Roshi - Śnieg.pdf

(90 KB) Pobierz
Swiezy snieg w nowej, srebrnej misie
wie»y±niegwnowej,srebrnejmisie
ShodoHaradaRoshi
tłumaczenie: Paulina Ró»a«ska
Skład wykonano w programie L A T E X 2 "
Tekst jest dost¦pny pod adresem mahajana.net
Z mów wygłoszonych w Seattle i w Commonweal, we wrze±niu 1997 roku.
Niezliczone s¡ czuj¡ce istoty: ±lubuj¦ je wyzwoli¢.
Niesko«czone s¡ ±lepe pragnienia: ±lubuj¦ je wykorzeni¢.
Niezmierzone s¡ Bramy Dharmy: ±lubuj¦ je przenikn¡¢.
Najwy»sza jest Droga Buddhy: ±lubuj¦ j¡ osi¡gn¡¢.
Znajdujemy si¦ teraz na przełomie nowego stulecia i sytuacja na ±wiecie gwałtownie
si¦ zmienia. W tym czasie powinni±my obejrze¢ si¦ za siebie, by u±wiadomi¢ sobie, czego
w naszym »yciu nie powinni±my kontynuowa¢, ale tak»e spojrze¢ przed siebie i dostrzec, co
powinno trwa¢ nadal. Liczba ludzi na ziemi stale wzrasta, dochodz¡c do wielu miliardów
i ju» w niedługim czasie b¦dzie tak wiele — bo a» około dwa miliardy — ludzi cierpi¡cych
głód, pozbawionych wystarczaj¡cej do przetrwania ilo±ci po»ywienia. W dodatku, prócz
miliardów głoduj¡cych, s¡ tak»e wokół nas ludzie, którzy cierpi¡ i prze»ywaj¡ trudny,
nios¡cy wiele wyzwa« czas. Nie mo»emy ich zostawi¢ samym sobie, nie zapewniaj¡c uwagi
i troski; nie mo»emy po prostu odej±¢, by zaj¡¢ si¦ tylko naszymi własnymi potrzebami.
Wraz z gwałtownym wzrostem populacji, liczba tych, którym brakuje po»ywienia i któ-
rzy »yj¡ w tragicznym poło»eniu b¦dzie wzrastała jeszcze szybciej. Jest tyle problemów,
przed którymi stajemy, z którymi musimy si¦ teraz zmierzy¢: problem niedostatku po»y-
wienia, braku wody, problem zanieczyszczenia naszej planety i pozostałe problemy zwi¡-
zane z naruszaniem ekologicznej równowagi ±wiata. Dalej, liczba ludzi b¦d¡cych w wielkiej
potrzebie, cierpi¡cych i uwikłanych w konflikty w naszym najbli»szym otoczeniu, równie»
b¦dzie rosła wraz z niewiarygodnym wzrostem populacji.
Jest wiele osób po±wi¦caj¡cych si¦ niesieniu pomocy tym wszystkich ludziom ±wiata.
Wielu wolontariuszy, przeznaczaj¡cych cz¦±¢ lub cało±¢ swojego czasu na pomaganie po-
trzebuj¡cym. Pomimo tego, liczba ludzi oferuj¡cych pomoc w porównaniu z tymi, którzy
jej potrzebuj¡, jest tak niewielka, »e ta garstka musi pracowa¢ długo i ci¦»ko, udaj¡c si¦
od jednego potrzebuj¡cego do drugiego, co nie pozostawia czasu na to, by odpocz¡¢ czy
1
doj±¢ do siebie. Opieka nad kim± jest bardzo ci¦»k¡ prac¡; u wielu wolontariuszy, którzy
d¹wigaj¡ wielki ci¦»ar pracy, dostrzec mo»na cz¦sto syndrom wypalenia. Ludzi nios¡cych
pomoc jest du»o mniej ni» wymagaj¡ tego potrzeby, wi¦c spotykaj¡c si¦ z potrzebuj¡cymi
bez chwili przerwy, nie znajduj¡ ju» oni czasu, by odzyska¢ wewn¦trzn¡ energi¦.
Przy tak wielkiej liczbie ludzi »yj¡cych na ±wiecie, stykamy si¦ dzi± oczywi±cie z ogro-
mem osób umieraj¡cych. Cho¢ jest wielu pracowników hospicjów, ka»dy, kto był zaan-
ga»owany w t¦ prac¦ wie, »e mimo całej nadziei i dobrej woli, liczba ludzi zdolnych do
jej wykonywania jest tak mała, »e nie jest w stanie zaspokoi¢ potrzeb. System wspar-
cia dla tych pracowników jest równie» niewielki, je±li w ogóle istnieje. Wszyscy musimy
zada¢ sobie pytanie: Co to jest najwa»niejsze dla naszych umysłów i dla naszych serc?
Czego naprawd¦ potrzebujemy? Ale zamiast ponawia¢ te wa»ne pytania ju» dzi±, czeka-
my a» ±mier¢ zajrzy nam w oczy, odsuwamy je na bok i dajemy si¦ pochłon¡¢ naszym
codziennym zaj¦ciom, nigdy ich nie rozwa»aj¡c. Cierpi¡cy umysł, wypalony umysł ludzi
nios¡cych pomoc — kto pomo»e w tym cierpieniu?
Osoby, które dotkn¡ł syndrom wypalenia mog¡ stosowa¢ wiele sposobów uzupełnienia
swych wewn¦trznych zapasów. Jednym z najcz¦±ciej u»ywanych i najbardziej pomocnych
jest powrót do natury, naturalnego ±rodowiska. S¡ oczywi±cie inne sposoby: słuchanie
muzyki, uprawianie sportu, nawet zaanga»owanie w niebezpieczne, ryzykowne działania.
Wszystko to s¡ sposoby, które mog¡ pomóc odzyska¢ wewn¦trzn¡ energi¦. Jestem teraz
gł¦boko prze±wiadczony, »e bardzo potrzebny jest jaki± dodatkowy system wsparcia dla
tych wszystkich wypalonych wolontariuszy, który mógłby by¢ odpowiedzi¡ na to, czego
potrzebuj¡ ich umysły i serca; jaki± sposób zapewnienia im pomocy, aby mogli pomaga¢
innym.
Buddha był autentyczn¡ postaci¡ »yj¡c¡ dwa i pół tysi¡ca lat temu. Ale nie chodzi nam
o nostalgi¦ za osob¡, która »yła tak dawno. Tym, czego uczy nas do dzi± jest olbrzymia
m¡dro±¢, dzi¦ki której doznał on przebudzenia. Pierwsza nauka, której udzielił Buddha
swoim uczniom w tek±cie zwanym „Dhammapada” głosi: „Wszystko, czym jeste±my jest
rezultatem tego, co my±limy: pojawia si¦ wraz z naszymi my±lami, jest przez nie stwarzane.
Je±li kto± mówi albo działa ze złymi my±lami, ból pod¡»a za nim, tak jak koło toczy si¦
±ladem wołu ci¡gn¡cego wóz”. Drugi wers nauki danej w „Dhammapadzie” to: „Wszystko,
czym jeste±my jest rezultatem tego, co my±limy: pojawia si¦ wraz z naszymi my±lami, jest
przez nie stwarzane. Je±li mówisz lub działasz z czystymi umysłem, szcz¦±cie pod¡»a za
tob¡, tak jak cie«, który nigdy ci¦ nie opuszcza”. W słowach tych kryje si¦ bardzo cenna
prawda.
Ten ±wiat nie jest miejscem stworzonym przez jak¡± istot¦ absolutn¡. Nie jest te»
miejscem, które powstało po prostu naturalnie, albo za spraw¡ jakiego± rodzaju losu czy
przeznaczenia. Jeste±my tym, co my±limy, stwarzani z tego, co my±leli±my. To nauczanie
Buddhy o przyczynie i skutku. To my sami doprowadzamy ±wiat do tego stanu; nie mo-
»emy przerzuci¢ odpowiedzialno±ci za nasze nieszcz¦±cie na społecze«stwo, na cokolwiek,
co jest zewn¦trzne wobec nas. Musimy zawsze zwraca¢ si¦ ku wn¦trzu i dostrzec nasz¡
własn¡ m¡dro±¢ i umiej¦tno±¢ jasnego widzenia wszystkich rzeczy. Dzi¦ki tej m¡dro±ci
2
jeste±my zdolni wyj±¢ poza cierpienia i pomóc innym, by uczynili to samo. Musimy stale
spogl¡da¢ wewn¡trz siebie i patrze¢ przed siebie z tego miejsca m¡dro±ci.
W±ród uczniów Buddhy był jeden nazywany Sariputra Sonja. Powiedziane jest, »e był
uczniem o takiej m¡dro±ci, »e nawet je±liby zgromadzono tysi¡c ludzi, to nawet wszyscy
oni razem wzi¦ci nie mieliby nawet połowy tej m¡dro±ci jak¡ miał Sariputra Sonja. Pew-
nego dnia — a było to zanim stał si¦ uczniem Buddhy — Sariputra szedł przez miasto.
Zobaczył nadchodz¡cego w jego kierunku człowieka w bardzo ubogim, ale czystym i do-
brze utrzymanym stroju, poruszaj¡cego si¦ w bardzo dynamiczny i energiczny sposób.
Sariputra był uderzony jego obecno±ci¡. Ta osoba id¡ca z takim jasnym, pełnym, obfi-
tym duchem była mnichem nazywanym Asvajit, uczniem Buddhy. Sariputra zatrzymał go
i zapytał: „Z kim trenujesz, »e przepełnia ci¦ tak olbrzymia, obfita energia, a jednocze±nie
masz tak¡ wewn¦trzn¡ stabilno±¢?”.
Asvajit zapytany o swojego nauczyciela i jego nauczanie odparł: „Trenuj¦ z Shaky-
amuni Sesson, który osi¡gn¡ł niedawno gł¦bokie przebudzenie, a który naucza, »e cała
nasza Dharma — wszystkie wielkie reguły, wielkie prawa – pochodz¡ ze zwi¡zków kar-
micznych. A wszystko, co wygasa, wygasa według tych samych karmicznych zwi¡zków.
Wszystko jest puste; nie ma »adnej substancji. Wszystkie rzeczy przychodz¡ i odchodz¡
według karmicznych zwi¡zków, i nie ma czego± takiego jak diabeł czy dobre istoty czy
nawet ego. Wszystkie rzeczy s¡ w ruchu, zmieniaj¡ si¦ i obracaj¡ w zgodzie z prawem
przyczyny i skutku, i karmicznych zwi¡zków pomi¦dzy nimi”.
Nikt, kto słyszy lub czyta teraz te słowa prawdopodobnie nie wyobra»ał sobie przez
ostatnie sze±¢ miesi¦cy, »e b¦dzie to robił. To, »e czytasz te słowa jest wła±nie skutkiem.
Co±, jaki± ła«cuch wydarze«, sprawił, »e słowa te trafiły do ciebie dokładnie w tym mo-
mencie. Wi¦c te wydarzenia, w jakiejkolwiek formie przychodziły, stały si¦ przyczyn¡;
przez karmiczne zwi¡zki doprowadziły do rezultatu, jakim jest to, »e wła±nie teraz czy-
tasz te słowa lub ich słuchasz. Nie s¡dz¦, by był ktokolwiek, kto rok temu by planował,
»e dokładnie w tym czasie i w tym miejscu, wła±nie tym b¦dzie si¦ zajmował.
W gł¦bi naszej istoty odnajdujemy miejsce wewn¦trznej zgody na wszystkie rzeczy —
zarówno je±li si¦ wydarz¡ jak i je±li nigdy si¦ nie zdarz¡. I wła±nie w tym miejscu, w tym
wa»nym momencie czytasz lub słyszysz te słowa. Ale je±li spytamy, dlaczego tak jest,
zauwa»ymy, »e nie mo»na podj¡¢ »adnej decyzji, wyznaczy¢ czy zaplanowa¢ albo powie-
dzie¢ czego±, co by tak pokierowało »yciem, »e b¦dzie si¦ czytało lub słuchało tych słów
dokładnie w tej chwili. To prawo przyczyny i skutku. Mamy skutek, który pó¹niej sta-
je si¦ przyczyn¡; ona z kolei za spraw¡ karmicznych zwi¡zków znów staje si¦ skutkiem.
W ten sposób porusza si¦ wszystko w całym wielkim wszech±wiecie, od jego pocz¡tków
tak wiele milionów lat temu na Drodze Mlecznej, a pó¹niej na planecie Ziemi. Ostatecznie,
Ziemia i wszystkie ludzkie istoty b¦d¡ zniszczone i pozbawione dalszego istnienia w ten
sam sposób, w który powstały.
Czy to znaczy, »e wszystko, co miało swój pocz¡tek b¦dzie zniszczone? To nie jest tak.
W całym wszech±wiecie, przyczyna, z powodu zwi¡zków karmicznych, staje si¦ na powrót
skutkiem, a one z kolei znów staj¡ si¦ przyczyn¡. Wszystko wci¡» si¦ zmienia, cały czas
si¦ zmienia, a pó¹niej znów ci¡gle zmienia. Nie ma ustalonej substancji, w ten sposób
3
nic nie jest prawdziwe. Mamy wiele ró»nych er, wiele ró»nych rzeczy, które si¦ wydarzaj¡
na Ziemi w tym samym momencie, z tej samej przyczyny i z tym samym skutkiem. Ten
proces zmian jest czym± wiecznym; nie ma pocz¡tku i nie b¦dzie miał ko«ca. To jest
sposób patrzenia na rzeczywisto±¢ oczyma Buddhy.
Cz¦sto pytano Buddh¦ jak to wszystko działa. Zawsze nauczał prawa przyczyny i skut-
ku, którym wszystko na ±wiecie si¦ rz¡dzi i według którego oddziałuje na siebie. Współcze-
sna nauka zbli»a si¦ by¢ mo»e najbardziej do tego nauczania. W tym nieustannym cyklu
przyczyny i skutku nie ma takiej rzeczy jak absolutne „ ja”, ostatecznego centrum, za któ-
re si¦ uwa»amy. I to nauka wła±nie u±wiadamia nam, »e nie ma wszech±wiata o ostatecznie
ustalonym kształcie i formie, podobnie jak nie mo»na znale¹¢ »adnego okre±lonego kształ-
tu i formy dla „ ja”, nawet je±li w ten sposób musimy to odnie±¢ do siebie samych. I nawet
je»eli zawsze czujemy jakie± „ ja”, które si¦ irytuje, smuci i cały czas unieszcz¦±liwia ludzi,
to gdzie tak naprawd¦ mo»emy znale¹¢ t¦ rzecz zwan¡ „absolutnym ja”?
W buddyzmie cz¦sto słyszymy o kole narodzin i ±mierci. Prawd¦ mówi¡c było to
nauczanie wywodz¡ce si¦ z Indii z czasów jeszcze przed narodzinami Buddhy, odnosz¡ce si¦
do ci¡głego cyklu przyczyny i skutku. Owo koło narodzin i ±mierci, w staro»ytnych Indiach
składało si¦ z sze±ciu ró»nych stadiów, które zawsze nast¦powały po sobie, powtarzaj¡c
si¦ nieustannie. Tych sze±¢ ±wiatów lub stadiów to: sfera piekielna, królestwo głodnych
duchów, królestwo złych bogów, zwierz¡t, ludzi i sfera istot niebia«skich.
Szczególnie cz¦sto w buddyzmie tybeta«skim słyszymy o reinkarnacji, o cyklu odro-
dzenia, o tych sze±ciu sferach i cz¦sto zastanawiamy si¦, jak to wszystko działa i co to tak
naprawd¦ znaczy.
Ale my±l¦, »e najistotniejsza w nauczaniu Buddhy jest troska o to, w jaki sposób chwila
po chwili działamy lub nie działamy z przebudzonym umysłem. Ten przebudzony umysł
nie jest czym±, na co musimy czeka¢, a» b¦dziemy mogli do±wiadczy¢ nast¦pnego »ycia,
zale»nego od tego, jak »yjemy teraz; wa»ne jest to, czy chwila po chwili »yjemy w tym
stanie przebudzonego umysłu czy go zaciemniamy, jak mówił o tym Buddha. Nigdzie
w sutrach nie znajdziemy nauczania, »e czeka nas nowe »ycie; tych sze±¢ sfer nie jest
tym, czego mamy do±wiadczy¢ dopiero, gdy odrodzimy si¦ w nowym »yciu. Mog¡ si¦ one
odnosi¢ do ró»nych warstw społecze«stwa, ró»nych aspektów naszego obecnego »ycia, czy
wreszcie ró»nych stanów naszego umysłu.
Ludzie cz¦sto my±l¡: „Nie mog¦ uwierzy¢ w to, co mówi ta osoba”, „Nie mog¦ uwie-
rzy¢ tej osobie siedz¡cej obok mnie”, „Nie mog¦ uwierzy¢ osobie mieszkaj¡cej obok mnie”,
czy „Nie jestem w stanie naprawd¦ zaufa¢ tym ludziom na ulicy, naprawd¦ nie uwierz¦
temu co mówi¡” — nie ma straszniejszego piekła ni» nieumiej¦tno±¢ uwierzenia w na-
szych towarzyszy człowiecze«stwa, albo nawet w ludzi, których dobrze znamy. A pó¹niej
bywaj¡ okresy, kiedy, nie wiedzie¢ czemu, bywamy poirytowani, przygn¦bieni i ¹li; kie-
dy bez powodu przychodzi wiele gł¦boko irytuj¡cych uczu¢ i zaczynamy rani¢ uczucia
innych, sprawiaj¡c, »e czuj¡ si¦ ¹le; nie mamy ju» kontroli nad tym co robimy — s¡ to
uczucia charakterystyczne dla złych duchów. Czasem, nawet gdy mamy wszystko, czego
potrzebujemy, chcemy wi¦cej, po prostu musimy chcie¢ wi¦cej; tak naprawd¦ nie jeste±my
głodni, niczego nam nie brakuje, po prostu chcemy wi¦cej — ten rodzaj zachłanno±ci
4
to ±wiat głodnych duchów. Czasem jeste±my tak gł¦boko zmartwieni, zawstydzeni tym,
co zrobili±my, »e nie jeste±my w stanie powiedzie¢ o tym nikomu — to ±wiat zwierz¡t.
A czasem powa»nie zastanawiamy si¦ nad naszym zachowaniem i zmieniamy je my±l¡c:
„nie powinienem tego robi¢” lub „»ałuj¦, »e to powiedziałem” — to wła±nie jest ±wiat
ludzi. Czasami za± zapominamy si¦ kompletnie, gdy czerpiemy przyjemno±¢ z muzyki,
sportu, lub jakiego± fantastycznego hobby i odczuwamy takie szcz¦±cie, »e jeste±my nim
całkowicie zaabsorbowani — to ±wiat istot niebia«skich.
Sfer¡ która jest dla nas najbardziej naturalna jest ±wiat istot ludzkich: do±wiadczamy
jej ilekro¢ doznajemy wstydu, ilekro¢ mamy wol¦ poprawy; za ka»dym razem, gdy chcemy
uczyni¢ post¦p i rozwija¢ si¦. Mo»na my±le¢, »e najlepiej byłoby urodzi¢ si¦ w sferze by-
tów niebia«skich, ale w gruncie rzeczy istoty niebia«skie s¡ tak pochłoni¦te prze»ywaniem
szcz¦±cia, które zaspakaja je całkowicie, »e nie obchodzi je ból i cierpienie ludzi. Nie maj¡
równie» potrzeby zmieniania własnego zachowania i interesowania si¦ nim. Na przykład,
je±li »yliby±my tylko w sferze istot niebia«skich i usłyszeliby±my, »e na ±wiecie jest kilka
miliardów cierpi¡cych ludzi, nie mieliby±my potrzeby, powodu, by zwróci¢ uwag¦ na roz-
paczliwe potrzeby innych. Je±li nie jeste±my w stanie zrealizowa¢ tej cennej warto±ci, jak¡
jest nasze człowiecze«stwo i nie wkładamy pracy w rozwój i pogł¦bienie ±wiadomo±ci, nie
wykorzystujemy w pełni korzy±ci z urodzenia si¦ jako ludzie.
Gdy Buddha pewnego razu szedł ze swym uczniem Anand¡, nagle zatrzymał si¦ i na-
sypał nieco piasku na swój paznokie¢. Zwrócił si¦ do ucznia: „Anando, jak my±lisz, gdzie
jest wi¦cej piasku — na moim paznokciu czy na całej ziemi?”. Ananda odpowiedział:
„Oczywi±cie, daleko wi¦cej piasku jest na całej ziemi ni» na twoim paznokciu.” Wtedy
Buddha rzekł: „Tak, to prawda, i tak samo jest z istotami, które mogły urodzi¢ si¦ jako
czuj¡ce istoty — jest ich tak wiele, jak wiele jest ziarenek piasku na całej ziemi. Podczas
gdy tych, które mogły otrzyma¢ ludzkie narodziny jest tak mało, jak piasku na moim
paznokciu”.
Buddha mówi nie tylko o tym, »e jest co± doskonałego i wspaniałego w byciu czło-
wiekiem. Chodzi raczej o potrzeb¦ zrozumienia prawdziwej wagi człowiecze«stwa. A ono
niesie ze sob¡ nie tylko odpowiedzialno±¢ z bycia ol±niewaj¡c¡ i wspaniał¡ istot¡, ale tak-
»e odpowiedzialno±¢ za zrozumienie znaczenia wszystkich »yj¡cych istot. Chodzi nie tylko
o to, by zdawa¢ sobie spraw¦ z ich istnienia, ale tak»e o to, by zrozumie¢ ich warto±¢
i t¦ wiedz¦ wcieli¢ w »ycie jak najpełniej. Buddha nauczał, w jaki sposób b¦d¡c człowie-
kiem, mo»emy realizowa¢ ró»ne mo»liwo±ci przebudzenia si¦ ku naszej gł¦bokiej m¡dro±ci.
I wyliczył sze±¢ kroków, by tego dokona¢.
Mówił on, »e po pierwsze trzeba stale i bezpo±rednio postrzega¢ wszystkie istniej¡-
ce rzeczy, od najmniejszych pocz¡wszy, poprzez wszystkich ludzi i nasz¡ planet¦, a» do
całego wszech±wiata. Trzeba poszerzy¢ pole swojego widzenia. Nie mo»emy patrze¢ tyl-
ko na to małe, w¡skie miejsce, w którym si¦ znajdujemy; na nasze małe „ ja”. Musimy
tak rozszerzy¢ pole widzenia, by wł¡czy¢ w nie wszystko, co istnieje, całe społecze«stwo,
wszystkich ludzi, wszystko, co jest. Oto umysł czynienia dobra. To umysł, dzi¦ki które-
mu przyjmujemy, wszystko to, co zostało nam zaoferowane i znów wszystko oddajemy
społecze«stwu. Ten stan umysłu uzdalnia nas do ci¡głego obdarowywania. Zdolno±¢ do
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin