Rozdział 1.odt

(18 KB) Pobierz

Nie będe dużo o tym pisać.Przeczytajcie I oceniajcie.

 

 

                                                                  Rozdział 1

 

Poruszałam się powoli po ulicach mrocznego miasteczka Forks.W nocy było tu naprawdę strasznie.Od ulic pieły się inne uliczki bez oświetlenia.Z pabów wychodzili dziwni ludzie.Pijani  i pobici.Dla mnie była to przykrość,patrząc na takie osoby.Mimo to nie umiałam z siebie wykrzesać odwagi na pomoc.Tu i uwdzie czułam zapach papierosów I alkoholu.Dobrze mi znany.Mdliło mnie i w bólu wspominałam poprzednią noc.

Rodzice jak przez mgłe, wyrzucali mnie z domu w dzień moich urodzin.Czekali właśnie na ten moment ,w którym ukończyłam 18 lat.Potem nie poczuwali się do odpowidzialności.

Szłam dalej z głową w chmurach i  nawet nie zauważyłam ,że weszłam w jakąś zaciemnioną uliczkę.Nie znałam tego ponurego miasta.Uciekłam tu z Nowego Yorku.I dopiero teraz zdałam sobie sprawę,że źle postąpiłam.Nie miałam już pieniędzy,nie znałam tego miasta i nie miałam gdzie przekimać.Szłam dalej tą uliczką niepokojąc się coraz badziej.Usłyszałam nagle jakieś krzyki z przeciwnej strony ulicy.Pobiegłam tam nie odczuwając już bólu i zmęczenia.Gdy znalazłam się za rogiem zauważyłam grupkę męższczyzn trochę straszych odemnie.Pochylali się na jakimś chłopakiem w moim wieku.

Podeszłam do nich bez wachania.

-Hej,co wy robicie.Zostawcie go.

Odwrócili się ze zdziwieniem w moją stronę.

-Chcesz zajarać?-spytał mnie jeden z większych bysiorów.

-Chętnie,ale mam jeden warunek-założyłam ręcę na piersi i starała się zrobić twardą minę co jak wiedziała trudno mi było wykonać.

Chłopak pucił ofiarę i podszedł do mnie bliżej.

-Stawiasz warunki maleńka.Nie waż się tego robić więcej.

Nie odzywałam się dopóki nie spostrzegłam,że potencjalna ofiara skorzystała z chwili zamieszania i wymknęła się kuśtykając.

Ale niestety nie zauważyłam jak jeden z chłopaków podszedł do mnie z tyłu i pchnął tak mocno ,że upadłam na ziemie plackiem.Ledwo się wyprostowałam poczułam uderzenie w gręgosup.Zwinęłam się z bólu jednak nie jękłam.Potem posypała się lawina uderzeń.Uderzali wszędzie tylko nie po twarzy.Odchodziłam od zmysłów.Marzyłam by już skończyli.Bym umarła i nie czuła tego bólu.

Nagle zobaczyłam dwa cienie.Cienie mężczyzn.I to jeszcze jakich..Mam nadzieje,że chcieli mi pomóc a nie wręcz przeciwnie.Przymknęłam oczy czekając.Usłyszałam szumy, ciche uderzenia i nagle cisza.Prawie krzyknęłam gdy uniosłam sę w powietrze.Zamknęłam oczy i pogrążyłam się w cimności.Miałam tylko nadzieje,że nie umarłam.

 

Obudziłam się w jakimś pokoju,który był jasno oświatlany przez żarówki na każdej prakycznie ścianie.

Uniosłam głowę.I to co zobaczyłam wydało mi się nieco dziwne.Przy moim łużku znajdowało się pięć osób.

Dwie dziewczyny.Obie piękne.Jedna o długoch blond włosach.Wyglądała jak modelka.Oczywiście jej urok powalał.Druga równie piękna ,niższa chudziutka wyglądała jak chochlik.Miała krutkie najeżone włosy.Oprócz dziewczyn było trzech chłopaków z czego jeden siedział na krzesełku obok mnie.

Ten  który siedział był niezwykle przystojny,o blond włosach i masywnych ramionach.Za nim stał chłopak o czarnych włosach a wyglądał jak zawodowy ciężarowiec.

Na skaraju mojego łużka siedział miedzianowłosy.Jego wygląd przypominał grckiego boga.Był tak piękny ,że aż bolało.

Blondyn pochylił się do mnie.

-Widzę,że już się obudziłaś.Jestem Jasper.-uśmiechnął się ciepło.

Teraz dopiero zauważyłam,że byli chorobliwie bladzi ale odstwiłam to na potem.

Blondyn o imieniu Jasper ciągnął dalej.

-To jest moja siostra bliźniaczka Rose-wskazał głowa na blondynke.

Nic nie powiedziała.Ba nawet nie dała po sobie poznać,że słyszy.

-Moi przyjaciele Emmet i Edward,oraz moja dziewczyna Alice.

-Są także rodzeństwem -dodał po chwili milczenia

Edward i Alice umiechneli się ale Emmet podobnie jak Rose nic nie powiedział ale skrzywił się tak jakby nie chciał by tu była.

Jasper podniósł się z krzesła.

-Zostałaś poważnie pobita.Masz dość ciężkie rany.Mimo to już jest lepiej.

Spojrzała najpierw na niego a potem na reszte.

-Cześć jestem Bella i przepraszam ,że zawracam wam głowę-powiedziałam to dość sucho ale mimo to.Usiłowałam się podnieść ale tylko syknełam.Edward błyskawicznie złapał mnie za ramię i deliktnie pchnął na poduszki.

-Może i zawracasz ale mimo to na razie się nigdzie nie ruszysz.Nie zamieżam cię ponownie składać.

A więc to on mnie poskładał.Spojrzałam na niego ,delikatnie unosząc głowę.

-Dziękuje ale nie powinno mnie tu być-oddychałam z trudem.

-Na razie tu zotaniesz-powiedziała Alice stawając za Jasperem.

Skrzywiłam się tak by tego nie widzieli.

Poddałam się.Widząc ,że skapitulowałam Edward i Jasper wstali.

-Więc śpij.Potem opowiesz nam co się stało-powiedział do mnie Jasper.

Polubiłam go od razu.Wydawał się taki cichy i spokojny.Przy nim wszystkie nerwy opuściły mnie.I jego dziewczyna Alice była taka pełna energii.Zauważyłam to chociaż byłam przytomna od niecałych 15 min.I to właśnie do nich się lekko usmiechnęłam gdy wychodzili.Spojrzałam na Edwarda.Miał takie piękne oczy.

Potrząsnełam szybko głową,wyczucając z siebie tą myśl.

Właśnie układałam się wygodniej gdy usłyszałam podniesione głosy,prawdopodobnie z kuchni.

-Jasna cholera.Nie chce by tu została nie mam zamiaru jej tu znosić-to był głos Rosalie.

-Rose ona z nami zamieszka.Nie widzisz,że musiała mieć jakiś powód by przyjechać do tego strasznego miasta-powiedziała spokojnie Alice.

Nadstawiłam uszu.

-Zgadzam się.Nie pozwolę by znowu się coś stało.Nie widziałaś jak to wyglądało Rose.Poza tym nie ty ją ratowałaś z tego szajsu-warknął Jasper.

Wyprostowałam się.Czyli Jasper i Edward mnie uratowali.To ich cienie widziałam.Potem Edward mnie opatrzył i efekt tego dział się w drugim pokoju.

-zróbmy głosowanie-zaproponował prawdopodobnie  Edward.

Chwila ciszy tylko pogłębiła moją ciekawość.

-Ja jestem za tym by została-powiedziała Alice.

-A ja nie-to był głos Rosalie.

Prawie warknęłam z oburzenia.Prawda ,chciałam zamieszkać z nimi.Od momentu gdy zapewnili    mi bezpieczeństwo.

Słuchałam dalej bez większego hałasu.

-Także jestem za tym by została-odezwał sie po minucie Jasper.

Było mi coraz lżej.

-A ja nie.Nie mam zamiaru jej niańczyć-odezwał się Emmet.

No tak mogłam się spodziewać.Przeież Emmet to chłopak Rose.Zapewne zrobi dla niej wszystko.

Nie byłam zadowolona.Jeszcze został tylko głos Edwarda.Wstrzymałam oddech.

-No Edwardzie,decyduj-odezwała się Alice.

Edward milczał.Wiedziałam,że się głęboko zastanawia.Nie byłam tym zachwycona.

-Przepraszam cię Rose ale chcę by została.Boje się o jej zdrowie.

Rose przeklneła I razem z Emmetem zapewne wyszli z tego pomieszczenia.

Odetchnełam głęboko z aż bolesną ulgą.

Byłam zadowolona.Ale przecież musiałam udawać ,że jeszcze o niczym nie wiem.

Położyłam głowę na poduszce bo zaczełam mieć mroczki przed oczami.

-Dzięki Ed.Super.Zaopiekujemy się nią.-słyszałam podniecony głos Alice I aż zachichotałam.

Usłyszałam kroki na korytarzu.

Zamknęłam oczy.

-Bello,możemy.

Otworzyłam oczy.

-Jasne.Usmiechnełam się do nich słabo.

Do pokoju wszedł Jasper I Alice.Za nimi dreptał Edward,unikał mojego spojrzenia.Skupiłam wzrok na Jasperze.

-Bello opowiesz nam co się stało,że znalazłaś się z nimi w takiej sytuacji?-słyszałam u niego irytacje.I nie mogłam się zorientować skąd ona.

-No więc,w dniu w którym skońćzyłam 18 lat.To było wczoraj rodzice wyrzucili mnie z domu.Postanowiłam wyjechać z miasta tutaj.Ale zorientowałam się,że to była błędna decyzja.

Szłam ulicami gdy usłyszałam krzyk.Zobaczyłam,że zabijali jakiegoś chłopaka.Instyktownie stanełam w jego obronie-wzięłam głęboki oddech.A reszte to chyba wiecie.

Spojrzałam po ich twarzach.Były ściągnięte gniewem.Nic nie mówili tylko wpatrywali się we mnie w milczeniu.

W końcu odezwał się Edward a ja nie mogłam na niego nie spojrzeć.

-Dobrze,że zjawilismy się w ostaniej chwili.Bo inaczej,zatłukli by cie na śmierć I....-nie dokończył a ja i tak wiedziałam co chce powiedzieć.

-I zgwałcili?-zaproponowałam z szyderczym uśmiechem

-Tak wiem.Już nie raz byłam w takich tarapatach.-Podniosłam się na rękach.Nie wyłączając z tego syku.

-Niestety nigdy nie było tak poważnie.

-Kochana,widzimy-powiedziała to bardzo poważnie.

Uśmiechnełam się niemrawo.

-Raczej nie mam szczęścia.

-Bello zamieszkasz u nas.Będziemy się opiekkować tobą.Będziemy również uczęszczć razem do szkoły.Ostatnia klasa liceum.Wszyscy tutaj jesteśmy w twoim wieku.

Troche mnie zdziwiła ta deklaracja ale postanowiłam tego nie komentować.

Alice przysiadła obok mnie na łużku I złapała za rękę.

-Jak się czujesz?-miała tak przenikliwy wzrok ,że nie dało się go od niej odwrócić.

Wzruszyłam ramionami skubiąc brzeg bawełnianej kołdry.

-Jestem przytomna,to jest najważniejsze.-podniosłam głowę I napotkałam wzrok Edwarda.Odrazu zayważyłam,że coś go gnębi.Jego oczy były takie dziwne.Puste.Tak jak by uleciało z nich całe życie.Przeraziłam się moim odkryciem I zaczerpnełam głośno powietrza.

Alice zareagowała błyskawicznie.Popchneła mnie mocno na poduszki bym się położyła i przytkneła mi dłoń do policzka.

-Bello,wszystko gra?-patrzyła na mnie z dostrzegalnym przerażeniem w jej złotych oczach.

Nie odpowiedziałam.

Dopiero gdy dostałam zimnej wody I odprężyłam  się,zauwarzyłam że wszyscy z tego domu mieli ten sam kolor oczu.Złoty!

Poruszona tym faktem postanowiłam porozmawiać z Jasperem,lecz najpierw musiałam ich uspokoić.

-Już wszystko w pożadku.Miałam taki mały zastuj powietrza -powiedziałam to odkładając kubek po wodzie na szafkę nocną.

Edward przyglądał mi się nadal w milczeniu czego nie skomentowałam,lecz zareagowłam mocnym ściskiem w żołądku.

-Nie jestem do końca przekonany – odezwał się po minucie ciszy.

Wezbrała we mnie złość.

-Czyli mówisz ,że skłamałam-starałam się brzmieć uprzejmie co mi wogóle nie wychodziło.

Znowu cisza.Mierzyliśmy się z Edwardem wzrokiem.

Odezwał się Jasper.

-Może wyjdziemy,byście mogli spokojnie porozmawiać-zauważyłam ,że położył nacisk na słowo spokojnie.

Pokręcilam głową podnosząc się z miejsca.

-Nie.Ja chce stąd wyjść.Potrzebuje powietrza.

Alice zamachała dziko rękami.

-Nie ma mowy.Nie w tym mieście.To nie bezpieczne.

Zdenerwowałam się.

-To powiedzcie mi czemu.Czemu jest niebezpiecznie.Przyjechałam do tego cholernego miasta przez moją tak zwaną rodzine.I mam prawo poznać prawdę.Nawet jeśli jest najgorsza-teraz już w zasadzie nie mówiłam tylko krzyczałam.

Do pokoju weszli wkurzeni Emmet I Rose wpatrując się we mnie z nienawiścią I zainteresowaniem.

Nie zwracałam na to uwagi.

Przede wszystkim mój wzrok zatrzymywał sie na Jasperze I Edwardzie.To od nich oczekiwałam odpowiedzi.

Zerwałam się z łużka nie zważając na zawroty głowy.Dzielnie się trzymałam na nogach.

Wpatrywali się we mnie w milczeniu.Było tak cicho,że mogła bym usłyszeć bzyczenie pszczoły z odległości kilkuset metrów.

Pokręciłam głową.

-Nieważne.Dam się zabić.Przez to jebane miasto.-ominełam ich zręcznie.

Dobrze ,że byłam w ubraniu.Wzięłam tylko kurtkę z wieszaka I wyszłam na dwór trzaskając drzwiami.Nie obchodziło mnie teraz,że nie będe miała gdzie mieszkać.Stałam tak w ciemności czekając na kogoś,kto mi to wszystko wytłumaczy.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin