Stanisław Ignacy Witkiewicz – Nienasycenie
Poświęcone pamięci Tadeusza Micińskiego
Przedmowa
„Ja, wybierając los mój,
wybrałem szaleństwo.”
Tadeusz Miciński
W przedmowie Witkacy pisze, że powieść to nie jest dzieło sztuki, bowiem w niej bardziej liczy się treść niż forma. Powieść ma być skonstruowana tak, aby to, o czym opowiada, było realne, nawet mimo najbardziej fantazyjnych bohaterów i wydarzeń. Chodzi o to, aby czytelnik myślał, że inaczej wydarzyć by się nie mogło. A forma ma tutaj drugie znaczenie.
Autor chce się też ustosunkować do sprawy stosunku życia pisarza do jego twórczości. Otóż w naszym kraju źle się dzieje z krytyką literacką (tutaj najbardziej zbeształ Irzykowskiego), która zarzuca mu, że Pożegnanie jesieni powstało na kanwie jego doświadczeń, co przecież buduje obraz Witkacego-tyrana! (gdyby tak było, to Witkacy musiałby być w młodości zgwałcony przez hrabiego, ciągle być na kokainie, zkokainować niedźwiedzia w Tatrach i inne niewiarygodne historie) A tak wcale nie jest, autor a jego powieść to dwie różne rzeczy i krytyka musi to zrozumieć, bo czego się spodziewać po literaturze, kiedy krytyka jest na tak marnym poziomie…
Część pierwsza: Przebudzenie
Przebudzenie
W pierwszym rozdziale poznajemy głównego bohatera – Genezypa Kapena, który ma 8 lat i mieszka na wsi beskidzko tatrzańskiej – Ludzimierzu. Ojciec stosuje wobec niego surową dyscyplinę, w wieku 4 lat poszedł z nim do ZOO, a Genezyp, chcąc uwolnić w nim małpy, rzucił się na strażnika. W efekcie ojciec dokręcił mu śrubę, a Zypcio zobojętniał na zło świata. Skumplował się z kuzynem – Toldziem. Spotykali się ze sobą i robili razem grzeszne rzeczy (tak, właśnie o TO mi chodzi), ale wreszcie przyszedł czas obowiązku szkolnego. Genezyp został wysłany do szkoły, gdzie mu się nie podobało, na stancji też miał terror, ale przetrwał aż do matury, po której właśnie wrócił do domu na wieś.
Właśnie obudził się z popołudniowej drzemki i myślał o księżnej Ticonderoga, która go oczarowała swoimi wdziękami. Opisuje kolejno swój sen: spacerował po włoskim mieście z Toldziem i spotkał jakiegoś nieznajomego, którego udusił. Boi się, że pójdzie siedzieć. Następnie myśli o Bogu – nie wierzy w niego, Bóg jest dla niego czarodziejem, chociaż wiarę próbowała zaszczepić w nim matka. On jednak chce żyć pełnią życia, czuje, że księżna pomoże mu w tym, zapozna go z tajnikami życia. Czuje, że przebudził się właśnie ze snu, w którym tkwił cały czas. Decyduje się studiować literaturę zachodnią, o czym zawiadamia ojca, z którym właściwie nie ma już żadnych relacji. Ten dostaje lekkiego ataku apopleksji. Genezyp się tym nie przejmuje, rozważa na temat świata sztuczności, do którego nie chce należeć.
Wieczór u księżnej Ticonderoga.
Genezyp znajduje się u księżnej na ogólnym spotkaniu towarzyskim. Jest tam też 27-letni powieściopisarz Sturfan Abnol, który wyraża swoją pogardę dla ówczesnej kultury. Mówi, że nie będzie pisał dla rozrywki prostytutów i skurwysynów (czyli panów). Deklaruje pisanie powieści metafizycznych. Odrzuca tradycje klasycznej Grecji. Podszedł do nich Tengier i zaproponował księżnej małe co nieco. Ta odmówiła, mówiąc, że Tengier jest artystą (muzykiem), więc niech cierpi, bo to lepiej dla jego muzyki. Tengier ogólnie był obrzydliwy. Genezyp też się czuł trochę zeszmacony, co przyprawiało go o rozkosz. W tym czasie Abnol wciąż jęczał, że nie będzie już więcej niczyim błaznem – on pisze niewypowiedziane intencje, coś od zewnątrz go do tego zmusza, tym samym też się rozwija. Tengier wtedy tłumaczy, że artyści zawsze byli błaznami wielkich tego świata. Abnol się buntuje. Tengier wyjawia swoją fascynacje homoseksualizmem. Mówi, że jest w absolutnej konieczności w dowolności. Genezyp nic nie wiedział z tego, alkohol go zamroczył, bo pił pierwszy raz. Księżna wysyłała mu erotyczne podteksty, a on się nie opierał. Genezyp stwierdził, że jego kochana matka (jedyna kochana przez niego osoba) też mogłaby być taką puszczalską. I że też jest grzeszna, bo robi to z ojcem. A potem Zypcio się urżnął i rzygał. Wstał więc i poszedł do domu, gdzie okazało się nad ranem, że ojciec umiera. Przywołał do siebie syna i powiedział mu, że i on także był kilkanaście lat wcześniej kochankiem księżnej. Genezyp był już świadomy prawdy i odechciało mu się literatury. Poszedł spać, a ojciec przed śmiercią też jakby się przebudził – stwierdził, że zamiast wykorzystywać swoich robotników (miał browar), to mógłby scosjalizować fabrykę. W tym czasie Genezypowi przypomniało mu się, że po pijaku umówił się z księżną, ale zdecydował się jednak iść do Tengiera, aby ten wszystko mu wyjaśnił.
Wizyta u Tengiera
Kiedy Genezyp szedł do Tengiera, myślał nad metafizyką w przestrzeni gwiazd. Wreszcie doszedł do domu artysty. Genezyp wyjawił muzykowi, że jest prawiczkiem, ale wie wszystko. Tengier chciał mu siebie obrzydzić i pocałował go w usta. Zypcio uczuł wstręt, ale dla poznania może cierpieć. Prosi go o rozwiązanie wszystkich zagadek. Mówi, że muzyka Tengiera jest wszechwiedząca, więc i on musi wiedzieć wszystko. Tengier nazywa moment objawienia początkiem bzika. Stwierdza, że sztuka musi się wiązać z religią i metafizyką, bo wszystkie one są koniecznością istot myślących. Zypcio mówi, że lubi literaturę, bo jest w niej dużo życia. Ale on chce wiedzieć, jak żyć pełnią życia. Chce odkryć prawdę, a nie sztuczności. Nie chce przybierać maski i prosi o pomoc artystę. W informacji natomiast dowiadujemy się o Tengierze, że i on miał takie metafizyczne nienasycenie, ale przekładał je na muzykę, dźwięki. Tyle że nie pozwolono mu zrobić kariery, więc pisał muzykę pośmiertną. Ona służyła mu do podrywania dziewczyn, które perwersyjnie za to mu się oddawały. Ale każda uciekała, bo Tengier miał garb, suchą nogę i śmierdział grzybem podczas podniecenia. Jedna się tylko tego nie przelękła – bogata dziwka z sąsiedniego Murzasichle. Potem następuje opis ówczesnej sytuacji społecznej, gdzie Rosja była zagrożona przez Chiny.
Tengier pomyślał, że zdobędzie Zypcia, dzięki niemu przejmie browar po starym Kapenie i wreszcie się nasyci. Mówi, że sztuka jest prawdą bytu. Zwłaszcza muzyka. A malarstwo i rzeźba jest statyczna, więc martwa. Zaczyna grać metafizycznie nieprzyzwoicie swój własny utwór – Rozwolnienie bogów. Zypcio jest pod ogromnym wrażeniem. Tengier urywa muzykę i wyjaśnia, że wielkość jest w perwersji, a celem jego muzyki jest to, aby babom się mokro robiło. Mówi, że dzisiaj straci dziewictwo z księżną i lepiej z nią starą niż z jakąś po bajzlach. Zauważa, że nie ma miłości, ma się jej wyrzec, bo zostanie artystą i będzie nieszczęśliwy Cytuje Micińskiego. Genezyp broni literatury – jest to forma wyrażająca Tajemnicę Bytu. Forma deformująca. Mówi, że artyści już nie są potrzebni, tylko sztuka. Tengier ostrzega go przed obłędem. Jest zadowolony z takiej sytuacji, bo może wykorzystać młodego materialnie i może na nim wypróbować wszystkie swoje idee. Wchodzi Maryna (jego żona). Zypcio ma ochotę rzygnąć na myśl o ich stosunku płciowym – musi być obrzydliwy. Chce już wracać do domu, bo na 2 ustawił się z księżną. Tengier wie, że musi go od siebie uzależnić, więc proponuje spotkanie u pustelnika Bazylego. Mówi młodemu, że nie może mieć za dużo energii podczas pierwszego razu, bo się skompromituje, czym ostatecznie przekonuje Zypcia. Idą przez las do pustelnika, spotykają wilki. Tengier strzela na oślep, żadnego nie trafia. W tym momencie Zypcio uświadamia sobie, że mógłby zginąć, nie wiedząc nie tylko kim chce być, ale także kim jest w ogóle. Dochodzą do Bazylego. Jest jedenasta.
Wizyta w pustelni kniazia Bazylego.
U Bazylego spotykają jeszcze Żyda, Afanasola Benza. Jest on matematykiem, logistykiem, którego w poglądy nikt nie wierzy. Obaj są Rosjanami, ale ze względu na przesuwają...
Marenejra