Szmagier Krzysztof - 07 zgłoś się cz. 20 - Złocist y.pdf

(1666 KB) Pobierz
1041759011.001.png
07 zgłoś się
Cykl książek o
poruczniku Borewiczu
Złocisty
Krzysztof Szmagier
Złocisty
W zadymionym barze było tłoczno. Literat kończył jeść golonkę. Wierzchem dłoni
otarł usta i rozejrzał się po ciasnym pomieszczeniu. Napotkał spojrzenie stojącego przy
barze Coca-Coli. Gestem pokazał mu miejsce przy swoim stoliku. Chłopak odstawił
kufel. Na wierzchu dłoni miał wytatuowany duży napis „Coca-Cola".
-
Pan Leon chciał się z tobą zobaczyć - powiedział Literat, kiedy Coca-Cola usiadł.
-
Zawsze chodzę w piątki.
-
Może premia - zaśmiał się głupkowato Literat. - Na boku nic nie brałeś?
Coca-Cola nieszczerze zaprzeczył. Zaniepokoiło go to pytanie.
-
Wiesz, że Złocisty jest straszny na zdradę. - Zebrał z talerza jeszcze resztę
tłuszczu. - Podobno jednej dziwce, co go kiedyś zdradziła, to kazał włożyć rurę między
nogi, wpuścił szczura, a z tyłu podpalił gazetę - roześmiał się.
Coca-Cola patrzył przerażony.
-
Co się z nią stało?
-
Resztki ryby zjadły w Wiśle.
-
Ale ja nie idę do Złocistego? - zaniepokoił się Coca-Cola.
- Ty i do Złocistego? - Literata rozbawiła taka możliwość. Spojrzał na zegarek. -
Pan Leon mówił, żebyś był o piątej, on nie lubi, jak ktoś jest niepunktualny.
Literat patrzył prosto w oczy Coca-Coli i milczał. Coca-Cola odwrócił wzrok i
odszedł od stolika.
Kiedy Coca-Cola wszedł do przedpokoju, Portier odłożył komiks o Supermanie,
leniwie się podniósł, aby dokładnie zrewidować mu kieszenie. Pchnął Coca-Colę w
sąsiednie drzwi i wszedł za nim. Coca-Cola stanął i się obejrzał.
- Łapy przy sobie - warknął. - Bo następnym razem przypierdolę.
Portier przekręcił klucz w zamku i popatrzył na niego, jakby go w ogóle nie słyszał.
Zamknięcie drzwi zaniepokoiło Coca-Colę.
Pokój urządzony był antykami. Na ścianie wisiał ogromny obraz przedstawiający
Ostatnią Wieczerzę.
-
Co jest? - zapytał ostro.
W tym momencie do pokoju wszedł Leon.
Przystojny, lekko szpakowaty starszy mężczyzna. Elegancko ubrany, ujmujący w
obejściu.
-
Przywiozłeś pieniądze? - zapytał uprzejmie.
-
Oczywiście, proszę pana. - Sięgnął do kieszeni i położył na biurku pieniądze i
kartkę. - Tu jest, ile wziąłem, i forsa.
Leon przeliczył pieniądze, spojrzał na rachunek.
-
To wszystko?
Przez moment Coca-Cola jakby się zawahał, obejrzał się na stojącego za nim
mężczyznę i powiedział z lekko wyczuwalną nutką niepokoju:
-
Przecież zgadza się z rachunkiem.
Leon kiwnął na Portiera. W tym momencie chłopak dostał pierwszy cios w szczękę.
Drugi cios wymierzony dokładnie w żołądek zwalił Coca-Colę na podłogę. Teraz Leon
dwa razy kopnął go, już nie celując.
Chłopak, zalany krwią, zwinięty w kłębek, jęczał z bólu.
- Wstań - powiedział Leon.
Nie mógł. Muskularny Portier uśmiechnął się głupkowato. Wielki, zwalisty, robił
wrażenie lekko niedorozwiniętego. Doskoczył do niego, złapał za ubranie i rzucił o
ścianę.
-
Ile pieniędzy wziąłeś dla siebie? - zapytał Leon. Coca-Cola otarł zakrwawioną
twarz. Poruszył ustami. Obolałe wargi uniemożliwiły mu odpowiedź. Sięgnął wolno ręką
i jęknąwszy, wyjął wybity ząb.
- Pytałem, ile wziąłeś dla siebie- Leon mówił z udawaną uprzejmością.
Coca-Cola, dysząc, popatrzył spode łba.
-
Dwadzieścia.
-
Ile? - Leon pierwszy raz podniósł głos.
-
Dwadzieścia... dwieście sześć.
-
No, teraz się zgadza. Oddaj.
-
Nie mam...
-
Przeszukaj go.
Portier bezceremonialnie obszukał mu kieszenie. Nic nie znalazł.
-
Zegarek - mruknął Leon.
Mężczyzna rozpiął mu pasek i schował zegarek do kieszeni.
-
Zapłacisz mi za to, eunuchu - syknął Co-ca-Cola. - Ja o was też trochę wiem.
Wtedy dostał pięścią cios w głowę. Odleciał w róg pokoju, uderzając o stojącą tam
pancerną szafę. Opadł na podłogę i znieruchomiał.
- Idiota! - Leon spojrzał z naganą na Portiera. - Co z nim teraz zrobimy? Zajmij się
tym - mruknął.
Przy biurku siedział Emil i układał banknoty w pliki.
-
Zgadza się. Dwa miliony osiemset - powiedział do siebie zadowolony.
-
U mnie zawsze się zgadza - stwierdził, wchodząc, Leon. - Kudliński nie
powiedział nam wtedy, że była u niego milicja.
-
I? - zaniepokoił się Emil.
-
Chyba wszystko w porządku. Co z pokostem?
-
Dwóch konwojentów i facet na bramie ugadani. Na magazyniera mamy haka. Do
końca miesiąca wywiozą cztery tony.
-
Co z magazynierem?
-
Kobitka. Rok temu urodziła dziecko, które po cichu oddała. Bardzo - podkreślił to
słowo -jej zależało na mojej dyskrecji.
-
Wszędzie ten seks - westchnął z rezygnacją Leon.
-
No, a przy pensji dwanaście miesięcznie - uśmiechnął się z politowaniem Emil -
propozycja trzydziestu dodatkowo też zrobiła swoje.
-
Technika?
-
Do bilansu pełny spokój. A potem to nas już tu nie będzie.
-
Co poza tym?
-
Ten gówniarz Coca-Cola próbował nas przekręcić na parę złotych.
-
I? - Emil uniósł wzrok znad pieniędzy.
-
Portier się nim zajął.
-
No to czym się martwisz?
Leon podszedł do stołu i odruchowo sięgnął po leżącą obok pieniędzy tabliczkę
czekolady w kolorowym opakowaniu.
-
Ludzi nie mamy. A zostało tego towaru jeszcze od cholery. - Rozdarł opakowanie
czekolady.
-
Ile? - spytał Emil.
-
Sześć ton. - Leon ugryzł kawałek czekolady i powoli zaczął go przeżuwać. Po
Zgłoś jeśli naruszono regulamin