Księżyc w nowiu oczami Jacoba- rozdział 9.doc

(130 KB) Pobierz

9. Pierwsze polowania

 

  - Jacob, do cholery!- zagniewany głos warknął  gdzieś w okolicy mojego ucha. Zignorowałem go. Przewróciłem się tylko na drugi bok i z westchnieniem próbowałem skupić się na moim śnie.. A był on taki cudowny! Bella znajdowała się tak nieznośnie blisko mnie. Niemal czułem jej oddech w swoich ustach. Balansowałem jeszcze na krawędzi snu i jawy. Nagle zalała mnie fala lodowatej wody.

- Ach!-  podniosłem się natychmiast, a Bella zniknęła. Natomiast nade mną stał Sam, a w ręku trzymał pusty już wazon.

- Co robisz?- spytałem zły strzepując zimną wodę z karku. Sam spojrzał na mnie wilkiem.

- Wstawaj. Trzeba patrolować las. – powiedział, a ześlizgując się z łóżka dodał.- Słowo daję, chłopaków też trzeba było na początku dobudzać, ale ty przechodzisz ludzkie pojęcie.- Wyszedł z pokoju i głośno zatrzasnął za sobą drzwi.  Padłem na poduszkę z jękiem. Ten sen był taki żywy!

   Po dziesięciu minutach wkroczyłem zwarty i gotowy do kuchni.  Jeśli wierzyć zegarkowi, który stał na stole, było ledwo po szóstej. Ziewnąłem rozdzierająco.

- Czemu mnie budzisz tak wczeeeeśnie?- zwróciłem się do Sam’a pomiędzy kolejnym ziewnięciem. Ten parsknął i skinął, żebym usiadł. Zasiadłem przy stole i pochłonąłem pierwszego tosta, który leżał przede mną.

- Wcześnie?- zapytał zdziwiony Sam.- Wszyscy są już w lesie. Tylko ty jeszcze się lenisz.- Zawstydziłem się i pochłonąłem kolejne tosty. Nie chciałem wyjść na najbardziej leniwego wilkołaka w historii.

  Kiedy opróżniłem cały talerz Sam wstał od stołu.

- No to w drogę.- mruknął. Złapałem wiatrówkę, ale Sam rzucił mi rozbawione spojrzenie, więc szybko odłożyłem ją spowrotem. Wyszliśmy cicho z domu. Zanim zamknąłem drzwi, usłyszałem donośne chrapnięcie ojca. Dobrze, że go nie budziłem. Niech sobie jeszcze trochę pośpi. Na pewno domyśli się gdzie jestem. A potem będę musiał go przeprosić..

  Na dworze nie było zbyt ciekawie. Nie padało, ale dął silny wiatr. Jednak jak przewidział to Sam, nie było mi wcale zimno. To była ta dobra cecha wilkołaków. Nawet w największym mrozie byłoby mi ciepło.

  Ruszyliśmy wąską dróżką, którą najczęściej chodziłem do szkoły. Nie rozmawialiśmy za wiele. Każdy z nas pogrążył się we własnych myślach. Kiedy już tylko senność trochę odeszła, nagle zdałem sobie sprawę dokąd idę. Ogarnęło mnie niesamowite podniecenie. Polowanie na pijawki ! O kurczę. Ciekawe jak to miało wyglądać, pomyślałem. Z małym uśmieszkiem na ustach szedłem dalej za Sam’em. Byliśmy niedaleko plaży, kiedy Sam niespodziewanie zniknął. Obejrzałem się za siebie. Ani śladu przywódcy sfory.

- Tutaj Jacke- powiedział Sam zza ściany lasu. Bez namysłu poszedłem za głosem. Nie było tam drogi, ale miałem jakieś dziwne przeczucie, że wiem którędy trzeba iść.

  W lesie panowałe miłe ozywienie. Każde zwierzę właśnie się budziło. A je wszystkie, o dziwo, słyszałem! Wiedziałem, że gdzieś nad nami przeleciała mewa. Jakis zbłąkany lis przyglądał nam się z nory pojękując z głodu. Ten wyostrzony słuch był na serio super!

  Droga robiła się z każdym krokiem coraz bardziej dzika. Śnieg, który znowu spadł w nocy, był coraz głębszy. Kiedy już miałem zapytać się Sam’a czy daleko jeszcze, usłyszałem z oddali jakieś głosy. Szybko poszedłem za nimi. Sam kroczył tuż za mną. W końcu głosy były już całkiem blisko. Przebiłem się przez ostatni krzak z mocno bijącym sercem i znalazłem się na cudownej polanie.

  Jej piękno uderzyło mnie od razu. Polana była idealnie symetryczna, jakby ktoś dokładnie ją zaprojekował. Drzewa okalały ją ze wszystkich stron, a gdzieś dalej słyszałem szemrzący strumyk, który ukrywał się teraz pod taflą cienkiego lodu. Cała powierzchnia polany była pokryta idealnie białym śniegiem. Od razu pomyślałem, że muszę pokazać Belli to miejsce. Co tam jej łąka, ta polana jest poprostu niewiarygodna! Mój entuzjazm szybko wyparował, kiedy przypomniałem sobie, że nigdy nie będę mógł już jej zobaczyć L.

Na polance, co dopiero teraz do mnie dotarło, siedziała już sfora. Paul jakiś dziwnie zagniewany burczał coś pod nosem grzebiąc niedbale patykiem w śniegu. Embry podszedł do mnie bezszelestnie i przywitał się dając mi kuksańca. Nie pozostałem mu dłużny.

Poszedłem w stronę środka polany, a Sam bezszelestnie się oddalił. Powiodłem wzrokiem po polanie. Dalej, na powalonym drzewie, siedział Jared razem z Kim i na oko byli strasznie sobą zajęci. Zawróciłem do Embry’ego, ale w połowie drogi stanąłem jak wryty. Zaraz, zaraz.. Kim?! Zrobiłem zgrabny piruet i popatrzyłem na dziewczynę siedzącą na kolanach Jared’a. Tak! Nie sposób było się pomylić! To była Kim Corner !

- Kim? Co ty tu robisz?- zapytałem podchodząc do nich bliżej. Skoro  jej można było przebywać w towarzystwie wilkołaka to czemu Belli nie? Ogarnęło mnie poczucie totalnej niesprawidliwości. Jared i Kim oderwali się od siebie, a widząc mnie chłopak zmieszał sie trochę.

- O, cześć Jacob. Nie zauważyłem, kiedy przyszedłeś.- Prychnąłem. Ciekawe, jak miał niby zauważyć. Nie udało mu się jednak odwrócic mojej uwagi od tego, co było najważniejsze. Ktoś położył mi rękę na ramieniu i usłyszałem głos Sam’a;

- Jake..- strzepnąłem jego dłoń rozzłoszczony. Po kręgosłupie przebiegł mi pierwszy, zimny dreszcz.

- Nie Sam! Wytłumacz mi to, proszę ! To dziewczyna Jared’a może sobie tu przesiadywać ile wlezie i najwyraźniej zwisa wam wtedy tajemnica plemienia, a Bella to już co innego, tak?!- ryknąłem, a jedna śniegowa czapa spadła z hukiem z drzewa. Jared przejął inicjatywę.

- Hej, stary uspokój się! Przystopój ! To jest co innego,okej?- Nie do diabła! Nic nie jest okej! Paul dalej jakiś poddenerwowany burknął;

- Dalibyście spokój. Cholera, nic, tylko jakaś głupia baba.- Warknąłem wściekle. Sam zgromił chłopaka wzokiem;

- Paul zamknij się. Jared, Kim juz chyba musi iść do szkoły. Idź ją odprować i wracaj szybko. Jacob, stul dziób i uspokój się wreszcie.- głos przywódcy przywołał wszystkich do porządku. Jared pomógł Kim wstać i zaraz zniknął za drzewami. Dziewczyna rzuciła mi ostatnie przepraszające spojrzenie.

Siadłem na miejscu Jareda i popatrzyłem spode łba na Sam’a. Ani myślał odpowiedzieć mi tym samym. Na początku ciężko westchnął, a potem przysiadł na drzewie blisko mnie. Popatrzył na mnie i powiedział;

- Jacob, to jest zupełnie co innego. Ty..Ty tego nie rozumiesz.

- Tak?- syknąłem przez zęby- No to mi wyjaśnij z łaski swojej.- Sam umilkł na chwilę, ale zaraz kontynuował;

- To nie jest ludzkie Jacob. To jest jedną z cech wilkołaka, piekielnie rzadką.- popatrzyłem na niego zdziwiony. Sam utkwił wzrok gdzieś w oddali. Zamyśliłem się. Miłość cechą wilkołaków?

- Wpojenie. Tak to się nazywa- oświadczył Sam grobowym tonem, znowu na mnie patrząc- Jest to zjawisko rzadko spotykane, ale nas akurat trafiło.- powiedział Sam, a pod koniec jego głos nieco zadrżał.

- Was?- zapytałem zdziwiony. Sam pokiwał smutnie głową.

- Tak jest. Jared wpoił się w Kim. A ja..a ja w Emily.- Ach, no tak. Mogłem się domyśleć.

- No, ale wciąż nie wyjaśniłeś mi na czym to polega? Czym to się różni od zwykłego uczucia?- zapytałem gniewnie. Jakoś nie widziałem różnicy. Sam westchnął ciężko;

- Widzisz Jacob, to jest bardo silne uczucie. Tak naprawdę to nie da się tego tak dokładnie opisać. Dajmy na to taki przykład..ehm.. – Sam zamrugał szybko i odrócił wzrok. Na jego twarz wkradł się lekki rumieniec.- Bardzo, ale to bardzo kogoś kochasz, a ta osoba odwzajemnie twoje uczucie. Jesteście razem strasznie szczęśliwy, ale pewnego dnia wszystko się komplikuje. Stajesz się wilkołakiem..- Zadrażałem.- Oczywiście obowiązuje cię tajemnica i nie możesz nikomu jej zdradzić. Dodatkowo jako wilkołak masz sporo obowiązków, więc czasu dla siebie, no... masz niewiele.- Sam ciągnął, a ja dalej nie wiedziałem do czego zmierza. Wydawał się być całkowicie pochłonięty swoją opowieścią. – Jednak najgorsze jest to, że nie możesz powiedzieć NIC osobie, którą kochasz, a która jest na ciebie z tego powodu na maksa wściekła. Nic nie możesz na to poradzić. Kochasz ją, ale to nie wystarcza, żebyś mógł ją wtajemniczyć w życie wilkołaka. Pewnego razu spotykasz inną kobietę. W tej chwili wszystko przestaje mieć znaczenie. Liczy się tylko ta jedyna. Nagle jest ona dla ciebie istotą najważniejszą na świecie.- Sam wzdrygnął się.- To jest strasznie dziwne uczucie. W jednej chwili dawna, tak silna miłość staje się niczym w porównaniu z tym co przeżywasz, kiedy widzisz tą jedyną kobietę.

- A kiedy wiem, że to właśnie w nią się wpoiłem?- zapytałem. Sam podniósł na mnie wzrok.

- Poczujesz to i będziesz wiedział, że to ta jedyna. Wtedy będziesz mógł jej wyjawić prawdę i będziecie razem strasznie szczęśliwi.- Zamyśliłem się. To musi być cudowne uczucie. Sam i Jared to szczęściarze. Gdyby mnie to spotkało. Hej, chwileczkę..!

- Sam, mówiłeś, że to wpojenie dopada cię od pierwszego wejrzenia, tak?- Sam zerknął na mnie zdziwiony i pokiwał ostrożnie głową. Wstałem na równe nogi z promieniującym uśmiechem na ustach.

- To jeżeli wpoiłbym się w Bellę moglibyśmy być razem. Bez żadnych tajmnic, tylko ona i ja!- Tak się ucieszyłem na tą optymistyczna wizję, że zacząłem skakać dziko po polanie. Embry parsknął śmiechem, ale Sam spoważniał.

- Jacob, nie możesz się spotkać z Bellą. Ja i Jared byliśmy już bardziej doświadczeni, kiedy wpoiliśmy się w drogie nam osoby. Ty mógłbyś jedynie zrobić jej krzywdę. A po drugie, mówiłem ci, że wpojenie jest niezwykle rzadkie. - Przestałem skakać i posmutniałem, bo wiedziałem, że ma rację.

- Nie łam się stary. To, że nie będziesz miał tej laski nie znaczy, że życie wilkołaka będzie nudne. Zobaczysz, to jest super.- Jared wyszedł zza sosny i uśmiechnął się. Sam i ja jednocześnie się skrzywiliśmy. Jaki to ma mieć sens, jeżeli nie będzie się z ukochaną osobą?

- No, koniec tych pogaduszek.- powiedział Sam prostując się.- Pijawka sama się nie znajdzie.- Bella uciekła z mojej głowy. Moje serce przyspieszyło. Nareszcie to na co czekałem.

   Minęło chyba sporo czasu, bo słońce zaczęło przebijać się już przez korony drzew. Śnieg na polanie migotał, a sfora zaczęła się podnosić ( Paul z głośnym narzekaniem). Podszedłem do Embry’ego.

- Co jest z Paulem?- zapytałem pokazując jak chłopak wyżywa się na drzewie. Embry roześmiał się głośno.

- To właśnie jest prawdziwe oblicze naszego drogiego kolegi.- Paul rzucił mu gniewne spojrzenie.

- No chłopaki migiem- Sam nas ponaglił. Przywódca sfory zaczął ściągać buty, a potem skarpetki. Następnie ściągnął T-shirt. Reszta sfory poszła za jego przykładem. Stałem jak wryty nie wiedząc co robić. Kiedy nie mieli na sobie nic prócz bokserek, wreszcie Sam sobie o mnie przypomniał. Zmieszał się.

- Wybacz Jake. Zamyśliłem się. Zapomniałem, że ty nie wiesz jak pzygotować się do przemiany.

- Przygotować się?- zapytałem zdziwiony. Sam pokiwał głową.

- No tak, bo podczas przemiany, hmm.. jakby to powiedzieć. Możesz stracić różne części garderoby. Kiedy zmieniasz się w wilka twoje ciało eksploduje, więc lepiej uratować swoje ubrania.- powiedział wskazując na kupkę ciuchów ułożoną pod świerkiem. Posłusznie zrobiłem to co sfora. Kiedy skończyłem, czułem się trochę skrępowany. Cholera, że też nie można mieć choć trochę prywatności. Chciałem jak najszybciej zmienić się w wilka, żeby nie stać przed sforą prawie nago. Popatrzyłem wyczekująco na Sam’a. Ten skinął na Jared’a. Chłopak wystąpił na środek, a blade światło padło na jego miedzianą skórę. Obserwowałem go bez mrugnięcia okiem. Przez chwilę stał nieruchomo. W pewnej chwili jego dłonie zatrzęsły się. Zaczęła trząść się cała jego sylwetka. Jared miał zamknięte oczy i cały czas był skupiony. Pierwszy dreszcz przeszedł wzdłuż jego ciała, potem drugi, trzeci, czwarty. Patrzyłem na niego szeroko otwarytymi oczami. Jeszcze nigdy nie byłem świadkiem czegoś takiego. Jeszcze jeden okropny dreszcz przeszedł jego ciało, a Jared stracił równowagę. Bałem się, że upadnie zaraz twarzą w śnieg, ale on poprostu eksplodował! Zniknął w kłębie dymu, a huk eksplozji strącił kolejną czapę śniegu z najbliższego drzewa. Zaraz potem na miejscu Jared’a znalazł się ogromny, jasno-brązowy wilk wielkości dużego samochodu osobowego. Wilk podszedł do mnie i trącił mnie nosem w kolano z dziwaczną miną. Wywalił jęzor na bok i wyglądał tak, jakby chciał się uśmiechnąć. Parsknąłem śmiechem i poklepałem go po pysku.

- Widziałeś Jake? Tak wygląda przemiana w wilkołaka- powiedział Sam. Zdziwił się widząc, że na mojej twarzy nie gości cień strachu tylko szczery uśmiech. Nie mogłem się doczekać, kiedy dołączę do Jared’a.

  Potem przyszła kolej na Paul’a. Z naburmuszoną miną ekplodował w drgawkach jak Jared, tylko trwało to odrobinę dłużej. Ciekawe od czego to zależy? Wielki, ciemny wilk dołączył do Jared’a.

  Embry poruszył się za mną i wyszedł na przeciw wilkom.

- Patrz na to.- mruknął do mnie. Odszedł od nas trochę i zamknął oczy. Jego ramiona zaczęły drżeć. Embry nagle otworzył oczy i ruszył biegiem do przodu. Trząsł się już coraz bardziej. Kiedy był zaledwie kilka kroków od sfory jego ciało przeszył okropny dreszcz. Embry skoczył do przodu z dzikim grymasem na ustach i eksplodował. Na jego miejscu stanął chudy, szary wilk z ciemnymi plamami na grzbiecie.

- No chłopaki tylko bez popisów- zganił Embry’ego Sam.

Zdałem sobie sprawę, że mam otwarte szeroko usta, więc czym prędzej je zamknąłem. Ten wilk..był taki znajomy. Widziałem go już kiedyś! Tak! To on stał pewnego wieczora przed moim domem. To był Embry. Jego mijałem, kiedy szedłem do Belli i to jego wycie słyszałem, gdy wracałem do domu.

  Embry podszedł do mnie i uśmiechnął się po wilczemu. Nagle odsłonił wszystkie wielkie zęby i warknął groźnie. Odskoczyłem w tył. Embry schował kły i wydał z siebie dziwny dźwięk; coś między krztuszeniem się, a prychnięciem.

- Hej, dosyć tego Embry- powiedził Sam i zamachnął się na szarego wilka. Ten wywalił jęzor na prawą stronę i pomaszerował chwiejnie do pozostałych.

  Sam odprowadził go wzrokiem i skierował się do mnie;

- Teraz twoja kolej Jacob- zgłupiałem. Niby jak miałem przemienić się w wilka? Sam usmiechnął się zachęcająco.

- No. To nie takie trudne.

- Ale co mam niby zrobić?- wykrztusiłem występując na środek.

- Skup się Jacke. Dalej sam będziesz wiedziałco robić.- rzekł Sam i odsunął się trochę dając mi więcej miejsca.

  Czułem się jak idiota. Wszysycy na mnie patrzyli, a ja nie miałem pojęcia co robić. Ruszyłem do przodu na chwiejnych nogach. Stanąłem tyłem do sfory, żeby mnie nie rozpraszała i zamknąłem oczy. Próbowałem się wyciszyć i skupić. Łatwo powiedzieć..! Próbowałem nawet nie myśleć o niczym oprócz przemiany. Niestety, nic się nie działo! Wydawało mi się, że stoję tam i stoję wieczność. Może to była pomyłka? Może ja wcale nie jestem wilkołakiem?

  W pewnej chwili, kiedy pomyślałem już, że nic z tego nie będzie przeszedł mnie pierwszy, zimny dreszcz. Skupiłem się jeszcze bardziej nie chcąc, żeby dreszcze ustały. Nie było to miłe, ale cieszyłem się, że wreszcie coś mi wychodzi. Przeszedł mnie kolejny, silniejszy dreszcz i zacząłem się trząść. Czułem się prawie jak galareta. Trząsłem się i trząsłem. Nie otwierałem oczu nie chcąc się rozproszyć. Dreszcze przechodziły mnie jeden po drugim, a każdy był coraz silniejszy i coraz bardziej nieprzyjemny. Myślałem, że zaraz się przewrócę, bo atak drgwek był coraz mocniejszy. W pewnej chwili potężny dreszcz powalił mnie na kolana. Straciłem równowagę. Otworzyłem oczy, ale widziałem wszystko jak przez mgłę. Nagle poczułem jakby wszystkie dreszcze skupiły się w jednym miejscu- mojej klatce piersiowej. Wielka lodowata siła rozssadzała mnie od środka. Było tam zdecydowanie za mało miejsca. W końcu dreszcze nie zmieściły się wewnątrz mnie i eksplodowałem.

  Było to strasznie dziwne uczucie. Przez sekundę miałem wrażenie, że nie istnieję, ale zaraz potem poczułem grunt pod nogami i wiedziałem już, że jestem.

- Ciekawe czy Kim o mnie myśli.. Kurczę, już za nią tęksnię- Jared myślał do siebie.

- O, juz mógłbyś się zamknąć. Rzygać się od tego chce- warknął na J...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin