Saga Najemnicy 2 - Obietnica Króla-Czarnoksiężnika.rtf

(1671 KB) Pobierz

KRÓL-CZARNOKSIĘŻNIK ŻYJE!

 

Entreri sięgnął po miecz, ale kiedy licz wyciągnął kościste palce, skrytobójca wyciągnął przed siebie dłoń w rękawicy. Znów krzyknął - wyzywająco, przecząco, z wściekłością - gdy wystrzeliła kolejna błyskawica.

 

Miał mroczki przed oczami i czuł obezwładniającą słabość.

 

Podłoga i mur zaczęły drżeć.

 

Usłyszał szyderczy chichot licza.

 


Forgotten Realms

 

R.A. SALVATORE

OBIETNICA

KRÓLA-CZARNOKSIĘŻNIKA

 

Najemnicy – księga II

 

 

 

Wizards of the Coast

GTW

 

NAJEMNICY, KSIĘGA II: OBIETNICA KRÓLA-CZARNOKSIĘŻNIKA

 

Tytuł oryginału: THE SELLS WORDS, BOOK II: PROMISE OF THE WITCH-KING Copyright © 2005, 2007 Wizards of the Coast, Inc. Prawa do wydania polskiego należą do ISA Sp. z o.o., Warszawa 2007.

 

Ilustracja na okładce: Todd Lockwood

 

Wszystkie postacie występujące w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób prawdziwych, żyjących lub nie, jest całkowicie przypadkowe.

 

Logo FORGOTTEN REALMS i Wizards of the Coast są zastrzeżonymi znakami handlowymi należącymi do Wizards of the Coast, Inc.

Wszystkie postacie z Wizards of the Coast, imiona i wyraźne do nich podobieństwa są znakami handlowymi Wizards of the Coast, Inc. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Wizards of the Coast, Inc. jest częścią Hasbro, Inc.

 

U.S., CANADA, ASIA,               EUROPEAN HEADQUARTERS

PACIFIC, & LATIN AMERICA                      Hasbro UK Ltd

Wizards of the Coast, Inc.                             Caswell Way

P.O. Box 707                            Newport, Gwent NP9 0YH

Renton, WA 98057-0707                         GREAT BRJTAIN +1-800-324-6496

 

 


 

ZABIĆ KRÓLA-CZARNOKSIĘŻNIKA

 

Gdy święty miecz Garetha uniósł się wysoko,

Gdy postać Zhengyi została zniszczona,

Niczym czarny płomień z odpadków

Jego cielesna postać zgaszona.

Gdy okrzyk zwycięstwa rozległ się głośny,

Gdy pełne nadziei serca duma wypełniła,

Radujcie się, dzielni ludzie, gdyż Garetha broń

Cielesną postać Zhengyi zniszczyła.

 

Lecz tego, co nie żyje, zabić się nie da.

W ideę nie można uderzyć,

Zbrojnym ramieniem nie można

Sił mrocznej magii zniszczyć.

Zaprawdę, gdy miecz Garetha

Cielesną postać zmiażdżył,

Króla-Czarnoksiężnika skupienia pozbawił,

Magiczną esencję rozproszył.

 

Słuchajcie, więc dzieci słów matki

I prosto za ojcem swym idźcie,

Gdyż Zhengyi was obserwuje

W mrocznej Pustkowia dziedzinie.

 


PROLOG

 

 

Niewysoki mężczyzna ślizgał się magicznie natłuszczonym, opadającym w dół korytarzem. Robił drobne kroczki, z trudem utrzymując pozycję pionową. Z jego zniszczonego płaszcza unosiły się smugi dymu, a lewa nogawka spodni była rozdarta i poplamiona krwią.

Artemis Entreri uderzył w ścianę po prawej i zaczął się obracać wzdłuż niej. Nie wykorzystał jej, żeby zwolnić, gdyż wtedy licz z pewnością by go zauważył.

A tego skrytobójca chciał ponad wszystko uniknąć.

Zatrzymał się w połowie obrotu, oparł ręce o ścianę i odepchnął się gwałtownie. Przeciął po skosie wąski korytarz. Za plecami słyszał syk płomieni i pełen napięcia śmiech swojego towarzysza Jarlaxle'a. Entreri wiedział, że pewny siebie mroczny elf próbuje śmiechem pozbawić odwagi ich prześladowcę, lecz nawet skrytobójca słyszał wyraźnie, że jest to wymuszony dźwięk ukrywający całkowitą niepewność.

W czasie spędzonych razem kilku miesięcy Entreri rzadko widział u opanowanego drowa niepokój, lecz tym razem było to oczywiste, co tylko podsycało jego własny strach.

Znajdował się już daleko od ostatniej pochodni umieszczonej w uchwycie w ścianie długiego korytarza, lecz nagle blask oświetlił drogę, pokazując mu, że korytarz kończy się gwałtownie dwanaście stóp przed nim i skręca ostro w prawo.

Skrytobójca starannie zapamiętał tę prostopadłą odnogę, jego jedyną nadzieję, gdyż w rozbłysku zauważył również sedno pułapki licza - ostre kolce sterczące z muru.

Entreri uderzył w mur po lewej i znów zaczął się obracać. Podczas jednego z obrotów schował swój słynny zdobiony klejnotami sztylet, a podczas następnego udało mu się wsunąć Szpon Charona do pochwy na lewym biodrze. Mając wolne ręce, mógł lepiej kontrolować zsuwanie się wzdłuż muru. Podłoga była bardziej śliska niż lodowe zbocze w bezwietrznej jaskini we wnętrzu samego Wielkiego Lodowca, lecz ściany były z gładkiego kamienia. Za każdym obrotem musiał się namęczyć, by utrzymać pozycję pionową, gdy jego stopy ślizgały się i obracały w miejscu. Zbliżał się do ostrego zakrętu i niespodziewanego, morderczego końca korytarza.

Ryknął, gdy korytarzem wstrząsnął kolejny wybuch. Zbliżając się do końca, skrytobójca odepchnął się ze wszystkich sił, starannie wybierając moment dla osiągnięcia najlepszych efektów. Obracając się, jednocześnie gwałtownie wysunął górną połowę ciała do przodu, by wzmocnić ruch, i przemknął po skosie na drugą stronę korytarza, do bocznego przejścia. Gdy tylko jego stopy opuściły podłogę głównego korytarza, potknął się, gdyż magiczne natłuszczenie urywało się gwałtownie. Chwycił za róg i przyciągnął się mocno do niego, twarzą do ściany. Odwrócił się tylko raz i w słabym świetle ujrzał ostre, rozdwojone końce morderczych szpikulców.

Zaczął ostrożnie spoglądać na zewnątrz, w stronę miejsca, z którego przybył, lecz niemal wykrzyknął z zaskoczenia, gdy ujrzał mijającą go postać, szaleńczo wymachującą rękami. Próbował chwycić Jarlaxle'a, lecz drow go minął i Entreri bał się, że towarzyszowi grozi zguba na kolcach.

Lecz Jarlaxle w nie nie uderzył. Jakimś sposobem drow zatrzymał się gwałtownie, skręcił w lewo i uderzył mocno w ścianę naprzeciwko Entreriego. Skrytobójca próbował sięgnąć do niego, lecz jęknął i cofnął się, gdy minęła go niebiesko-biała błyskawica. Piorun uderzył z hukiem w ścianę, przy okazji odrywając kilka kolców.

Entreri usłyszał chichot licza, wychudzonego szkieletu częściowo pokrytego suchą, skurczoną skórą. Powstrzymał pragnienie, by popędzić bocznym korytarzem i miast tego warknął groźnie.

- Wiedziałem, że przez ciebie zginę! - rzucił do Jarlaxle'a. Drżąc z wściekłości, Entreri znów wyskoczył na środek głównego, śliskiego korytarza.

- Chodź do mnie, pomiocie Zhengyi! - ryknął skrytobójca. I oto pojawił się licz. Jego poszarpane czarne szaty łopotały, a na pozbawionej warg twarzy kwitł szeroki uśmiech.

Entreri sięgnął po miecz, lecz kiedy licz wyciągnął kościste palce, skrytobójca wysunął przed siebie dłoń w rękawicy. Znów krzyknął - wyzywająco, przecząco, z wściekłością - gdy wystrzeliła kolejna błyskawica.

Entreri miał wrażenie, jakby znajdował się w samym środku gorącego, piekącego wiatru. Czuł otaczającą go palącą energię. Opadł na kolana, lecz wcale tego nie zauważył. Został rzucony na ścianę, tuż poniżej kolców, ale nawet nie poczuł, że pod stopami ma pewne oparcie - podstawę ściany. Wciąż wyciągał zaczarowaną rękawicę, a jego ramię drżało. W powietrzu tańczyły niebieskie i białe iskry, znikające w rękawicy.

Wszystko to było poza skrytobójcą, który zaciskał zęby tak mocno, że nie był w stanie nawet krzyczeć, tylko warczał gardłowo.

Miał mroczki przed oczami i czuł obezwładniającą słabość.

Znów usłyszał szyderczy chichot licza.

Instynktownie odepchnął się od ściany, znów kierując się w lewo, w stronę bocznego korytarza. Postawił jedną stopę na nieśliskiej powierzchni i znów się wyprostował. Nadal oślepiony, wyciągnął miecz i ruszył wzdłuż ściany bocznego korytarza, po czym wyskoczył najszybciej i najdalej jak potrafił, machając szaleńczo Szponem Charona, choć nie miał pojęcia, czy jest w pobliżu licza.

Był.

Ciemne ostrze opadło. Otaczały je iskierki, gdyż rękawica pochłonęła większość energii błyskawicy i teraz uwalniała ją poprzez miecz.

Licz, zaskoczony tym, jak szybko i daleko zaszedł jego przeciwnik, uniósł rękę do zastawy, a wówczas Szpon Charona odciął ją w łokciu. Cios Entreriego zniszczyłby istotę, gdyby nie to, że zetknięcie z ręką uwolniło energię błyskawicy.

Wybuch znów rzucił Entreriego na ziemię.

Wrzaski licza zmusiły skrytobójcę do wyciągnięcia ręki i odzyskania zmysłów. Obrócił się i zaczął macać po ziemi, aż znów uchwycił rękojeść Szponu Charona. Spojrzał w stronę korytarza i ujrzał, że licz się wycofuje, a jego płaszcz płonie.

- Jarlaxle? - spytał skrytobójca, spoglądając wprawo, gdzie jeszcze przed chwilą jego towarzysz stał przyciśnięty do ściany.

Entreri z zaskoczeniem ujrzał tylko ścianę. Spojrzał z powrotem w róg, spodziewając się ujrzeć zwęglone ciało drowa.

Ale nie, Jarlaxle po prostu... znikł.

Entreri wpatrywał się w ścianę i powoli wycofywał się do bocznego przejścia. Kiedy zszedł ze śliskiej podłogi, stanął swobodnie i niemal wyskoczył z butów, gdy ujrzał parę czerwonych oczu wpatrującą się w niego z wnętrza kamienia po drugiej stronie korytarza.

- Dobra robota - powiedział drów, przesuwając się do przodu tak, że w kamieniu pojawił się zarys jego twarzy.

Entreri stał oszołomiony. Jakimś cudem Jarlaxle wtopił się w kamień, jakby zmienił mur w gęstą pastę i wcisnął się do środka. Mężczyzna właściwie nie wiedział, dlaczego jest tak zaskoczony - czyż jego towarzysz kiedykolwiek zrobił coś zwyczajnego?

Głośny trzask zwrócił jego uwagę w inną stronę, w górę korytarza. Od razu wiedział, że to klamka drzwi na szczycie rampy, gdzie wraz z Jarlaxle'em spotkali licza i zostali przez niego przepędzeni.

Podłoga i mur zaczęły drżeć.

- Wyciągnij mnie stąd - zawołał Jarlaxle. Głos drowa był szorstki i przerywany, jakby mówił przez płynny kamień... co właściwie robił. Wysunął jedną rękę do przodu, w kierunku Entreriego.

Grzmot stawał się coraz głośniejszy. Entreri wyjrzał za róg.

Zbliżało się coś złego.

Skrytobójca chwycił wyciągniętą rękę Jarlaxle'a i pociągnął mocno, jednak ku swemu zdziwieniu odkrył, że drow ciągnie z powrotem.

- Nie - powiedział Jarlaxle.

Entreri spojrzał z powrotem w górę korytarza i jego oczy rozszerzyły się tak, że niemal wypadły z orbit. Grzmot nadchodził w za pomocą sięgającej do pasa żelaznej kuli pędzącej szybko w jego stronę.

Zatrzymał się i zastanowił, jak mógłby uskoczyć, kiedy na jego oczach kula podwoiła rozmiar, niemal wypełniając sobą korytarz.

Z głośnym okrzykiem mężczyzna wskoczył do bocznego przejścia, potknął się i obrócił. Spojrzał jeszcze raz na Jarlaxle'a znikającego ponownie w kamieniu, lecz nie miał czasu, by się zatrzymać i zastanowić, czy jego towarzyszowi uda się uciec z pułapki.

Entreri obrócił się, zatoczył, odzyskał równowagę i ruszył biegiem.

Wybuch, gdy potężna żelazna kula zderzyła się ze ścianą, sprawił, że znów upadł na ziemię. Odwrócił się i ujrzał, że zderzenie pozbawiło kulę większości pędu, lecz nie zatrzymało jej. Znów się toczyła, z początku powoli, a następnie nabierając prędkości.

Entreri podniósł się na czworaki, znów przeklinając Jarlaxle'a za sprowadzenie go do tego miejsca. Podniósł się i odbiegł, oddalając się od kuli. Wiedział, że nic mu to nie da, gdyż kula przyspieszała, a korytarz opadał bardzo długą spiralą w dół wieży.

Biegł, jednocześnie szukając drogi ucieczki. Popychał ramieniem każde mijane drzwi, lecz wcale nie był zaskoczony, gdy odkrył, że pułapka zatrzasnęła je wszystkie. Szukał miejsca, gdzie sklepienie było nieco wyższe, gdzie mógłby się wspiąć i przepuścić kulę dołem.

Lecz nic takiego nie było.

Znów spojrzał do tyłu, by ocenić, której ściany trzymała się kula, by mógł prześlizgnąć się obok niej, lecz ku jego zaskoczeniu, kula znów urosła i teraz jej boki niemal ocierały się o ściany.

Biegł.

***

Wstrząsy sprawiały, że rozbolały go zęby. Wewnątrz kamienia odbijała się echem każda wibracja, gdy kula uderzyła w mur. Czuł to aż do szpiku kości.

Przez chwilę była tylko ciemność, po czym kula zaczęła się cofać, tocząc się bocznym korytarzem. Jarlaxle odetchnął głęboko. Przeżył, lecz obawiał się, że będzie potrzebował nowego towarzysza.

Zaczął znów wypychać się z kamienia, lecz przerwał, gdy usłyszał znajomy świszczący śmiech.

Cofnął się, spoglądając przez cienką warstewkę kamienia, a licz stał przed nim. Drow nie ważył się poruszyć ani odetchnąć.

Licz nie patrzył na niego, lecz wpatrywał się w korytarz, chichocząc zwycięsko. Ku wielkiej uldze Jarlaxle'a, potężna nieumarła istota zaczęła się cofać płynnym ruchem, jakby unosiła się na wodzie.

Jarlaxle zastanawiał się, czy uda mu się przepchnąć na drugą stronę muru, po czym przelecieć na ziemię i uciec. Zauważył jednak rany licza, zadane przez odwróconą błyskawicę i potężny cios Szponu Charona, i ujrzał inną możliwość.

W końcu przybył tu po skarb i szkoda byłoby wyjść z pustymi rękami.

Pozwolił, by licz zniknął za rogiem. Wtedy drow zaczął się wypychać z kamienia.

***

To musi być iluzja, powtarzał sobie Artemis Entreri. Żelazne kule w końcu nie rosną, ale jak to było możliwe? Była taka prawdziwa, w dźwięku, kształcie i dotyku... jak jakakolwiek iluzja mogła tak doskonale imitować rzeczywistość?

Entreri wiedział, że aby pokonać iluzję, należało się jej przeciwstawić całym swoim umysłem, odmówić jej realności, całym sercem i duszą. Znów się odwrócił i wiedział, że to niemożliwe.

Próbował zapomnieć o grzmocie za plecami. Opuścił głowę i biegł, zmuszając się do przypomnienia sobie szczegółów korytarza. Nie próbował już otwierać drzwi, gdyż były zamknięte i tylko marnował czas.

W biegu zdjął z ramion plecak. Wyciągnął jedwabny sznur z kotwiczką i rzucił plecak na ziemię za sobą, mając rozpaczliwą nadzieję, że to spowolni pędzącą coraz szybciej kulę.

Nie spowolniło. Kula spłaszczyła plecak.

Entreri nie pozwolił sobie na rozmyślanie o kuli, lecz pracował gorączkowo, mierząc sznur i wyobrażając sobie pewne wciąż znajdujące się przed nim miejsce w korytarzu, oceniając, jaka długość będzie mu potrzebna.

Za jego plecami drżała podłoga. Z każdym krokiem bał się, że to jego ostatni, gdy kula się po nim przetoczy.

Jarlaxle powiedział mu kiedyś, że nawet iluzja może zabić człowieka, jeśli ten w nią wierzy.

A Entreri wierzył.

Instynkt podpowiadał mu, by rzucić się na ziemię z boku korytarza i modlić się, by było wystarczająco dużo miejsca między ostrym kątem a zaokrąglonym bokiem kuli. Nie odważył się jednak tego zrobić i szybko zapomniał o tym pomyśle, koncentrując się na naj...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin