Gromyko.Olga.Cykl.Wolha.Redna.Tom.II.Wiedzma.Opiekunka.Czesc.1.2010.POLiSH.eBook-Olbrzym.pdf
(
1044 KB
)
Pobierz
...
Historia miłosna ze szczęśliwym zakończeniem nie ma najmniejszej szansy, by stać się
legenda...
Cyniczny minstrel
Rozdział pierwszy
Nadzieje pesymistów na to, że wiosna będzie chłodna i długa, rozwiały się już w połowie
kwietnia. Ledwo co stopniały ostatnie sople, już zawiały gorące południowe wiatry,
wytapiając z pąków kwiaty, a z ziemi - soczyste, młode trawy. Ptaki nieco zdziwione
nieoczekiwanym ciepłem, wiły gniazda. Zwierzęta liniały, a ludzie wyciągnęli ze skrzyń buty
i kurtki, na wszelki wypadek ni chowając futer i welonek. Ledwo trzy tygodnie wcześniej w
dół rzeki ciągnęły karawany lodowatych kier, a dzisiaj już łąki zamgliły się żółtymi
chmurkami mniszków i przekwitały śliwy. Leśne jeziorko, które nie zdążyło jeszcze porosnąć
grzybieniami, otoczone było pędami sitowia i przyprószone kwiatami wierzby. Na
powierzchni wody tańczyły słoneczne odblaski, nad rozgrzanym piaskiem drgało powietrze,
ważki z furkotem śmigały w pogoń za muchami. Soczyste i jaskrawe wiosenne liście
zielonym płomieniem trzepotały na gałązkach, ptasia orkiestra wykonywała brawurową
symfonię, w głębi lasu odzywała się natchniona kukułka. Wszystko było tak piękne i
upajające, że od samego tylko patrzenia na górę konspektów, pożółkłych zwojów,
podniszczonych grimuarów i cała resztę tego świństwa ciemniało mi w oczach, a w duszy
kiełkowała nieprzeparta chęć, by iść i utopić się w jeziorze.
-
Bilet 127, punkt trzeci - nieubłaganie kontynuował Len. - Samoistny rozpad zaklęć i jego
przyczyny.
-
A.. E... No, na przykład...
-
Doskonale, pamiętasz. Idziemy dalej.
Z wdzięcznością spojrzałam na wampira. Gdyby nie on, już dawno zwichnęłabym sobie
język i zmęczyła gestami ręce, dowodząc, że cenne wiadomości o samoistnym rozpadzie
jeszcze nie zarosły kurzem w odmętach mojej pamięci.
-
Bilet 128, punkt pierwszy. Historia rozwoju magii.
-
A może to opuścimy?
-
Na egzaminie też będziesz opuszczać?
-
Y-y-y - Ja naprawdę wolę napisać siedemnaście reakcji kondensacji energii. No powiedz, co
to za różnica, w którym roku Rion Kopylski wynalazł multipolarnątrangresję?
-
Nie Rion Kopylski, tylko Połowią Biełorska, tak w zasadzie twoja krajanka.
-
Chodź, powtórzymy te najważniejsze, sprawy a potem wrócimy do historii.
-
Porzuć nadzieję, tęgogłowa pannico. Nie będzie dla ciebie ani litości, ani dyplomu.
-
O żeś ty wąpierzu jeden! - rzuciłam się na Lena i sczepi kończynami, potoczyliśmy się po
plaży.
Próba obrony mojego dobrego imienia była skazana na porażkę. Wampir bardzo szybko
znalazł się na górze i zadowoleniem przygładził prawą ręką roztrzepane włosy, lewą bez
widocznego wysiłku przyciskając mnie do piasku.
-
Oj, Len -jęknęłam po chwili, rezygnując z walki o wolność.
-
Błagaj o litość.
-
Za nic!
-
no to sobie leż - wielkodusznie pozwolił wampir.
-
Ale Len! Ja powinnam powtarzać! Mam egzamin za trzy dni!
Wampir demonstracyjnie ziewnął, nie zabierając ręki.
-
Powtarzaj. Bilet 128, punkt pierwszy. Historia rozwoju magii.
-
Nie wiem! - Rzuciłam się ostatkiem sił, jednak jego ręka wydawała się zrobiona ze stali i
nawet nie drgnęła.
-
Właśnie! To się bierz do nauki,
-
Nie zamierzam! I tak mi się nie trafi!
-
w takim razie bez sensu wysłałem do Szkoły zapytanie o młodego specjalistę?
-
Zrobiłeś to?
-Tak, i już żałuję. Z ciebie to taka magiczka jak z kozła mleczna krowa!
-
Len, jesteś skarbem! - pisnęłam z zachwytem.
-
Wiem - smętnie zgodził się wampir. - A na dodatek durniem, jakiego ze świecą szukać.
Wydawało mi się, że znam cię na tyle długo i dobrze, żeby nie popełniać takiego błędu.
-
Puść mnie już będę grzeczna!
-
Coś mi się nie bardzo chce wierzyć - westchnął Len, ale się odsunął.
Uskrzydlona wspaniałą perspektywą otworzyłam konspekt, ale długi słupek dat i imion
szybko przywrócił mi rozum, więc ponownie się zbuntowałam.
-
Powiedz mi z łaski swojej, dlaczego powinnam zaśmiecać sobie głowę tymi kretynizmami?
Bo jeszcze uznam, ze strzygi na cmentarzu czy strzygonie w lesie będą mnie odpytywać o
nazwisko wynalazcy lewitacji albo zdechną ze strachu na sam dźwięk daty utworzenia
Międzyrasowego Konwentu Magów!
-
Nie zaśmiecać, a trenować. Ty się ucz a nie rozpraszaj. I narzuć koszulę, bo już ci się
ramiona spaliły.
-Poważnie? Póki co jeszcze nie czuję. Poczekaj, polezę jeszcze parę minut, niech opalenizna
mocniej złapie. Bo kto wie jakie będzie lato. W zeszłym roku dobrego słońca nie było wcale i
łaziłam blada, jak wampir ...
Z
V
&
ZT
?]
się upiór..
nawet największy złośliwiec nie zdobyłby się na to, by nazwać Lena bladym. Opalenizna
rozlewała się na jego skórze równiej niż warstwa melasy, a na dodatek wampir nie musiał
godzinami wystawiać się na działanie słońca czy nacierać specjalnymi maściami.
- No to zaczynamy. Będę podawał datę, a ty mi ją dokładnie omówisz - zaproponował Len.
Nie wypuszczając z rąk książki, przekręcił się na plecy i słodko przeciągnął, co sprawiło, że
jego skrzydła zaszeleściły po piaski. - 147 rok przed naszą erą.
-Mhym... Teoria urzeczowienia życzeń?
-Tak. Podglądasz. Zamknij konspekt. O, żeby go leszy wziął!
Nie odmówiłabym, gdyby leszy wziął nie tylko konspekt, ale też zwoje, grimuary, egzaminy,
Szkołę, a przy tej okazji jeszcze Lena.
-
Kaiel idzie - wyjaśnił wampir, zrywając się na nogi i spiesznie otrząsając piasek z piersi i
spodni. - Nie było mnie tu! Nie było i nie będzie.
-
Dobrze - burknęłam, po cichu ciesząc się z nieoczekiwanej chwili oddechu. Chociaż
oddechu dosyć wątpliwego.
Kaiel był naszym wspólnym bólem głowy. Po pierwsze, uważał Lena za coś w rodzaju
chodzącego notatnika oraz konsultanta w sprawach „wagi życiowej" sunąc śladem władcy jak
pies myśliwski za lisem. Po drugie, był święcie przekonany, że umiera na straszliwą chorobę,
tylko nijak nie potrafi określić jaką. Kella go rozczarowała (porywcza zielarka rozłościła się
jękami „zawodowego chorego" do tego stopnia, że do reszty wyszła z siebie. Wyrzuciła
symulantowi wszystko, co o nim myśli, czym śmiertelnie obraziła cierpiącego), więc Kaiel
przerzucił się na mnie. Całe wakacje i praktykę przeddyplomową spędziłam w Dogewie,
zbierając materiał na temat właściwości unikalnego zjawiska przyrodniczo- magicznego
zwanego „efektem brudnopisu", przy okazji trenując praktyki lecznicze na cierpiących
wolontariuszach (Len i Kella wiedzieli o tym doskonale, ale zielarka chętnie powierzała mi
nieskomplikowane operacje -typu zaklęcia opryszczki - i z jeszcze większą radością zwaliła
na moje barki Kaiela). Ten dość młody wampir (miał ze stu osiemdziesiąt, dwieście lat)
wyglądał na całe trzydzieści i moim oraz Kelli wspólnym zdaniem, był zdrowy jak ryba.
Niemniej jednak sumiennie badałam go na każde zawołanie, uczciwie próbując odnaleźć w
krzepkim i utuczonym ciele złowieszcze oznaki nadciągającej śmierci. Dur brzuszny, gruźlica
atak serca, tężec i gangrena znikały w okamgnieniu, wystarczyło tylko, żebym przekonała
Kaiela, że ich objawy są zupełnie inne. Wierzył, ale jedynie przez moment. Mijały dwa-trzy
dni i już znajdował u siebie nowe symptomy i z jękami leciał do mnie, święcie przekonany, że
tylko ja jedna mogę uratować go przed nieuchronną zagładą.
Len miał jeszcze gorzej. Jedyną oficjalnie potwierdzoną chorobą Kaiela była skleroza. O
dziwo, tę konkretną diagnozę wampir symulant ignorował całkowicie i z oburzeniem
odmawiał przyjmowania przygotowanych przez Kellę eliksirów na polepszenie pamięci.
Moje pierwsze zetknięcie z Kaielem miało miejsce jesienią dwa lata wcześniej, kiedy to Len, z
daleka wyczuł kolejnego petenta, zbliżającego się do Domu Narad, po czym zerwał się z
fotela i zupełnie mając za nic władczą godność, wyskoczył przez otwarte okno.
- Mam już tego typa po dziurki w nosie i głębiej - narzekał potem. - Nie może dnia przeżyć
bez władcy nie może. Wczoraj też był...biedny i cierpiący. Chomąto mu znikło. A dokładniej
to sobie chłopina popił wieczorkiem i nie pamięta, gdzie wyprzęgał konia. A ja mam dłubać
w jego podświadomości i przekopywać się przez brudne gacie. Łazi do mnie z kompletnymi
bzdurami, zamiast lepiej poszukać... - dodał z rozdrażnieniem.
-No i co znalazł to chomąto?
-Ano znalazł. Wpakował je pod piec.
-No dobra, takie miejsce mnie osobiście by do głowy nie przyszło i nie przejmuj się tak,
trzeba mieć lżejsze podejście do życia, bo zanim skończysz dwie setki, zamienisz się w
prawdziwą strzygę, paskudną, wściekłą, przynudzającą i wredną. Skoro już ten facet
.. .znaczy się wampir... zebrał się na odwagę i przyszedł do ciebie, pewnie to chomąto jest dla
niego jak rodzone dziecię. Może to był prezent od teściowej z okazji ślubu? Ulituj się nad
biedakiem, niechaj znajdzie to swoje chomąto i się ucieszy!
-
A on następnym razem pójdzie o krok dalej i wyśle mnie na poszukiwanie topora - Len
zdenerwował się jeszcze bardziej.
-
Może jednak będzie się krępował?
-Niedoczekanie!
Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć tylko, że naprawdę nie miałam pojęcia kogo
bronię! Topór, portki, dziwne dźwięki na strychu, nocne strachy starszej córki, koso patrzący
sąsiad, fakt, że nie wzeszły nasiona ogórków zebranych przed dwoma laty, występujący we
śnie grób, wiadro, które utonęło ( albo wypłynęło) w studni, krakanie wrony pod oknem,
bulgotanie w lewym podżebrzu - i to wszystko to musieliśmy z Lenem zbadać, wyjaśnić,
doradzić i tak dalej i tym podobne. Nic dziwnego, że władca uciekał przed gorliwym
poddanym jak przed dżumą.
wDogewie schowanie się przed Kaiel em, zresztą jak i przed dowolnym innym wampirem
było niemożliwe. Wyczuwały mnie na odległość wiorstwy, jak ścierwik zdechłą krowę. Ale o
ile Len czy Kella, zauważali go zawczasu i mogli (co też robili) dać nura w krzaki i się
przyczaić, to mnie pozostawało tylko zgrzytanie zębami w uprzejmie wyduszanym powitaniu.
Plik z chomika:
Ganc2
Inne pliki z tego folderu:
Gromyko.Olga.Cykl.Wolha.Redna.Tom.II.Wiedzma.Opiekunka.Czesc.1.2010.POLiSH.eBook-Olbrzym.pdf
(1044 KB)
Gromyko.Olga.Cykl.Wolha.Redna.Tom.II.Wiedzma.Opiekunka.Czesc.1.2010.POLiSH.eBook-Olbrzym.rtf
(1423 KB)
Gromyko.Olga.Cykl.Wolha.Redna.Tom.II.Wiedzma.Opiekunka.Czesc.1.2010.POLiSH.eBook-Olbrzym.jpg
(70 KB)
Gromyko.Olga.Cykl.Wolha.Redna.Tom.II.Wiedzma.Opiekunka.Czesc.1.2010.POLiSH.eBook-Olbrzym.nfo
(0 KB)
Inne foldery tego chomika:
Archer.Jeffrey.Tajemnica.Autoportretu.2006.POLiSH.eBook-Olbrzym
Bacarr.Jina.Perfumy.Kleopatry.2009.POLiSH.eBook-Olbrzym
Baldacci.David.Cykl.Will.Robie.Tom.I.Niewinny.2014.POLiSH.eBook-Olbrzym
Baldacci.David.Pelna.Kontrola.2008.POLiSH.eBook-Olbrzym
Baranski.Marek.Bunt.Janczarow.2001.POLiSH.eBook-Olbrzym
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin