Upa a Łemkowyna.pdf

(255 KB) Pobierz
9
9. UPA a Łemkowyna
Stosunki jakie panowały pomiędzy narodami II-giej Rzeczpospolitej na jej tzw. „kresach wschodnich”
podczas II-giej Wojny Światowej są dość powszechnie znane. Ostry Konflikt z Ukraińcami, niezbyt dobre
stosunki z Litwinami. Na tym tle sytuacja na Łemkowynie nie była aż tak tragiczna. Przez całą wojnę
nikt na Łemkowynie nie słyszał nawet o istnieniu UPA ani o wydarzeniach na Wołyniu. Były oddziały
partyzanckie polskie, łemkowskie radzieckie i słowackie, ale nie było ukraińskich. Była ukraińska policja
i trochę cywili działających jawnie we współpracy z Niemcami. Po wojnie część Ukraińców uciekła z
Niemcami, trochę zeszło do podziemia i także zniknęli z oczu Łemków. Kiedy zaczęto realizować akcję
repatriacyjną ukraińskie podziemie zaczęło sobie zdawać sprawę, że tereny, które uznawali za swoje
(łącznie z Łemkowyną) i mieli nadzieję przyłączyć do Ukrainy - tracą w praktyce na zawsze. Jeżeli
bowiem nie będzie tu Ukraińców i Łemków (uznawanych przez nich za Ukraińców) to nie będzie już
można powiedzieć, że to ukraińskie ziemie. Poza tym naciskani ze wszystkich stron, a najbardziej ze
strony radzieckiej tracili oparcie w terenie. Tu właśnie jest miejsce by powiedzieć w jakim to terenie
UPA istotnie miała oparcie. Oto w strukturze organizacyjnej OUN nadrejon „Werchowyna” obejmującym
terytorialnie Łemkowszczyznę (wg „Materiałów szkoleniowych SKPB” w Warszawie) został wkrótce po
utworzeniu zlikwidowany i przyłączony do nadrejonu „Beskid” obejmującego Bieszczady bo
„Werchowyna” praktycznie samodzielnie nie istniała. Jeszcze lepiej to widać gdy się przyjrzeć strukturze
Ukraińskiej Powstańczej Armii. Otóż w skład grupy operacyjnej UPA „Zachód” wchodził m. in.
najbardziej na zachód leżący VI Okręg Wojenny „San”. Posiadał on dwa kurenie (bataliony): kureń
przemyski „Bajdy” i kureń „łemkowski” - „Rena”. Oba kurenie miały po cztery sotnie (kompanie) - i
otóż rejony operacyjne wszystkich 4-ch sotni łemkowskiego rzekomo kurenia leżały w Bieszczadach!
Znów okazało się że kureń „Rena” nazwano łemkowskim na wyrost podobnie jak nadrejon OUN
„Werchowyna”. Tymczasem nic z tego nie wyszło, bo Łemkowie do UPA nie napłynęli - jak się tego
spodziewano zapewne nadając mu nazwę, ale nazwa została. Wg „Materiałów szkoleniowych SKPB”
najbardziej na zachód wysunięta sotnia „Stiaha” miała centrum działania w okolicach Komańczy. Proszę
sobie przypomnieć Komanecką Łemkowską Republikę po I-szej Wojnie i jej polityczne inklinacje w
kierunku Zachodnio-Ukrainskiej Narodowej Republiki. Rejony działania pozostałych trzech sotni
łemkowskiego rzekomo kurenia leżały jeszcze dalej na wschód!!! Na terenie, który w żadnym razie nie da się
nazwać Łemkowyną Jeszcze jaśniej widać, że działalność UPA nie miała miejsca na Łemkowynie, gdy się
prześledzi na mapce akcje upowców od połowy 1945-go do końca 1946-go roku (o akcjach UPA w
pierwszych miesiącach roku 1947 brak informacji co jest też znamienne). Rejon tych akcji właściwie
nawet nie graniczy z Łemkowyną. Jeśli by ktoś chciał stwierdzić, że mimo tego któraś z sotni, a może
i cały ów kureń nazwany „łemkowskim” mógł się mimo wszystko składać z Łemków to mam dowód,
iż tak nie było! Od dawna nurtował mnie problem ewentualnego uczestnictwa naszych przodków w
UPA. Kogokolwiek bym z Łemków nie spytał to nikt nie tylko nie należał, ale nawet nie słyszał o
takim przypadku. Ukraińcy natomiast twierdzili, że oczywiście Łemkowie należeli do UPA i to do
najdzielniejszych jej członków. Miało to być dowodem że Łemkowie oczywiście czują się Ukraińcami,
skoro nie tylko należeli, ale i byli najdzielniejsi. Wydawało mi się to niezbyt prawdopodobne w świetle
poglądów Łemków, ich nastawienia do „ukraińskiego separatyzmu” pod koniec XIX-go i na początku
XX-go wieku, inklinacji politycznych naszych republik po polskiej i słowackiej stronie (za wyjątkiem
„republiki komaneckiej” oczywiście) i w końcu owego obozu w Talerhofie gdzie Austriacy sadzali
łemkowską inteligencję bywało po denuncjacji przez ukrainofilów. Jak to sprawdzić - myślałem? Przecież
jeżeli ktoś nawet należał, to mi tego nie powie ze zwykłego strachu. Jeżeli już, to najbardziej
prawdopodobne było ewentualne uczestnictwo ludności z okolic Komańczy, bo tak wynika z
okazywanych wcześniej (po I-szej Wojnie) sympatii politycznych. Jednak ludność tamtejszą tylko z
najwyższą trudnością można by nazwać Łemkami. Jak pisałem wcześniej dla mnie to nie są Łemkowie . Panuje
tam już ruchomy akcent i są znaczne różnice w mowie.
Z pomocą przyszli mi sami Ukraińcy. Zaczęli mianowicie drukować w swoim tygodniku „Nasze
Słowo” cykl artykułów p.t. „Ukraińskie Archiwum” w których zamieszczano dane personalne poległych i
skazanych na śmierć członków UPA wraz z miejscem urodzenia! Nareszcie więc otrzymałem do rąk
niepodważalny instrument do sprawdzenia. Jeżeli bowiem ktoś urodził się w powiecie leskim (Lesko było
niegdyś powiatem), czy przemyskim, czy też w okolicach Ustrzyk, albo na wschód od Sanoka to na pewno nie
jest Łemkiem. Jedynie powiat sanocki i tylko w swojej zachodniej części zachodzi na wschodni skraj
Łemkowyny. Okazało się, że - na tyle, na ile ja to prześledziłem (nie mam pewności czy prześledziłem całość
tych materiałów) - ani jeden z poległych upowców nie urodził się na Łemkowynie, a więc nie był
Łemkiem !!! Jest to oczywisty dowód na to że prawdziwych Łemków w UPA nie było. Lub raczej zapewne
się trafiali, ale była to marginalna liczba. Jeżeli by bowiem w „łemkowskim” kureniu było np. 25%
Łemków to niewątpliwie taki sam procent musiałby być i wśród poległych. A tu - proszę sobie
wyobrazić - ani jeden poległy (z tego co prześledziłem) nie pochodził z właściwej Łemkowyny ! Czegoś
podobnego się spodziewałem ale żeby ani jeden? Chyba, żeby założyć iż Łemków zupełnie nie imały się
kule, ale niestety „się imały” czego smutnym dowodem był Grzegorz Wodzik... i wielu innych, którzy
padli z kolei od niemieckich kul. Spróbujmy więc podsumować: UPA na terenie Łemkowyny w zasadzie
nie prowadziła swoich akcji zbrojnych, lub zdarzały się one sporadycznie. Łemkowie na ogół do UPA nie
należeli. Wręcz przeciwnie. Najpierw bili się w kampanii wrześniowej, w polskiej armii, a następnie
walczyli wraz z partyzantami radzieckimi, polskimi i słowackimi przeciwko niemieckim okupantom. Pod
koniec wojny masowo wzięli udział w walce z Niemcami w składzie radzieckiej armii. Czyli cały czas
po stronie formacji politycznej, która po wojnie przejęła władzę!!! Tymczasem owa formacja polityczna
swoich niedawnych sojuszników zaraz po wojnie bierze „za bety” i wyrzuca na drugi koniec państwa,
rozpraszając ich przy okazji wśród Polaków, żeby ich szybko szlag trafił. Dlaczego ? Dlaczego ??
Dlaczego ??? To pytanie dręczyło i nadal dręczy Łemków. Różnie myślałem przez lata. Że ówczesne
władze nie miały może świadomości kim się, w przeważającej masie, pod względem narodowym czuli
Łemkowie. Że w powojennym rozgardiaszu nie zorientowano się w ich zasługach w walce z okupantem
itd. itp. Dzisiaj, gdy już wiem nieporównanie więcej, gdy prześledziłem niektóre dokumenty w książce
Pana E. Misiło pt „Akcja >Wisła<” nie mam już żadnych złudzeń. Ówczesne polskie władze, łącznie z
wojskowymi były wręcz doskonale zorientowane kto jest kto, jakie ma sympatie i poglądy, oraz zasługi
wojenne. Wytłumaczenie jest tylko jedno. Była to najzwyklejsza, cyniczna czystka etniczna pod
pretekstem, że Łemkowie są Ukraińcami a UPA też jest ukraińska i szkodzi Polsce. Postanowiono
oczyścić teren z Łemków by Ukraińcy nie mogli już nigdy w przyszłości twierdzić, że Łemkowszczyznę
należy przyłączyć do Ukrainy bo Łemkowie to rzekomo Ukraińcy. Był to efekt dwustronnych napiętych
wówczas stosunków między narodami polskim i ukraińskim - tylko co to ma wspólnego z narodem
Łemków? Ucierpieliśmy niejako na wszelki wypadek, gdybyśmy kiedyś zaczęli pałać miłością do
Ukrainy i zapragnęli przyłączenia do niej. Nasze ówczesne poglądy i zasługi nie miały żadnego
znaczenia!!! Byli Łemkowie w UPA czy nie byli co za różnica? Trzeba twierdzić że byli i już jest powód do
wysiedlenia. Czasami przychodzi do głowy absurdalna myśl, iż może szkoda, że nie byli. Mielibyśmy
może wtedy mniejszy żal do Polaków bo podawany oficjalnie powód byłby przynajmniej prawdziwy.
Myśl jest oczywiście bezsensowna, bo z nami czy bez nas Ukraińcy w Polsce i tak by przegrali. Zbyt
potężne siły mieli przeciwko sobie - jak wiele razy w swojej historii a my stracilibyśmy znów
niepotrzebnie sporo męskiej młodzieży. Gdy się jednak patrzy dzisiaj na nieustępliwą walkę Czeczeńców
(chociaż w tamtych czasach stalinowskich i Czeczeńcy przegrali) to doprawdy miewa się mieszane
uczucia, że nie było jakiejś Łemkowskiej Powstańczej Armii. Tylko po co myśmy ją mieli tworzyć skoro
przez całą wojnę byliśmy „po właściwej”, zwycięskiej przecież stronie. Czegóż mieliśmy się obawiać ?
Kiedy gruchnęła wieść o deportacji było już za późno na tworzenie czegokolwiek. Łemkowie zostali tak
zaskoczeni tą decyzją Polaków, że dosłownie zamarli. Długo nie mogli uwierzyć, że to może być
prawda, chociaż pogłoski na ten temat pojawiały się już wcześniej. Z tego stanu osłupienia nie mogli
się otrząsnąć jeszcze długo. Tutaj muszę jeszcze koniecznie powiedzieć jaki jest mój stosunek do UPA
i do wysiedlenia naszych braci Ukraińców z tego samego powodu. Mój stosunek do UPA jest
ambiwalentny i nie wynika tylko z akcji „Wisła” ale z samych działań tej partyzantki. Z jednej strony
próbowała ona zmuszać Łemków do wstąpienia w jej szeregi (na ogół bezskutecznie jako się rzekło
wyżej) a nawet potrafiła spalić łemkowską wieś za odmowę współpracy, a z drugiej wystąpić w obronie
kilku naszych wsi przed polskimi rabunkowymi bandami. Cokolwiek by o tej formacji nie mówić jej
działalność nie może uchodzić za usprawiedliwienie deportacji całej mniejszości ukraińskiej z terenów
południowo-wschodnich nie mówiąc już o Łemkach. Po II-giej Wojnie w tzw. „lesie” działało wiele tzw.
„band” tzw. „reakcyjnego” polskiego podziemia, żeby tu wspomnieć tylko bandę „Ognia” działającą w
niedalekich Gorcach. Nikomu jednak do głowy jakoś nie przyszło by wsie gorczańskie przesiedlić. A były jeszcze
inne tzw. „bandy” różnych „Ponurych”, „Okrutnych” itp. (dzisiaj to już oczywiście nie są bandy tylko
patriotyczne oddziały walczące z sowieckim okupantem o niepodległość Polski), oddziały WiN i NSZ w różnych
częściach Polski. Wszystkie one miały wsparcie w miejscowej ludności wiejskiej. Nikt ani nie pomyślał o
przesiedlaniu tamtych wsi. Jest to bowiem zastosowanie zasady odpowiedzialności zbiorowej, którą Polacy
tak potępiają np. u niemieckiego okupanta. Deportacja Zamojszczyzny to oczywiście zbrodnia niemiecka.
Tylko, że Niemcy płacą odszkodowania, a Niemiecki Prezydent powiedział przynajmniej Polakom
„przepraszam”. Od Prezydenta Polski, ani też od Rządu, czy Sejmu ani Ukraińcy, ani tym bardziej
Łemkowie nic takiego dotychczas nie usłyszeli. O odszkodowaniach nawet nie wspomnę.
„Materiały szkoleniowe SKPB” Warszawa 1984 Strzałkami zaznaczone Sanok i Komańcza
41685990.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin