Kremer Marcie - Czasem warto zaryzykować.pdf

(370 KB) Pobierz
Marcie Kremer
MARCIE KREMER
CZASEM WARTO ZARYZYKOWAĆ
Tytuł oryginału ALOHA LOVE
ROZDZIAŁ 1
Nie mogę się spóźnić na trening - wymruczała pod nosem Kaiulani Marshall i
wepchnęła plecak do szafki. Nie było nic gorszego na świecie niż zły początek w nowej
szkole.
Otworzyła pokrowiec, wyjęła z niego rakietę do tenisa i oparła ją o ławkę, która biegła
przez całą długość szatni dla dziewcząt w szkole Aina Hau. Opadła na ławkę, ściągnęła
różową gumką długie czarne włosy w koński ogon i nachyliła się, by zawiązać tenisówki.
Październik jest na Hawajach wilgotniejszy niż w Sacramento, pomyślała, ocierając
spocone czoło frotową opaską na nadgarstku.
- Nie wariuj, Lani - usłyszała za sobą czyjś głos. - Pani Kohl nie wyrzuci cię z drużyny
za spóźnienie.
Zerknęła przez ramię, żeby sprawdzić, kto się tak z niej nabija, i zobaczyła Darcy
Pang. Uśmiechnęła się. Jak to wspaniale, że tutaj wszyscy dobrze wymawiają jej imię. Nie
musiała nikogo poprawiać. Mama miała rację: pod wieloma względami przeprowadzka na
Hawaje była powrotem do domu.
W Sacramento wszyscy z początku zwracali się do niej tak, jakby miała na imię
Laynee. Musiała wtedy tłumaczyć, że jest po mamie Hawajką i że jej imię należy wymawiać
jak „Lahnee”. Babcia wybrała jej na drugie imię Kaiulani, żeby tym samym uczcić pamięć
ostatniej księżniczki Hawajów; Laniki miała w sobie po matce trochę alii, czyli królewskiej
krwi. Kiedy była malutka, rodzice zdrobnili Kaiulani do Lani i to „Lani” przylgnęło do niej na
dobre. Nikt nigdy nie zwracał się do niej, używając jej pierwszego imienia: „Devon”.
- Łatwo ci mówić - odparła, wykrzywiając się do Darcy. - Na pewno czułabym się
bezpieczniej, gdybym była najlepszą tenisistką na kortach, a nie akurat najsłabszą.
- Nie bądź aż tak samokrytyczna. - Darcy rzuciła swój plecak na podłogę. - Jesteś
dobra. Wszyscy to mówią.
- Dzięki, Darcy - odparła Lani z wdzięcznością. - Muszę jednak bardzo nad sobą
pracować. Mam wrażenie, że tu, w Honolulu wszystkie dziewczęta grały w tenisa już od
urodzenia, a ja zaczęłam dopiero kilka lat temu. Bardzo się dziwię, że pani Kohl w ogóle
przyjęła mnie do klubu!
Darcy usiadła obok Lani i zaczęła nakładać tenisówki.
- A skoro już mówimy o klubach, to powiedz lepiej, kiedy pójdziesz ze mną na
spotkanie w klubie dyskusyjnym, co?
Lani zawahała się.
- Hm, Darcy, słowo daję, nie wiem. Wciąż jeszcze się przyzwyczajam do szkoły...
Poza tym i tak już zaczęliście sesje na ten sezon. Źle bym się czuła, gdybym miała do was
dołączyć tak w środku zajęć. Wszyscy już macie tematy i partnerów. - Podniosła rakietę,
wstała i machnęła nią kilka razy w powietrzu. - W Rio Vista, w mojej dawnej szkole, gdzie
wszystkich dobrze znałam, bez problemów brałam udział w każdej dyskusji. Ale tutaj... No
wiesz, tutaj jestem nowa. Czułabym się tak, jakbym wchodziła z butami w wasze sprawy.
Chyba raczej odczekam i zapiszę się do klubu we wrześniu, w nowym roku, tak jak
planowałam. Wtedy już będę znała większość ludzi i nie będę myślała o tym, że jestem kimś
z zewnątrz.
- Daj spokój, Lani - protestowała Darcy. - Znasz przecież mnie, a ja cię poznam z
innymi. Po prostu wejdź w to we właściwym momencie tak, jak to zrobiłaś z klubem
tenisowym!
- To całkiem inna sprawa - uparcie oponowała Lani.
Darcy westchnęła.
- Pewnie, że inna, ale kiedy zapisywałaś się na treningi, nikogo nie znałaś, a teraz
masz już tyle koleżanek!
Darcy miała rację. Wszystkie klubowe koleżanki Lani przyjęły ją przyjaźnie i
serdecznie. Od pierwszego razu, gdy wyszła na korty Aina Hau, poczuła się wśród nich jak w
domu. Doszła wówczas do wniosku, że na Hawajach rzeczywiście istnieje aloha, tak szeroko
reklamowane przez biura turystyczne. Naturalnie, jej mama należała do starej rodziny
kamaiaana, wywodzącej się od pierwszych misjonarzy - dawno temu, w latach
osiemdziesiątych dziewiętnastego stulecia, misjonarz nazwiskiem Parsons ożenił się z panną z
rodu alii. Mama Lani też nosiła bardzo królewskie imię: Haunani Liliuokalani, na pamiątkę
królowej Liliuokalani. Może właśnie dlatego wszyscy byli dla nich tak bardzo serdeczni?
Choć Darcy opowiadała przecież, że kiedy pięć lat temu przyjechała tu z rodziną z Tajwanu,
ją też wszyscy w szkole przyjęli bardzo ciepło.
- Wiesz, jeśli chodzi o przyzwyczajanie się do Aina Hau, to przypomnij sobie, że
twoja mama tutaj się uczyła, a nawet twoja babcia. Ty też już jesteś z nami od całych dwóch
miesięcy. Na co jeszcze chcesz czekać? Przydałby się nam w klubie dyskusyjnym ktoś taki
jak ty. Potrzebujemy kogoś inteligentnego i otrzaskanego w dyskusjach. No i powinnaś wziąć
jeszcze jedno pod uwagę - dodała Darcy, a jej oczy zalśniły niebezpiecznie. - Ciągle mi pow-
tarzasz, jak bardzo chciałabyś poznać jakichś chłopców. A w klubie jest ich naprawdę bardzo
dużo, że już nie wspomnę o tych, których spotkasz na zawodach!
- Daj spokój! - jęknęła Lani. - Właśnie takich przemądrzałych intelektualistów, jacy
byli w klubie w Rio Vista, za nic nie chciałabym spotykać! - Zerknęła na zegar ścienny i aż
się skrzywiła. - No tak, teraz to się już na pewno spóźnimy! Chodź!
Porwała butelkę z wodą i puściła się biegiem wzdłuż stojących rzędem szafek.
Wypadła przez dwuskrzydłowe drzwi na boisko. We dwie z Darcy pędziły ścieżką wysadzaną
krzewami plumerii i mrużyły oczy od blasku hawajskiego słońca.
- Zwolnij! - krzyknęła Darcy. - Jak będziesz tak kłusować, to na kortach padniesz ze
zmęczenia!
Lani niechętnie zwolniła i zaczekała, aż Darcy ją dogoni.
- Nie znoszę się spóźniać - wyznała, kiedy już szły obok siebie. - Moja mama zawsze
mi powtarza, że nie słowa się liczą tylko czyny, więc bardzo chciałabym pokazać pani Kohl,
że poważnie traktuję swoje obowiązki w drużynie.
- Ona doskonale o tym wie, Lani. Naprawdę wie o tym, spokojna twoja głowa -
zapewniała ją Darcy. - Wszyscy wiedzą, że traktujesz swoje obowiązki poważnie. Taka po
prostu jesteś.
Kilka minut później dołączyły do grupki dziewcząt, które zebrały się wokół pani Kohl,
trenerki.
- O, są już Darcy i Lani - powiedziała pani Kohl z uśmiechem. - Możemy więc
zaczynać. Dziewczęta, najpierw jak zwykle rozgrzewka! Ja będę do każdej z was podchodziła
i udzielała wam ostatnich wskazówek przed jutrzejszymi rozgrywkami. Dobrze grałyście
wczoraj z Kamehameha, ale kiedy zmierzymy się z Iolani, wszystkie nasze zawodniczki, i te
grające singla i partnerki od debla, będą musiały być w najwyższej formie. Iolani ma świetną
drużynę. - Postukała ołówkiem w kartonową podkładkę do pisania. - No dobrze, moje panie!
Na korty, proszę!
Darcy wygarnęła kilka piłek z drucianego kosza. Obie z Lani potruchtały do jednego z
dalszych kortów i zaczęły odbijać piłki nad siatką. Inne dziewczęta robiły to samo i po chwili
na kortach dał się słyszeć miękki odgłos uderzanych piłek urozmaicany rzadkimi okrzykami
lub komentarzami zawodniczek.
- No nie, nie mogę! - jęknęła Marissa Valdez na korcie obok Lani, posyłając piłkę
prosto w siatkę.
- Tylko nie zrób tak czasem jutro! - ostrzegła ją partnerka.
- Na pewno nie! - wykrzyknęła Marissa.
Lani zazdrościła jej pewności siebie. Sama wtedy czuła, że panuje nad sytuacją, gdy
siedziała na zawodach z planem dyskusji w ręku. Nie potrafiła dociec, dlaczego tak
swobodnie czuje się perorując na oczach nie znanych sobie ludzi i taka jest skrępowana
wobec własnych koleżanek i kolegów. Przecież nie jestem aż tak bardzo nieśmiała! - myślała,
odbijając piłkę o kort. Po prostu czuję się bezpieczniej, kiedy wszystko mam rozplanowane w
punktach...
- Hej, Lani! Zapomniałaś, że to twój serw? - zawołała Darcy.
- Przepraszam!
Stanęła za linią, wyrzuciła piłkę wysoko w powietrze i huknęła mocno rakietą. Piłka z
gwizdem przeleciała nad siatką. Lani ugięła kolana, podsunęła się pół kroku do przodu i z
głębi kortu spod zmrużonych powiek, obserwowała, jak Darcy odbija piłkę. Podbiegła, żeby
ją odebrać.
Grały jeszcze kwadrans, a potem zrobiły sobie przerwę.
- Naprawdę lubię z tobą grać - powiedziała Darcy. Obie popijały wodę z butelek. -
Jesteś dobra. Wiadomo, że nie zawiedziesz.
Lani uśmiechnęła się do koleżanki.
- Dzięki, ale w porównaniu z tobą jestem na korcie łagodna jak owieczka. Podziwiam
cię, jak atakujesz. Muszę się wtedy dobrze mieć na baczności!
Trenerka obserwowała ich grę przez kilka minut.
- Lani, możesz do mnie podejść na minutkę? - zawołała.
Zaczyna się, pomyślała Lani, odstawiając butelkę. Zaraz się dowiem paru rzeczy. Z
wyrazu twarzy pani Kohl domyślała się już, co usłyszy. Pani Kohl wytknie jej wszystkie
mankamenty gry. Kolejny raz zresztą.
Darcy posłała jej krzepiący uśmiech, ale Lani poczuła skurcz w żołądku.
- Tak, słucham - rzuciła najpogodniej jak umiała, kiedy podeszła do trenerki.
- Lani, masz mocne, pewne uderzenie od ziemi i w ciągu ostatniego miesiąca znacznie
poprawiłaś serwy - zaczęła pani Kohl. - Ale przegrasz ważne mecze, jeśli nie zmienisz
strategii. Nie trzymaj się końca kortu, co jakiś czas podbiegaj do siatki.
Lani westchnęła.
- Hm, wiem, że powinnam być agresywniejsza, ale naprawdę lubię tam czekać na
piłki, proszę pani. Nie znoszę zmieniać czegoś, co mi dobrze służy. - I zanim pomyślała,
dodała: - Chris Evert też tam było dobrze. Wygrała kilka mistrzostw.
- Bardzo możliwe - zgodziła się cierpko trenerka. - Rozmawiałyśmy już o tym, Lani -
ciągnęła łagodnie. - Chcę, żebyś potrenowała podbieganie do siatki, zwłaszcza po udanym
silnym serwie. Nie możesz grać wyłącznie w głębi kortu. Jesteś dobrą, równą zawodniczką,
ale nie możesz się jeszcze równać z Chris Evert.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin