KAZANIA PASYJNE(2).doc

(184 KB) Pobierz
KAZANIA PASYJNE

KAZANIA PASYJNE

 

Kazanie I  JEROZOLIMA – MIASTO BOŻE

 

Piłat wyprowadził Jezusa na zewnątrz i zasiadł na trybunale, na miejscu zwanym Lithostrotos, po hebrajsku Gabbata. Był to dzień przygotowania Paschy, około godziny szóstej. I rzekł do Żydów: Oto król wasz! A oni krzyczeli: Precz! Precz! Ukrzyżuj Go! Piłat rzekł do nich: Czyż króla waszego mam ukrzyżować? Odpowiedzieli arcykapłani: Poza Cezarem nie mamy króla. Wtedy więc wydał Go im, aby Go ukrzyżowano.

              Skazanego na śmierć Jezusa wyprowadzono na miejsce zwane Miejscem Czaszki, które po hebrajsku nazywa się Golgota. Tam Go ukrzyżowano, a z Nim dwóch innych, z jednej i drugiej strony, pośrodku zaś Jezusa. Wypisał też Piłat tytuł winy i kazał go umieścić na krzyżu. A było napisane: Jezus Nazarejczyk, król żydowski. Jezus, aby krwią swoją uświęcić lud, cierpiał poza miastem. Również i my wyjdźmy do Niego poza obóz, dzieląc z Nim Jego urągania.

 

Razem z Jezusem wyjdźmy poza miasto, aby stanąć na miejscu Jego ukrzyżowania. Miejsce Czaszki znajdowało się około 100 metrów od bramy miasta. Tu, wejdźmy z Jezusem na krzyż, aby z wysokości krzyża, na którym zawisł, spojrzeć na ziemię.

              Od chwili ukrzyżowania, a było to około godziny szóstej, do śmierci Jezusa upłynęły trzy długie godziny konania Jezusa. W tym czasie mrok ogarnął całą ziemię. Wiszący na krzyżu Jezus spoglądał na to wszystko, co poniżej Niego się rozpościerało. Wraz z Nim spójrzmy z Jego Tronu Krzyża na Jerozolimę – Miasto Boże; Dom Ojca; tłum przechodniów, w którym zobaczymy Jego przyjaciół i wrogów, tych, którzy byli świadkami ostatnich chwil Jego życia, by wreszcie spojrzeć na Jego grób wykuty w skale nieopodal Golgoty.

              Wzgórze Golgoty często nazywane Górą Ukrzyżowania w rzeczywistości było niewielkim wzniesieniem. Ewangeliści nigdy tego miejsca nie nazwali „górą” jak przyzwyczailiśmy się o nim mówić, ale po prostu „miejscem”. Golgota za czasów Jezusa wznosiła się jakieś pięć metrów powyżej drogi wiodącej z bramy Efraima w kierunku Jaffy i stanowiła niewielki garb na stoku góry zwanej Gareb. Wśród zieleni traw, oliwkowych drzew i bujnej roślinności w tym miejscu jaśniała naga, wapienna skała. To właśnie ona otrzymała nazwę „Czaszki”. Już od starożytności wymyślano różne, bardziej lub mniej uczone wyjaśnienia tej nazwy. Mówiono o czaszce Adama, który miał być pochowany w tym miejscu; mówiono o czaszkach skazańców wystawianych na pokaz dla przestrogi. Władze Rzymskie wybrały to miejsce, tak bardzo rzucające się w oczy wchodzącym do miasta i z niego wychodzącym, na miejsce straceń, na miejsce wykonywania wyroków.

              Na tym miejscu pamiętnego wielkopiątkowego dnia stanął z krzyżem na ramionach Jezus. Od pretorium Piłata do miejsca ukrzyżowania wiodła droga krętymi i ciasnymi uliczkami miasta. Ociekający krwią na skutek biczowania Jezus, ostatkiem sił, z pomocą Szymona z Cyreny, dotarł na miejsce kaźni. Tu zdarto z Niego szaty, obolałe ciało rozciągnięto na drzewie, do którego Go przybito i zawieszono ponad drogą.

              Przybitego do krzyża Jezusa podniesiono jakieś trzy metry w górę. Jego umęczone ciało wisi na gwoździach i na gwoździach znajduje oparcie. Cierpienie zawieszonego na drzewie krzyża Jezusa, potęguje skwar południowego słońca – widok budzący odruch litości i współczucia nawet dla zwykłego skazańca. A przecież tu zawisł Ten, który jest najbardziej niewinny, Jedyny Syn Boga Żywego. Zawisł na drzewie krzyża, aby objawić Miłość Ojca, który nawet własnego Syna nie oszczędził ale Go za nas wszystkich wydał, abyśmy życie mieli dzięki Niemu.

 

Zawieszony na drzewie krzyża Jezus nie myśli o swojej męce, nie szuka też ulgi w swoim cierpieniu. Również tu, na krzyżu, nie myśli o sobie, ale o woli Ojca, którą przyszedł wypełnić. Jego rozciągnięte ręce chcą objąć cały świat, aby przytulić go do łona Ojca Przedwiecznego. Jezus swoim sercem i duszą raz jeszcze ogarnia wszystkich i każdego z osobna. Z wyżyn krzyża patrzy bez urazy i gniewu, bez nienawiści i groźby, tak jak tylko patrzeć może Serce Dobrego Pasterza.

              Jezu, co widzisz w tych ostatnich godzinach swego życia? O czym myślisz w godzinach swego konania?

              Przed oczyma Jezusa rozpościera się zbudowane na zboczach gór umiłowane  Miasto Boże – Jerozolima. Po raz pierwszy pojawił się tu jako Niemowlę przyniesione przez swą Matkę Maryję i św. Józefa. To w tym mieście, w świątyni jerozolimskiej Jezus został ofiarowany Bogu Ojcu na wiele lat przed Ofiarą, jaką dziś składa na krzyżu. Później już jako dwunasto letnie Dziecko został przyprowadzony tutaj na święto Paschy. Gdy osiągnął dojrzałość i na stałe opuścił zacisze rodzinnego Nazaretu, swoje kroki skierował ku temu miastu, aby na jego ulicach i placach nauczać. Tutaj przybył, aby dokonać zbawczej ofiary. Kilka dni przed swoją śmiercią zatrzymał się na stoku góry i patrząc na to miasto zapłakał widząc w nim podzielonych ludzi. Niewielu w tym świętym, przez Boga wybranym mieście pozostało wiernych Bogu Ojcu i Jego prawom. Mieszkańcy Jerozolimy zamierzyli w swych sercach największą w dziejach ludzkości zbrodnię, zbrodnię bogobójstwa. Patrzy Jezus na twarde mury miasta, lecz za nimi kryją się jeszcze twardsze serca jego mieszkańców. Bo stwardniało serce tego ludu, ich uszy stępiały i oczy swe zamknęli, żeby oczami nie widzieli ani uszami nie słyszeli, ani swym sercem nie rozumieli: i nie nawrócili się, abym ich uzdrowił.

 

Od początku przyjścia Jezusa na ziemię, to Boże Miasto zostało podzielone. Jedni wzorem Mędrców ze Wschodu szukali nowonarodzonego Króla, Dziecięcia, które przyszło zbawić świat; inni na wieść o Jego narodzeniu poczuli się zagrożeni. Św. Mateusz zapisał to w swojej Ewangelii: „Gdy Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: gdzie jest nowonarodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem Jego gwiazdę na wschodzie i przybyliśmy oddać Mu pokłon. Skoro to usłyszał król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima”.

              To przerażenie i strach towarzyszyły im przez całe nauczanie Jezusa. Arcykapłani i faryzeusze, słuchając Jego przypowieści, poznali, że o nich mówi. Toteż starali się Go pochwycić, lecz bali się tłumów, ponieważ miały Go za proroka. A przecież On przestrzegał i napominał, aby wszyscy patrzyli z ufną nadzieją w przyszłość. Mówił: „Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie”. Nie podobały się Jego słowa faryzeuszom i uczonym w Prawie. Wypytywali Go o wiele rzeczy dotyczących Królestwa Bożego i czyhali przy tym, żeby Go podchwycić na jakimś słowie. Czasem nawet wprost sprzeciwiali się słowom Jezusa, gdy wytykał im niesprawiedliwość, mówili do Niego: „Nauczycielu, tymi słowami nam też ubliżasz”. Jakże bolesną prawdę odkrył Jezus w tym mieście, przyszedł do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. Co więcej przygotowali dla Niego śmierć pełną okrucieństwa i hańby. Ale to On sam nas wykupił stawszy się za nas przekleństwem, bo napisane jest: Przeklęty każdy, którego powieszono na drzewie, aby błogosławieństwo Abrahama stało się w Chrystusie Jezusie udziałem pogan i abyśmy przez wiarę otrzymali obiecanego Ducha.

              Teraz Jezus zawieszony na drzewie krzyża, jeszcze raz swoim ostatnim spojrzeniem obejmuje pałace i lepianki, domy i ulice, wszystkich mieszkańców i pielgrzymów w Jerozolimie. W tej chwili, w której ważą się losy całego świata, w godzinie oczyszczenia i przywrócenia godności całej ziemi to miasto stało się uosobieniem całej ludzkości. Jezus uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej, aby nam wszystkim przywrócić godność Dzieci Bożych. Jezus patrząc na święte Miasto Jeruzalem swoim wzrokiem widział wszystkie miasta i osiedla całego świata. Patrzył na wszystkich mieszkańców ziemi, którzy kiedykolwiek ją mieli zamieszkiwać, widział każdego z nas, aby każdy mógł powtórzyć:

Jezu Chryste, Panie miły, o Baranku tak cierpliwy!

Wzniosłeś na krzyż ręce swoje, gładząc nieprawości moje.

 

Powoli zmienia się obraz przed oczyma Jezusa. Zamiast ziemskiego miasta dostrzega niebo nowe i ziemię nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły, i Miasto Święte – Jeruzalem Nowe zstępujące z nieba od Boga, przystrojone jak oblubienica zdobna w klejnoty dla swego męża. Ku Nowej Jerozolimie zmierzają rzesze ludzi, którzy opłukali swe szaty, i w krwi Baranka je wybielili. Przychodzą ludzie nie tylko spośród mieszkańców narodu wybranego, ale ze wszystkich zakątków świata. To ci wszyscy, którzy uwierzyli słowu i wyznali: Jezus jest Panem, który umarł i zmartwychwstał dla naszego zbawienia. Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami – do zbawienia. Wszak mówi Pismo: Żaden, kto wierzy w Niego, nie będzie zawstydzony. To nowe Miasto jest miejscem przygotowanym dla tych, którzy miłością odpowiadają na miłość Jezusa. A nic nieczystego do niego nie wejdzie ani ten, co popełnia ohydę i kłamstwo, lecz tylko zapisani w księdze życia Baranka. Bo błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą i dla nich Bóg przygotował dary jakich ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć.

 

Ukrzyżowany Jezus nie zwraca uwagi na ból jaki sprawiają Mu zadane rany. Od nich bardziej boli Go złe postępowanie wybranych przez Boga, aby byli Jego dziećmi, za których On, Syna Boży złożył Ofiarę swojego życia.

My wszyscy zostaliśmy wybrani przez Boga Ojca, to On w Chrystusie wybrał nas przed założeniem świata abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, abyśmy zamieszkali Nowe Jeruzalem, w którym jest mieszkań wiele. Przez chrzest zostaliśmy zanurzeni w śmierci Chrystusa, aby przyoblec się w nowego człowieka, poddanego woli Bożej.

              Czy realizujemy to powołanie, jakie nam zostało wyznaczone?

Jezus z krzyża widzi nasze drogi, nasze postępowanie. Widzi nasze dobre czyny i ścieżki prawe. Widzi również te kręte drogi naszego życia, które są lekceważeniem owoców Jego Męki. Bóg przez Chrystusa zaprosił nas, abyśmy weszli do Nowego Jeruzalem, gdzie mamy przygotowane mieszkanie od Boga, dom nie ręką uczyniony, lecz wiecznie trwały w niebie.

 

Czy skorzystamy z tego zaproszenia? Czy zamieszkamy w tym domu, który kluczem krzyża otwiera nam Jezus?

 

Wybór jest przed nami. Bóg daje nam czas, daje nam wiele czasu, abyśmy mogli dokonać właściwego wyboru. Mamy szansę opowiedzieć się za Chrystusem, ale też mamy możliwość sprzeciwienia się Jego woli.

              Chrystus rozpięty na ramionach krzyża ogarnia cały świat. Chce przygarnąć do siebie wszystkich, każdego i każdą z nas. Wszystkich zaprasza do zamieszkania w Nowej Jerozolimie, którą widzi w godzinie swojego konania, bo jest to miejsce przygotowane dla Jego wybranych, dla tych, co są posłuszni Jego słowu i pragną tak jak On, do końca wypełnić wolę Ojca, który jest w niebie.

 

              Boże, Stworzycielu nieba i ziemi, Ojcze Jezusa i nasz Ojcze!

                Ty w swoim nieskończonym miłosierdziu pochyliłeś się nad nędzą człowieka

                I dałeś nam Jezusa, Syna swego, zrodzonego z Niewiasty,

                Jako naszego Zbawcę, Przyjaciela i Brata.

                Spraw, abyśmy dobrze wykorzystali dany nam czas,

                Aby stał się dla nas czasem łaski i wielkiego powrotu do rodzinnego domu,

                Abyśmy wraz z Tobą zamieszkali w Nowym Jeruzalem

                Gdzie Ty, pełen miłości, oczekujesz zagubionych synów,

                By objąć ich uściskiem pojednania i zaprosić do swego stołu

                Odzianych w szatę odzyskanej godności”. Amen.

 

Kazanie II ŚWIĄTYNIA – DOM OJCA

 

Skwar południowego słońca rzuca swój oślepiający blask na postać Ukrzyżowanego. Po zmieszany z krwią spływają po twarzy i całym ciele Jezusa. Doskwiera pragnienie. Upływ krwi i osłabienie sprawiają, że Ciało Jezusa coraz częściej bezwładnie zwisa na gwoździach. Osłabłe Ciało nie mąci jednak myśli, które poddane zostały mocy Ducha. Ostatnie godziny życia są wypełnieniem woli Ojca. Całe ziemskie życie Jezusa zmierzało ku tej godzinie, która jest objawieniem światu prawdy o wielkiej miłości Boga Ojca. On, zanim zawisł na krzyżu, wyznał: „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie”.

 

W tej chwili modli się: „Ojcze przyszedłem na tę godzinę, aby objawić Twoją Miłość. Jego myśli skierowane są ku tym, dla których przyszedł na świat.

              Przez zamglone ze zmęczenia oczy Jezus dostrzega ponad murami Jerozolimy świątynię, znak przymierza Boga z ludźmi, znak Jego obecności pomiędzy wybranymi. Patrzy Jezus na jerozolimską świątynię, której budowę zapoczątkował król Dawid. Jej potężne kształty połyskują w słońcu, a olbrzymie rozmiary przykuwają wzrok. To miejsce jest radością i dumą każdego Izraelity. To chluba świętego miasta. Przecież to jedyny na całym świecie Dom Boży. Jedynie tutaj odprawiała się służba Boża. To tutaj gromadzili się  na nabożeństwach mieszkańcy całej Palestyny i okolicznych krajów kilka razy do roku, a zwłaszcza w czasie świąt paschalnych upamiętniających wyzwolenie z Egipskiej niewoli. To sam Bóg wybrał to miejsce i określił jego kształty i sposób oddawania Mu  czci w tym miejscu.

              Dla Jezusa to miejsce jest również szczególne i święte, bo przecież jest to dom Jego Ojca. To tu, zgodnie ze zwyczajem, gdy upłynęły dni oczyszczenia Maryi i Józefa według Prawa Mojżeszowego, przynieśli Dziecię Jezus do Jerozolimy, aby Je przedstawić Panu. Tak bowiem jest napisane w Prawie Pańskim: Każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu. To tutaj gdy miał lat 12, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego rodzice. Później wrócili do Jerozolimy szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania.

              To w tym miejscu Jezus często przebywał i nauczał. Tu wchodząc do świątyni napotkał siedzących za stołami bankierów oraz tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał.

              Teraz tę świątynię widzi z wysokości krzyża. Ma ją jakieś 400 metrów przed sobą. Jak zwykle w tym czasie przed świętem Paschy na jej dziedzińcu panuje wielki ruch. Setki tysięcy pielgrzymów zapełniają budowle, krużganki i podwórza. Kapłani krążą pomiędzy ludem, uczeni w Piśmie nauczają pobożniejszych, na ołtarzach składane są ofiary. Zgiełk panujący na świątynnym placu dochodzi do stóp krzyża, na którym składana jest Ofiara Nowego Przymierza. Ta Ofiara jest zupełnie inna od tych składanych w jerozolimskiej świątyni. Tam panuje ruch i zgiełk, jak zwykle pełno tam siedzących za stołami bankierów oraz tych, którzy sprzedają woły, baranki i gołębie. Kapłani odmawiają przepisane przez Mojżesza modlitwy, skarbony napełniają się datkami wiernych. Tu dokonuje się Ofiara w ciszy, skupieniu i majestacie śmierci Boga – Człowieka.

 

Już ponad tysiąc lat świątynia jerozolimska sprawuje te same obrzędy na pamiątkę wyjścia z domu niewoli wypełniając przykazanie dane przez Mojżesza: „Przestrzegajcie tego przykazania jako prawa na wieki ważnego dla ciebie i dla twych dzieci! Gdy zaś wejdziecie do ziemi, którą da wam Pan, jak obiecał, przestrzegajcie tego obyczaju. Gdy się was zapytają dzieci: cóż to za święty zwyczaj? – tak im odpowiecie: To jest ofiara Paschy na cześć Pana, który w Egipcie ominął domy Izraelitów. Poraził Egipcjan, a domy nasze ocalił”.

 

969 lat przed narodzeniem Chrystusa, na wzgórzu należącym niegdyś do Arauna Jebusyty, syn króla Dawida, Salomon zbudował tutaj świątynię. Została ona zniszczona przez Babilończyków. Odbudowano ją w roku 516 przed narodzeniem Chrystusa. Ta druga świątynia nie dorównywała okazałością i bogactwem gmachowi wzniesionemu przez Salomona. 19 lat przed przyjściem Chrystusa na ziemię, Herod Wielki, ten sam, który uląkł się o swą władzę, dowiedziawszy się o narodzeniu Jezusa, chcąc zdobyć popularność wśród Żydów dwukrotnie powiększył świątynię. Podjął się rozbudowy świątyni, aby Żydzi zapomnieli o jego helleniźmie, i o jego zbrodniach. Do zrealizowania tego zamierzenia zaprzągł 10 tysięcy robotników, a tysiąc lewitów uczyło się sztuki murarskiej, aby wznieść najświętsze części świątyni, gdzie zabroniony był wstęp osobom świeckim. Rozbudował Dom Boży na rozleglejszym terenie i z jak największym przepychem. Sprawił, że piękno i bogactwo świątyni przewyższało wszystko, co było dotąd. Gdy Jezus umierał na krzyżu, rozbudowa świątyni jeszcze nie była całkowicie ukończona. Jej rozbudowę ukończono na kilka lat przed jej ostatecznym zniszczeniem w roku 70 n.e.

              W tej świątyni często przebywał Jezus uświęcając ją swoją obecnością. Brakowało w niej Arki Przymierza, przez którą Bóg objawiał swoją obecność wśród ludzi. Przebywający tu Jezus, który przechadzał się jej krużgankami i nauczał, więcej chwały przysporzył swojemu Ojcu niż tysiąc lat starotestamentalnej służby kapłanów, lewitów i miliony zabitych ofiarnych zwierząt.

              Bo przecież, jak mówi psalmista wkładając swe słowa w usta Jezusa: „Nie chciałeś ofiary krwawej ani obiaty, lecz otwarłeś mi uszy; całopalenia i żertwy za grzech nie żądałeś. Wtedy powiedziałem: Oto przychodzę; w zwoju księgi o mnie napisano: Jest moją radością, mój Boże, czynić Twoją wolę, a Prawo Twoje mieszka w moim wnętrzu. Głosiłem Twoją sprawiedliwość w  wielkim zgromadzeniu; oto nie powściągałem warg moich, Ty wiesz, o Panie”.

 

Jezus pragnął, aby ta świątynia stałą się kościołem Boga żywego. Pragnął zostawić w miejscu najświętszym, tam, gdzie było miejsce dla Arki Przymierza, swoje Najświętsze Ciało ukryte pod postaciami Chleba i Wina. Chciał, aby kapłani, słudzy i strażnicy świątyni dołączyli do grona Apostołów. Nie żałował trudu, aby przekonać ich o swoim posłannictwie, wskazując im, że On jest obiecanym Mesjaszem. Ale stwardniało serce tego ludu, ich uszy stępiały i oczy swe zamknęli, żeby oczami nie widzieli ani uszami nie słyszeli, ani swym sercem nie rozumieli: i nie nawrócili się. Ci, którzy pierwsi powinni poznać czas nawiedzenia, nie chcieli zobaczyć, że nadszedł czas przez wieki oczekiwany. Zamiast zobaczyć w Nim Syna Bożego powstali przeciwko Niemu i nie spoczęli, póki nie wysłali Go na miejsce stracenia. Został odrzucony przez budujących.

              Jezus wiedział, że z każdym dniem pogłębia się przepaść pomiędzy Nim a stróżami świątyni. Wiedział, że dla Niego nie ma miejsca w domu, który dotąd był domem Jego Ojca. Wiedział, że Jego ołtarz nie stanie w świątyni, ale w skromnym wieczerniku, a Ofiara dokona się poza murami miasta, na miejscu hańby.

              Świątynia, która postanowiła trwać w swoich wyzutych z treści obrzędach i pozbawionych wartości ofiarach, sama podpisała na siebie wyrok zagłady, bo jak mówi autor listu do Hebrajczyków: „Prawo bowiem, posiadając tylko cień przyszłych dóbr, a nie sam obraz rzeczy, przez te same ofiary, corocznie ciągle składane, nie może nigdy udoskonalić tych, którzy się zbliżają. Niemożliwe jest bowiem, aby krew cielców i kozłów usuwała grzechy”. Dlatego Jezus przychodząc na świat mówi: Oto idę, abym spełniał wolę Twoją. Usuwa jedną ofiarę, aby ustanowić inną. Na mocy tej woli uświęceni jesteśmy przez ofiarę Ciała Jezusa Chrystusa raz na zawsze. Chrystus złożywszy raz na zawsze jedną ofiarę za grzechy, zasiadł po prawicy Boga, oczekując tylko, aż nieprzyjaciele Jego staną się podnóżkiem nóg Jego. Jedną bowiem ofiarą udoskonalił na wieki tych, którzy są uświęcani. Daje nam zaś świadectwo Duch Święty, skoro powiedział: „Takie jest przymierze, które zawrę z nimi w owych dniach, mówi Pan: dając prawa moje w ich serca, także w umyśle ich wypiszę je. A grzechów ich oraz ich nieprawości więcej już wspominać nie będę. Gdzie zaś jest ich odpuszczenie, tam już więcej nie zachodzi potrzeba ofiary za grzechy”.

 

Jezus zapowiedział zburzenie świątyni jerozolimskiej, ale to ona sama podpisała na siebie wyrok zagłady nie chcąc przyjąć nauki Jezusa.

              Pewnego razu, czytamy w Ewangelii św. Marka: „Gdy wychodził ze świątyni, rzekł Mu – w zachwycie nad tym, co stworzyły ludzkie ręce – jeden z uczniów: Nauczycielu, patrz, co za kamienie i jakie budowle! Jezus mu odpowiedział: Widzisz te potężne budowle? Nie zostanie tu kamień na kamieniu, który by nie był zwalony”.

              Nie wiemy, jak potoczyłyby się dalsze losy świątyni, gdyby otwarła swoje podwoje dla Jezusa, Syna Bożego. Tu w godzinie Męki Syna Bożego stoją naprzeciw siebie dwie świątynie: jedna – Nowego Przymierza – na Golgocie i druga: Starego Przymierza – na górze Moria. Jedna to świątynia Ciała Chrystusowego, druga z kamienia, marmuru i przepychu, którą budowano przez 46 lat. A w tych świątyniach dwa różne ołtarze – jeden z drzewa skropionego krwią Jezusa, drugi dymiący tysiącami ofiarnych zwierząt A przy ołtarzach różni kapłani, odmienne ofiary. Tu Bóg – Człowiek dający swoje życie, aby zaświadczyć o prawdzie; tam ludzie, którzy podeptali prawdę i wyparli się Mesjasza. Tu Baranek Boży, który gładzi grzechy świata, tam stada ofiarnych zwierząt o wątpliwej odtąd wartości przebłagalnej.

 

Chociaż jerozolimska świątynia dumnie rozpościerała się na wzgórzu Moria, skromny krzyż z wysokości Golgoty rzucił na nią swój blask, który zaćmił i odebrał jej wszystko, czym dotąd była. I chociaż jak dawniej będą w niej sprawowane obrzędy według przepisu Prawa Mojżeszowego, to wszystko w niej będzie martwe i obce Bogu, i niezdolne do sprowadzenia Jego łaski.

 

A krzyż? Krzyż rozpocznie swe panowanie, nie zamknie się jak dawna świątynia w jednym miejscu i nie odgrodzi się od wiernych podwójną kotarą Świętego Świętych. W ubogich szałasach, w ciemnych więziennych lochach, w wielkich katedrach i skromnych kościółkach, w murowanych i drewnianych kaplicach – wszędzie będzie ten sam wielki skarb – Jezusowa obecność i ołtarz, na którym On składać będzie samego siebie Bogu Ojcu jako niepokalana Ofiara na przebłaganie za grzechy nasze i całego świata. On sam będzie składać siebie w Ofierze przez wszystkie dni, aż do Jego powrotu na końcu czasów.

              Po śmierci Jezusa wyrosły na całym świecie różne świątynie: większe i mniejsze, bogate i ubogie; w nich wszystkich zamieszkuje On sam ukryty w Najświętszym Sakramencie. Obok tych widzialnych świątyń, z drzewa, marmuru, kamienia czy cegły, Ofiara Jezusa złożona na krzyżu odbudowała inne świątynie, świątynie nie ręką ludzką uczynione – a jest ich miliony. To żywe świątynie dusz ludzkich obmytych krwią Chrystusa i poświęconych Jego łaską. Te świątynie są bardziej cenne niż wielkie bazyliki i bogato wystrojone kościoły. W tych żywych świątyniach naszych serc Jezus najchętniej przebywa o czym zapewnił nas w przededniu swojej męki: „Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was. Kto ma przykazania Moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie. Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał Moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać”. Te słowa Jezusa wyjaśnia nam św. Paweł Apostoł w Listach do Koryntian, gdy pisze: „Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin