Pedersen Bente - Roza znad Fiordów 04 - Cień czarownicy.pdf

(900 KB) Pobierz
834494308.001.png
Pedersen Bente
Roza znad Fiordów 04
Cień czarownicy
Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, ale Roza nie
potrafi się nimi cieszyć. Z żalu za zmarłą córeczką
zamknęła się w sobie, zapadła w pustkę. Wie jednak, że
nosi w sobie niezwykły dar, że są ludzie, którym może
pomóc. Nie wolno jej więc się poddać. Ale kto wesprze
Rozę? Czy będzie to Mattias, od którego bije ciepło
niczym od ogniska w mroźne jesienne noce?
Niezawodny Mattias będzie jej siłą, ale czy da jej
miłość?
Rozdział 1
- Najgorsze, że ona nie płacze - powiedział do Mattia-sa udręczony Ole. -
Ta jej milcząca żałoba zżera mnie od środka. Mam ochotę mocno nią
potrząsnąć, uderzyć ją, aż wyrzuci z siebie wszystko to, co zabija również
nas.' Chciałbym, żeby się do końca wypłakała, żeby z tym wreszcie
skończyła i mogła iść naprzód!
Był rzeczywiście zrozpaczony. Roza od czterech tygodni niemal
całkowicie milczała o wszystkim, co ważne. Rozmawiała jedynie o
powszednich sprawach, mówiła tylko o tym, co nie miało znaczenia.
Synneve nawet nie wspomniała.
Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Roza krzątała się po domu,
pochłonięta przygotowaniami jak większość kobiet znad fiordu.
Zamknęła w sobie swój żal za córeczką, za małą Synneve, którą zdążyli
pochować, jeszcze nim ziemia zamarzła na tyle, by nie dało się w niej
kopać.
Mattias wraz z kilkoma kolegami z kopalni własnoręcznie wykopał mały
grób dla dziecka. Ta gromadka silnych mężczyzn na co dzień zmagała się
ze skałą, zmarznięta ziemia nie mogła więc stawiać im oporu. Zrobili to
dla Mattiasa, ponieważ był ich przyjacielem. Ponieważ ci twardzi
mężczyźni o mocnych dłoniach, mężczyźni, którzy sami nie posiadali
dzieci, właśnie dzieci cenili ponad życie.
Również ich poczynania Roza obserwowała w milczeniu.
- Ona idzie naprzód - powiedział cicho Mattias. Przed oczami stanęła mu
jej skamieniała, pełna smutku twarz. Zawsze, gdy nie było jej przy nim,
widział ją właśnie ta-
ką. - Lecz być może nie potrafi z tym skończyć. Możliwe, że ja i ty, Ole,
nie potrafimy tego zrozumieć. Była matką. Jens zrobił to przeciwko niej,
przeciwko Synneve. Mimo wszystko był ojcem tego dziecka, a dla Rozy
był tym, kim był. My stoimy na zewnątrz...
- My również kochaliśmy Synneve! - wybuchnął Ole. - Ja ją kochałem!
Tego dziecka nie dało się nie kochać. Ja również noszę w sercu żałobę,
ale czuję się trochę tak, jakbym nie miał do tego prawa. Jak gdybym
musiał udawać, że to mi nie sprawia żadnego bólu. Tylko dlatego, że
Roza zmaga się z tym na swój sposób. Mnie nie wolno zwyczajnie
pogrążyć się w żałobie, ponieważ Roza tego nie robi! A ja nie potrafię
odczuwać tak jak ona. Ona się zachowuje tak samo jak ojciec. Bardzo jest
pod tym względem do niego podobna. A ja nie jestem taki! Tymczasem
oni zmuszają mnie, żebym im się poddał. Zmuszają mnie do wejścia w
ich milczenie. Ja nie potrafię tak rozpaczać!
- Ona nie robi tego specjalnie...
- Nic mnie nie obchodzi, czy ona to robi specjalnie, czy nie! - wykrzyknął
Ole. Był bliski płaczu. - Wszystko jedno, czy tego chce, czy nie, ale tak
właśnie jest. Roza nie potrafi wydobyć się z siebie. Zamknęła się w sobie
i nie widzi, że niszczy zarówno siebie, jak i wszystkich, którzy ją
otaczają. Tak strasznie jest pod tym względem podobna do ojca, że aż mi
ciarki przechodzą po plecach.
- Ona raczej nie jest w stanie się zmienić...
Ole westchnął. Uśmiechnął się ze smutkiem, a potem roześmiał, ale w
tym śmiechu nie było radości. Wolno pokręcił jasną głową.
- Ty też nie potrafisz inaczej? - spytał, wzdychając. -Nie potrafisz nie
trzymać jej strony, prawda, Mattiasie? Musisz jej bronić. Zawsze
dostrzeżesz w naszej Rozie ziarenko dobra. Skąd ci się to bierze? Przecież
ona nie bardzo się stara zyskać sympatię wśród ludzi, prawda? To
dlaczego trzymasz jej stronę? Dlaczego wciąż się o nią troszczysz?
Zdarzały się chwile, w których Mattias niemalże się cieszył z tego, że Ole
nie widzi. Brat Rozy był młodym człowiekiem, lecz potrafił myśleć
bystrzej niż wielu starszych od niego. Chociaż Ole oczy miał ślepe, to
jednak mimo wszystko widział zaskakująco wyraźnie.
- Widocznie potrzebuję kogoś, o kogo mogę się troszczyć - odparł w
końcu Mattias.
Trudno było mu znaleźć odpowiedź zgodną ź prawdą. Sam nie
zastanawiał się do tej pory, dlaczego wciąż tkwi w życiu Rozy.
...było tak wiele możliwych powodów...
Nie powiedziałby, że ją kocha. Tak przecież nie było. Oczywiście czuł
coś do Rozy, inaczej nie przychodziłby stale do Samuelsborg, położonego
na samym krańcu fiordu, lecz z pewnością nie powodowała nim miłość.
A przynajmniej nie to, co większość ludzi określała miłością.
Mattias wiedział też, że ludzie na ogół żenią się bardziej z rozsądku
aniżeli z miłości i że to wcale nie musi oznaczać, iż dom przez nich
stworzony będzie gorszy. Ale on nie pragnął Rozy w ten sposób.
Dobrze było tu przychodzić. Dobrze było poczuć inne życie niż to, które
wiódł w baraku. Dobrze było zobaczyć się z innymi ludźmi, nie tylko z
tymi, wśród których pracował i wśród których spał. Miło zobaczyć
kobiety, nie tylko samych mężczyzn. Dobrze było być blisko kobiety,
móc z nią rozmawiać, czuć jej zapach, a od czasu do czasu pochwycić w
objęcia. To sprawiało przyjemność, ale nie wiązało się z zobowiązaniami.
Mattias lubił przychodzić do Samuełsborg. Lubił brata Rozy. Zdołał
polubić nawet Wielkiego Samuela. Stary był naprawdę wyjątkowy i
chociaż uparty i trudny we współżyciu, to jednak miał w sobie coś, co
pociągało Mattiasa. Krótkie rozmowy, jakie Mattias prowadził z
Samuelem, stanowiły pożywkę dla myśli. Samuel mówił wyłącznie to, co
konieczne.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin