Alan Loy McGinnis - Sztuka Przyjazni.rtf

(391 KB) Pobierz

Alan Loy McGinnis

Sztuka Przyjaźni

Jak zbliżyć się do ludzi

na których Ci zależy
DEDYKACJA

Człowiek uczy się zarówno odnosząc powodzenia, jak i niepowodzenia w bliskich kontaktach z innymi ludźmi. Osobiście nauczyłem się wiele w obu tych przypadkach. Książkę tę dedykuję ludziom, którzy pomogli mi odnieść sukces, tym, którzy byli moimi nauczycielami, doktorowi Taz Kinney'owi oraz Markusowi Svenssonowi. Nie tylko dlatego spędzamy wspólnie całe dnie, że czujemy potrzebę dyskutowania o różnych spra­wach, ale potrzebujemy rozmawiać ze sobą o nas samych. Opowiadam im o moich małych zwycięstwach i olbrzymich porażkach. Mogę tak postępować, ponieważ oni postępują podobnie w stosunku do mnie. Dedykuję tę pracę także Dagny Svensson, Katrinie Grant, Monice Baaska, ColleonAcord. Każda z nich jest dla mnie kimś innym, każda też jest kimś więcej niż tylko sekretarką.

Kontakty międzyludzkie mają charakter wielopokoleniowy. Spogląda­jąc wstecz widzę, że wszystko, co wiem o miłości zawdzięczam moim rodzicom, Alanowi UnezMcGinnis. Patrząc zaś w drugą stronę dochodzę do wniosku, że moje dzieci - Sharon, Alan, Scott i Donna - są dawcami miłości innego pokolenia. Uczę się jej także od nich.

Ale przede wszystkim książkę tę dedykuję Dianie, która twierdzi, że jestem jej najlepszym przyjacielem, a która jednocześnie jest nim z pewnością dla mnie. To, że jesteśmy małżeństwem jest jednym z najws­panialszych prezentów odżycia.

OD AUTORA

Na wstępie składam podziękowanie za przeczytanie tej książki i cenne, na jej temat uwagi następującym osobom: Jeffowi Hansenowi, Don fnezowiMcGinnis, dr. Walterowi Rayowi, Bobowi i SuzanRitchie, Edowi Spanglerowi, dr. Bruce'owi Thieleman, dr. Johnowi Todo iKaren Todd.

Pierwszym człowiekiem, który powiedział: "to się nadaje do druku!" był David Leek, natomiast Mikę Somdal interesował się tą pracą od samego początku.

Wyrażam wdzięczność wydawnictwu Simon i Schuster za pozwolenie cytowania książki pt. "Jak zdobywać przyjaciół i wpływać na ludzi" (How to Win Friends and Influence People) Dale'a Carnegie oraz wydawnic­twu Word Books za pozwolenie cytowania książki pt. "Już nie obcy" (No Longer Strangers) Bruce'a Larsona.

Kolejność opisów różnych przypadków z mojej praktyki w poradni została zmieniona, a nazwiska, miejsca i szczegóły są odpowiednio inne, ze względu na konieczność zachowania dyskrecji. Jednakże problemy opisywanych tu ludzi są całkowicie prawdziwe.


"Życie należy umacniać wieloma przyjaźniami.

Kochać i być kochanym to największe

szczęście istnienia."

Sydney Smith[1]

Wspaniałe nagrody przyjaźni

Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się nad tym, jak to się dzieje, że pewni ludzie są w stanie przyciągać do siebie innych oraz zdobywać podziw i uczucia swoich przyjaciół? Niektórzy, czasami niepozornie wyglądający przyciągają do siebie innych jak magnes przyciąga opiłki żelaza. Ludzie zajmujący kierownicze stanowiska, którym brakuje suk­cesów mają często wielu lojalnych przyjaciół.

Tacy ludzie mogą być bogaci lub biedni, bardzo inteligentni lub nie, lecz gdzieś w ich osobowościach znajduje się element, który powoduje, że są oni szanowani i podziwiani. Tym elementem jest przyjaźń.

Moja praca psychologa umożliwia mi obserwowanie wszelkich współzależności międzyludzkich. Rozmawiałem z tysiącami ludzi o ich najbardziej intymnych sprawach, a obserwując to, co czynili ci, którzy odnieśli sukces w miłości, poznałem niektóre z ich sekretów. Celem tej książki jest przekazanie tych obserwacji.

Jak poznanie warunków przyjaźni może uczynić Cię ekspertem bliskich stosunków międzyludzkich

Podczas badań w naszej klinice odkryliśmy, że przyjaźń jest podstawą każdej miłości. Przyjaźń ma też wpływ na inne ważne relacje w życiu. U ludzi, którzy nie mają przyjaciół obserwuje się zmniejszoną zdolność do przeżywania jakiejkolwiek miłości. Mają oni tendencję do zawierania licznych małżeństw, zrażania do siebie członków rodziny, często też borykają się z kłopotami w pracy zawodowej. Z drugiej strony ci, którzy nauczyli się kochać swoich przyjaciół, przeżywają długie i przepełnione szczęściem małżeństwa, dobrze współżyją ze współpracownikami i pot­rafią cieszyć się swoimi dziećmi.

Wkrótce po śmierci znanego w USA komika, Jacka Benny'ego, w telewizji przeprowadzono wywiad z George Burns. "Przeżyliśmy wspa­niałą przyjaźń przez te 55 lat - powiedziała. - Jack nigdy nie wychodził z pokoju, gdy ja śpiewałam, a ja nigdy nie wychodziłam, gdy on grał na skrzypcach. Śmialiśmy się razem, bawiliśmy się razem, pracowaliśmy i jedliśmy wspólnie. Sądzę, że przez te lata rozmawialiśmy ze sobą każ­dego wieczora."

Gdybyśmy nie wiedzieli nic więcej o tej parze, można byłoby założyć, że nie mieli konfliktów także w innych sytuacjach życiowych. Dlaczego? Ponieważ przyjaźń jest modelem wszystkich bliskich spotkań. Podsta­wowymi elementami dobrego małżeństwa, wg socjologa Andrew Gree-ley'a, są przyjaźń i seks.

A jak przedstawia się sprawa, jeżeli chodzi o stosunki z naszymi rodzicami i dziećmi? Henry Luce, założyciel Time Life Inc., miał praw­dopodobnie większy wpływ na literaturę i opinię światową niż jakikol­wiek inny wydawca. Jego czasopisma czyta ponad 13 milionów ludzi, a ich międzynarodowe wydania docierają do 200 krajów. Zbudował on nie tylko imperium finansowe, ale także zrewolucjonizował współczesne dziennikarstwo.

Luce był synem misjonarza w Shantung w Chinach i często wspominał swoje chłopięce lata. Wieczorami chadzali na długie spacery, a ojciec rozmawiał z nim jak z dorosłym człowiekiem. Problemy zarządzania szkołą i pytania filozoficzne zajmujące ojca były głównymi tematami ich dyskusji. "Traktował mnie jak równego sobie" - mówił Luce. Ich więź była silna, ponieważ byli przyjaciółmi i zarówno ojciec, jak i syn "żywili się" tym związkiem.

Dlaczego kobiety mają więcej przyjaciół

"Czy masz kogoś bliskiego? - spytałem. - Czy istnieje ktoś, komu możesz powiedzieć wszystko?" Ona była nową pacjentką, załamaną

rozwodem, a ja próbowałem określić, czy można ją poddać psychotera­pii. "Ależ tak - odpowiedziała żywo. - Bez niej nigdy nie przebrnęłabym przez to wszystko. Jest co prawda o 26 lat starsza ode mnie, ale opowia­damy sobie o naszych największych tajemnicach. Jesteśmy prawdziwy­mi przyjaciółkami."

Ta kobieta jest szczęśliwą kobietą. Po godzinie stwierdziliśmy wspól­nie, że dopóki ma powiernicę, nie potrzebuje się martwić. Dlaczego tego typu przyjaźnie są tak rzadkie wśród mężczyzn? Oczywiście z powodu różnych uwarunkowań. W naszym społeczeństwie mężczyznom nie wol­no dotykać się, z wyjątkiem podawania ręki przy powitaniu. Dick i Paula McDonald, współcześni pisarze amerykańscy, wyjaśniają ten fenomen następująco:

"Większość mężczyzn nie ma pojęcia o sztuce intymności, ani wzorów do naśladowania. Małe dziewczynki mogą iść do szkoły trzymając się za ręce, podtrzymywać się podczas jazdy na łyżwach, brać się w objęcia i płacząc mówić: Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Potrzebuję cię. Ko­cham cię. Mali chłopcy nie ośmieliliby się tak postępować. Olbrzymia czarna chmura homoseksualizmu zawsze wisi nad ich głowami, a jej niszczycielska siła działa od najmłodszych lat. Pedzio - jest słowem, którego tak bardzo boją się mali chłopcy i to właśnie wpływa na ich zachowanie w stosunku do innych mężczyzn, którzy mogliby zostać ich przyjaciółmi."

Ostatecznie ma to, oczywiście, wpływ na zachowanie mężczyzny w stosunku do kobiet, które spotyka w życiu.

Zapytano kiedyś kilku spośród najwybitniejszych psychologów i te­rapeutów amerykańskich, ilu mężczyzn ma prawdziwych przyjaciół. Ponure odpowiedzi brzmiały: "Zbyt mało". Zazwyczaj oceniano tę liczbę na 10%. Richard Farson, profesor z Instytutu Psychologii Humanistycz­nej w San Francisco, powiedział: "Miliony ludzi w Ameryce nie ma w swoim całym życiu nawet jednej chwili, w której mogliby się wewnętrz­nie obnażyć i podzielić z kimś innym swoimi głębszymi uczuciami."

Ponieważ bardzo niewielu mężczyzn może sobie pozwolić na luksus otwartości i słabości, nie zdają więc sobie nawet sprawy z pustki w ich życiu emocjonalnym. ICrótko mówiąc, nie wiedzą ile tracą.

Na podstawie niedawnych badań brytyjski socjolog, Marion Crawford stwierdził, że kobiety i mężczyźni w średnim wieku definiują przyjaźń za pomocą znacznie różniących się determinantów. W przeważającej większości przypadków kobiety mówią tu o zaufaniu i powiernictwie, podczas gdy mężczyźni określają przyjaciela (przyjaciółkę) jako kogoś, z kim "chodzą" lub "osobę, której towarzystwo lubią". Na ogół przyjaźnie mężczyzn dotyczą działalności zawodowej, natomiast przyjaźnie kobiet

dzielenia się z drugą osobą problemami i sprawami dnia powszedniego. Mężczyzna mówi "mój bardzo dobry przyjaciel" o osobie, z którą od czasu do czasu gra w tenisa, lub którą dopiero co poznał. Ale czy są oni naprawdę przyjaciółmi? Raczej nie.

Jak wyjaśnia Paula McDonald, młode kobiety biorą sobie to wszystko bardzo do serca i są wybredne. "Sądzę, że większość kobiet szuka dziś czułych mężczyzn - mówi Lynn Sherman - i naprawdę nie ma różnicy, czy potrafi on podnieść tapczan jedną ręką czy dwiema. Uważam, że większość kobiet pragnie znaleźć raczej mężczyznę - przyjaciela."

Introwertyzm nie jest złą cechą

Kiedy zachęcam kogoś do poświęcenia się przyjaźni, nie twierdzę, że należy być ekstrawertykiem. Niektórzy ludzie sądzą, że ich głównym problemem jest nieśmiałość.

Pewnego wieczora stałem z pewnym neurochirurgiem przy oknie i patrzyliśmy, jak zapalają się światła miasta. Nie było mu łatwo zacząć rozmowę. W końcu wziął głęboki oddech, jak człowiek zamierzający wskoczyć do basenu z zimną wodą, i powiedział: "Sądzę, że jestem tutaj dlatego, ponieważ nie układają mi się stosunki z innymi ludźmi. Przez wszystkie te lata walczyłem o to, by stać się wybitnym w swoim zawo­dzie, myśląc, że kiedy to osiągnę, ludzie będą mnie szanować i będą chcieli być blisko mnie. Lecz tak się - niestety - nie stało."

Zgniótł w dłoni styropianowy kubek do kawy, jakby chciał podkreślić swoją determinację. "Uważam, że wzbudzam szacunek tam, w szpitalu - kontynuował - lecz w rzeczywistości nie mam nikogo bliskiego. Nie mam nikogo, w kim mógłbym znaleźć oparcie. Nie wiem, czy pan może mi pomóc - całe życie byłem nieśmiały i pełen rezerwy. Wszystko, czego potrzebuję, to gruntowne przebadanie mojej osobowości."

Gdybym spotkał tego człowieka, gdy rozpoczynałem pracę po stu­diach, dwadzieścia lat temu, prawdopodobnie spróbowałbym takiego gruntownego przebadania, jakiego oczekiwał. Lecz im dłużej pracowa­łem z ludźmi, tym więcej czci miałem dla nieskończonej osobowości ludzkiej i tym bardziej niechętnie próbowałem zmieniać kogokolwiek.

Jednym z niebezpieczeństw bycia psychologiem - reformatorem jest możliwość ulegania pokusie podejmowania prób zmieniania pacjentów wg własnych wyobrażeń i wzorców. A przecież Bóg uczynił każdego z nas niepowtarzalnym, a duszę ludzką otacza tajemniczość i piękno! Dobry psychoterapeuta jest czasem podobny do astronoma. Poświęca swoje życie na studiowanie gwiazd i na podejmowanie prób określenia, dlaczego pewne systemy gwiezdne zachowują się tak czy inaczej. Wy­jaśnia istnienie tak zwanych czarnych dziur, a w końcu wspaniałość tego wszystkiego przyprawia go o grozę.

Mimo że nigdy w pełni nie zrozumiałem moich pacjentów, moim celem jest być przy nich blisko, kiedy próbują odnaleźć siebie. Wspólnie obserwujemy powstawanie i zmiany danej osobowości - a wszystko to w celu lepszego jej zrozumienia. Zamiar jej dogłębnego poznania byłby z mojej strony równie arogancki, jak ze strony astronoma zamiar przebu­dowania systemu słonecznego. Natomiast, jeżeli będę w stanie pomóc pacjentowi zrozumieć, kim Bóg go stworzył, a potem pomóc mu być tym kimś, będzie to dla mnie wystarczającą nagrodą.

Wobec tego powiedziałem mojemu nieśmiałemu znajomemu, że nie mam ochoty zmieniać go w gadatliwego i towarzyskiego poklepywacza po plecach. Poza tym, to nie tyle jego cicha osobowość wpędzała go w kłopoty, co raczej jego wzory postępowania w stosunku do innych ludzi. Kiedy miejsce tych złych zwyczajów zajęła umiejętność dobrego współ­życia, całe jego życie też się zmieniło. Odkrył nagle, że swobodniej rozmawia ze swoimi pacjentami, a inni lekarze także zaczynają się przed nim otwierać. Nadal jest on introwertykiem, ale zaprzyjaźnił się już mocno z trzema czy czterema osobami. Kiedy go widziałem po raz ostatni, spostrzegłem, że coś się już w jego życiu zmieniło.

Fakt zostania lub nie duszą towarzystwa nie ma wpływu na naukę sztuki kochania i bycia kochanym. W rzeczywistości człowiek, który nie pełni takiej roli, może lepiej współżyć z innymi niż ten, kto rozwesela i zabawia całe towarzystwo.

W moim rodzinnym mieście zmarł ostatnio pewien skromny hodowca drzew. Nazywał się Hubert Bales i był najbardziej nieśmiałym człowie­kiem, jakiego kiedykolwiek poznałem. Kiedy mówił, płonął ze wstydu, mrugał nerwowo oczami i nerwowo się uśmiechał. Nigdy nie bywał w kołach wpływowych. Hodował swoje krzewy i drzewa, obrabiając włas­nymi rękami pozostawiony przez ojca kawałek ziemi. Był typowym introwertykiem, lecz kiedy zmarł, jego pogrzeb był największym pogrze­bem w historii miasta. Było na nim tylu ludzi, że zajęty był nawet balkon w kościele.

Dlaczego nieśmiały człowiek zdobył sobie serca tak wielu ludzi? Po prostu dlatego, że z powodu swej nieśmiałości wiedział, jak zdobywać przyjaciół. Opanował tę umiejętność do perfekcji i przez ponad 60 lat ludzie byli u niego zawsze na pierwszym miejscu. Być może spostrzegli oni, że hojność jego ducha była czymś niezwykłym. Dlatego tak bardzo go kochali.

Przyjaźń: rzecz cenna

Jezus przywiązywał wielką wagę do kontaktów międzyludzkich. Wię­kszość jednak czasu spędzał raczej na pogłębianiu swego związku z kilkoma wybranymi osobami niż na zwracaniu się do tłumów. Co więcej,

Jego nauki pełne były praktycznych rad dotyczących zdobywania sobie przyjaciół oraz odnoszenia się do bliźnich. Przykazanie dotyczące tych spraw było tak ważne, że Chrystus zawarł je w słowach: "Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiło­wałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie. Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali." (J 13,34-35)

Te słowa zostały wypowiedziane 2000 lat temu, lecz ich aktualność potwierdzana jest również przez współczesne badania. Dr James J. Lynch, angielski nauczyciel i autor, w swojej książce pt. "Złamane serce" (The Broken Heart), wskazuje, że osoby samotne żyją wyraźnie krócej. Lynch, będąc specjalistą chorób psychosomatycznych, cytuje wiele da­nych statystycznych dla zademonstrowania ujemnego wpływu samot­ności oraz magicznej wręcz siły kontaktów międzyludzkich.

Nawet z punktu widzenia spraw finansowych, nasze przyjaźnie są najcenniejsze. Studia przeprowadzone przez Carnegie Institute of Tech­nology wykazały, że na polu inżynierii sukces finansowy w 15 proc. zależy od posiadanej wiedzy technicznej, natomiast aż w 85 proc. jest on uzależniony od umiejętności, które można nazwać "inżynierią ludzką", czyli od osobowości i umiejętności kierowania ludźmi. Dr William Menninger, znany amerykański psychiatra i psychoanalityk, stwierdził, że gdyby uwolnić ludzi od ich pracy w przemyśle i wówczas przeprowa­dzić badania dotyczące podziału kompetencji oraz ich związku z niepo­wodzeniami, to okazałoby się, że niekompetencja społeczna jest powo­dem aż 60-80% niepowodzeń. Jedynie 20-40% niepowodzeń powodo­wanych jest przez niekompetencję techniczną.

Można uniknąć powtarzania dawnych niepowodzeń

"Próbowałem wiele razy - powiedział pewien muzyk, który opuścił zespół. - Chyba już to zaakceptuję - nie potrafię współdziałać z innymi. Z pewnością będę samotny już do końca życia." Przyszedł do naszej poradni z zamiarem poddania się leczeniu antydepresyjnemu. Nie otrzy­mał żadnych leków, jedynie pomoc dotyczącą współżycia z innymi. Depresja znikła. Ja i moi koledzy pomogliśmy mu zapomnieć o dawnych przeżyciach i skoncentrować się na nauce sztuki przyjaźni. Podczas terapii mógł on analizować swoje niepowodzenia. Kiedy był odrzucany, nauczył się analizować i wyciągać wnioski ze swoich błędów. Nie przychodziło to łatwo, ale z czasem wszystko zaczęło się dobrze układać.

Podczas niedawnego ślubu owego muzyka zadowolenie w oczach panny młodej potwierdziło, że nauczył się on bardzo dobrze sztuki kochania.

Lincoln uważał się w swej młodości za ponurego niedołęgę, jeśli chodzi o stosunki z innymi ludźmi. Oświadczając się Mary Owens w roku 1837 dodał posępnie: "Według mnie, lepiej żebyś tego nie zrobiła." Po tym, jak panna Owens odrzuciła jego propozycję, Lincoln napisał do jednego ze swych dobrych przyjaciół: "Doszedłem teraz do wniosku, że przestanę już myśleć o małżeństwie - a to dlatego, że nigdy nie usatys­fakcjonowałaby mnie kobieta, która byłaby na tyle głupia, żeby wziąć mnie za męża."

Lecz mimo to ów człowiek kontynuował naukę współżycia z ludźmi, a kiedy zmarł, minister wojny Scanton - niegdyś wróg Lincolna - powie­dział: "Teraz należy on już do wieczności."

Kolejnym przykładem na to, że można nauczyć się kochać i być kochanym, jest życie Benjamina Franklina. Będąc ambasadorem we Francji był najbardziej rozchwytywaną osobą. Lecz czy Franklin zawsze był tak popularny? Raczej nie. W swojej autobiografii przedstawia on siebie jako zbłąkanego, nieokrzesanego, mało interesującego młodego człowieka. Pewnego dnia w Filadelfii jeden z dobrze znanych mu kwak-rów wziął go na stronę i smagnął następującymi słowami: "Ben, jesteś niemożliwy. Twoje opinie są policzkiem dla każdego, kto choć trochę różni się od ciebie. Twoi znajomi czują się w towarzystwie lepiej, kiedy ciebie tam nie ma."

Jedną z najwspanialszych cech charakteru Franklina był sposób przy­jęcia tak ciętego upomnienia. Był on na tyle mądrym człowiekiem, że zdał sobie sprawę z tego, iż najwyraźniej zmierza ku niepowodzeniu i katastrofie towarzyskiej; dzięki zasadom przyjaźni, do których się zasto­sował, zmienił swoje postępowanie i siebie samego w radykalny sposób.

Nikt nie musi być samotny

Można nauczyć się zasad odnoszenia się do bliźnich tak dobrze, jak uczynili to Lincoln i Franklin. W każdym z następnych rozdziałów podana będzie prosta reguła, której zastosowanie ułatwia współżycie z innymi ludźmi. Reguły te nie zostały stworzone przeze mnie. Są one ekstraktem doświadczeń pacjentów, którzy zostali moimi przyjaciółmi. Zasady te mają również swe źródło w pracach filozofów i psychologów, od Sokratesa do dr. Joyce Brothersa. Ponadto przeczytałem wiele książek historycznych i setki biografii, aby określić, co spowodowało, że mieliś­my w historii tyle wielkich przyjaźni i miłości.

Sztuki współżycia z innymi można nauczyć się tak, j ak gry na pianinie, czy programowania komputera. Nie chcę bynajmniej powiedzieć, że jest to łatwe - ten problem jest oczywiście bardzo złożony. Tego rodzaju umiejętności można się jednak nauczyć, a przeistoczenie się w eksperta przyjaźni będzie jedną z najcenniejszych rzeczy w życiu.

PIĘĆ SPOSOBÓW POGŁĘBIANIA KONTAKTÓW TOWARZYSKICH

Część pierwsza

"Miłości trzeba się uczyć i jeszcze raz uczyć;

ten proces nie ma końca.

Nienawiść nie potrzebuje instrukcji;

wystarczy ją tylko sprowokować."

Katherine Annę Porter[2]

Dlaczego niektórym ludziom nigdy nie brakuje przyjaciół

Człowiek, o którym tutaj mowa, był otoczony absolutną tajemnicą -był tak skryty i enigmatyczny, że przez ponad 15 lat nikt nie mógł z pewnością stwierdzić, czy rzeczywiście żyje; nie mówiąc już o jego wyglądzie i sposobie zachowania.

Howard Hughes był jednym z najbogatszych ludzi świata, mającym wpływ na tysiące ludzi, a może nawet na rządy i mimo to jego życie pozbawione było słońca i radości. W późniejszych latach swego życia miał zwyczaj latać samolotem z jednego kurortu do drugiego - Las Vegas, Nikaragua, Acapulco - a jego wygląd zewnętrzny stawał się coraz bar­dziej dziwaczny. Rzadka broda zwisała mu do pasa; włosy sięgały do połowy pleców. Jego paznokcie u rąk miały po 5 cm długości, a u nóg poskręcały się na kształt korkociągu.

Przez 13 lat Hughes był mężem Jean Peters, jednej z najpiękniejszych kobiet świata. Ale ani razu przez ten okres nie widziano tej pary razem, nie było wiadomo też o istnieniu choćby jednej wspólnej fotografii. Przez jakiś czas zajmowali dwa oddzielne domki w Beverley Hills Hotel (płacili po 175 dolarów za dobę za każdy z nich); później ona mieszkała we wspaniałym i dobrze strzeżonym domu French Regency na szczycie wzgórza Bel Air. Z czasem zaczęła coraz rzadziej odwiedzać swego męża w Las Vegas. W końcu, w 1970 roku rozwiedli się.

"O ile wiem - wyznał później jeden z powierników Hughesa - on nigdy nie kochał żadnej kobiety. Po prostu nic dla niego nie znaczyły." Sam Hughes często mawiał: "Każdy człowiek ma swoją cenę, inaczej tacy jak ja nie mogliby istnieć." Mimo to, nie było takiej sumy, która dałaby mu uczucie, że ludzie są z nim związani. Większość jego pracowników twierdziła, że czuli do niego odrazę.

Dlaczego Hughes był tak samotnym człowiekiem? Dlaczego, mimo posiadania nieograniczonej ilości pieniędzy, setek pomocników i tylu pięknych kobiet, nikt go nie kochał?

Proste - taki był jego własny wybór.

Od dawna wiadomo, że Bóg dał nam w posiadanie rzeczy po to, by ich używać i cieszyć się nimi. Hughes nigdy nie potrafił cieszyć się otaczającymi go ludźmi. Zbyt zajęty był manipulowaniem nimi. Intere­sowały go maszyny, przyrządy, technologie, samoloty i pieniądze. Były to zainteresowania tak dla niego zajmujące, że nie było w jego życiu miejsca dla ludzi.

Pierwsze miłości

Podczas obserwacji ludzi bardzo kochanych przez innych stwierdzi­łem, że wierzą oni, iż ludzie są podstawowym źródłem szczęścia. Dla takich osób ich bliscy są czymś bardzo ważnym. Bez względu na to, jak bardzo byli zajęci, tak układali sobie życie, aby mieć zawsze czas na utrzymywanie dobrych kontaktów towarzyskich.

Z drugiej zaś strony, rozmawiając z osobami samotnymi, często mogłem zauważyć, że mimo narzekania na brak bliskich znajomych, właściwie nie robią nic, żeby mieć przyjaciół. Ludzie ci, podobnie jak Howard Hughes, są tak zajęci zarabianiem pieniędzy, osiąganiem stopni naukowych albo powiększaniem swoich kolekcji znaczków pocztowych, że po prostu nie mają czasu na uczucia.

Emerson zauważył kiedyś, że: "troszczymy się o swoje zdrowie, odkładamy pieniądze, urządzamy mieszkania; lecz kto może powiedzieć

z całą pewnością, że nie jest prawdą, iż najbardziej potrzeba nam przy­jaciół?"

Wobec tego pierwszą zasadą, która pogłębi waszą przyjaźń jest:

DAJ PIERWSZEŃSTWO KONTAKTOM TOWARZYSKIM

Miłość i strata

Czasami ktoś zadaje mi pytanie: "Doktorze McGinnis, czy sądzi pan, że miłość jest rzeczywiście tego warta?" Często pytający jest osobą rozwiedzioną i obawia się, że kolejna miłość może oznaczać kolejne rany.

Tacy ludzie prawdopodobnie nigdy nie zaznali prawdziwej miłości, bo jeżeli ktoś doświadczył choć raz intymności i poświęcił jej swoje myśli, ten zgodzi się z poetami, którzy od wieków głoszą, że miłość JEST tego warta. Po śmierci A. H. Hallama, angielskiego eseisty, Tennyson -najbardziej wpływowy poeta epoki wiktoriańskiej - powiedział: "Lepiej jest kochać i stracić osobę kochaną, niż nie kochać w ogóle."

Ja też miałem znajomości, które się skończyły. W kilku przypadkach niepowodzenia były dość spektakularne i pozostawiły po sobie ból emocjonalny. Ale bez względu na to, jak krótko trwało uczucie i jak bolesne było rozstanie, patrzę na nie z wdzięcznością za doświadczenia, których nabyłem dzięki innym ludziom. Jeżeli rozstanie spowodowane było tylko przeprowadzeniem się przyjaciela, miło jest mieć świado­mość, że na drugim krańcu kraju jest ktoś, komu na nas zależy.

Moi rodzice mieszkają w Teksasie, ja w Kalifornii i nasze ścieżki rzadko się spotykają. W sumie byłem poza domem dłużej niż tam mieszkałem. Mimo to wątpię, żebym przeżył choć jeden dzień i nie pomyślał o rodzicach. Kiedy byłem dzieckiem otaczali mnie miłością, a i teraz okazują duże zainteresowanie tym, co robię i co czuję. Kiedy więc moje myśli biegną do nich, przynosi mi to spokój i ciepło - po prostu dlatego, że się kochamy.

Helen Keller powiedziała kiedyś: "Razem ze śmiercią kogoś, kogo kocham...umiera cząstka mnie samej...lecz wkład takich ludzi do mojego szczęścia, siły i rozumienia daje mi nowe bodźce do życia na tym świecie."

Za mato czy zbyt wielu przyjaciół?

Dr Stephen Johnson sugeruje, aby zadać sobie następujące pytania dotyczące kontaktów towarzyskich:

              1.Czy masz chociaż jedną osobę, do której możesz pójść w chwilach załamania?

              2.Czy masz choć kilku takich znajomych, którym możesz złożyć nies­podziewaną wizytę               bez potrzeby usprawiedliwiania się?

              3.Czy masz takich znajomych, z którymi spędzasz czas na rekreacji?

              4.Czy masz takich znajomych, którzy pożyczą ci pieniędzy, kiedy ich potrzebujesz, lub takich, którzy pomogą ci w sposób praktyczny, kiedy liczysz na taką pomoc?

Jeżeli twoje odpowiedzi są generalnie negatywne, to znaczy, że twoje życie towarzyskie hamuje rozwój twoich przyjaźni. Niektórzy ludzie bywają tak zaabsorbowani licznymi przyjęciami i innymi wydarzeniami towarzyskimi, że po prostu nie mają okazji związać się z kimś bliżej. Wynika to stąd, że nie sposób jest mieć więcej niż kilku naprawdę bliskich przyjaciół. Czas na to nie pozwala. Prawdziwa przyjaźń potrze­buje pielęgnacji - wspólnych wieczorów przy kominku, długich space­rów, a przede wszystkim mnóstwa czasu na rozmowy. Wymaga to, na przykład, wyłączenia telewizora, aby nie przeszkadzał. Jeśli twój kalen­darz towarzyski jest zbytnio zapełniony, aby umożliwić tak bliskie zwią­zanie się z kimś, należy go po prostu odpowiednio "okroić". "Prawdziwe szczęście - powiedział Ben Jonson, angielski dramaturg i poeta - nie polega na posiadaniu niezliczonej liczby przyjaciół, lecz na odpowied­nim ich wyborze".

Są ludzie, którzy dzięki ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin