R259. Elliot Rachel - Ocalona.pdf

(492 KB) Pobierz
83264251 UNPDF
RACHEL ELLIOT
Ocalona
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Czy ta podróż nigdy się nie skończy? - westchnęła
Clancy. Z pewnością ktoś, kto powiedział: „Lepiej po­
dróżować bez celu, ale być pełnym nadziei, niż dojechać
do celu", nigdy nie podróżował z Londynu do Cumbrii,
pomyślała z goryczą. Oderwała rękę od kierownicy, że­
by przetrzeć zmęczone oczy. Nie mogła jednak zwalać
całego zmęczenia na podróż. W ostatnim czasie do­
świadczyła wielu trudnych chwil.
Powstrzymując się od ziewania, spojrzała przed sie­
bie. Marzyła o stacji benzynowej lub kawiarni. Filiżanka
kawy postawiłaby ją teraz na nogi. Zamiast tego, widzia­
ła przed sobą nie kończący się ciąg wzgórz i przejrzystą
wodę, wspaniałą scenerię Krainy Jezior, ale w tej chwili
nie była w stanie podziwiać natury.
Mogła winić tylko samą siebie. Nie musiała zbaczać
z autostrady.
Dodała gazu. Serce mocno jej zabiło, kiedy zdała
sobie sprawę, że się zamyśliła. Jeszcze tylko kilka kilo­
metrów i dojedzie do hotelu. Wtedy zanurzy się w gorą­
cej wannie, potem położy do łóżka i przykryje miękką
kołdrą. Rozmarzyła się. Rysowała się przed nią wspania­
ła wizja, niczym oaza na pustyni. Zamknęła oczy.
6
OCALONA
Nagle rozległ się przenikliwy odgłos klaksonu. Nie wie­
dząc, co się dzieje, instynktownie nacisnęła nogą hamulec,
serce waliło jej jak młotem. Samochód zatrzymał się. Przez
chwilę siedziała nieruchomo. Usiłowała otrząsnąć się
z szoku i uświadomić sobie, co się wydarzyło.
- Co ty, do cholery, wyprawiasz?
Mimo zamkniętego okna usłyszała zdenerwowany
męski głos.
- Jechałaś po całej ulicy, raz zjeżdżałaś na prawą
stronę, raz na lewą. Jeszcze chwila, a oboje znaleźli­
byśmy się w rowie.
Chwyciła głęboki oddech. Nie podnosząc wzroku,
otworzyła okno.
- Przepraszam - odezwała się w końcu. - Chyba się
zamyśliłam.
- Zamyśliłaś się? - roześmiał się ironicznie. - Moja
panno, zasnęłaś za kierownicą! Mogłaś się zabić, już nie
wspominając o tym, co mogłaś zrobić innym, spokojnie
podróżującym, którzy mieliby nieszczęście spotkać cię
na swojej drodze.
Podniosła głowę, żeby spojrzeć na niego. To się na­
zywa mieć szczęście! W takich nieprzyjemnych okoli­
cznościach natknąć się na najprzystojniejszego faceta,
jakiego w życiu spotkała! I w dodatku widziała w jego
oczach pogardę.
- Więc?
- Więc co? - Spojrzała na niego ponownie. Zaciskał
usta.
- Jak długo każesz mi czekać? - zapytał ze złością.
Nie potrafiła wymyślić jakiejś sensownej odpowiedzi.
OCALONA
7
W głowie miała pustkę. Zamrugała oczami. Gdzie po­
dział się jej tupet? Zawsze miała na wszystko odpo­
wiedź.
Mężczyzna parsknął niecierpliwie.
- Wysiadaj z samochodu - rozkazał jej.
- Słucham? - Otworzyła szeroko oczy ze zdziwie­
nia. Za kogo on się uważał, że wydawał jej polecenia?
Najwyraźniej był przyzwyczajony tak się zachowywać,
pomyślała, ale to nie znaczy, że ją można tak traktować.
- Nie dosłyszałaś? Wysiadaj z samochodu.
- Nie mam najmniejszego zamiaru. - Rzuciła mu
złowrogie spojrzenie. Ku jej niezadowoleniu widzia­
ła w jego ciemnoszarych oczach rozbawienie. - Prze­
cież cię nie znam, może zaplanowałeś ukraść mój samo­
chód i pozostawić mnie na środku drogi zupełnie bez­
radną.
- Jeśli zerkniesz w lusterko, to przekonasz się, że już
mam samochód. - Wskazał ręką.
I to nie byle jaki samochód, lecz błyszczący, dosko­
nale utrzymany morgan. Takiego samochodu nikt by nie
zamienił na jej starego, warczącego mini. Musiała to
przyznać z goryczą.
- No, to teraz wysiadaj.
- Nie.
Z trudem panował nad nerwami. Z wrażenia prze­
szedł ją dreszcz. Miał wspaniałą sylwetkę, dżinsy i wy­
płowiała bawełniana koszula leżały na nim doskonale
dopasowane. Bez wątpienia wiele kobiet potrafił w so­
bie rozkochać, to nie był mężczyzna, z którym powinna
zadzierać. Nie wiedziała, jak wybrnąć z sytuacji.
8
OCALONA
- A może planujesz mnie uprowadzić?
Tym razem nawet nie starał się ukryć rozbawienia.
- Planuję cię zbić jak małe dziecko. A teraz wysiadaj
z samochodu!
Pomimo że Clancy J. Hall była drobna i szczu­
pła, rzadko się poddawała. Jednak tym razem musiała
dać za wygraną. To wszystko przez jej zmęczenie, tłu­
maczyła sobie, inaczej odpowiedziałaby szorstko na je­
go docinki. Zazwyczaj uchodziła za niepokonaną, nawet
kiedy nikt nie stawał po jej stronie. Teraz nie miała
innego wyjścia. Westchnęła, odpięła pas i wysiadła z sa­
mochodu.
- W porządku, wygrałeś. I co teraz? - Podejrzliwie
patrzyła na niego dużymi, brązowymi oczami. Całkowi­
cie straciła cały swój tupet, tym bardziej że wyglądała
przy nim jak krasnoludek.
Pochylił się nad nią. Chłodny powiew wiatru odgar­
niał czarną grzywkę z jego czoła.
- Zaczerpnij głęboko świeżego powietrza - powie­
dział.
- Po co?
- To przywróci ci siły.
- Po czym poznajesz, że jestem zmęczona?
Przypatrywał się jej uważnie, czuła się badana. Nie
mogła tego znieść.
- Wyglądasz, jakbyś nie spała przez tydzień - odparł
szorstko. - Masz sińce pod oczami, a twoja twarz jest
biała jak kartka papieru. Przypominasz zupełny wrak.
Chyba że jest to twój normalny wygląd. W każdym ra­
zie, wydaje mi się, że masz poważne kłopoty.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin