegółów śmierci Leili i dowodów przeciwko Tedowi. Na pierwszych trzech stronach gazety pełno było zdjęć Leili: Leila na premierze ze swoim pierwszym mężem; Leila na safari z drugim mężem; Leila w momencie odbierania Oscara. Klasyczne zdjęcia reklamowe. Jedno z nich zwróciło uwagę Elizabeth. Na tym zdjęciu w jej uśmiechu była pewna miękkość, sugerująca wrażliwość duszy, kontrastująca z aroganckim uniesieniem podbródka i kpiącym wyrazem oczu. Połowa dziewcząt w Ameryce naśladowała to spojrzenie, sposób odrzucania włosów do tyłu i uśmiech przez ramię...

-  Jesteśmy na miejscu, proszę pani.

Wyrwana z zadumy Elizabeth spojrzała przez okno. Taksówka zatrzymała się przy budynku Hamilton Arms na rogu Pięćdziesiątej Siódmej i Park Avenue. Gazeta spadła z jej kolan na podłogę. Zmusiła się, żeby powiedzieć spokojnie:

-  Bardzo mi przykro, podałam zły adres. Chcę wysiąść na rogu Jedenastej i Piątej.

-  Już skasowałem licznik.

-  Więc proszę włączyć na nowo.

Trzęsącymi się rękami szukała portfela. Czuła, że portier już podchodzi do taksówki i nie podniosła wzroku. Nie chciała, żeby ją rozpoznał. Podświadomie podała taksówkarzowi adres Leili. W tym właśnie domu Ted zamordował jej siostrę. Tutaj w pijackim zamroczeniu wypchnął Leilę z tarasu mieszkania.

Mimowolnie zaczęła odtwarzać obrazy, których nie mogła

13

wymazać z pamięci. Rozwiane długie rude włosy i wspaniałe ciało Leili, okryte atłasową piżamą, spadające z wysokości czterdziestu pięter na betonowe podwórko...

I nieustające pytanie... Czy była świadoma? Czy zdawała sobie sprawę?

Jak okropne musiały być dla niej te ostatnie sekundy!

„Gdybym została z nią wtedy - pomyślała po raz kolejny Elizabeth - nie doszłoby do tego..."

2

Po dwumiesięcznej nieobecności w mieszkaniu było duszno i parno, ale gdy tylko otworzyła okna, wpadające powietrze przyniosło ową szczególną i znajomą mieszaninę zapachów typową dla Nowego Jorku: ostre aromaty przenikające z hinduskiej restauracji na rogu, ledwie wyczuwalny zapach kwiatów z tarasu naprzeciwko, gryzący zapach spalin autobusów na Piątej Alei i powiew morskiego powietrza znad Hudson Ri-ver. Przez parę minut Elizabeth oddychała głęboko, czując, że powoli odżywa. Teraz, kiedy już tu dotarła, stwierdziła, że dobrze jest być w domu. Praca we Włoszech była w istocie rzeczy jeszcze jedną próbą ucieczki, drobną chwilą wytchnienia. Ani na moment jednak nie zapomniała, że w końcu będzie musiała zjawić się w sądzie -jako świadek oskarżenia przeciwko Tedowi.

Szybko rozpakowała walizki i wstawiła kwiaty do zlewu. Było oczywiste, że żona dozorcy nie dotrzymała przyrzeczenia i nie podlewała ich regularnie. Usunąwszy zeschłe liście z roślin, zabrała się do stosu korespondencji zalegającej na stole w jadalni. Pośpiesznie przerzuciła listy, odkładając na bok reklamy i ogłoszenia, oddzieliła listy osobiste od rachunków. Uśmiechnęła się radośnie na widok adresu zwrotnego wypisanego dokładnie pięknym pismem: Panna Dorothy Sa-muels, Cypress Point Spa, Pebble Beach, Kalifornia. Sammy.

14

Zanim otworzyła ten list, niechętnie sięgnęła po dużą kopertę z nadrukiem Prokuratury Okręgowej.

List był krótki. Potwierdzono jedynie wiadomość od niej, że po powrocie 29 sierpnia zadzwoni do zastępcy prokuratora okręgowego Williama Murphy'ego i ustali datę spotkania w celu przekonsultowania złożonych zeznań.

Ani lektura gazet, ani nawet podanie taksówkarzowi adresu Leili nie zmniejszyło szoku na widok tego oficjalnego zawiadomienia. Zaschło jej w gardle. Ściany zdawały sieją okrążać. Sceny z wielogodzinnego składania zeznań przed sądem stanęły jej jak żywe przed oczami. Moment, kiedy zemdlała na widok przedstawionych jej zdjęć ciała Leili...

„O Boże - pomyślała. - Wszystko zaczyna się od nowa".

Zadzwonił telefon.

-  Słucham - powiedziała prawie bez tchu.

-  Elizabeth? - odezwał się głos pełen energii. - Jak się masz? Ciągle o tobie myślę.

To była Min von Schreiber. Właśnie ona. Elizabeth poczuła się jeszcze bardziej znużona. Min dała Leili pierwszą pracę w charakterze modelki, a teraz była żoną austriackiego barona i właścicielką ekskluzywnego uzdrowiska Cypress Point w Pebble Beach w Kalifornii. Stara dobra przyjaciółka, ale Elizabeth nie czuła się na siłach, by z nią rozmawiać. Niestety, Min była jedną z tych osób, którym Elizabeth nie potrafiła powiedzieć „nie".

-  Czuję się świetnie, Min. Może jestem trochę zmęczona. Dosłownie przed chwilą wróciłam do domu. - Elizabeth starała się, by jej słowa zabrzmiały swobodnie.

-  Nie rozpakowuj się. Jutro rano przyjedziesz do mnie do uzdrowiska. W American Airlines na lotnisku czeka na ciebie bilet. Lot ten sam co zawsze. Jason będzie czekał na ciebie na lotnisku w San Francisco.

-  Min, janie mogę...

-  Będziesz moim gościem...

Elizabeth prawie wybuchnęła śmiechem. Leila zawsze mówiła, że to są dla Min trzy najtrudniejsze słowa. -Ależ Min...

15

-  Żadnych „ale". Kiedy widziałam cię w Wenecji, wyglądałaś bardzo mizernie. Ten proces będzie cholernie ciężki. Potrzebujesz odpoczynku. Potrzebujesz troskliwej opieki i dobrego odżywiania.

Elizabeth poczuła się tak, jakby widziała Min: z koroną kruczoczarnych włosów wokół twarzy i tym jej nie znoszącym sprzeciwu tonem - zawsze z góry zakładała, że osiągnie to, czego chce. Po kilku dalszych bezowocnych protestach i wyliczeniu wszystkich możliwych powodów, dla których nie powinna i nie może przyjechać, zgodziła się na plan Min.

-  Więc jutro. Dobrze, że się zobaczymy, Min. - Uśmiechnęła się, odkładając słuchawkę.

Trzy tysiące mil na zachód Min poczekała na koniec połączenia i natychmiast zaczęła wykręcać następny numer. Gdy po drugiej stronie podniesiono słuchawkę, wyszeptała:

-  Miałeś rację. To było łatwe. Zgodziła się przyjechać. Nie zapomnij się zdziwić, kiedy ją tu zobaczysz.

W trakcie rozmowy do pokoju wszedł jej mąż. Zaczekał, aż skończy, i wtedy wybuchnął:

-  A więc jednak ją zaprosiłaś?

-  Tak, zaprosiłam. - Min spojrzała na niego wyzywająco. Helmut von Schreiber zmarszczył brwi, porcelanowonie-

bieskie oczy pociemniały.

-  Mimo wszystkich przestróg? Minna, Elizabeth może zburzyć ten domek z kart i zwalić go nam na głowy. Nie minie weekend, a będziesz żałowała tego zaproszenia jak niczego w życiu.

Elizabeth postanowiła zadzwonić do prokuratora natychmiast. William Murphy był wyraźnie zadowolony, że ją słyszy.

-  Panno Lang, właśnie pocę się nad pani sprawą.

-  Mówiłam panu, że dzisiaj wrócę. Nie sądziłam, że zastanę pana w biurze w sobotę.

-  Mam masę roboty. Proces zaczyna się nieodwołalnie ósmego września.

-  Czytałam.

16

_ Musimy razem przejrzeć zeznania, żeby je pani miała na świeżo w pamięci.

-  Ciągle je mam w pamięci - powiedziała Elizabeth.

-  Rozumiem. Niemniej musimy popracować nad pytaniami, które będzie pani zadawać obrona. Proponuję parogodzinne spotkanie w poniedziałek, a potem zaplanujemy następne w końcu tygodnia. Będzie pani w Nowym Jorku w tym czasie?

-  Wyjeżdżam jutro rano. Nie moglibyśmy wszystkiego omówić, kiedy wrócę?

Odpowiedź była przygnębiająca:

-  Wolałbym jednak odbyć wstępną rozmowę. Dopiero jest trzecia. Taksówką byłaby tu pani za piętnaście minut.

Zgodziła się niechętnie. Spoglądając na list od Sammy, postanowiła, że przeczyta go po powrocie z prokuratury. Przynajmniej coś będzie na nią czekało. Biorąc szybki prysznic, związała włosy w węzeł na czubku głowy, potem nałożyła kombinezon z niebieskiej bawełny.

Pół godziny później siedziała naprzeciwko zastępcy prokuratora okręgowego w jego zagraconym biurze. Umeblowanie składało się z biurka, trzech krzeseł i rzędu stalowoszarych segregatorów. Na biurku, na podłodze i na metalowych szafach wszędzie stały przenośne rozsuwane segregatory. William Murphy zdawał się nie zwracać uwagi na panujący dookoła bałagan. Elizabeth pomyślała, że musiał się pogodzić z tym, czego nie był w stanie zmienić.

Ten zwalisty, łysiejący mężczyzna koło czterdziestki, z silnym nowojorskim akcentem, sprawiał wrażenie bardzo inteligentnego i tryskającego energią. Po przesłuchaniach przed sądem powiedział, że jej zeznania były główną przyczyną sformułowania aktu oskarżenia przeciwko Tedowi. Wiedziała, że to doceniał.

Teraz otworzył grubą teczkę zatytułowaną „Stan Nowy Jork przeciwko Andrew Edwardowi Wintersowi III".

-  Wiem, jakie to dla pani przykre - powiedział. - Będzie pani zmuszona raz jeszcze przeżyć śmierć siostry i wszystkie cierpienia z tym związane. Będzie pani musiała zeznawać

17

przeciwko człowiekowi, którego pani lubiła i darzyła zaufaniem.

-  Ted zabił Leilę. Człowiek, którego znałam, już nie istnieje.

-  W tej sprawie nie będzie żadnych „jeżeli". Ted pozbawił życia pani siostrę, a moim zadaniem jest dopilnować - z pani pomocą - by został pozbawiony wolności. Proces będzie ciężkim przejściem, ale obiecuję, że potem łatwiej będzie pani ułożyć sobie życie na nowo. Po zaprzysiężeniu zapytają panią o imię i nazwisko. Wiem, że Lang jest pani nazwiskiem scenicznym. Proszę pamiętać, by powiedzieć sądowi, że pani prawdziwe nazwisko brzmi LaSalle. Będą też pytali, czy mieszkała pani razem z siostrą.

-  Nie. Od ukończenia szkoły miałam własne mieszkanie.

-  Czy pani rodzice żyją?

-  Nie. Moja matka zmarła trzy lata po naszym przyjeździe do Nowego Jorku, a ojca nigdy nie znałam.

-  Dobrze. Powtórzymy teraz wszystko, zaczynając od dnia poprzedzającego morderstwo.

-  Przez trzy miesiące byłam w objeździe z grupą teatralną... Przyjechałam w piątek 28 marca, wieczorem. Zdążyłam jeszcze obejrzeć ostatnią przedpremierową próbę sztuki Leili.

-  W jakim stanie zastała pani siostrę?

-  Widać było wyraźnie, że jest roztrzęsiona, nie pamiętała swoich kwestii. Grała okropnie. W przerwie poszłam do jej garderoby. Nigdy nie piła nic poza odrobiną wina od czasu do czasu, a teraz zobaczyłam czystą whisky. Zabrałam butelkę i wylałam resztę do umywalki.

-  Jak na to zareagowała?

-  Była wściekła. Stała się zupełnie inną osobą. Nigdy nie lubiła alkoholu, a tu nagle prawie cała butelka... Potem przyszedł Ted. Chciała nas wyrzucić.

-  Czy jej zachowanie zaskoczyło panią?

-  Lepiej byłoby powiedzieć, że zaszokowało.

-  Rozmawiała pani o tym z Wintersem?

-  Był zdumiony. On także wrócił po dłuższej nieobecności.

-  Interesy?

18

-  Tak. Sądzę, że tak.

-  Przedstawienie nie poszło najlepiej?

-  To była katastrofa. Leila nie chciała wyjść przed kurtynę. Po przedstawieniu poszliśmy wszyscy do Elaine.

.. - Kto konkretnie?

-  Leila... Ted... Craig... ja... Syd... Cheryl, baronowa i baron von Schreiber. Wszyscy bliscy znajomi.

-  Będą panią pytać o szczegóły dotyczące tych ludzi.

-  Syd Melnick był agentem Leili. Cheryl Manning jest znaną aktorką. Baron i baronowa von Schreiberowie są właścicielami uzdrowiska Cypress Point w Kalifornii. Min, czyli baronowa, prowadziła dawniej agencję modelek w Nowym Jorku. To ona dała Leili pierwszą pracę. Ted Winters - wszyscy go znają - był narzeczonym Leili.

-  Co się wydarzyło u Elaine?

-  Okropna awantura. Ktoś zawołał, że jej sztuka to podobno gniot. Leila dostała szału, krzyknęła: „Mówi pan gniot, właśnie zrezygnowałam z tego gniotą!" Potem powiedziała Sydowi Melnickowi, że go zwalnia. Krzyczała, że wpakował ją do tej sztuki tylko dlatego, że chciał zarobić swoje dziesięć procent, że przez ostatnich parę lat upychał ją, gdzie się dało, bo potrzebował pieniędzy. - Elizabeth przygryzła wargę. -Musi pan zrozumieć, że to nie była prawdziwa Leila. Och, oczywiście, mogła wszystko odrobić w nowej sztuce. Była gwiazdą. Profesjonalistką. Nigdy przedtem nie zachowywała się w ten sposób.

-  I co wtedy zrobiliście?

-  Wszyscy próbowali ją uspokoić, ale to tylko pogarszało sytuację. Kiedy Ted usiłował przemówić jej do rozsądku, zdjęła z palca zaręczynowy pierścionek i cisnęła nim przez salę.

-  Jak on się zachował?

-  Był rozgniewany, ale starał się tego nie pokazywać. Kelner przyniósł pierścionek, a Ted schował go do kieszeni. Chciał to obrócić w żart, powiedział coś takiego: „Zatrzymam go na razie, może jutro będziesz w lepszej formie". Potem wsadziliśmy ją do samochodu i pojechaliśmy do domu. Ted

19

pomógł mi położyć ją do łóżka. Powiedziałam, że zadzwonię do niego jutro, jak się obudzi.

-  Teraz zapytają, gdzie każde z was spędziło noc.

-  Ted miał swoje mieszkanie na drugim piętrze w tym samym domu co Leila. Ja zostałam u niej. Spała do południa. Obudziła się kompletnie rozbita. Dałam jej aspirynę i zapakowałam z powrotem do łóżka. Zadzwoniłam do Teda. Był u siebie w biurze. Prosił, żebym jej przekazała, że przyjdzie koło siódmej. - Elizabeth czuła, że głos zaczyna jej się załamywać.

-  Przykro mi, że muszę to ciągnąć. Proszę sobie wyobrazić, że jest pani na próbie. Im lepiej będzie pani przygotowana, tym łatwiej przejdzie pani przez to w sądzie.

-  W porządku.

-  Czy tamtej nocy rozmawiała pani z siostrą?

-  Nie. Było oczywiste, że nie ma ochoty mówić o tym, co się stało. Była bardzo spokojna. Chciała, żebym pojechała do domu - przyjechałam na przedstawienie dosłownie prosto z dworca. Po drodze wpadłam tylko do mojego mieszkania, zostawić walizki. Prosiła, żebym zadzwoniła koło ósmej, to umówimy się na kolację. Sądziłam, że miała na myśli wspólną kolację z Tedem i ze mną. Wtedy powiedziała, że nie przyjmie pierścionka z powrotem, że zrywa z nim.

-  Panno Lang, to jest niezwykle ważne. Czy pani siostra powiedziała, że zamierza zerwać swoje zaręczyny z Tedem Wintersem?

-  Tak. - Elizabeth przyglądała się swoim dłoniom. Pamiętała, jak położyła ręce na ramionach Leili, a potem pogłaskała ją po twarzy.

„Przestań, Leila, wcale tak nie myślisz".

„Właśnie, że tak, Wróbelku".

„Nie. Nie zrobisz tego".

„Niech ci będzie, Wróbelku, ale zadzwoń do mnie koło ósmej".

Ostatnie chwile z Leilą: położyła jej zimny kompres na głowę, poprawiła łóżko, sądziła, że za parę godzin Leila znowu będzie sobą, a w dodatku ubawiona całą tą historią.

„A więc wylałam Syda - wyrzuciłam pierścionek i zrezyg-

20

nowałam z roli. I to wszystko w ciągu ostatnich minut u Elai-ne?" Odrzuci głowę do tyłu i będzie się śmiała. Z perspektywy kilku godzin będzie to nawet zabawnie wyglądać; gwiazda urządzająca publiczną awanturę.

„Wierzyłam, że tak będzie, bo chciałam w to wierzyć".

W popłochu zaczęła mówić dalej:...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin