Adler Warren - Wojna państwa Rose.pdf

(1228 KB) Pobierz
286295771 UNPDF
Warren Adler
Wojna Państwa Rose
286295771.002.png
Rozdział 1
Krople deszczu uderzały miarowo o drewnianą fasadę
domu i rozpryskiwały się o szyby. Tak jak wszyscy inni,
znajdujący się w tym teatralnym, pełnym składanych foteli
wnętrzu, licytator spojrzał posępnie w stronę okien. Może
miał nadzieję, że porywana wiatrem woda wybije szyby,
kończąc całe to beznadziejne widowisko.
Oliver Rose siedział przy samym przejściu, kilka rzędów
od podium, opierając wyciągnięte nogi na zniszczonej
podłodze. Nawet połowa miejsc nie była zajęta: w
pomieszczeniu znajdowało się co najwyżej trzydzieści osób.
Za plecami licytatora leżały porozrzucane – niczym po
upadku bomby – przedmioty, będące własnością rodziny
Barkerów, których ostatni przedstawiciel żył wystarczająco
długo, aby nadać tym śmieciom trochę antycznej wartości.
– ... to autentyczny, bostoński fotel na biegunach – mówił
monotonnie licytator. Wskazawszy na mocno sfatygowany
mebel w stylu Windsor, przeszedł na falset, nadając głosowi
proszącą intonację. – Wykonany przez firmę „Hitchcock,
Alford and Company", producentów najwspanialszych
krzeseł w Ameryce.
– Zrezygnowany toczył ponurym spojrzeniem po
milczącej sali. – Niech mnie licho, to prawdziwy antyk.
– Dziesięć dolców – zaskrzeczał głos, należący do starszej
pani siedzącej w pierwszym rzędzie. Była starannie okutana
w brudny irlandzki sweter.
– Dziesięć dolców? – zaprotestował licytator.
286295771.003.png
– Ależ proszę tylko spojrzeć na te stożkowate pręty w
oparciu, ozdobiony spiralą górny brzeg, pięknie
ukształtowane siedzenie...
– No dobra, dam dwanaście i pół – rzuciła z
rozdrażnieniem kobieta. Kupiła już niemal wszystkie z
oferowanych mebli i Oliverovi wydawało się, że cała aukcja
odbywa się wyłącznie dla niej.
– Śmierdząca sprawa – zasyczał siedzący obok niego
jankes o żylastej twarzy. – Wszystko przez ten pieprzony
deszcz. Ona ma sklepik z antykami w Provincetown. Kupi
ten bujak za grosze, a potem odsprzeda turystom za dziesięć
razy tyle.
Oliver pokiwał głową. Wiedział, że deszcz jest również
jego sprzymierzeńcem. Większość turystów, którzy
przyjeżdżali tłumnie do Chatham w czwartki i piątki, aby
spędzić przyjemny weekend na plaży, odjechała jeszcze rano.
W „Breaking Wave", gdzie Oliver pracował sezonowo jako
kelner, sala restauracyjna w porze niedzielnego lunchu
wyglądała tak, jakby sezon dawno się skończył. Brak też było
napiwków, co akurat idealnie pasowało do jego –
wywołanego deszczem – nastroju.
Pogoda na Cape Cod w najlepszym wypadku była
niepewna. Oliver zdążył się już do tego przyzwyczaić. Przez
cały okres swojej nauki w Harvardzie pracował latem w
„Breaking Wave" i w dni, kiedy nie mógł chodzić na plażę, z
lubością wybierał się na aukcje antyków. Szczególnie lubił
te, które odbywały się w starych domach, kiedy ich
właściciele zmarli. Rzadko mógł sobie pozwolić na jakiś
zakup, chociaż niekiedy udawało mu się okazyjnie zdobyć
286295771.004.png
figurkę ze Staffordshire.
Wychował się pod stałą obserwacją czterech kobiecych
figurek z perłowej masy ceramicznej, rodem ze Staffordshire.
Przedstawiały cztery pory roku, ubrane w białe,
wydekoltowane suknie. Patrzyły spoza szybek stojącego w
jadalni kredensu z chińską porcelaną i były pamiątką ojca z
wojennej służby w Anglii. Kiedyś Oliver uszkodził Wiosnę,
gdy potajemnie wyjął ją z kredensu, aby w przypływie napięć
okresu dorastania dotknąć jej małych piersi. Figurka wypadła
mu z ręki i uderzając o podłogę została pozbawiona głowy.
Oliver – „złota rączka" – skleił postać tak doskonale, że
matka nigdy nie dowiedziała się o tym wypadku.
Teraz, jakby z poczucia winy, zgromadził swoją własną
niewielką kolekcję: kilka często spotykanych figurek
śpiących dzieci oraz wszędobylskiego marynarza z żoną i
dzieckiem. Przeczytał trochę fachowej literatury i chociaż
jego zbiory były raczej mało wartościowe, przypuszczał, że
pewnego dnia okaże się, że są w cenie.
Licytator sięgnął po figurkę boksera i uniósł ją wysoko
ponad głowę. Włożywszy na nos okulary, odczytał z kartki:
– Porcelana ze Staffordshire. Bokser Cribb. Był mistrzem
Anglii w 1809 roku...
Oliver zesztywniał w napięciu. „Ten kretyn rozbija parę",
pomyślał przerażony jego ignorancją. Cribb był biały, a drugi
z bokserów – Molineaux – czarny, były niewolnik, który
dwukrotnie występował przeciwko Cribbowi i dwukrotnie
przegrał. Obydwaj bokserzy zostali uwiecznieni w formie
licznych karykatur na papierze i zastawach stołowych oraz w
postaci figurek, takich jak te tutaj. Zawsze przedstawiano ich
286295771.005.png
razem, jak stoją naprzeciw siebie z uniesionymi do walki
pięściami.
– Piętnaście dolców – zawołała kobieta z pierwszego
rzędu.
Licytator spojrzał na figurkę i wzruszył ramionami. Nie
było to dzieło sztuki. Zresztą Oliver też o tym wiedział.
Zwykła pamiątka, pierwszy raz sprzedana za jakieś dwa
pensy przez jej twórcę – anonimowego garncarza z
zapomnianej uliczki. Licytator obrzucił widownię
pogardliwym spojrzeniem. Najwyraźniej starał się
przyspieszyć sprzedaż.
– Mam piętnaście – zaskrzeczał. – Piętnaście dolarów.
Czy usłyszę szesnaście?
Oliver podniósł rękę. Licytator uśmiechnął się krzywo,
zapewne z powodu młodego wieku chłopaka.
– Jest szesnaście – odezwał się z nutką optymizmu.
Dama w brudnym irlandzkim swetrze odwróciła się.
Jej twarz wyglądała jak źle wyrobione, surowe ciasto.
Zaczerwieniony nos zdradzał oznaki lekkiego kataru.
– Siedemnaście – zagdakała.
– Mam już siedemnaście dolarów – rzekł licytator i
przeniósł wzrok na Olivera.
Odchrząkując Oliver uniósł osiem palców. Kobieta
poruszyła się zirytowana na swoim miejscu. Sięgnąwszy do
kieszeni, nerwowym ruchem wyjął pieniądze. Miał
trzydzieści siedem dolarów, wszystko z napiwków
otrzymanych podczas ostatniego weekendu. Gdyby kupił
Cribba, chciałby mieć jeszcze dość pieniędzy na Molineaux.
– Dziewiętnaście – zahuczała starsza pani. Gwałtowne
286295771.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin