Unijne dotacje zabijają w Polakach resztki przedsiębiorczości.pdf

(67 KB) Pobierz
Unijne dotacje zabijają w Polakach resztki przedsiębiorczości
Unijne dotacje zabijają w Polakach resztki
przedsiębiorczości
Data publikacji: 11-9-2009 @ 11:35 pm
śród ekonomistów słychać coraz mniej zachwytów nad unijnymi dotacjami. Wielu z nich, nawet
mainstreamowych, zaczęło publicznie powątpiewać w ich ekonomiczny sens. Na dodatek w
ostatnim tygodniu byliśmy świadkami prawdziwej bitwy o dotacje na rozwój e-biznesu, czyli
innowacyjnej gospodarki. Okazało się, że o przyznaniu środków na rozkręcenie interesu nie
decyduje pomysł, lecz kolejność zgłoszeń (sic!).
Zapobiegliwi kolejkowicze stworzyli listy społeczne. Naturalnie pojawiły się listy konkurencyjne i
zaistniała groźba bijatyki. Mało brakowało, aby Polacy zaczęli lać się po pyskach o unijne dotacje.
To ci innowacja! Naturalnie nasuwa się kilka refl eksji. Po pierwsze – natury moralnej. Dotacje są
niemoralne przede wszystkim dlatego, że pochodzą z oszczędności skonfi -skowanych uczciwym
obywatelom. Aby rozdać miliony euro, komuś je trzeba było zabrać. Dlatego najbardziej bulwersują
wypowiedzi, że „głupotą jest dotacji nie brać”, bo weźmie je ktoś inny. Analogicznie można rzec, że
lepiej okraść bank, bo zrobi to ktoś inny.
Nawet niektóre instytuty spraw publicznych określające się jako wolnorynkowe biorą kasę od
państwa. Tutaj przypomina się historia opowiedziana przez jednego z szefów zachodnich think-
tanków, będąca ostrzeżeniem, aby nie sięgać po państwowe (kradzione). Jedna z agend rządowych
zamówiła raport, ale nie chciała zapłacić, argumentując – nota bene logicznie – że gdy nie zapłaci,
podatnicy oszczędzą mnóstwo pieniędzy. Jeszcze więcej pieniędzy podatnicy oszczędziliby, gdyby
nie było chętnych po dotacje.
Niestety chętni są – i to w nadmiarze. Rozdawanie dotacji (jak widać, na zasadzie: kto pierwszy,
ten lepszy) jest ordynarnym korumpowaniem obywateli. Unijni politycy kupują sobie przychylność
wyborców. Ci, którzy dostali po kilka milionów za wypełnienie jakiś ankiet i wniosków, coraz cieplej
będą wypowiadać się o Unii Europejskiej. Chętniej będą też angażować się w to, aby tych dotacji
było coraz więcej. Stracą na tym uczciwi obywatele, którzy dotacji nie biorą. Rozdawanie dotacji
demoralizuje. Większość projektów tworzonych jest nie dlatego, że istnieje na nie zapotrzebowanie
rynkowe, lecz konstruowanych jest pod konkretne dotacje. Innymi słowy, zgodnie z ekonomią
podaży, jak jest podaż, to i popyt się znajdzie. Jeśli pojawiły się dotacje na e-biznes, to trzeba
wymyślić jakiś projekt e-biznesowy, aby „wyciągnąć od Unii kasę”. Pewnie każdy już słyszał ten
slogan gdzieś w kręgu swoich znajomych.
Demoralizacja wynikająca z systemu dotacji skłania obywateli do popełniania zwykłego oszustwa.
Włosy stają dęba, gdy słyszy się o kwotach idących w setki tysięcy czy nawet miliony euro,
przyznawanych na kolejne projekty. Nie jest tajemnicą, że beneficjanci ostro zawyżają koszty
przedsięwzięcia, aby zmaksymalizować dotację. Przecież to zwykłe oszustwo. Najlepiej widać to
właśnie w wypadku projektów e-biznesowych. Głupią stronę internetową potrafi zrobić nawet
dziecko, natomiast biznesplany takich przedsięwzięć opiewają często na astronomiczne kwoty.
Mechanizm jest prosty – wystawia się fikcyjne faktury, lipne umowy o dzieło itd., żeby „papiery się
zgadzały”. W ten sposób marnotrawione są środki podatników – ku uciesze urzędasów i biorących
kasę.
Unijne dotacje stały się źródłem łatwego zarobku dla byle cwaniaków. Komitety kolejkowe
doskonale o tym przypominają, nasuwając skojarzenia z pierwszymi latami funkcjonowania rynku
kapitałowego, gdy wszyscy rzucali się na kupno akcji prywatyzowanych przedsiębiorstw, gdyż był
to zysk pewny i łatwy, a wymagający wyłącznie wytrwałości w staniu w kolejce. Podobnie dzieje się
z dotacjami, które są podstawowym źródłem dochodów dla coraz większej rzeszy firm i
organizacji. Projekty, na które przyznawane są dotacje, powstają na zasadach będących
całkowitym zaprzeczeniem rachunku ekonomicznego. Większość z nich nigdy by nie powstała, ale
nie dlatego, że ich twórcom brakuje kapitału początkowego – jak często tłumaczy się status quo
całego sytemu. Nie powstałyby, bo są nikomu niepotrzebne, mierne i wtórne. Żyjemy w czasach, w
których zdobycie kapitału początkowego nie jest problemem, zwłaszcza w tak bogatym kraju jak
Polska. Młodzi ludzie już pewnie zapomnieli, skąd go wziąć, więc przypomnę. Można oszczędzać (o
zgrozo!). Można zaprosić do interesu wspólnika z pieniędzmi. Można pożyczyć w banku. Wówczas
warunkiem powodzenia jest naprawdę dobry biznesplan. Biznesplan zakładający rentowność
1
W
przedsięwzięcia i zyski. A to oznacza, że produkt czy usługa są potrzebne, a całość ma szansę na
sukces. Do cholery, Dolina Krzemowa nie powstała za pieniądze amerykańskich podatników!
System dotacji wywraca przedsiębiorczość do góry nogami. Przedsięwzięcie nie musi być
potrzebne, bo dotacje i tak się dostanie. Projekt nie musi być rentowny, bo przyznana kwota,
wielokrotnie przewyższająca rzeczywiste potrzeby (oszustwo), pozwala na komfortową wegetację.
Wystarczy wytrwać kilka lat, interes zamknąć i wszystko gra. Ciekawe, czy unijni urzędnicy
prowadzą statystyki, ile dotowanych projektów przetrwało dłużej niż pięć lat. Być może okazałoby,
że system zamiast przedsiębiorstw kreuje nowych bezrobotnych.
Wreszcie kwestia innowacyjności naszej gospodarki. Polska we wszystkich możliwych rankingach
badających kreatywność naszych przedsiębiorców okupuje doły i niziny. Czy owa polityka wzmocni
naszą innowacyjność, czy ją zniszczy doszczętnie? Zapoznając się z projektami, które są zgłaszane
po dotacje, należy sądzić, że raczej to drugie. Większość projektów to dublowanie przedsięwzięć,
które już są na rynku, ewentualnie kalki rozwiązań z Zachodu (to szczyt kreatywności naszych
pseudoinnowatorów). Generalnie można więc się bez nich obejść. Powstaje zatem pytanie: czy
system dotacji nie został stworzony po to, aby celowo utrzymać Polskę w obecnym stadium –
stadium technologicznego skansenu.
Tomasz Teluk
2
452823574.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin