Bruen Ken - Strażnicy bezprawia.pdf

(657 KB) Pobierz
1049323544.001.png
KEN BRUEN
STRAŻNICY BEZPRAWIA
Przekład SŁAWONIR KĘDZIERSKI
&
AMBER
Redakcja stylistyczna Anna Tłuchowska
Korekta
Barbara Cywińska
Renata Kuk
Zdjęcie na okładce Wydawnictwo Amber
Skład
Wydawnictwo Amber Jacek Grzechulski
Druk
Opolgraf SA, Opole
Tytuł oryginału The Guards
Copyright €> 2001 by Ken Bruen.
Ali rights reserved.
For the Polish edition
Copyright © 2008 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 978-83-241-3473-1
Warszawa 2009. Wydanie I
Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o. 00-060 Warszawa, ul. Królewska 27 teł. 620 40 13, 620 81
62
www.wydawnictwoamber.pl
Książkę wydrukowano na „przyjaznym" papierze
www.przyjaznypapier.pl
:
To prawie niemożliwe zostać wyrzuconym z Garda Siochana. Trzeba się naprawdę do tego
przyłożyć. Dopóki nie zostaniesz kompletnym wyrzutkiem społecznym, będą tolerowali niemal
wszystko.
Wyczerpałem katalog. Liczne
ostrzeżenia
nagany
ostatnie szanse
zawieszenia i wciąż nie zdradzałem oznak poprawy.
Albo raczej wytrzeźwienia. Nie zrozumcie mnie źle. Pomiędzy gardai a alkoholem istnieją długie,
niemal miłosne relacje. Prawdę mówiąc, garda abstynent w policji i poza nią jest traktowany
podejrzliwie, o ile nie wręcz z pogardą.
Mój przełożony w ośrodku szkoleniowym oznajmił:
- Wszyscy lubimy duże piwko. Szmery i potakiwania wśród kursantów.
- A ludzie lubią to, że lubimy duże piwko. Coraz lepiej.
- Ale nie lubią popaprańców.
Przerwał, żebyśmy mogli rozsmakować się w żarciku. Wymówił to tak jak w Louth:
„poabrantów".
Dziesięć lat później byłem już po trzeciej naganie. Szef wezwał mnie i zasugerował, że potrzebna mi
pomoc.
- Czasy się zmieniły, synu. Teraz są programy wałki z uzależnieniem, ośrodki dwunastoetapowe,
wszelkiego rodzaju wsparcia. Pobyt na odwyku to już nie powód do wstydu. Znajdujesz tam i księży,
i polityków.
Miałem ochotę powiedzieć: „I to ma być motywacja!"
Ale poszedłem. Kiedy mnie wypuścili, przez jakiś czas byłem czysty, ale powoli znowu zacząłem
pić.
Garda rzadko kiedy dostaje przeniesienie do miejsca, skąd pochodzi, ale uważano, że moje miasto
rodzinne dobrze na mnie wpłynie.
Służba w przeraźliwie zimny lutowy wieczór. Ciemno jak cholera. Obsadzamy pułapkę na ścigantów
na przedmieściu. Dyżurny podoficer przestrzegł:
- Mam mieć wyniki, bez wyjątku.
Moim partnerem był facet z Roscommon - Clancy. Sprawiał wrażenie, że nie obchodzi go moje picie.
Miałem termos kawy z brandy, z przewagą tej ostatniej. Dobrze wchodziła.
Za dobrze.
To była nudna służba. Zdążyło się rozejść, gdzie jesteśmy. Kierowcy w podejrzany sposób
przestrzegali prędkości. Clancy westchnął i powiedział:
- Wiedzą o nas.
- Jasne.
Nagle przeleciał koło nas mercedes. Na radarze skończyła się skala. Clancy wrzasnął:
- Jasna cholera!
Miałem samochód na biegu i wystartowaliśmy. Clancy odezwał się z miejsca pasażera:
- Jack, zwolnij. Chyba możemy o nim zapomnieć.
- Co takiego?
- Tablica... widzisz tablicę?
- Tak i co?
- To rządówka.
- To cholerny skandal.
Syrena wyła, ale merc zjechał na pobocze dopiero po dobrych dziesięciu minutach. Kiedy
otwierałem drzwi, Clancy złapał mnie za ramię.
- Jack, tylko dyskretnie.
- Dobra.
Zastukałem w okno po stronie kierowcy. Nie spieszył się z jego opuszczeniem. Zapytał z ironicznym
uśmieszkiem:
- Gdzie się pali?
- Wyłaź.
Zanim zdążył odpowiedzieć, z tylnego siedzenia wychylił się mężczyzna
- O co chodzi?
Poznałem go. Polityk z górnej półki.
- Pański kierowca zachowywał się jak wariat - powiedziałem.
- Masz w ogóle pojęcie, z kim rozmawiasz? - zapytał.
- Tak, z zasrańcem, który bzyka pielęgniarki. Clancy próbował mnie powstrzymać.
- Jack, weź na wstrzymanie - szepnął.
Polityk wysiadł z samochodu i ruszył do mnie. Oburzenie aż się z niego wylewało.
- Ty bezczelny szczeniaku! - wrzeszczał. - Wywalę cię z pracy. Wiesz, co się stanie?
- Świetnie wiem, co się stanie - powiedziałem. I wyrżnąłem go w zęby.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin