Felinoterapia1.doc

(43 KB) Pobierz
Weź na kolana kota

Weź na kolana kota...
Felinoterapia
Któż, patrząc na poczciwego Mruczka, pomyśli, że to znakomity terapeuta, a miękkość jego futra potrafi ukoić ludzką duszę?
Zbawienny wpływ zwierząt na nasze samopoczucie i dolegliwości ciała zauważono już dawno. Stąd hipoterapia (bliski kontakt z koniem, skuteczny w przypadkach porażenia mózgowego u dzieci), czy dogoterapia (rozbudzanie uczuć przez bliski kontakt z psem) zyskują coraz większą popularność. Najnowszym odkryciem w tej "rodzinie" metod leczniczych jest felinoterapia, czyli terapia z udziałem kota.
Zamiast eliksiru młodości
Pod uczoną nazwą kryje się zwyczajne głaskanie. Nadaje się każdy kot, pod warunkiem, że jest ufny, lubi ludzi i nigdy nie ma dość głaskania. Niektóre rasy kotów przejawiają szczególne predyspozycje, by terapeutyzować ludzi. Dość ciekawe pod tym względem są koty ragdoll, które posiadły sztukę wiotczenia, niczym szmaciana lalka, po wzięciu ich na ręce. Miłośnicy tych zwierząt wiedzą, czym dla zmysłów jest wtulony w brzuch czy pod pachę słodko mruczący Mruczek, jak koi skołatane nerwy, jak niespodziewanie potrafi zmienić nasze widzenie świata... Dobrze przez człowieka traktowany, zawsze emanuje pozytywną energią, jego przyjazna obecność łagodzi ból samotności. A wyobraźmy sobie, jaką przyjemnością jest dotyk miękkiego kociego futra dla starych, zmęczonych reumatyzmem palców, jak przyjemnie jest gimnastykować tą metodą uszkodzoną wskutek wypadku czy po prostu spracowaną dłoń... Nie bez powodu Amerykanie i Brytyjczycy, którzy felinoterapię stosują najdłużej, zaczęli od wprowadzenia kotów do domów seniora, domów opieki, hospicjów - wszędzie tam, gdzie potrzeba ciepła i ukojenia. Okazało się, że zwierzęta odgrywają tam także wielką rolę integracyjną. Wszędobylski kot rezydent staje się obiektem zainteresowania nawet największych milczków i odludków, tematem rozmów i troski większości pensjonariuszy. Niejednokrotnie ułatwia asymilację nowemu członkowi społeczności. Czasem godzi zwaśnionych. Tak zdarzyło się w pewnym domu spokojnej starości, w którym dwaj starsi panowie od kilku lat ze sobą nie rozmawiali. Kiedy pojawił się tam kot, obaj bardzo go polubili. Wspólne zajmowanie się zwierzęciem rozbudziło w nich wielką przyjaźń.
Mruczek omnibus
W Szwecji zastosowano felinoterapię wobec dzieci autystycznych. Swoje zwierzęta udostępnili hodowcy kotów bengalskich, abisyńskich i ocicatów. Dzięki tym zajęciom jeden z pacjentów otworzył się na tyle, że założył własną stronę internetową i prowadzi korespondencję ze światem. Fachowcy wysunęli hipotezę, że kluczem do sukcesu jest to, że sumują się tu dwie hermetyczne rzeczywistości: autystycznego dziecka oraz najbardziej tajemniczego indywidualisty wśród zwierząt ? kota... Kot-terapeuta może okazać się źródłem odbudowy uczuć i przełamać barierę lęku u dzieci molestowanych seksualnie. Istnieją też projekty terapii z osobami ociemniałymi. W USA zaangażowano koty do resocjalizacji więźniów. Wybrane grupy skazanych systematycznie odwiedzają schroniska dla tych zwierząt, aby się nimi opiekować. Badania statystyczne wykazały, że ludzie ci po opuszczeniu więzienia łagodnieją, popełniają mniej przestępstw (w porównaniu z osobami, które w tym programie nie uczestniczyły), często też biorą na wychowanie pupila, który obudził w nich uczucia.

 

Felinoterapia jest to forma terapii kontaktowej z wykorzystaniem kotów. Założenia tej formy rehabilitacji są takie same jak w przypadku dogoterapii, aczkolwiek jest ona skierowana głównie do ludzi, którzy odczuwają lęk przed psami lub mają na nie alergię. Kot terapeuta nie może bać się nowych miejsc ani obcych ludzi. Musi być wyjątkowo spokojny, ufny i lubić być głaskanym. Dzięki obecności zwierzęcia ludzie chorzy na chwilę zapominają o swoim cierpieniu. Dotykanie kota działa uspokajająco, redukuje stres, relaksuje a mruczenie kota wpływa kojąco na psychikę chorych.

W Stanach Zjednoczonych i w Wielkiej Brytanii ferlinoterapia zyskała już grono swoich wielbicieli. W Polsce powolutku coś w tym kierunku zaczyna się dziać. Grażyna Budzyń, dyrektor Zespołu Szkół nr 6 w Toruniu, powiedziała Gazecie.pl: „Pewnego dnia do dyrekcji zgłosił się jeden z toruńskich hodowców kotów i zaproponował, by podopieczni spotkali się ze zwierzakami. - Efekty były zaskakujące. Okazało się, że dzieci nadpobudliwe są w stanie skoncentrować się na zabawie z kotem przez dwie-trzy godziny! Uczeń z autyzmem, który miał niechęć do kontaktu fizycznego nawet z rodzicami, otworzył się właśnie dzięki głaskaniu i przytulaniu kota.” I tak od grudnia 2005 w szkole regularnie prowadzona jest felinoterapia dla dzieci niepełnosprawnych. Całą akcję zapoczątkował Mirosław Tomasz Wende ze swoim kotem – Guciem, który został pierwszym polskim kocim terapeutom.

 

Jedną z najmilszych i najciekawszych form terapii jest terapia ... kotem. Można by powiedzieć z polska: „kototerapia”. Po koniach i psach, które mają zbawienny wpływ na chore dzieci, przyszła kolej na koty. Przeciętnemu obywatelowi wierzyć się nie chce, ze te dumne i aroganckie zwierzęta mogą wcielić się w terapeutów. Zazwyczaj nie dają się niczego uczyć, ani tresować, a ich wyuczone umiejętności ograniczają się do korzystania z kuwety, co zresztą wynika z ich naturalnej czystości. A jednak...

Odkąd wyprowadziłam się od rodziców, zawsze mam w domu jakiegoś kota lub kotkę. Zazwyczaj jest to porzucona przez kogoś znajda, jakiś dachowiec przyniesiony do domu przez męża lub któreś z dzieci. Przez wiele lat zdążyłam poznać te magiczne zwierzęta, ale też nauczyłam się doceniać ich kojący wpływ. Koty wyciszają, uspokajają, działają lepiej niż najlepsze środki psychotropowe. Koty rozbawiają, rozśmieszają swoimi „hopsankami” i nie pozwalają nam martwić się lub tkwić w smutnych rozważaniach. Koty wreszcie swoim mruczeniem harmonizują nas wewnętrznie. Kot jest zatem najskuteczniejszym środkiem antydepresyjnym, ktory polecam wszystkim potrzebującym dobrego lekarstwa.

Namacalnie doświadczyła takiej terapii moja znajoma, która mieszkając samotnie, znalazła się któregoś dnia w stanie głębokiej depresji. Trwało to do chwili, kiedy przybłąkał się do niej mały bezdomny kociak. Odtąd jej życie nabrało sensu: codziennie ktoś budził ja miauknięciem i lizaniem po ręce. Po powrocie do domu na progu spotykała uradowaną jej wejściem istotkę, która miłośnie ocierała się o jej nogi. Kiedy siedziała smutna, kociak zaczynał toczyć w jej kierunku piłeczkę, wykonując przy tym szereg zabawnych podskoków lub wpadając w poślizg na wypolerowanej podłodze. Moja znajoma zaczęła się śmiać po raz pierwszy od wielu pozbawionych radości dni... Dzisiaj jest zdrowa, a jej terapeutka dostojnie i z wyższością spogląda na nas z kanapy ruszając leniwie końcem ogonka.

Z ogromnym rozrzewnieniem wspominam historię, kiedy moja córka została na kilka dni sama w domu. W tym czasie przeżyła jakieś przykre doświadczenie, z powodu którego zwinęła się w kłębek na łóżku i straszliwie płakała. Nasz kot przyszedł oczywiście do niej, po czym próbował ułożyć się jej na głowie. O tyle zaskakujące, ze nie zwykł kłaść się nigdy w tym miejscu. Córka domyśliła się, ze kot w ten sposób próbuje dotrzeć do miejsca, w którym skupia się negatywna energia – w tym przypadku emocje rozpaczy i żalu. Niemniej usiłowania kota rozbawiły ją i uspokoiły. Poczuła też, ze tak naprawdę wcale nie jest sama, że ma obok siebie czułego i wrażliwego terapeutę.

Koty są stosowane również w celach socjoterapeutycznych. Zauważono bowiem, ze koty wpływają pozytywnie na osoby odbywające karę pozbawienia wolności. Konieczność karmienia kota, głaskanie go, opieka, przytulanie się do kota powoduje, ze człowiek odnajduje w sobie mnóstwo pozytywnych emocji. Proces resocjalizacji przy pomocy kota przynosi oczekiwane rezultaty, których w innym przypadku - jak wiemy - nie notuje się zbyt często... Zaskakujące, ale potwierdzone doświadczalnie.

Mój ulubiony rudy kot (widoczny na zdjęciu) z niezwykłym wyczuciem układał się na nas szczególnie wtedy, kiedy coś nam dolegało. Oczywiście zawsze wybierał tą część naszego ciała, która bolała. Nie wiem, skąd to wiedział, ale zawsze trafiał w dziesiątkę. Kiedy poleżał dłuższą chwilę poddając nas uzdrawiającej wibracji mruczeniem, choroby znikały...

Jest to zjawisko charakterystyczne dla wielu kotów. Układają się zazwyczaj tam, gdzie znajduje się chory, bolący narząd. Znam historię kotka, który uparcie układał się na zaatakowanym przez nowotwór miejscu w ciele swojej pani. Po paru zaledwie tygodniach nowotwór zniknął. Czy to była zasługa wyłącznie kota - nie wiem... Nie wykluczam jednak takiej możliwości.

Chociaż dumne i niezależne koty rzadko kojarzą się z uzdrawiająca mocą, maja jej w sobie mnóstwo. Maja tez w sobie niezwykły barometr, dzięki któremu wyczuwają jaka cześć naszego ciała najbardziej domaga się pomocy i zwiększonej dawki energii. Koty działają podobnie jak paprotki: lokują się w tym miejscu, gdzie energia jest zaburzona, zabrudzona, uszkodzona i ściągają na siebie tą zabrudzona energię. Dobrze jest, jeśli kot może wychodzić na zewnątrz i spacerować po trawie. Wówczas w swoisty sposób "uziemia" się, czyli odprowadza nagromadzona zła energie do ziemi. Koty, które nie wychodzą z domu są narażone na chorobę, ponieważ mogą mieć problem z oddaniem negatywnej energii. Pamiętajmy o tym i wypuszczajmy - wyprowadzajmy nasze koty na zewnątrz, jeśli widzimy, ze lubią sie na nas układać.

Oczywiście są i sprytne leniwe koty, które nigdy nie wejdą nam na kolana ani nie przytula się do nas. Nie zamierzają ściągać z nas szkodliwej energii i w ten sposób chronią również siebie. Taki kot może spokojnie spać całymi dniami na kanapie, ponieważ uziemianie nie jest mu potrzebne.

 Większość z nas mieszka pod jednym dachem z jakimś zwierzątkiem. Hodujemy pieski, kotki, żółwiki, chomiki, papużki. Czasem trafiają do nas przypadkiem, czasem starannie je wybieramy. Za każdym jednak razem pojawia się w naszym domu swoisty terapeuta. Jego skuteczność zależy zarówno od naszych potrzeb, jak i umiejętności otwarcia się na ich działanie. Jedni z nas z rozkoszą wtulają się w nocy w kocie futerko swojego ulubieńca, wierząc szczerze, że zabezpiecza nas przed reumatyzmem. Inni cierpliwie i konsekwentnie zabraniają swojemu zwierzaczkowi wchodzić do łóżka i biegając po domu, odkurzają każdy kłaczek sierści.

Zwierzęta pojawiły się obok nas nieprzypadkowo. Udomowiliśmy psy i koty, potem także inne stworzonka, ponieważ ich obecność okazała się potrzebna. Myślę jednak, ze ani zjadanie dokuczliwych gryzoni przez kota, ani pomoc w polowaniu i ostrzeganie szczekaniem przez psa nie były głównym powodem tej niezwykłej przyjaźni. Sądzę, ze człowiek bardzo szybko docenił fakt, że kiedy zwierzę jest obok niego, to czuje się lepiej, radośniej, przyjemniej. Zwierzęta koją, wyciszają, rozbawiają, poprawiają nastrój.

Coraz częściej słyszymy lub czytamy o skuteczności terapii prowadzonych z pomocą zwierząt. Od egzotycznych delfinariów, poprzez konne jazdy, a na pieskach i kotkach kończąc. Terapeuci i hodowcy odkrywają niezwykłe możliwości naszych czworonożnych przyjaciół. Zaskakuje skuteczność kojącego dotyku szorstkiego psiego języka lub miękkiego kociego futerka. Co ciekawe: zwierzęta chętnie uczą się współpracy z człowiekiem i stają się cierpliwymi terapeutami, szczególnie dla dzieci.

Ile stron nie napisalibyśmy o kotach, koniach czy psach, jedno jest bez wątpienia najważniejsze: kochamy nasze zwierzaki. Malujemy je, robimy im zdjęcia, opowiadamy godzinami o ich zabawach, tulimy je do siebie. Kiedy odchodzą do nieba, cierpimy głęboko. Zatem najważniejsza rzeczą jak zawsze okazuje się miłość. Najczęściej bezinteresowna. To właśnie miłość nas uzdrawia, przepływając przez nasze serce, ciało i duszę, rozświetlając nas od środka i oczyszczając z każdego bólu i każdej negatywnej emocji. Kiedy czworonożna istotka pojawia się w naszym życiu, pojawia się w nim także kochanie – najpiękniejsza, najsilniejsza, najbardziej uzdrawiająca energia wszechświata. Bez wątpienia zwierzęta po to są na świecie, aby uczyć nas bezwarunkowej miłości.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin