Tarzan I - Tarzan wśród małp.txt

(460 KB) Pobierz
EDGAR RICE BURROUGHS



TARZAN W�R�D MA�P

PRZEK�AD W�ADYS�AW KIERST
TYTU� ORYGINA�U TARZAN OF THE APE

ROZDZIA� I
NA MORZU

Niniejsz� histori� pos�ysza�em od osoby, kt�rej nie zale�a�o wcale na tym, aby mnie lub kogokolwiek z ni� zapozna�. M�j wsp�biesiadnik zaczai j� opowiada� przy kieliszku rozweselaj�cego, dobrego wina - tak dowiedzia�em si� na pocz�tku, a p�niej, gdy wzbrania�em si� da� jej wiar�, dowiedzia�em si� nast�pnie i reszty tej dziwnej historii.
Gdy m�j go��, opowiedziawszy mi ju� wiele, spotka� si� z moim niedowierzaniem, unios�a go pr�no�� i ta zast�pi�a pierwiastkowe dzia�anie starego wina. Chc�c mnie przekona�, wydoby� on i okaza� pisane dokumenty, zwietrza�y stary manuskrypt i suche raporty urz�dowe Brytyjskiego Urz�du Kolonialnego, na poparcie prawdziwo�ci wielu wa�nych szczeg��w ciekawej swej opowie�ci.
Nie twierdz�, �e historia ta jest prawdziw�, gdy� nie by�em naocznym �wiadkiem wydarze�, kt�re opisuj�, lecz ten fakt, �e opowiadaj�c j� wam, u�y�em zmy�lonych nazwisk os�b dzia�aj�cych, dostatecznie dowodzi szczero�ci mej wiary, �e mog�aby by� prawdziw�.
Po��k�e, sple�nia�e karty dziennika, spisanego przez cz�owieka, od dawna zmar�ego, i raporty Urz�du Kolonialnego doskonale zgadza�y si� z opowie�ci� mego wsp�biesiadnika. Powtarzam przeto histori� tak, jak zdo�a�em z�o�y� ca�o�� z tych r�norodnych �r�de�.
Je�eli, czytelniku, nie wyda ci si� ona prawdopodobn�, zgodzisz si� przynajmniej w tym ze mn�, �e jest jedyn� w swoim rodzaju, oryginaln� i ciekaw�.
Z papier�w Urz�du Kolonialnego i z diariusza zmar�ego dowiadujemy si�, �e pewien angielski szlachcic, kt�rego zwa� b�dziemy Janem Claytonem, lordem Greystoke, otrzyma� od rz�du poufne polecenie zbadania stosunk�w pewnej kolonii brytyjskiej na zachodnim pobrze�u Afryki. By�o wiadomo, �e z mieszka�c�w tej kolonii inne pa�stwo europejskie rekrutowa�o sobie �o�nierzy dla swojej armii terytorialnej, kt�rej u�ywa�o jedynie w celu wymuszania zbior�w gumy i ko�ci s�oniowej od dzikich plemion zamieszkuj�cych wzd�u� brzeg�w rzeki Kongo i Aruwimi.
Mieszka�cy brytyjskiej kolonii uskar�ali si�, �e wielu z m�odzie�y da�o si� zwie�� pi�knymi i �wietnymi obietnicami, lecz �e z ich liczby nikt prawie nie wraca� do swych rodzin.
Anglicy, zamieszkali w Afryce, posuwali si� nawet jeszcze dalej w swych oskar�eniach. Twierdzili mianowicie, �e ludno�� czarna znosi�a prawdziw� niewol�, �e gdy termin zaci�g�w min��, oficerowie biali nadu�ywali nie�wiadomo�ci swych czarnych �o�nierzy i przekonywali ich, �e maj� jeszcze d�ugie lata do ods�u�enia.
Dlatego Urz�d Kolonialny powo�a� Jana Claytona na nowe stanowisko w Afryce Zachodniej, a tajne jego instrukcje wskazywa�y mu za cel g��wny staranne zbadanie nieuczciwego traktowania czarnych poddanych brytyjskich przez oficer�w innego, zaprzyja�nionego pa�stwa. Cel jednak, w jakim Clayton zosta� wys�any, nie ma wi�kszego znaczenia w niniejszej opowie�ci, gdy� Clayton nie dokona� wcale swego zadania, a nawet wcale nie dotar� do miejsca swego przeznaczenia.
Clayton by� Anglikiem tego typu, kt�ry wyobra�ni� ch�tnie ��czy z wielkimi wypadkami historycznymi na licznych polach zwyci�skich bitew - cz�owiekiem silnych nerw�w, dzielnym i wybitnym, zar�wno pod wzgl�dem umys�owym, moralnym i fizycznym.
Z postawy by� wzrostu wy�ej �redniego, oczy mia� szare, rysy twarzy regularne, wyraziste, zr�czno�� ruch�w znamionowa�a w nim silne zdrowie zahartowane latami �wicze� wojskowych.
Ambicja odegrania roli na polu politycznym sk�oni�a go do poczynania stara� o przeniesienie z szereg�w armii do urz�du kolonialnego, i oto widzimy, �e otrzyma� on, cho� by� jeszcze m�odym, trudn� i wa�n� misj� w s�u�bie rz�dowej.
Gdy otrzyma� to stanowisko, dozna� jednocze�nie uczucia dumy i trwogi. Wyr�nienie wydawa�o mu si� dobrze zas�u�on� nagrod� za prac� i s�u�b� wojskow� i jako jeden ze szczebli drabiny prowadz�cej do stanowisk jeszcze wa�niejszych i bardziej odpowiedzialnych; z drugiej jednak strony zaledwie trzy miesi�ce temu poj�� za �on� szlachetn� Alicj� Rutherford i my�l, �e pi�kn� i m�od� jego �on� czekaj� niebezpiecze�stwa i zupe�ny brak towarzystwa w podzwrotnikowej Afryce, nape�nia�a go trwog�.
Przez wzgl�d na �on� Clayton zamierza� zrzec si� stanowiska, lecz ona nie chcia�a si� na to zgodzi�. Przeciwnie, nalega�a na to, �eby stanowisko przyj�� i zabra� j� ze sob�.
Matki, bracia i siostry, ciotki i dalsi krewni mieli tak�e co� do powiedzenia, jak post�pi� nale�a�o, lecz o tym, jakie by�y ich rady, opowie�� nasza milczy.
Wiemy tylko, �e pewnego pi�knego poranku w maju 1888 roku Jan lord Greystoke i pani Alicja odp�yn�li z Dover, udaj�c si� do Afryki.
W miesi�c p�niej przybyli do portu Freetown, gdzie wynaj�li niewielki okr�t, "Fuwald�", kt�ry mia� ich zawie�� na miejsce przeznaczone.
I tu Jan lord Greystoke i pani Alicja, jego ma��onka, zgin�li bez wie�ci z oczu ludzkich.
W dwa miesi�ce, licz�c od czasu, kiedy zarzucili kotwic� w Freetown, a p�niej opu�cili port, p� tuzina brytyjskich okr�t�w wojennych przeszukiwa�o po�udniowy Atlantyk, aby odszuka� �lady zaginionych i ich niewielkiego statku. Wkr�tce potem znaleziono szcz�tki jakiego� statku na brzegach wyspy �wi�tej Heleny, co kaza�o przypuszcza�, �e "Fuwalda" zaton�a z ca�� za�og�. Wskutek tego poszukiwania, dopiero co rozpocz�te, zosta�y wstrzymane, chocia� nadzieja tli�a si� jeszcze przez czas d�ugi w sercach t�skni�cych za zaginionymi.
"Fuwalda" by� to statek o pojemno�ci oko�o 100 ton, typu statk�w cz�sto spotykanego w handlu nadbrze�nym na po�udniowym Atlantyku, kt�rych za�oga sk�ada si� z wszelkiego rodzaju wyrzutk�w, morderc�w, kt�rzy unikn�li szubienicy, rozb�jnik�w rozmaitych ras i narodowo�ci.
"Fuwalda" nie by�a wyj�tkiem z regu�y. Oficerowie jej byli to ludzie wypr�bowani we wszystkich przygodach, okrutni w post�powaniu ze s�u�b� okr�tow�. Kapitan, cz�owiek zreszt� dobrze �wiadomy swego morskiego rzemios�a, wzbudzaj�cy nienawi�� swych podw�adnych, obchodzi� si� brutalnie ze swymi lud�mi. Zna� on, a przynajmniej u�ywa� wobec nich tylko dwu argument�w - pr�ta i rewolweru - prawdopodobnie r�norodne zbiorowisko ludzi, kt�rych mia�, nie �atwo mog�oby zrozumie� jakie� inne dowody.
Wobec takiego stanu rzeczy, ju� na drugi dzie� po wyp�yni�ciu z Freetown, Jan Clayton i jego m�oda �ona byli �wiadkami takich scen na pok�adzie "Fuwaldy", jakie, zdawa�o si� im, mog�y si� zdarzy� w sensacyjnych opisach przyg�d morskich, spotykanych tylko w ksi��kach.
Ju� rankiem nazajutrz utworzy�o si� pierwsze ogniwo tego �a�cucha wydarze�, kt�re mia�y stworzy� wyj�tkowe warunki �ycia jednej, nie urodzonej jeszcze wtedy, ludzkiej istoty, �ycie takie, jakiego nie znaj� ludzkie dzieje.
Dwaj majtkowie myli pok�ad "Fuwaldy", pierwszy porucznik pe�ni� s�u�b�, gdy kapitan pocz�� rozmawia� z Claytonem i jego �on�.
Ludzie, zaj�ci myciem, posuwali si� ty�em ku osobom tym, zaj�tym rozmow� i patrz�cym w stron� przeciwn�. Przybli�ali si� coraz bli�ej, a� jeden z nich znalaz� si� tu� za kapitanem. Jeszcze jedna chwila, i gdyby przesun�� si� by� obok kapitana, ca�a nasza dziwna historia mo�e by si� nie przytrafi�a.
Lecz w�a�nie w owej chwili oficer obr�ci� si�, �egnaj�c lorda Greystoke i jego �on�. Czyni�c to, potkn�� si� o majtka i upad� na pok�ad, wywracaj�c kube� z wod�, przy czym unurza� si� w brudnej wodzie.
Przez kr�tk� chwilk� scena wydawa�a si� �mieszn� jedynie, lecz tylko przez chwilk�. Wyrzucaj�c z siebie potok przekle�stw, kapitan, z twarz� nabrzmia�� od z�o�ci, powsta� na nogi i pot�nym uderzeniem zwali� majtka na ziemi�.
By� to cz�owiek niewielkiego wzrostu, w starszym wieku - tym jaskrawszym by� brutalny czyn kapitana. Drugi za to majtek nie by� ani drobnej postawy, ani wiekowy, przeciwnie, by� to cz�owiek nied�wiedzich rozmiar�w, z dziko wygl�daj�cymi czarnymi w�sami i wielkim jak u wo�u karku, osadzonym na pot�nych ramionach.
Ten, spostrzeg�szy, �e jego towarzysz upad�, pochyli� si� ca�ym cia�em i wydaj�c cichy warkot, przyskoczy� do kapitana i jednym pot�nym ciosem zwali� go na kolana.
Twarz kapitana ze szkar�atnej sta�a si� kredowobia�a - gdy� by� to bunt przeciw w�adzy; z buntami mia� on ju� dawniej do czynienia i u�mierza� je i przedtem. Nie trac�c czasu na podnoszenie si� na nogi, wyj�� rewolwer z kieszeni i zmierzy� wprost w wielk� mas� musku��w stercz�c� przed nim. Chocia� jednak ruchy jego by�y szybkie, Clayton, kt�ry r�wnie� by� �wawy, zd��y� wda� si� w okamgnieniu w spraw�, wskutek czego kula, kt�ra mia�a ugodzi� serce majtka, trafi�a go w nog�, gdy� lord Greystoke szarpn�� r�k� kapitana, gdy bro� zab�ys�a w s�o�cu.
Nast�pi�y wym�wki pomi�dzy Claytonem i kapitanem. Clayton o�wiadczy� kapitanowi, �e uwa�a za godn� pot�pienia brutalno�� jego post�powania w stosunku do za�ogi i �e nie my�li godzi� si� na takie jego zachowanie si�, dop�ki on i pani Greystoke s� pasa�erami na okr�cie.
Kapitan mia� zamiar da� gniewn� odpowied�, lecz pomy�lawszy, obr�ci� si� na pi�cie i odszed� z min� ponur� na ty� statku.
Nie chcia� on wchodzi� w zatarg z przedstawicielem rz�du angielskiego, gdy� pot�na r�ka tego rz�du rozporz�dza�a narz�dziem kary, kt�re on sobie wa�y� i przed kt�rym czu� respekt - dalekono�n� angielsk� marynark�.
Dwaj majtkowie po pewnej chwili och�on�li: starszy z nich pom�g� wsta� m�odszemu rannemu koledze. Olbrzym, znany w�r�d swoich pod przezwiskiem Czarnego Micha�a, z wielk� ostro�no�ci� popr�bowa� oprze� si� na nodze, a widz�c, �e mo�e ona go unie��, zwr�ci� si� do Claytona z wyrazami niezr�cznej podzi�ki.
Jakkolwiek ton jego s��w by� cierpki, czu� w nich by�o wdzi�czno��. Gdy sko�czy� kr�tkie swe przem�wienie, obr�ci� si� i odszed� ku przedniej wie�y statku, okazuj�c widoczn� ch�� przerwania wszelkiej dalszej rozmowy.
Nie wida� go by�o przez par� dalszych dni, a przez ten czas kapitan mia� dla za�ogi tylko cierpkie na ustach wyrazy, gdy z obowi�zku zmuszony by� przemawia� do kogokolwiek.
Clayton z �on� w dalszym ci�gu sto�owali si� w jego kajucie tak, jak czynili dawniej, przed opisanym tu wydarzeniem, lecz teraz kapitan wyszukiwa� sobie widocznie w tym czasie obowi�zkowe zaj�cia, ab...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin