Highsmith Patricia - Słodka choroba.pdf

(1706 KB) Pobierz
1077779781.004.png
Patricia Highsmith
Słodka choroba
Przełożyła Urszula Gutowska
ISKRY • WARSZAWA ■ 1980
1077779781.005.png 1077779781.006.png
 
Opracowanie graficzne
MIECZYSŁAW KOWALCZYK
Redaktor
ZOFIA UHRYNOWSKA
Redaktor techniczny
ANNA ŻOŁADMEWICZ
Korektor
JOLANTA SPODAR
Państwowe Wydawnictwo „Iskry”, Warszawa 1980 r,
Wydanie I.
Nakład 100000 + 300 egz.
Ark, wyd. 15,3. Ark, druk. 20.
Papier offset mat, ki. VII, 60g, 93 cm (rola).
Druk ukończono w maju 1980 r.
Zakłady Graficzne „Dom Słowa Polskiego”.
Zam. nr 6080/K/79S-108
Cena zł 55. -
Tytuł oryginału
THIS SWEET SICKNESS
ISBN 83-207-0167-8
Copynght©1960 by Patricia Highsmith
For the Polish edition copyright © 1980 by Państwowe Wydawnictwo „Iskry”
Warszawa
1077779781.001.png
Rozdział 1
T a zazdrość nie dawała Dawidowi spać, wyciągnęła go z ciepłego
łóżka, wypchnęła z pogrążonego w ciszy i ciemności pensjonatu,
kazała wędrować po ulicach.
Tak długo żył z tą swoją zazdrością, że najzwyklejsze słowa i po-
jęcia dotyczące sfery uczuć nie miały już dostępu do jego umysłu.
Powstała sytuacja, która ciągnęła się prawie dwa lata. Nie ma
sensu bawić się w szczegóły. Sytuacja była jak głaz, powiedzmy
pięciofuntowy, uwiązany u jego szyi dzień i noc. Wieczory i noce,
kiedy nie pracował, były odrobinę gorsze niż dni, to wszystko.
Pobliskie ulice z odrapanymi, nędznymi domami po obu stronach
były puste i ciemne. Minęła właśnie północ. Dawid skręcił w uliczkę
biegnącą w dół ku rzece Hudson. Dotarł doń słaby odgłos wprawia-
nych w ruch silników samochodowych; na Main Street skończył się
widocznie film. Dawid wszedł na krawężnik, omijając drzewo tara-
sujące chodnik. W górnym narożnym oknie piętrowego domu płonę-
ło światło żółtym blaskiem. Ciekawe, czy ktoś czyta tak późno w
nocy, czy może poszedł do łazienki - zastanawiał się Dawid. Minął
go powoli, zataczając się, jakiś pijany mężczyzna. Dawid doszedł do
znaku „ślepa ulica”, przeskoczył przez niski biały płotek na żwir,
skrzyżował ramiona i stał wpatrując się w ciemność, która była rzeką.
5
1077779781.002.png
Nie mógł jej widzieć, ale ją czuł. Wiedział, że płynie tam szarozielo-
na, głęboka, wartka, mniej lub bardziej brudna. Wyszedł z domu bez
marynarki, a jesienny wiatr dmuchał dość paskudnie. Postał tak
jakieś pięć minut, a potem odwrócił się i znowu przeskoczył przez
płotek.
Droga powrotna do pensjonatu wypadła mu koło lokalu Andy'e-
go, aluminiowego pudła stojącego ukosem na placyku. Nie odczuwa-
jąc głodu ani potrzeby rozgrzania się wszedł do wnętrza. Gości było
tylko dwóch, dwaj mężczyźni siedzący daleko od siebie na stołkach.
Dawid usiadł między nimi, dokładnie pośrodku. W powietrzu unosi-
ła się woń przysmażanych hamburgerów, jak również mdlący zapach
wodnistej kawy, czego Dawid bardzo nie lubił. Muskularny mężczy-
zna o flegmatycznych ruchach, imieniem Sam, obsługiwał lokal
wraz z żoną. Ktoś kiedyś powiedział Dawidowi, że kilka lat temu
Andy umarł.
- Jak leci? - zapytał ospale Sam, nawet na Dawida nie spoj-
rzawszy, po czym niedbałym gestem machnął ścierką po kontuarze.
- W porządku. Proszę o kawę - powiedział Dawid.
- Zwykłą?
- Tak. Bardzo proszę.
Kawa z mlekiem i cukrem ma smak raczej herbaty i na pewno
nikogo jeszcze nie uchroniła przed sennością. Dawid oparł łokcie na
kontuarze, prawą zmarzniętą dłoń zwinął w pięść, lewą zacisnął na
prawej. Patrzył niewidzącym wzrokiem na kolorową fotografię peł-
nego półmiska. Ktoś wszedł i usiadł koło niego, dziewczyna... Da-
wid nie spojrzał nawet w jej stronę.
- Dobry wieczór, Sam - powiedziała dziewczyna i Sam wyraź-
nie się ożywił.
- Cześć! Jak leci mojej najdroższej? Co podać? To, co zwykle?
- Aha. I mnóstwo bitej śmietany.
- Utyjesz.
- Nie ja. O to się nie martwię. - Obróciła się w stronę Dawida. -
Dobry wieczór, panie Kelsey.
6
1077779781.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin