Young Karen - Jeszcze jedna szansa !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!.pdf

(352 KB) Pobierz
Karen Young
Karen Young .Jeszcze jedna szansa.
STRESZCZENIE:
Julie odeszła od Alexa, nie mogąc znieść niechęci teściowej i braku zaufania męża.
Kariera zawodowa wypełniła jej życiową pustkę.
Szybko awansowała i stała się cenionym pracownikiem. Niestety, złośliwy los spłatał jej figla
- na jednym ze spotkań zawodowych natknęła się na byłego męża...
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Julie Dunaway bezskutecznie usiłowała trafić kluczem do zamka. W lewej ręce z trudem
trzymała wie wypchane po brzegi torby z zą.kupami. Za plecami usłyszała czyjeś kroki.
. - Zdajesz sobie sprawę, że dochodzi siódma?
- W' głosie Ann Lawson, przyjaciółki i sąsiadki, zabrzmiała wyraźna przygana. ' - Cześć,
Ann.
Julie zerknęła przez ramię, a jedna z toreb zachwią.ła się niebezpiecznie. Ann złapała ją w
ostatniej chwili. Julie chwyciła mocniej drugą, ale upuściła klucz. Ann zauważyła go pierwsza
i przysunęła stopą.
- Musiałam wstąpić do sklepu. Dlatego wracam później niż zwykle. Wpadniesz do mnie na
kawę?
- Julie przepuściła przed sobą Ann i weszła za nią do mieszkania. Kopnięciem zamknęła
drzwi.
- Wiem, że się powtarzam, ale powiem ci to jeszcze raz. .Musisz zwolnić tempo. Za ciężko
pracujesz .
skarciła ją Ann. - Ruszyła w stronę wnęki służącej za kuchnię. Postawiła torbę na blacie i
odwróciła się do Julie. - Nawet w weekendy nie pozwalasz sobie na żadne rozrywki. - Na
piegowatej twarzy Ann malował -się autentyczny niepokój. - Uważaj, moja droga, bo
któregoś dnia padniesz z przemęczenia i niedopieszczenia. , Julie zachichotała. Ann nie
zamierzała jej obrazić.
Po prostu wyrażała w ten sposób swoją szczerą troskę.
- Rozumiem twoje intencje, Ann, ale praca sprawia mi przyjemność. Poza tym mam wrażenie,
że
w firmie nie dzieje się najlepiej. Dlatego chcę pomóc panu Petersowi. - Julie spoważniała.
Przypomniała sobie swoje pierwsze tygodnie w Peters-WintonEngineering. - Dużo mu
zawdzięczam. Dostałam przecież tę posadę, chociaż brakowało mi kwalifikacji.
Ann skrzywiła się lekko. Stwierdzenie Julie nie trafiło jej do przekonania.
- Sama wiesz, że dajesz z siebie więcej niż powinnaś. Pan Peters oczekuje od ciebie
zawodowej lojalności i ośmiu godzin dziennie, a nie dziesięciu lub więcej. Zaczynasz wpadać
w przesadę.
W słowach Ann było dużo racji. Mimo to bursztynowe oczy Julie gliły się lekko, gdy na
chwilę wróciła myślami do biura. Jej szef chodził z zasępioną miną. Coś go niepokoiło,
chociaż starał się tego nie okazywać. . .
Odwróciła się do przyjaciółki.
- Oczywiście, masz rację. Nie powinnam się aż tak angażować w swoją pracę. Ale jestem
pewna, że pan Peters martwi się problemami przedsiębiorstwa. Nie orientuję się tylko, o co
chodzi.
Ann Iillasnęła współczująco językiem i zaczęła wyjmować zakupy.
- Możliwe, że ma jakieś kłopoty. Nie przypuszczam jednak, aby zwrócił się o pomoc do
ciebie. Dysponuje przecież zespołem bardziej doświadczonych pracowników. Więc jeśli
chcesz mojej rady - kontynuowała z uśmiechem ...: to się aż tak nie przejmuj. Zostaw sprawy
biznesu biznesmenom.
Biznesmeni. Julie nie należała do ich kręgu. Nie dotarła jeszcze na ten szczebel kariery i
chyba tego wcale nie pragnęła. Lubiła swoje zajęcie, które całkiem ją pochłaniało. Franka
Petersa znała od dawna. Był przyjacielem jej ojca i od trzydziestu lat właścicielem Peters-
Winton Engineering. Traktował Julie niemal jak córkę. Pomógł jej bez wahania, gdy przed
dwóma laty znalazła się w trudnym położeniu. Nie
zawiodła go. Szybko wciągnęła się w nowe obowiązki.
dowodniła, że jest, bystra i potrafi pracować wydajrue. Spędzała w b Urze dużo czasu i z
łatwością wyczuwała panujące tam nastroje. Dlatego ostatnio nab ała podejrzeń, że nie
wszystko jest tak, jak być pOWInno., .
Ale rzeczywiście nie ma sensu zaprzątać sobie tym głowy, uzn a. J śli firma wymaga, na
przykład, wprowadzerua ZDllan w systemie zarządzania,· to pan Peters może skorzystać z
pomocy specjalistów. Wielu zn omityc konsultantów oferowało w tej dziedzinie swoJe
usługi. Na przykład... Julie potrząsnęła głową jakby chciała odpędzić od siebie te natrętne
myśli:
Zaczynały bowiem zmierzać w niewłaściwym kierunku. .Z ws lką nę u ała uniknąć bol nych
wspomruen; NIe zamIerzała Jeszcze raz wpasc w tę samą pułapkę. Peters-Winton
Engineering poradzi sobie bez jej światłych sugestii.
Z wysiłkiem skupiła uwagę na tym, co mówiła Ann.
- Postanowiłam, że spędzimy u nich te dwa dni.
Ty odpoczniesz, pospacerujesz po lesie. Lubisz takie piesze wędrówki. A ja daję słowo, że
żaden chłopak nie będzie ci się naprzykrzał. - Przerwała na moment potok wymowy. - Julie!
Ty mnie chyba w ogóle nie słyszysz?
- Wybacz. - Julie uśmiechnęła się przepraszająco.
- Trochę się zagapiłam. - Włożyła do szafki paczkę makaronu i zamknęła drzwiczki. Ann
patrzyła na nią z rezygnacją. - Teraz cała zamieniam się w słuch. Na co próbowałaś mnie
namówić?
Ann wymownie wzniosła oczy do nieba i zaczęła od początku. . ' - Halsteadowie zaprosili nas
na weekend do ich omku nad jeziorem - wyjaśniała cierpliwie. - Tam Jest po prost bosko.
Jak zobaczysz ten pejzaż, od razu zapomrusz o pracy w zakurzonym śródmieściu.
Towarzystwo też chyba cię zadowoli. Będą tylko oni z dwojgiem dzieci, Jim i ja. Nikogo
więcej. Powiedz, że pojedzieśz.
- Dobrze - obiecała natychmiast, a Ann spojrzała na nią zaskoczona.
- Jestem prawie rozczarowana - mruknęła. - Już sobie przygotowałam niezbite argumenty, a
tu nie ma się z kim kłócić.
- Wobec tego czas na kawę - oświadczyła Julie.
Włączyła ekspres i sięgnęła po filiżanki. .
Ann usiadła na wysokim barowyln stołku i z przyjemnością przyglądała się przyjaciółce. Julie
-była wy- ..
soka i smukła. Gęste włosy o złocistym odcieniu miodu opadały miękkimi falami na ramiona.
Wowalnej buzi dominowały wielkie oczy w kolorze przejrzystego bursztynu. Wysoko
sklepione kości policzkowe gwarantowały zachowanie wspaniałej urody jeszcze przez długie
lata. Pełne, miękko wykrojone usta sprawiały, że Julie wyglądała delikatnie i kobieco. Mogła
mieć adoratorów na pęczki i prowadzić oszałamiające życie towarzyskie. Ajednak, od kiedy
rzuciła się w wir.
pracy, reszta świata przestała dla Julie istnieć. Zupełnie jakby ta dziewczyna nie miała
żadnych emocji ani tęsknot, które kipią w innych kobietach, pomyślała Ann. Nie wątpiła, że
w przeszłości przykre doświadczenia zraniły Julie do głębi. ' Julie nalała aromatyczny napój i
przysunęła Ann pojemnik z cukrem. Nie zauważyła jej zatroskanego spojrzenia.
- Wiesz, Ann, sama doszłam do wniosku, że trzeba oderwać się od tej harówki chociaż w
sobotę i w niedzielę. - W zamyśleniu pociągnęła łyk kawy. - Rzeczywiście, zachowuję się jak
robot. Wstaję, gnam do biura, wracam późnym wieczorem. Dzień w dzień to samo -
obowiążki i nic więcej. Czegoś chyba w tym wszystkim brakuje. Musi być jeszcze coś... - Na
twarzy Julie pojawił się przelotnie wyraz bólu. Wargi
.nrsZCZE JEDNA SZANSA
jej zadrżały. Ostatnio cOraz częściej czuła gorycz i żal.
Gdyby tylko... ' Wyprostowała się gwałtownie. Otworzyła pudełko z herbatnikami i
poczęstowała Aim, która obserwowała ją uważnie. Julie zawsze usiłowała zająć czymś ręce,
gdy zaczynały ją atakować myśli w rodzaju co .by było, gdyby... . Wdzierały się w jej
świadomość, choć usiłowała do tego nie dopuścić. Może potrzebowała tego weekendu u
Halsteadów. Może w relaksowej atmosferze zdoła uporządkować sprzeczne uczucia, które nią
miotały. Dwa lata temu podjęła przecież decyzję. Postanowiła wtedy rozpocząć nowe życie.
Powinna więc poszerzyć swój mały świat, bywać między ludźmi. Dosyć samotności, uznała,
skutecznie odsuwając od siebie przykre rozważania: Siadła naprzeciw Ann i zaczęła słuchać
jej paplamny.
Następnego dnia, w piątek, obudziła się później niż zwykle. Z niechęcią spojrzała na zegarek.
Znów się zepsuł. Już dawno zamierzała oddać go do naprawy.
Alarm czasem nie działał. Właśnie tak jak dziś.
Julie wyskoczyła .z łóżka i pognała do łazienki.
Szybko umyła twarz i zęby. Robiąc delikatny makijaż, układała w myśli kolejność spraw
biurowych, które musiała załatwić. Pośpiesznie ubrała się w brązowy kostium oraz kremową
bluzkę i wybiegła z mieszkania. .
Silnik jej małego samochodu na szczęście zapalił od razu. Uznała, że jeśli nie utknie w korku,
to spóźni się do pracy najwyżej dziesięć lub piętnaście minut.
Wyjechała z przeznaczonego dla mieszkańców bloku parkingu i ruszyła do śródmieścia
Bostonu.
. Podczas jazdy z roztargnieniem zerkała na strzeliste zarysy wieżowców. Miasto, jak zwykle,
emanowało specyficznym urokiem. Było jedną z najstarszych i najbardziej stymulujących
amerykańskich
metropolii. Julie często miała sobie za złe, że obecnie poświęca zbyt mało czasu na
zwiedzanie licznych zabytków. A przecież nie tak dawno z zachwytem odkrywała coraz to
nowe atrakcje, które oferował Boston i jego okolice. Ale wtedy... ' Długo tłamszone uczucia
domagały się uwolnienia.
Julie nie była pewna,· czy tym razem potrafi powstrzymać falę słodko-gorzkich wspomnień,
które znów zaczynały ją ogarniać. Włączyła radio, aby je rozproszyć. Działało chyba w
zmowie z jej przewrotną wyobraźnią, ponieważ z głośnika natychmiast popłynęły'
sentymentalne tony piosenki ,;;racy byliśmy .
Oczy Julie wypełniły się łzami. Co się ze mną, u licha, dzieje, pomyślała gniewnie. Przecież
tamte przeżycia . to już przeszłość.
Zdecydowanym ruchem pokręciła gałką, aby zmienić stację. Głos spikera, czytającego
aktualne wiadomości, zastąpił melodię, która odezwała się nie w porę. Julie uspokoiła się
trochę. Z ulgą podjechała przed . budynek Peters- Winton Engineering. Zaparkowała auto i
wbiegła po kilku schodkach do holu.
- Dzień dobry - przywitała: ją w sekretariacie drobna rudowłosa Candy. - Zerwała się z
krzesła i' sięgnęła po dzbanek. - Wiem, czego potrzebujesz.
Julie powiesiła na wieszaku płaszcz i z wdzięcznością wzięła filiżankę. Przez chwilę
rozkoszowała się , smakiem gorącego napoju. .
. Dzięki, Candy. To fakt, że uwielbiam rano mocną ·kawę, ale muszę ograniczyć ilość
kofeiny.
,-- Urwała, żeby pociągnąć kolejny łyk i dodała żartobliwie: '- Ale· spróbuję zerwać z tym
nałogiem dopiero od jutra. .
Roześmiały się obie. Julie otworzyła drzwi z wywieszką Julie Dunaway - administracja i
weszła do swojego pokoju. Usiadła za biurkiem i zaczęła przeglądać leżące na blacie
dokumenty.
Po kilku minutach zajrzała Candy.
- Julie, nie zdążyłam ci powiedzieć. Pan Peters chce, żebyś jak najszybciej do niego przyszła.
O dziesiątej ma jakieś spotkanie i przedtem musi z tobą coś omówić.
Julie Zmarszczyła brwi. Zastanawiała się, czy powinna wiedzieć, kogo oczekuje szef. Chyba
nie, uznała po krótkim namyśle.
- Dobrze, Candy, zaraz idę. - Odłożyła plik papierów i wstała. - Ta ocena projektu jest prawie
skończona. Mogłabyś wszystko. przepisać na maszynie?
Sekretarka-z uśmiechem skinęła głową.
- Oczywiście. Już się nawet 'za to wzięłam. Będzie gotowe do południa, o ile nie zdarzy się
jakieś nieszczęście. .
Dobrze im się razem pracowało. Łączyły je koleżeńskie stosunki, lecz Candy podziwiała Julie
i okazywała jej dużo .szacunku. W ciągu prawie dwóch lat Julie głęboko zaangażowała sięw
sprawy Peters-Winton. W rezultacje szybko awansowała z pozycji sekretarki pana Petersa na
stanowisko kierowniczki działu administracyjnego. Poświęcała swoim obowiązkom więcej
czasu. i energii ,niż inni. Candy wydawało się czasem, że Julie w ogóle nie ma życia
prywatnego.
Liczyła się dla niej tylko praca.
Zgodnie z poleceniem szefa, Julie udała się do jego gabinetu. Zapukała i słysząc przytłumioną
odpowiedź weszła do środka. .
Dzień dobry, Julie. - Frank Peten spojrzał z sympatią na swoją ulubioną pracownicę. -'
Wyglądasz jak zawsze ślicznie. - Usiądź. Wskazał ręką obity ciemną skórą fotel. - Nie
wiem, czy zau,!aźyłaś - zaczął - że wzrost kosztów i kłopoty kadrowe wpłynęły ostatnio na
znaczne 'obniżenie zysków, Próbowałem jakoś ratować sytuację, -ale bez większego
rezultatu. Chyba się starzeję i moje metody zarządzania są za mało nowoczesne. Dlatego stają
się nieefektywne. - Urwał. Przez chwilę bawił się leżącym na biurku długopisem, jakby
szukał odpowiednich słów.
Julie poczuła nagłe ukłucie strachu. Utkwiła zaniepokojone spojrzenie w twarzy pana Petersa,
który podjął przerwany wątek.
- Jak już powiedziałem, nie udało mi się samodzielnie wiele zdziałać. Otrzymałem jednak
ofertę od pewnej firmy konsultingowej. Zajmuje się ona rozwiązywaniem takich problemów,
jakie nas gnębią· Przeprowadziłem już wstępne rozmowy z jej przedstawicielami. Sądzą, że
potrafią nam pomóc.
. - T o brzmi optymistycznie - przyznała, choć nie całkiem roZumiała, o 'czym mówił. -
Oczywiście zawsze może pan liczyć na moją współpracę· - Doskonale, ponieważ właśnie
zamierzałem prosić cię o przysługę. - Pan Peters zawiesił głos i patrzył na nią wyczekująco. .
Julie milczała.
- Kiedy ci l zie tutaj się zjawią - wyjaśnił - zechcą uzyskać szczegółowe informacje dotyczące
funkcjonowaniaprzedsiębiorstwa, kadry, aktualnych kontraktów i tak dalej. Będą również
potrzebować kogoś, kto wprowadzi ich w nasze sprawy. Ty najlepiej nadajesz się do roli
takiego przewodnika. Jesteś.moją byłą sekretarką, a o ?ecnie kierowniczką administracji. Od
podszewki znasz Peters- Winton Engineering. Dlatego mam nadzieję, że zgodzisz się
asystować panu Brandtowi.
Jej umysł nie od razu przyjął do wiadomości sens tej prośby. Pod czaszką dźwięczało tylko
nazwisko Brandt. Julie przełknęła nerwowo ślinę, bo w żołądku ścisnęł ją nieprzyjemnie.
Opanowała się siłą woli i skupiła uwagę na dalszych słowach Franka Petersa. - Oczekuję jego
przybycia lada chwila. Chcę, żebyś poznała go jako pierwsza z naszego zespołu, poniew .
Zgłoś jeśli naruszono regulamin