Księżyc w nowiu oczami Jacoba- rozdział 3.doc

(45 KB) Pobierz
Ta scena została usunięta z rozdziału 11 „Komplikacje”

3. Podejrzenia

Zgodnie z wczorajszą, danej sobie obietnicą, podeszłem do telefonu, aby zadzwonić do Embry’ego. Wykręciłem numer i niecierpliwie stukałem palcami w blat stołu. Po kilkunastu sygnałach włączyła się poczta głosowa. Zły, trzasnąłem telefonem w widełki i podreptałem trochę podłamany do kuchni. Nie miałem już tak szampańskiego humoru co wczoraj. Nic dziwnego. Bella miała przyjechać dopiero jutro i martwiłem się o przyjaciela. Dlaczego nie odbierał? Napewno nie wyszedł jeszcze do szkoły, bo było zdecydowanie za wcześnie, a jego mama zaczynała zmianę w sklepie o dziesiątej. Coś jest nie tak i muszę się dowiedzieć co. Chwyciłem tost leżący na stole, włożyłem go do ust i podniosłem z podłogi plecak. Było jeszcze za wcześnie na wyjście do szkoły, ale nie chciałem zobaczyć się z Billy’m. Od jego wczorajszej rozmowy z Sam’em nie zamieniliśmy ani słowa. Ostrożnie uchyliłem frontowe drzwi..

-Jacob?- zawołał Billy. Westchnąłem zrezygnowany i wściekły. Dlaczego mnie tak pilnuje ?! Nie jestem już dzieckiem do cholery!

-Właśnie wychodzę!- odkrzyknąłem, ale było juz za późno. Ojciec siedział na wózku tuż za mną. Spojrzał na mnie z ciekawością.

-Może nie idź dzisiaj do szkoły.-zaproponował-Nie najlepiej wyglądasz. Ochłoń trochę. Po co się denerwujesz?- Tymi słowami tylko bardziej mnie wkurzył. Co się taki nagle opiekuńczy zrobił? I o co mu chodzi z tym denerwowaniem? Nie miałem zamiaru się go posłuchać. Musiałem iść do szkoły i znaleźć Embry’ego zanim będzie za późno i Sam go dorwie.

-Nie dzięki-burknąłem Billy’emu.-Muszę już iść. Po tych słowach zatrzasnąłem za sobą drzwi i szybkim krokiem oddaliłem się od domu. Nie miałem co iść jeszcze do szkoły, więc skierowałem się razem z moimi pochmurnymi myślami na plażę. Pogoda była podobna do mojego stanu ducha. Było pochmurno i lekko kropiło. Do tego moją twarz smagał zimny wiatr. To wcale nie dodało mi otuchy. Szedłem po brzego plaży powłucząc nogami i zastanawiając się o co im wszystkim chodzi. Miałem już pewną teorię. Wymyśliłem ją podczas wczorajszej, prawie bezsennej nocy. Według mnie Sam miał przewodził pewną sektą. Nie miałem jednak pojęcia co w niej robili i dlaczego Paul i Jared się do niej przyłączyli. I dlaczego Billy nic z tym nie robi? Nie byłem na tyle głupi żeby nie zauważyć , że z moimi starymi kumplami działo się coś złego. Nie chodzili z nikim innym oprócz Samem. I jeszcze te ich głupie nazwy. Zaśmiałem się ponuro. Słyszałem jak kiedyś Sam mówił Billy’emu coś o obrońcach. Nie zaczaiłem o kogo mu chodziło, zanim nie wymówił imion moich dwóch, starych kumpli. To od tamtego czasu już z nikim się nie zadawali oprócz ,,wielkiego mistrza”. A teraz jest jeszcze Embry. Czy to znaczy, że Sam też go zmusi do bycia w swojej sekcie?Nie pozwolę na to! Z wściekłością rzuciłem kamieniem do wody, który od jakiegoś czasu kruszyłem w dłoni. Kurde, już późno. Pobiegłem truchtem do szkoły i w ostatniej chwili siadłem w ławce razem z Quil’em.

-Cześć-powiedziałem mu na wdechu.

-Hej stary, co ci?- zapytał roześmiany od ucha do ucha Quil.

-Zaspałem-skłamałem gładko. Rozejrzałem się po sali. Wydawało mi się dziwne, że jeden z dwóch moich najlepszych kumpli jeszcze sie ze mną nie przywitał. I wtedy przejrzałem na oczy. Miejsce koło Kim było wolne. Embry’ego nie było..

-Co jest Jacke?- zapytał zaalarmowany boją blednącą twarzą Quil. Zwróciłem na niego moje odręczone oczy.

-Embry-wyszeptałem.

-Co z nim?. Zignorowałem jego pytanie i zadałem swoje. Mogłem przecież dawno to zrobić.

-Kontaktował się z tobą Embry?-zapytałem-Od dnia, w którym była u mnie Bella?- Quil zawachał się.

-Mów Quil!-ponagliłem kumpla. Musiałem się czegoś dowiedzieć. Quil westchnął.

-Szczerze mówiąc, nie. Ostatni raz go widziałem wtedy u ciebie i jak wracaliśmy razem do domu i ...

-I co?-spytałem spięty.

-Wydawał mi się dziwny.Nie gadał tyle co zwykle  i wogóle.-W tej chwili coś sobie przypomniałem. Kiedy siedzieliśmy w garażu z Bellą i przedstwiłem jej moich kumpli Embry trzymał się na uboczy. Był...zastraszony! Quil wyrwałem mnie z zadumy.

-Spytałem go co się dzieje. Na początku zapewniał, że nic, ale w końcu się przełamał. Powiedział mi, że ten cały Ulay dziwnie się mu przygląda i wogóle często ostatnio przesiaduje u niego w domu.-A jednak..Poddałem się. Sam dobrał się do mojego przyjaciela.-Też się zastanawiałem co na ten temat trzeba myśleć-kontynuował Quil- ale doszedłem do wniosku, że jeśli dzisiaj się ze mną nie skontaktuje to pójdę do niego.

-Quil..-powiedziałem.

-No co?

-To Sam. On coś mu zrobił..-i opowiedziałem mu całą historię wczorajszego wieczoru; wizytę Sama, dziwne zchowanie ojca i Ulay’a i pożeganie panów.

-Myślisz, że on..mu coś zrobił?- zapytał Quil, kiedy skończyłem mówić.

-Nie wiem..

-Ale co on ma do ciebie? Chyba nie myśli, że dasz mu się tak łatwo jak Jared i Paul. A Embry?! Przecież on mógł..!

-Quil’u Atear’a!-  Nie dowiedziałem się co Sam mógł zrobić Embry’emu według Quil’a. To głos nauczycielki wyrwał nas z konwersacji.

-Możesz powtórzyć co powiedziałam?-zapytała facetka od matmy.

-Eee..-Quil wstał i zaczął się jąkać. Matemtyczka kazała mu się przesiąść do Kim i siedzieć tam do końca roku.

-I żeby to więcej się nie powtórzyło!-zagroziła.

Całą matme przesiedziałem zachodząc w głowę w co jest zamieszany Embry. Martwiłem się też o siebie, co prawda mniej niż o przyjaciela,ale jednak tak. Skoro Sam prawdopodobnie dorwał Embr’ego to ze mną nie miałby również problemów. Szczególnie, że Billy nic sobie z tego nie robi. Wzdrygnąłem się. Muszę zapytać Billy’ego o co w tym biega. Przecież to może być coś poważnego! Najpierw Jared, potem Paul, a teraz Embry i ja! Dzwonek wyrwał mnie z zamyślenia. Niewiele myśląc wstałem z ławki i wyszedłem z klasy.

-Hej Jacke! Czekaj!-to zdyszany Quil biegł za mną.-Gdzie idziesz?

-Nie wiem.-mruknąłem-ale nie wysiedzę w budzie ani sekundy dłużej!-Nie mogłem zwlekać. Chciałem pójść do domu i nakazać ojcu łaskawie mi to wszystko wyjaśnić.

-Mogę iść z tobą?-zapytał Quil zrównójąc krok z moim. Właśnie wychodzilismy ze szkoły.

-Jasne-burknąłem i przyśpieszyłem chcąc jak najszybciej dojść do domu. Zwróciłem się do Quil’a.

-Co zrobimy z tym wszystkim?-doskonale mnie zrozumiał. Westchnął zrezygnowany.

-Nie mam pojęcia. Trzeba by było jeszcze raz do niego zadzwonić, albo zobaczyć się z nim.

-Jasne-mruknąłem. To co powiedział Quil było oczywiste.

-A jak ty myślisz?

-Czy ja wiem.-zawachałem się.-Myślę, że powinienem porozmawiać z Billy’m.To dziwne, że nie martwi go to, że Sam chce dorwać mnie i mojego przyjaciela. Musi coś o tym wiedzieć!-powiedziałem ze złością, bardziej do siebie niż do kumpla. Dochodziliśmy już do domu. Pchnąłem furtkę wpuszczając Quil’a i sam podążyłem za nim. Przeszedłem z nim przez trawnik i zrobiwszy głęboki wdech na uspokojenie nacisnąłem klamkę. Drzwi były otwate, więc ojciec napewno był w domu.

-Jacob?-zapytał, wjeżdżając do pogrążonego w półmroku korytarzyka. Pstryknęło światło.-A co ty tu robisz?-zapytał już bardziej zagniewany niż zdziwiony.-Dlaczego nie jesteś w szkole?-Boże drogi i to on sprawia mi wyrzuty?! Ja przynajmmniej zachowuje się normalnie i nie zadaję się z kretynem, który chce zrobić coś mojemu przyjacielowi!! Odetchnąłem głęboko. Muszę się uspokoić. W tym jednym Billy ma rację-nie moge się denerwować. Dziwnie się wtedy czuję.

-Może miałbyś mi coś do powiedzenia?-zapytałem szorstko tatę. Spojrzał na mnie znów zdziwiony.

-Co takiego na przykład?-Wszedłem do salonu i usiadłem na fotelu. Quil podążył za mną.

-Na przykład to, że Sam zachowuje sie jak kretyn i to, że chce coś zrobić Embry’emu.-mówiłem coraz głośniej i gniew spalał mnie już od wewnątrz. Zacząłem dygotać. Kurde wariuję- I to dlaczego mi się tak nachalnie przygląda!!-zakończyłem wściekle wpatrując się w ojca. Nie chciałem przeoczyć żadnej reakcji z jego strony. Jednak jego twarz przypominała maskę.

-Nie wiem o co ci chodzi-wysyczał-I radzę ci nie denerwuj się i siądź na miejscu!-posłuchałem się. Nawet nie zauważyłem, kiedy podnioślem się z fotelu i stałem wyprostowany jak struna. Zawstydziłem się i spróbowałem łagodniej.

-Tato, martwię się o Embry’ego. Coś jest nie tak z tym Ulay’em , czuję to!- przy tych ostatnich słowach zadrżał mi głos. Nie chciałem okazywać własnej słabości, więc szybko wziąłem się w garść odchrząkając. Billy spojrzał na mnie ze współczuciem.

-Nie masz się o co martwić, naprawdę. Wszystko jest w porządku. Kiedyś to zrozumiesz, ale teraz wybacz, wybieram się do Harry’ego Clearwater’a na lunch. Do zobaczenia wam.- I zanim zdążyłem coś powiedzieć już go nie było. Jęknąłem zrezygnowany i ukryłem twarz w dłoniach. Nic nie jest w porządku! Coś przede mną ukrywa! W domu panowała cisza, tylko tykanie zegara i moje ciężkie oddechy tą ciszę mąciły. Wzdrygnąłem się, kiedy sprężyny fotela skrzypnęły. Zdążyłem zapomnieć, że Quil jest tu ze mną.

-Jacke..-zaczął mówić, klepiąc mnie pocieszająco po ramieniu.- Nie martw się stary. Nic się nie stanie z tobą, a z Embry’m coś wymyślimy.-podniosłem na niego wzrok. Wygląd jego twarzy wskazywał na to, że chciałby uwierzyć we własne słowa.

-Jasne-powiedziałem również bez przekonania. Podniosłem się wolno z fotela i poszedłem prosto do telefonu. Chwyciłem za słuchawkę i wykręciłem numer przyjaciela. Zdumiałem się ogromnie, kiedy po kilku sygnałach ktoś odebrał telefon.

-Halo?-to był damski głos. Moja nadzieja nie prysła, ale znacznie się zmniejszyła.

-Dzień dobry-powiedziałem mamie Embry’ego.-To ja-Jacob Black. Czy mogę porozmawiać z Embry’m?

-Przykro mi Jacob-mówiła.-Ale Embry’ego nie ma w domu.

-Jak to?-zdziwiłem się

-Pojechał na kilka dni na kemping z Samem, Jared’em i Paul’em. Myślałam, że ty też tam będziesz,dziwne.-mruknęła. Za to ja nie mogłem wydobyć z siebie słowa. A jednak. Było już za późno.

-Dziękuję pani, do widzenia-powiedziałem ochryple do telefonu.

-Jacob czy wszystko jest w porządku?-zapytała zaalarmowany moim zachowaniem, ale ja juz jej nie słyszałem. Odłożyłem telefon i osunąłem się blady na podłogę. A jednak, cholera, sekta Sam’a dorwała mojego kumpla. Nie mogę w to uwierzyć! Byłem tak oszołomiony, że nawet nie zauważyłem, kiedy Quil usiadł koło mnie.

-Co jest?-zapytał, choć oczywiście domyślał się co mogło mnie wprowadzić w taki stan.

-Embry’ego nie ma w domu. Jest na kempingu-z Samem.-to imię wymówiłem jak obelgę. Quil skrzywił się i ukrył twarz w dłoniach mrucząc-,,cholera”. Został mi już tylko jeden przyjaciel. Drugi został zmuszony do przystąpienia do sekty. Nic mi oprócz niego nie zostało. Oprócz..Belli. Tak! Ona była moją nadzieją! Jaka szkoda, że dzisiaj miała pracować. Musiałem ją zobaczyć! Może coś w jej twarzy; iskierki życia w oczach albo nikły uśmiech na wargach, miałby sprawić, że oderwałbym się od tego koszmaru. Powoli podnosiłem się z podłogi. Musiałem się czymś zająć żeby nie myśleć o tych niemiłych wydarzeniach. Quil też wstał. Popatrzył na mnie ze zrozumieniem i współczuciem. Życzyłem innym ludziom takiego kumpla jak on. Dobrze wiedział, że chciałbym być w tej chwili sam.

-Do zobaczenia Jacke-powiedział i powłucząc nogami udał się do wyjścia. Tkwiłem jeszcze pewiem czas wpatrując się przez okno. Było koło południa. Nie miałem ochoty iść już do szkoły. Nie miałoby to najmniejszego snesu. I tak nie mógłbym się na niczym skupić. Na plażę też mnie nie ciągnęło- znowu się rozpadało. W końcu mnie olśniło. Motory! Powinienem był zacząć je naprawiać już dawno! Odgarnąłem swoje długie, czarne włosy z czoła i wyszedłem z domu. Kiedy znalazłem się w garażu od razu rzuciłem się do pojazdów. Pozwoliły one oderwać moje myśli od Sam’a, Embry’ego i Billy’ego. Skupiłem się tylko na Belli. Wyobrażałem sobie jej rozpromienioną twarz, kiedy mówię jej o nareperowanych maszynach, jej płonące oczy ucieszone miłą nowiną. Uśmiechnąłem się do własnych myśli.

Pracowałem do późna, kiedy usłyszałem odgłos kół wózka Billy’ego na mokrym żwirze. Nie miałem ochoty na rozmowę z nim, więc schowałem się w zaciemnionym zaułku garażu. Chyba mnie zrozumiał, bo westchnął tylko ciężko i pojechał do domu. Wyszedłem z ukrycia i popatrzyłem na prawie ukończone pojazdy. Wystarczyło je tylko pomalować i byłyby jak nowe! Wyglądały cudownie! Szczególnie czarny Harley wyglądał nieziemsko. Posmutniałem jednak na myśl, że Bella nauczywszy się jazdy na jednośladzie przestanie mnie odwiedzać. Gdybym miał choć trochę oleju w głowie zwlekałbym z reperacją motorów tak długo, aż by się dało. Westchnąłem chyba poraz setny tego dnia i przykucnąłem przy rabbicie. Może jednak nie jest tak źle? Może Embry polubił Sam’a i nie miał czasu nam powiedzieć o tym? Może zapomniał nas uprzedzić, że wybiera się na kemping? Kurde, kogo ja chce oszukać. To nie możliwe! Znaliśmy się z Embry’m od dziecka. Mowił mnie i Quil’owi wszystko! Nie chciałem już o tym myśleć. Zabrałem się do reperowania mojego samochodu. Może i byłem zmięczony, ale wolałem już to niż rozmyślanie o utracie przyjaciela i Belli...

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin