174. Michaels Lorna - Odmienne stany uczuć.pdf

(654 KB) Pobierz
114565072 UNPDF
LORNA MICHAELS
Odmienne stany uczuĆ
(The Reluctant Hunk)
 
ROZDZIAŁ 1
– MoŜe pan jechać szybciej? – Ariel Foster pochyliła się w stronę taksówkarza. Musiała
mocno wytęŜać głos, Ŝeby przekrzyczeć dobiegające z radia ostre dźwięki muzyki grupy Led
Zeppelin. Spojrzała na zegarek: dziewiąta pięćdziesiąt. Zostało zaledwie dziesięć minut.
– Nie da rady, szanowna pani. JuŜ raz w tym miesiącu zarobiłem mandat. – Szofer
wydmuchnął balonik z gumy do Ŝucia i skręcił w przecznicę. – Ma pani randkę albo coś w
tym stylu?
– Coś w tym stylu – mruknęła Ariel. Prawdę mówiąc, nie bardzo wiedziała, po co gna na
złamanie karku przez centrum Houston. Przyjechała tutaj na pilne wezwanie ojca.
– Koniec trasy – oznajmił parę minut później szofer. Taksówka zatrzymała się przed
budynkiem Kanału 6 stacji KHTX. – Dzięki – dodał z zachwytem, gdy Ariel wetknęła mu w
rękę banknot i wyskoczyła z samochodu.
Przez moment chciała wrócić i sprawdzić, ile mu zapłaciła, ale zaraz wzruszyła
ramionami. Zostały cztery minuty. W holu studia zerknęła na swoje pantofelki. Niewygodnie
biegać na wysokich obcasach. Do diabła z elegancją, zdecydowała w duchu, zdjęła buty i
popędziła do windy. Martin Foster nie tolerował spóźnień. Nawet o minutę.
Ariel pchnęła ramieniem drzwi i z impetem wpadła do środka. Za progiem stanęła jak
wryta. W miękkich fotelach siedzieli jej dwaj starsi bracia, Chad i Daniel. Byli równie
zdumieni jak ona.
– Wy teŜ? – spytała zdyszana. – Skąd to zebranie?
– SkaŜ mnie Bóg, nie wiem – odparł Chad. Daniel odgarnął z czoła falujące blond włosy.
– Wczoraj dostałem faks od taty, więc jestem.
Ariel opadła na wolny fotel i próbowała uspokoić oddech.
– Myślicie, Ŝe...
W wewnętrznych drzwiach stanęła sekretarka.
– Mogą juŜ państwo wejść – powiedziała z namaszczeniem.
Ariel przygładziła jasne włosy, Ŝeby nadać sobie równie dystyngowany wygląd i
wkroczyła do obszernego gabinetu szefa radiowo-telewizyjnej sieci Fostera. Nie czuła się
zbyt pewnie, ale próbowała nadrabiać miną.
– Cześć, tato. – Cmoknęła ojca w policzek. Martin Foster przywitał się z synami i
poczekał, aŜ wszyscy zajmą miejsca przy stole konferencyjnym.
– Wezwałem was do Houston, Ŝeby coś zaproponować, małe wyzwanie – powiedział z
uśmiechem, a jego głos zdawał się wypełniać cały pokój.
Ariel kopnęła Chada pod stołem. Mogła domyślić się wcześniej. Od dzieciństwa wraz z
braćmi uczestniczyła w dziesiątkach, a moŜe setkach rodzinnych „wyzwań”. Dobra, tato,
pomyślała buńczucznie, moŜesz mówić. Jestem gotowa do następnej próby.
Chad i Daniel najwyraźniej przyjęli podobną postawę. Spięli się niczym konie gotowe do
biegu.
Martin wsparł łokieć o blat stołu i potarł podbródek.
114565072.002.png
– Doszedłem do wniosku, Ŝe po trzydziestu pięciu latach kierowania stacją telewizyjną
naleŜy mi się nieco odpoczynku. W przyszłym roku odchodzę na emeryturę.
Emeryturę? Ariel była kompletnie zaskoczona. Martin Foster – Ŝywiołowy, w pełni sił,
choć ukończył sześćdziesiąty ósmy rok Ŝycia – mówił o emeryturze? Człowiek, który kilka
miesięcy temu wziął udział w maratonie i potrafił pokonać synów w mocowaniu na rękę?
– Dlaczego? Martin splótł dłonie.
– Chcę więcej czasu spędzać z waszą matką. Wyjedziemy gdzieś, uŜyjemy Ŝycia, póki
jesteśmy dostatecznie młodzi.
Ariel powiodła wzrokiem po pokoju. Gruby biały dywan, masywne biurko, na ścianie
oryginalny obraz LeRoya Neimana... Sanktuarium ojca. Nie potrafiła sobie wyobrazić, jak
dynamiczny menedŜer, stawiający czoło kaŜdemu wyzwaniu, leŜy w słońcu na plaŜy niczym
nie dopieczony kartofel. I...
– Co ze studiem? – spytała.
– Jedno z was zajmie moje miejsce.
Ariel ostroŜnie popatrzyła na braci. KaŜde z nich wprost marzyło o tym, aby wreszcie
wypłynąć na szersze wody. Ze źle ukrywanym napięciem czekali na decyzję ojca.
Martin uparcie milczał. Pozwolił sobie tylko na lekki uśmiech. Ariel nie wytrzymała.
– Kto? – spytała.
Ojciec uśmiechnął się szerzej.
– To będzie mały sprawdzian. Wszyscy macie własne, niewielkie ośrodki. Za rok spojrzę
w wyniki. To z was, które zdoła przyciągnąć najwięcej słuchaczy i widzów, przeniesie się do
Houston.
W sieci Fostera studio w Houston naleŜało do najwaŜniejszych. Miało od dawna ustaloną
renomę i wielu zwolenników. Ariel za wszelką cenę chciała tu pracować.
Oczami wyobraźni widziała siebie za biurkiem ojca. Nie... jej biurko musiałoby być duŜo
mniejsze. Najpierw wywiad... powiedzmy, z dziennikarzem „Houston Business Now”. „Pani
Foster, proszę o kilka słów na temat najbliŜszych planów”. Eeeee... Po co się zadawać z
lokalną prasą? Lepiej niech będzie to ktoś z „Forbesa”.
Kanał 6 kusił sam w sobie, lecz przyjazd do Houston oznaczał takŜe powrót do domu.
Ponownie popatrzyła na braci. Starszemu, Chadowi, wypłowiałe od słońca włosy i mocna
opalenizna nadawały wygląd plaŜowego playboya, ale miał serce wojownika.
Ciemnoniebieskie oczy błyszczały mu zawadiacko, a w kącikach ust igrał wyzywający
uśmieszek. Pewnie w myślach pakował walizki na wyjazd do Houston.
Daniel uchodził w rodzinie za czarnego konia. Nikt nie wiedział, czego się moŜna po nim
spodziewać. Rozparty na krześle, wbił wzrok w okno. Ktoś mógłby przypuszczać, Ŝe
spogląda na lądowisko, na śmigłowiec opatrzony znakiem sieci Fostera. Ariel nie dała się
zwieść pozorom. Rozmarzone piwne oczy Daniela skrzyły się nieprzeciętną inteligencją.
– Co wy na to? – zapytał Martin. – Podejmiecie rękawicę?
Naprawdę musiał pytać? JuŜ dawno zaszczepił w dzieciach chęć do rywalizacji.
„Zwycięstwo to nie wszystko, ale z drugiej strony...” – lubił powtarzać. Ariel, Chad i Daniel
byli w pełni gotowi do walki. Szykował się największy wyścig w ich Ŝyciu.
114565072.003.png
– Jasne – odparł Chad i mrugnął do Ariel. Mówił tak, jakby juŜ pierwszy dotarł do mety.
– MoŜecie na mnie liczyć – dodał Daniel. – Znudziło mi się w El Paso.
– Ariel? – spytał Martin.
– Oczywiście.
Chad pochylił się w jej stronę i poklepał ją po ramieniu.
– Lepiej zrezygnuj póki czas. Nigdy mnie nie pokonasz. Ariel posłała mu najbardziej
promienny uśmiech, na jaki potrafiła się zdobyć.
– Pilnie obserwuj, co się będzie działo – powiedziała. – Wracam do Corpus Christi i biorę
się do pracy. Notowania stacji podskoczą tak wysoko, Ŝe za rok na stałe zostaniesz w San
Antonio, a ja spokojnie zasiądę w Houston. Mam zamiar wygrać.
Przegrywała. Wyścig z wolna dobiegał końca. Minęło osiem miesięcy, a jej stacja wciąŜ
była daleko w tyle. Ariel z kwaśnym uśmiechem spojrzała na plik papierów zalegających
biurko. PrzecieŜ nie wolno jej przegrać.
Wstała i zaczęła krąŜyć po pokoju. Nie był zbyt duŜy. ZałoŜyła ręce na karku i powiodła
wzrokiem wokoło. Nigdy nie zamierzała pozostać tu na stałe, więc nie przywiązywała
zbytniej wagi do wystroju. Zwykłe biurowe meble: biurko z imitacji orzecha, dwa kryte
czarną dermą krzesła, sofa nieokreślonej barwy, a na ścianach dwie lub trzy marne akwarele.
NajwyŜszy czas się przenieść do prawdziwego gabinetu. Ariel podeszła do okna, skąd
rozciągał się wspaniały widok na parking.
Zabębniła palcami o parapet. Była posłuszną córką i bez słowa skargi wspinała się
mozolnie po szczeblach kariery w przedsiębiorstwie Fostera. Robiła niemal wszystko –
począwszy od sprzątania studia po produkcję własnych programów. Sprawdziła się. Była
równie dobra jak bracia, być moŜe nawet lepsza. Kanał 4 z Corpus Christi okazał się dobrą
szkołą Ŝycia, ona jednak wolała Houston. Ogarniała ją coraz większa determinacja.
Opadła na krzesło. Znajome dźwięki czołówki dały jej znać, Ŝe nadeszła pora
popołudniowego serialu „Nasze miejsce pod słońcem”. Przetarła oczy i ponownie zerknęła w
ostatnie wyniki badań popularności stacji. Zastanawiała się, co jeszcze moŜna zmienić w
ramówce. Opracowała nową formę „Rozmów przy śniadaniu” i wiadomości nadawanych o
szóstej wieczór, ale niewiele to pomogło. Konkurenci, czyli Kanał 12, mieli o wiele lepszy
serial komediowy, sprawniejszą ekipę reporterów i pełną seksu, długonogą spikerkę od
prognozy pogody. Serialu nie da się przeskoczyć, myślała Ariel, zatem trzeba coś zrobić z
dziennikiem. I to szybko.
Odsunęła papiery na bok i zamyślonym wzrokiem spojrzała w przestrzeń. Jednym uchem
słuchała dialogu z ekranu.
„Kocham cię, Elliot. Zawsze cię kochałam. Nie jestem głupi, Sabrino. Jak mam ci
wierzyć? Poślubiłaś Luke’a, zaszłaś w ciąŜę z Cullenem... Przerywamy program, aby nadać
specjalną wiadomość”.
Ariel odwróciła głowę w stronę monitora.
„Narodowy Instytut Meteorologii donosi, Ŝe tajfun Belle z narastającą prędkością sunie ze
wschodnich Karaibów na północny zachód, w stronę Florydy. Zaledwie przed dziesięcioma
114565072.004.png
dniami huragan Arthur nawiedził Karolinę Północną. O wiele potęŜniejszy Belle stanowi
nowe zagroŜenie dla mieszkańców wybrzeŜa”.
Ariel wzdrygnęła się. Huragany! Sama myśl o nich napawała ją lękiem. Burze, wichry,
pioruny!
– Floryda – mruknęła pod nosem. – Powiedział „Floryda”, tchórzu, a nie Teksas. Floryda
jest setki kilometrów stąd.
Westchnęła z ulgą, potem zmarszczyła brwi. Tak była pochłonięta wynikami ankiet, Ŝe
zapomniała o huraganach. W zeszłym roku nad Teksasem panował spokój, ale teraz...
Czy wystarczy jej sił i ludzi, Ŝeby w razie czego poradzić sobie z rzetelną relacją? Jak
zachowa się Perry Weston dyŜurujący w dziale prognozy pogody? Pracował juŜ półtora roku i
chociaŜ na wizji zachowywał się sztucznie, wciąŜ nie mogła znaleźć nikogo na jego miejsce.
Naszkicowała jego podobiznę w notatniku: wpółotwarte usta, ciasno zawiązany krawat pod
wystającym jabłkiem Adama. Rzecz wymagała pilnego przemyślenia.
„Kent Ackerman dołączył do komisji badań nad przyczynami huraganów, obradującej
właśnie w Nowym Orleanie” – ciągnął sprawozdawca. – „Oddajemy mu głos. Kent... Jest ze
mną doktor Jeff McBride, były pracownik Narodowego Centrum Badań Meteorologicznych,
obecnie zatrudniony w prywatnej firmie Gulf Coast Weather Technology z siedzibą w Corpus
Christi, w Teksasie. Doktorze McBride, ma pan opinię znakomitego specjalisty od
huraganów. Co moŜe pan powiedzieć o anomaliach pogodowych, jakie obserwujemy w tym
roku?”
Ariel kończyła szkic, malując małe kropki na krawacie Perry’ego. Teraz brzuch zwisający
nad paskiem...
„Pogoda nad obszarem wschodniego Atlantyku niezwykle sprzyja powstawaniu silnych
wiatrów... „
Ołówek zawisł w powietrzu. Ariel zamknęła oczy i zaczęła słuchać. Nie chodziło jej o to,
co mówił doktor McBride, ale jak mówił. Odruchowo dopasowała jego głos do wymogów
programu. Głębokie, dźwięczne tony, zdolne bez wątpienia przyciągnąć uwagę telewidzów.
Gdyby tak jeszcze wygląd był równie doskonały...
Otworzyła oczy i spojrzała w ekran.
– Fiuu... – gwizdnęła pod nosem. W dziesięciopunktowej skali ocen doktor McBride
zasługiwał na jedenastkę.
Miał szczególną urodę: ów nieuchwytny, trudny do zdefiniowania urok rzucający się w
oczy od pierwszego wejrzenia. Wyglądał dobrze. Bardzo dobrze. Silne, męskie rysy,
efektowna opalenizna... Ariel zapomniała przez moment o swojej pracy i zaczęła mu się
przyglądać jako kobieta.
– Dobry BoŜe, co za marnotrawstwo... – mruknęła. – Nie powinno się go trzymać w
jakimś laboratorium. Mógłby raczej...
Energiczne pukanie przerwało jej rozwaŜania.
– Proszę – zawołała.
Do pokoju wpadł Steve Loggins. Rudowłosy i piegowaty, przypominał irlandzkiego
setera. Pełnił funkcję zastępcy kierownika stacji. Uśmiechem potrafił rozbroić kaŜdego i tylko
114565072.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin