Le Guin Ursula K. - Malafrena.pdf
(
1146 KB
)
Pobierz
URSULA K. le GUIN
Malafrena
(Przełożyła Agnieszka Sylwanowicz)
Jeśli Pan domu nie zbuduje,
Próżno trudzą się ci, którzy go budują.
Jeśli Pan nie strzeże miasta,
Daremnie czuwa stróż.
Daremnie wcześnie rano wstajecie
I późno się kładziecie, spożywając chleb w troskach:
Wszak On i we śnie obdarza umiłowanego swego.
Psalm 127 1-2
CZĘŚĆ I
W prowincjach
ROZDZIAŁ l
Miasto spało pogrążone w bezgwiezdnej, majowej nocy, a rzeka spokojnie toczyła swe
wody wśród ścielących się w mroku cieni. Nad opustoszałymi dziedzińcami uniwersytetu górowała
wieża kaplicy, pełna milczących dzwonów. Młody człowiek wspiął się na żelazne wrota wysokości
dziesięciu stóp, zamykające podwórzec. Chwytając się prętów przesadził bramę, przeciął
dziedziniec i stanął przed drzwiami kaplicy. Najpierw wyjął z kieszeni surduta dużą kartkę papieru,
rozłożył ją, potem znalazł w kieszeni gwóźdź, pochylił się i zdjął but. Przyłożył kartkę i gwóźdź
wysoko do okutych żelazem, dębowych drzwi, uniósł but, zamierzył się i uderzył. Odgłos
uderzenia rozniósł się po ciemnych, kamiennych podwórcach. Młodzieniec znieruchomiał, jakby
go to zaskoczyło. Gdzieś niedaleko rozległ się okrzyk i zgrzyt żelaza o kamienie; chwilę odczekał i
uderzył jeszcze trzy razy, zanim główka gwoździa wbiła się w drewno, po czym pobiegł w
podskokach do bramy, przerzucił przez nią but, przedostał się na drugą stronę, zahaczając połą
surduta o wystający szpikulec; zeskoczył przy akompaniamencie odgłosu dartego materiału i
zniknął w mroku tuż przed przybyciem dwóch policjantów. Zajrzeli przez bramę na dziedziniec,
posprzeczali się po niemiecku na temat jej wysokości, potrząsnęli kłódką i odeszli, stukając
obcasami po kocich łbach. Po chwili ostrożnie wychynął z ciemności młodzian, szukając po
omacku buta. Trząsł się od z trudem tłumionego śmiechu. Nie mógł znaleźć zguby. Wracały straże.
Kiedy odchodził ciemnymi ulicami w samych tylko pończochach, zegar na wieży katedry w
Solariy wybijał północ.
Kiedy następnego dnia zegar wybijał południe, na uniwersytecie skończył się właśnie
wykład o życiu Juliana Apostaty i młodzieniec wychodził z sali w towarzystwie kolegów.
Zabrzmiało głośno wypowiedziane jego nazwisko:
- Herr Sorde. Herr Itale Sorde.
Udający głuchoniemych studenci minęli umundurowanego oficera straży uczelnianej, nawet
na niego nie spojrzawszy. Zatrzymał się tylko wywołany.
- Tak, Herr rektor chce się z panem widzieć, proszę tędy, panie Sorde.
Podłogę gabinetu rektora pokrywał piękny, lecz bardzo zniszczony czerwony perski dywan.
Z lewej strony rektorskiego nosa widniała sinofloletowa narośl - brodawka, znamię? Przy oknach
stał ktoś jeszcze.
- Proszę odpowiedzieć na nasze pytania, panie Sorde.
Rektor spojrzał na płachtę papieru, którą trzymał w wyciągniętej ręce ten drugi: miała
długość i szerokość około jarda i stanowiła połowę ogłoszenia o sprzedaży wołów pociągowych na
targu w Solariy 5 czerwca 1825 roku. Na odwrocie było napisane dużymi, wyraźnymi literami:
O, włóżcie obroże na szyje,
Jak każe von Gentz, von Haller i Muller!
Wszystkie najlepsze Rządy
Zastąpiły rozsądek
I działań sens
Panami jak Haller, Muller i Gentz.
- Ja to napisałem - powiedział młodzieniec.
- I... - tu rektor spojrzał na mężczyznę stojącego przy oknach i spytał z łagodną
dezaprobatą: - I pan przybił to do drzwi kaplicy?
- Tak. Przyszedłem sam, nikt mi nie pomagał. To był wyłącznie mój pomysł.
- Mój drogi chłopcze - powiedział rektor, przerwał, zmarszczył brwi. - Mój chłopcze,
choćby sama świętość tego miejsca...
- Szedłem śladem mojego historycznego poprzednika. Jestem studentem historii. - Bladość
młodzieńca zmieniła się w rumieniec.
- Jak dotąd wzorowym - rzekł rektor. - Wyczyn ten jest w najwyższym stopniu godny
pożałowania. Nawet jeśli potraktuję to jako wybryk...
- Przepraszam, sir, to nie był wybryk!
Rektor skrzywił się i zamknął oczy.
- Jest oczywiste, że zamiar był poważny, bo w przeciwnym wypadku po co by mnie pan
wzywał?
- Młodzieńcze - odezwał się drugi mężczyzna, mężczyzna bez brodawki, bez tytułu, bez
nazwiska - mówisz o powadze. Jeśli będziesz się przy tym upierał, możesz przysporzyć sobie
poważnych kłopotów.
Teraz młody człowiek zbladł jak ściana. Spojrzał na mężczyznę i złożył płytki ukłon.
Odwrócił się do rektora i powiedział nienaturalnie brzmiącym głosem:
- Nie zamierzam przepraszać, sir. Zrezygnuję ze studiów. Nie ma pan prawa wymagać ode
mnie niczego więcej.
- Chodzi o coś innego, panie Sorde. Proszę się opanować i posłuchać. To pański ostatni
semestr na uniwersytecie. Pragniemy, by skończył pan studia bez żadnych opóźnień czy
perturbacji. - Uśmiechnął się, a sinofloletowa brodawka na jego nosie poruszyła się w górę i w dół.
- Zatem proszę o obietnicę, że przez resztę semestru nie będzie pan uczestniczył w żadnych
studenckich zebraniach oraz że od zachodu słońca do rana nie opuści swojej stancji. To wszystko,
Plik z chomika:
pid_j
Inne pliki z tego folderu:
Le Guin Ursula K. - Dary.rtf
(1279 KB)
Le Guin Ursula K. - Dziewczyny z Buffalo.doc
(192 KB)
Le Guin Ursula K. - Dziewczyny z Buffalo.pdf
(172 KB)
Le Guin Ursula K. - Jesteśmy snem.doc
(760 KB)
Le Guin Ursula K. - Jesteśmy snem.pdf
(532 KB)
Inne foldery tego chomika:
101 dalmanteńczyków
alvin i wiewiórki
asterix
baranek shoun
Bob budowniczy
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin