Carpenter Leonard - Conan Najeźdźca.txt

(415 KB) Pobierz
LEONARD CARPENTER
   
CONAN NAJE�D�CA
   
   
TYTU� ORYGINA�U: CONAN SCOURGE OF THE BLOODY COAST
PRZE�O�Y�: MAREK MASTALERZ
   
Dla Liane

I
NIEWOLNICZY STATEK
   
   Za�oga pirackiej galery �Dzierzba� wyw�szy�a niewolniczy statek na d�ugo, zanim go zobaczy�a.
   Piracka za�oga by�a zbieranin� �otrzyk�w z p�tuzina rozmaitych nacji. Wytatuowani, pokryci szramami, ogorzali obwiesie z kolczykami w uszach, przez ca�� noc gi�li karki w �awach wio�larskich, �cigaj�c ofiar�. Wielu z nich by�o niegdy� niewolnikami i skaza�cami. Wielu taki los czeka� w przysz�o�ci, lecz ka�dy z nich, czy by� zbiegiem, czy nie, mia� takie samo zdanie o niewolniczym okr�cie.
   Kapitan �Dzierzby� sta� na szeroko rozstawionych nogach na pok�adzie rufowym biremy. Nas�uchuj�c odg�os�w �ciganego statku, przeszywa� czujnym wzrokiem g�sty, poranny opar i przygl�da� si� powierzchni wody. Jako m�odzieniec z r�wn� czujno�ci� tropi� kozic� w g�rskich rozpadlinach rodzinnej Cymmerii.
   Od�r niewolniczego statku, stanowi�cy po��czenie woni potu, �ajna, uryny i cierpkiego smrodu wymiot�w, �wiadczy� dobitnie, �e byli na w�a�ciwym tropie. M�wi� o skutych �a�cuchami wio�larzach, kt�rzy ca�ymi latami nie wstawali ze swoich �aw. Oci�a�a poranna bryza wskazywa�a, w kt�r� stron� zmierza� uciekaj�cy statek: na wsch�d, ku narastaj�cej jasno�ci dnia i zaro�ni�tym wodorostami, skalistym p�yciznom hyrka�skiego wybrze�a.
   Kapitan zr�cznie manewrowa� wios�em sterowym. Mia� na sobie tylko jedwabne bryczesy i lu�ne marynarskie buty. Jego krzepkie ramiona zdobi�o par� zrabowanych bransolet. Dzika i dumna poza nie pozostawia�a najmniejszych z�udze� co do tego, �e on, Conan z Cymmerii, znany obecnie pod siej�cym groz� imieniem Amry, Postrachu Vilayet, jest panem tego statku.
   � Ahoj, kapitanie! � odezwa� si� majtek z bocianiego gniazda. � Na sterburcie wida� jeszcze jednego!
   Pu�ciwszy luzem wios�o sterowe, Conan wyjrza� za praw� burt�. Majtek nie myli� si�: na falach twarz� w d� unosi� si� kolejny trup. Nad powierzchni� wida� by�o jedynie wzg�rek grzbietu, spalonego na czarno przez s�o�ce i zgarbionego od lat har�wki przy wios�ach. Plecy trupa poznaczone by�y g��bokimi, krzy�uj�cymi si� szramami po ch�o�cie, kt�ra sta�a si� przyczyn� �mierci. Taki w�a�nie trop pozostawia�a za sob� niewolnicza galera. By�a to trzecia ofiara od rozpocz�cia po�cigu ubieg�ego wieczora.
   � Na Bel, zabijaj� ich szybciej, ni� mog� sobie z nimi poradzi� ryby! � zauwa�y� jeden z wio�larzy przygl�daj�c si� nieboszczykowi.
   � Zgadza si�. Oszcz�dzaj� nam trudu � zawt�rowa� mu drugi.
   � Pewnie przyuczaj� now� za�og� � doda� ospowaty Rondo. � Daj� pozosta�ym przyk�ad.
   � Ale po co gonimy jak�� n�dzn� niewolnicz� kryp�? Nie mam ochoty nadwer�a� kr�gos�upa tylko po to, by odebra� kmiotkom ostatni szel�g i zedrze� im koszul� z grzbietu� � rozleg� si� skwaszony g�os z dolnego rz�du �aw. Malkontent nie przedstawi� si�, lecz Conan nie mia� w�tpliwo�ci, kto to jest.
   � Dosy�, Diccolo! � burkn��. � Wios�uj �ywiej, je�li chcesz zachowa� ca�� sk�r�! � pchn�� silnie wios�o sterowe. � Czuj�, �e zbli�amy si� do celu. Smr�d jest coraz silniejszy.
   Skrzyp wiose� i bulgotanie rozgarnianej wody przybra�y szybsze tempo, zgodne z nowym rytmem b�bna starego Yorkina. Za�oga nie szcz�dzi�a wysi�k�w. Ju� nikt wi�cej nie wyjrza� za burt�, by przyjrze� si� trupowi. Dzia�o si� tak g��wnie za spraw� pirackich przes�d�w, dotycz�cych morskiej ciszy i mieszka�c�w g��bin.
   Conan zna� te l�ki. Ludzie bali si� najbardziej tego, co mog�o przyby� z martwego kr�lestwa na dnie morza. Nie podziela� ich dziecinnych wierze� przynajmniej nie do ko�ca. Mimo to bardzo mu odpowiada�y. Dzi�ki nim wio�larzy nie trzeba by�o zach�ca� do usilnego, wyczerpuj�cego trudu na przybrze�nych, g�adkich jak szk�o wodach.
   � Wios�a w g�r�, psy! Sied�cie cicho przez chwil� i nadstawiajcie uszu!
   Podporz�dkowuj�c si� komendzie, piraci podnie�li pi�ra wiose� nad wod� i wci�gn�li ich trzony g��biej na pok�ad. W ciszy, kt�ra zapad�a, przez moment s�ycha� by�o tylko kapanie kropli z pi�r i szmer rozcinanej przez dzi�b wody. Potem przez roz�wietlony s�o�cem opar przedar�y si� inne d�wi�ki. Pierwsze by�o basowe, rytmiczne poj�kiwanie. Nie spos�b by�o orzec, czy to skrzypienie mamie naoliwionych dulek, czy j�ki haruj�cych ponad si�y wio�larzy. Rozbrzmiewa�o r�wnie� ciche, rytmiczne dudnienie i trzask, nie mog�ce by� niczym innym, jak uderzeniami bicza.
   Nagle zza snuj�cej si� tu� nad wod� opo�czy mg�y wy�oni�a si� upiorna sylwetka statku. Z niskiego, szerokiego kad�uba stercza�y bez�adnie poruszane przez niewolnik�w wios�a. Zw�aj�cy si� dzi�b i rufa by�y wygi�te nad pok�ad na kolchia�sk� mod��, obramowuj�c s�up pojedynczego masztu.
   Pozbawiona �agli galera, pchana niezdarnie siek�cymi wod� wios�ami, torowa�a sobie drog� mi�dzy kolumnami mg�y, barwionej na pomara�czowo przez �wit wstaj�cy nad hyrka�skim stepem.
   � Ruszcie si�! Oto nasz nieprzyjaciel! � zawo�a� Conan. � Wytrz��nijcie o��w z r�kaw�w, hultaje! Musimy go dogoni�!
   � Pewnie! � zawt�rowa�y mu pirackie okrzyki. � Zatopimy t� przegni�� bali�! Staranujemy j� i z�upimy, zanim p�jdzie na dno!
   � Nie! � rozleg� si� kolejny g�os. � Spalimy to cuchn�ce siedlisko zarazy razem z za�og�! Oszcz�dzimy smrodu Dagonowi i jego kr�lestwu!
   � Nie staranujemy galery � oznajmi� Conan. Gdy birema z impetem skoczy�a do przodu, barbarzy�ca podni�s� wios�o sterowe nad wod�, by nie hamowa�o okr�tu. � Gotowa� haki! Aborda� od rufy! Statek i za�oga maj� pozosta� nietkni�te! � przywo�awszy skinieniem dw�ch pirat�w, by chwycili dwa zapasowe wios�a sterowe, przeszed� mi�dzy �awy, by poprowadzi� atak. � Mo�ecie wyci�� nadzorc�w w pie�, je�eli macie ochot�, ale macie zostawi� niewolnik�w w spokoju, chyba �e zaczn� broni� swoich �a�cuch�w � m�wi�, poklepuj�c po ramionach mijanych wio�larzy.
   Przestrze� po�yskuj�cej wody mi�dzy dwoma statkami szybko mala�a. Piracka birema o w�skim kad�ubie, obci��ona jedynie wios�ami, broni� i pos�uguj�cymi si� nimi lud�mi, przecina�a g�adk� powierzchni� morza jak wodny w��. Niewolnicza krypa zwalnia�a, jakby jej kapitan nie wiedzia�, co czyni� na widok prze�ladowcy. Zniewolonych wio�larzy zmusza�o do jeszcze wi�kszego wysi�ku desperackie bicie w b�ben, chrapliwe wrzaski i o wiele g�stsze razy bicza. Ich trud okazywa� si� jednak daremny. �cigana galera p�yn�a z t� sam� szybko�ci�, co przedtem.
   Dwa okr�ty zetkn�y si� pod bladoniebieskim niebem, pokrytym rzadkimi ob�okami. Wios�a na sterburcie pirackiej biremy w jednej chwili skry�y si� w kad�ubie. �Dzierzba� z dudnieniem otar�a si� o ruf� niewolniczej galery. Ci�ni�te przez muskularnych pirat�w kotwice aborda�owe poszybowa�y sczepiaj�c oba statki. Ta, kt�r� rzuci� Conan, zatoczy�a �uk i spad�a na rami� bogato odzianego oficera w turbanie, kt�ry zbyt p�no rzuci� si� do ucieczki. Stalowy hak powl�k� go i przybi� do burty za r�k� i ko�nierz. Conan ci�gn�� z ca�ych si� sznur kotwicy, a� kad�uby zetkn�y si� ze sob�. Potem owin�� lin� wok� masztu, zadowolony, �e unieszkodliwi� jednego wroga jeszcze przed rozpocz�ciem walki.
   Chwil� p�niej by� ju� na pok�adzie niewolniczej galery. P�dz�ca za nim wrzeszcz�ca horda morskich grabie�c�w w okamgnieniu zmiot�a obro�c�w z pok�adu rufowego. Zasieczonych kordami cz�onk�w za�ogi natychmiast wyrzucano za burt�. Conan par� do przodu, nie zwracaj�c uwagi na niezno�ny smr�d. Kierowa� si� ku pomostowi zawieszonemu na linach nad lawami wio�larzy. Gdy dotar� do�, zagrodzi� mu drog� t�usty, brodaty nadzorca niewolnik�w z nagim torsem, uzbrojony w bicz z bawolej sk�ry. W dole kulili si� skuci �a�cuchami niewolnicy: m�czy�ni, kobiety, a nawet dzieci. Wyn�dzniali, brudni, ze spl�tanymi, nie strzy�onymi w�osami, o nagiej, poznaczonej razami sk�rze, biernie przygl�dali si� rozwojowi wydarze�.
   Conan zaatakowa�, mierz�c ostrzem w bujne w�osy, porastaj�ce pier� nadzorcy, jednak przeciwnik, przyzwyczajony do poruszania si� po chwiejnym pomo�cie, rzuci� si� w ty� zr�cznie jak paj�k mkn�cy po swej paj�czynie. Conan poczu� piek�cy b�l przy lewym uchu. Drugi raz bykowca obla� b�lem jego bark. Cymmerianin zatoczy� si� i prawie upad� na kolana, maj�c wra�enie, �e po�ow� jego cia�a ogarn�� ogie�. Gdyby nast�pny cios trafi� w zbrojne rami�, nie zdo�a�by utrzyma� korda. Odzyskawszy r�wnowag�, barbarzy�ca zatoczy� ostrzem nad g�ow�, zrobi� wypad i ci��, lecz nie przeciwnika, ale lin�, tworz�c� por�cz chodnika. Ostrze rozci�o pokryty brudem sznur sprawiaj�c, �e gotuj�cy si� do zadania kolejnego ciosu nadzorca nagle straci� oparcie. Desperacko �api�c r�wnowag�, macha� na o�lep bykowcem. Nic mu to jednak nie da�o i z wrzaskiem run�� w ty� mi�dzy �awy wio�larzy.
   Wtedy rozleg� si� st�umiony, w�ciek�y pomruk. Dziesi�tki ust zacz�y wykrzykiwa� obelgi w tuzinie j�zyk�w. D�onie niewolnik�w, przykurczone i pokryte odciskami od wyczerpuj�cej har�wki, okaza�y si� wystarczaj�co ch�tne i sprawne, by wczepi� si� i rozerwa� cia�o nadzorcy. Tuziny brudnych r�k wpi�y si� w jego brod�, wyd�uba�y oczy, wy�amywa�y stawy i szcz�k�. Na gardle mordowanego zaci�ni�to znienawidzony bat. Niedawny pan �ycia i �mierci najpierw rycza� i wy�, a potem ju� tylko charcza�, czka�, st�ka� i ucich�.
   Zostawiwszy go swojemu losowi, Conan ruszy� na dzi�b. Drugi z nadzorc�w � szpakowaty oficer o charcim obliczu, pos�ugiwa� si� biczem z mniejsz� wpraw�. Gdy bykowiec przeci�� powietrze ze z�owieszczym �wistem, Conan schyli� si� przed nim i odbiwszy si� od rozko�ysanego pomostu, skoczy� do przodu. Oficer rzuci� si� do ucieczki. By�o ju� jednak za p�no: nim zdo�a� zrobi� cho� krok, poczu� na karku zimny dotyk ostrej jak brzytwa klingi. Bez g�owy, brodz�c krwi� run�� mi�dzy wio�larskie �awy. Tym razem r�ce niewolnik�w szuka�y nie jego gard�a, lecz zawieszonych przy pasie kluczy.
   Droga na pok�ad dziobowy by�a wolna. Zebra�o si� na nim pi�ciu majtk�w. Przera�eni pr�bowali os�oni� si� kordami i bosakami. Conan wiedzia�, �e zosta�o im niewiele �ycia. Z ty�u dobiega�o wilcze wycie jego pi...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin