Craven Layla - Trylogia Anioła Miłości 02 - Piekielna miłość.pdf

(666 KB) Pobierz
981199600.001.png
Dedykacja dla wszystkich, którym chce się czytać to, co piszę.
A w szczególności dla Angie Archulety.
Prolog
- Nadszedł czas, panie.
Wampir stał za mężczyzną w czarnym płaszczu, który sięgał do jego kostek. Mimo że był
odwrócony do niego plecami, krwiopijca czuł bijącą od niego zimną złość. Skulił się lekko, kiedy
ten odwrócił się do niego i posłał mu chłodne spojrzenie zielonych oczu. W jego oczach kryło się
zło. Zło tak wielkie, że nawet ślepiec by je zauważył. Krwiopijca skłonił się niemal do ziemi, po
czym uciekł jak najszybciej.
Chłopak zmarszczył lekko brwi. Tak długo czekał aż ten dzień nadejdzie. Po raz pierwszy te
dziesięć lat, które spędzał w Piekle tak mu się dłużyły. Nie nudził się tutaj, wręcz przeciwnie. Miał
wiele czasu na przemyślenie swojego planu zabicia anioła, jego szpiedzy co jakiś czas donosili mu
o tym, gdzie jest i co robi. To stawało się bardzo przydatne zwłaszcza teraz, kiedy miał wrócić na
Ziemię.
Spojrzał na swoją rozpostartą dłoń i przyjrzał się srebrnemu pierścieniowi z czarnym,
nieprzejrzystym kamieniem w środku, który spoczywał na jego serdecznym palcu. Przypominał mu
o obietnicy, którą złożył dziesięć lat temu swojej ukochanej. I teraz musi wypełnić tę obietnicę.
Obietnicę, którą przedkładał nade wszystko inne. Tak jak niegdyś cenił swoje uczucie do niej… Ale
teraz ona nie żyje. A jego gniew będzie tak straszny, że Ziemia i Niebo znowu zadrżą przed panem
Piekła.
- Craven – odezwał się bezbarwnym tonem.
W tym samym momencie pojawił się przed nim inny wampir. Jego blada cera kontrastowała z
kruczoczarnymi włosami i czerwonymi ustami. Ukłonił się i podszedł do mężczyzny, patrzącego na
niego kamiennym wzrokiem. Wyciągnął przed siebie srebrną klingę ze złotymi akcentami.
- Twój miecz, Lucyferze.
Skinął na niego i wampir w mgnieniu oka zniknął. Mężczyzna zważył ostrze w dłoni i przyjrzał
się mu dokładnie. Wykuł go po ostatnim powrocie do Piekła, gdyż swój poprzedni miecz stracił
przez anioła, na którego teraz miał zapolować. Kolejna cenna rzecz, którą przez niego utracił. Ale
zapłaci mu za to. Zapłaci mu za wszystkie krzywdy, które mu wyrządził. A zapłatą będzie jego
życie.
W tym samym momencie usłyszał bicie zegara, znajdującego się na kamiennej ścianie. Spojrzał
na urządzenie. Wskazówki zegara ułożyły się na sobie, wskazując godzinę dwunastą w nocy.
Nadszedł czas, pomyślał. Po tylu długim latach, spędzonych w Piekle, w końcu nadszedł czas.
Czas na zemstę.
Rozdział 1
Stał na brzegu klifu, wpatrzony w rozciągający się przed nim krajobraz. Ostatnie promienie
Słońca pieściły lekko jego nagie ramiona, oświetlająca wszystko gwiazda chyliła się już ku
zachodowi. Kilkanaście metrów pod nim lodowate fale odbijały się z pluskiem o brzeg wysokiej
skały.
- Gabrielu – dobiegł go cichy głos zza pleców.
Odwrócił się z uśmiechem, natychmiast go rozpoznając. Dziewczyna podeszła do niego i
położyła mu dłoń na policzku. Nie odezwała się, po prostu patrzyła w jego błękitne oczy, w których
widniała nieskrywana miłość do niej.
- Musimy wracać – odezwał się. – Mam spotkanie z Radą.
Dziewczyna skinęła głową i chwyciła go za rękę. Po chwili unosili się coraz wyżej w Niebo, a
ich ogromne, nieskazitelnie białe skrzydła błyszczały w ostatnich promieniach słonecznych.
Po kilku sekundach wylądowali miękko na kamiennej posadzce. Archanioł puścił rękę anielicy i
ruszył szerokim korytarzem w kierunku sali posiedzeń Rady. Brązowa grzywka opadła mu lekko na
czoło, ale odgarnął ją. Za sobą słyszał cichy stukot butów dziewczyny, podążającej za nim.
Odwrócił się i zaczekał aż do niego dołączy. Jej błękitna szata sięgała do podłogi, a szerokie rękawy
powiewały lekko z każdym jej krokiem.
Gabriel stanął przed drzwiami do sali Rady i wyciągnął spod białej koszuli medalion, po czym
wsunął go w niewielki otwór i ich oczom ukazała się ogromna sala. Przy podłużnym, bogato
rzeźbionym stole siedziało kilku aniołów. Gdy Archanioł i anielica weszli do środa, wszyscy wstali
i pokłonili się im. Mimo swego młodzieńczego wyglądu, Gabriel miał wielki autorytet i był
kilkanaście razy starszy niż wszyscy inni obecni w tej sali.
W odpowiedzi skinął lekko głową i oboje zajęli miejsca wśród reszty.
- Gabrielu – zaczął przewodniczący Rady, patrząc na niego ze spokojem. – Zapewne wiesz, po
co cię tutaj wezwaliśmy.
- Owszem, Eriku – jego cichy, melodyjny głos wypełnił całą salę. – Domyślam się, że chodzi o
rocznicę powrotu Lucyfera na Ziemię.
Przewodniczący przyjrzał mu się badawczo. Wiedział, jak zresztą każdy inny tutaj i w całym
Niebie, że Gabriel i Lucyfer byli kiedyś najlepszymi przyjaciółmi. Razem w bitwie, razem w
pokoju. Nierozłączni przyjaciele. To jednak zmieniło się, kiedy ten drugi wszczął bunt wśród
aniołów. Wielu upadło tamtego dnia, wielu obcięto skrzydła. Aniołowie walczyli przeciw sobie. Ci,
którzy stanęli po stronie Lucyfera i jego poglądów przeciwko tym, którzy pozostali wierni Bogu.
I w końcu doszło do walki między Gabrielem i Lucyferem. Brat przeciwko bratu. Najlepsi
przyjaciele walczący przeciwko sobie. Takiego pojedynku całe Niebo jeszcze nigdy nie widziało i
nigdy potem nie zobaczyło. Walczyli długo, bez chwili wytchnienia. Znali się tak dobrze, że jeden
mógł przewidzieć kolejne posunięcia drugiego i na odwrót, a więc walka się nie kończyła. W końcu
jednak zwyciężył Gabriel, a jego dawnego przyjaciela zabrano przed oblicze Boga. Jednak
miłościwy Stwórca ulitował się nad aniołem, którego tak bardzo szanował i kochał. Wprawdzie
strącił go do otchłani, nakazując obciąć mu skrzydła, ale pozwolił dawnemu Archaniołowi schodzić
raz na dziesięć lat na Ziemię.
Gabriel wciąż pamiętał te dni, jakby to było wczoraj. Dni, w czasie których przelano krew w
Niebie. Płacz, złość, przerażenie… Stracili wtedy wielu. Pamiętał również jak to on miał wykonać
karę na Lucyferze. I zrobił to. Przyszło mu to z trudem, nie był jak jego dawny przyjaciel, który bez
oporów mógł się rzucić na najlepszego przyjaciela. Ale udało mu się. Strącił go do Piekła.
Tylko że stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Nie doceniono Lucyfera i jego żądzy
władzy i krwi. Podporządkował sobie wszystkie demony, stał się panem ciemności, stworzył wiele
nowych ras, które mu służyły. Niektóre z nich były tak straszne, że nawet Gabriel nie chciałby się z
nimi spotkać. I one wszystkie służyły upadłemu aniołowi.
Co by to było, gdyby wywiązała się wojna między Piekłem i Niebem? Archanioł zdawał sobie
sprawę, że szanse byłyby mniej więcej wyrównane, ale zwycięska szala i tak przechylałaby się na
stronę Lucyfera. Zbyt wiele istot o magicznych zdolnościach mu służyło. Czarownicy, demony,
wampiry, zmiennokształtni… Pozostaje tylko mieć nadzieję, że nie dojdzie do tego.
- Tak – z zamyślenia wyrwał go niepewny głos Erika. Przewodniczący Rady nie wiedział czy
Archanioł chce o tym rozmawiać. Ukrył rozbawienie pod maską spokoju. Wszyscy myśleli, że on
nienawidził Lucyfera i nie chciał o nim rozmawiać. Ale to wcale nie była prawda. Wprawdzie
Gabriel nie uważał go za przyjaciela i sądził, że jego przekonania były mylne, ale nie nienawidził
go. Chociaż po kolejnym zamachu na swoje życie kilkadziesiąt lat temu, kiedy to upadły anioł
wykuł Piekielne Ostrze, Archanioł mógł go nienawidzić. Ale nie. Po prostu był mu obojętny. – Jak
zapewne wiesz, za kilka godzin Lucyfer pojawi się na Ziemi. I to nie byłoby nic dziwnego, z racji,
że czynił to już setki razy, ale tym razem mamy powody, aby się obawiać… Kiedy dziesięć lat temu
zdarzył się ten niefortunny wypadek – tutaj Eric skrzywił się lekko i jego spojrzenie powędrowało
do jednego z siedzących aniołów – upadły anioł poprzysiągł jednemu z naszych swoją zemstę. A jak
sam świetnie wiesz, on nigdy nie łamie obietnic.
Niestety, to była prawda. Władcy Piekieł można by zarzucić wiele grzechów, ale z pewnością
nie tego, że nie dotrzymuje danego słowa i że nie kieruje się honorem. Dla niego było to niezwykle
ważne.
- I co w związku z tym? – zapytał cicho Gabriel.
Eric przybrał zamyślony wyraz twarzy i powiódł wzrokiem po wszystkich zebranych w sali.
Westchnął cicho.
- Jeszcze nie wiem, ale musimy coś zrobić. Nie możemy pozwolić, żeby zabił Iana.
- Dam sobie radę – mruknął cicho anioł.
Wszyscy, łącznie z Archaniołem spojrzeli w jego stronę. Siedział z założonymi rękami i
wpatrywał się w stół pustym wzrokiem. Gabriel wiedział o czym myśli. Nie musiał być
jasnowidzem, żeby to wiedzieć. Chłopak nie chciał, żeby obchodzono się z nim jak z dzieckiem i
pilnowano go przez najbliższe dwa tygodnie, ale zarazem bał się. Bał się o swoje życie tutaj, w
Niebie.
Ian z wyglądu był mniej więcej w wieku Gabriela, jak zresztą większość tutejszych aniołów.
- Jedno jest pewne – powiedział Archanioł, posyłając pewne spojrzenie młodemu aniołowi. –
Lucyfer nie może się dowiedzieć. Wtedy dopiero mielibyśmy problem.
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami.
- Dlaczego Ian nie może po prostu zostać przez te dwa tygodnie w Niebie? – zapytał któryś z
aniołów. Gabriel spojrzał na niego. Miał może niecałe trzydzieści lat i lekki zarost na brodzie.
- To zbyt ryzykowne – Eric przygryzł lekko wargę. – Nie możemy ryzykować tego, że Lucyfer
pojawiłby się tutaj. A gdyby tak się stało, to z całą pewnością nie przybyłby sam. A wtedy nie
uniknęlibyśmy wojny. Nie, to nie jest dobre wyjście.
Na sali ponownie zapadła cisza. Większość aniołów miała kwaśne miny, nie mieli pojęcia co
mają zrobić z Ianem, żeby nie zginął, ale, żeby zarazem pozostał na Ziemi. Nie mogli wysłać zbyt
wielu swoich żołnierzy, aby go pilnowali.
- Cóż, możemy tylko mieć nadzieję, że chłopak jest na tyle mądry i sensownie myśli, żeby starał
się unikać miejsc, w których jest mało ludzi – rzucił któryś z aniołów.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin