Jadwiga Coulcmahler
Trzy miłości Martiny
Tytuł o
ryginału: Się sonne von Lahori© Translation by Krystyna Skrzypczak
I
Znaki firmowe Oficyny Wydawniczej “Akapit"oraz znaki serii wydawniczych “Akapitu"
zastrzeżone
ISBN 83-85715-63-0
Projekt okładki i strony tytułowej: Marek Mosiński
Redakcja: Halina Kutybowa
Redakcja techniczna: Jarosław Fali
Korekta: Piotr Kutyba
Wydanie pierwszeWydawca: “Akapit" Oficyna Wydawnicza sp. z o.o. Katowice 1993
Ark. druk. 12. Ark. wyd. 12,5.Druk i oprawa: Rzeszowskie Zakłady GraficzneRzeszów, ul. płk. L. Lisa-Kuli 19. Zam. 1075/93
Martina, ubrana w czarną sukienkę, siedziała skulona w fotelu przykominku. Zmarznięta, kurczyła ramiona i wpatrywała się w dogasający żar.Zmierzch wkradał się do pokoju i pełzając kładł swe cienie na wszystkichprzedmiotach, przemieniając je w szarą nijakość. Martina była sama —pozostawiono ją samą sobie w jej wielkim bólu. Zmagała się z rozpaczą,z nieznanym lękiem przed jutrem, z całą grozą osamotnienia.
Drzwi do pokoju obok stały otwarte, smuga światła padała aż po kąt,gdzie był kominek, obejmowała odbijającą od czarnej sukni twarz Martiny,która zabłysła jasną plamą na tle rozpływającego się zmierzchu. Była toblada, pociągła, dziecięca twarzyczka.
Z przyległego pokoju dochodziły odgłosy rozmowy. Jakby z oddali,nieomal spoza rzeczywistości, docierały do jej uszu. Żaden z tych głosównie był jej bliski i nie stanowił odrobiny pocieszenia dla biednej sieroty,której ojciec uległ przed trzema laty “wypadkowi na polowaniu", a matkęprzed godziną właśnie pochowano. Śpi teraz tam, w odległej części parku,na małym skrawku poświęconej ziemi, pod kasztanowcami szeroko roz-pościerającymi swe gałęzie, w miejscu gdzie dziedzicom Rainau wolnobyło chować swych bliźnich i które było ich własnym prywatnym cmen-tarzem. Spoczywa tam już ojciec Martiny, z własnej woli zakończywszyżycie, co oględnie nazywano “wypadkiem na polowaniu". Teraz i matkęśmierć uwolniła od pełnego bólu i udręki życia.
Martina wciąż myślała o tym, co powiedziała matka na krótko przedśmiercią:
— Nie płacz po mnie, kochane dziecko. Mnie będzie tam lepiej, napewno lepiej. Będę wolna od wszelkiego bólu i trosk i już nikt nie będziemnie dręczył. Tylko nad samą sobą przyjdzie ci płakać, moje kochane,biedne dziecko. Jeśli jednak Bóg wysłucha mojej modlitwy, uchroni cięprzed tak ciężkim losem, jaki spotkał mnie.
Potem dała Martinie zapieczętowaną kopertę, w której były jej zapiski,i powiedziała:
— Tę kopertę oddaj wujkowi Georgowi, mojemu drogiemu bratu, gdygo wreszcie zobaczysz. Oby dzień ten nie był zbyt odległy! Niechwuj Georg to przeczyta — to mój dziennik — i niech przechowa do czasu,aż ukończysz osiemnaście lat. Wówczas i ty przeczytaj, byś się przekonała,że człowiek jest jedynie igraszką w rękach losu. Przechowaj ją dobrze!
Owe zapiski w zalakowanej kopercie ukryła Martina pieczołowiciewśród swego skromnego dobytku, w izdebce na poddaszu. Wiedziała,dlaczego matka nie chciała, by na kartkach jej dziennika spoczęły zimne,obojętne oczy. "^
Teraz skulona z zimna nasłuchiwała w tępym odrętwieniu głosówdochodzących z przyległego pokoju. Zebrali się tam wszyscy jej krewni zestrony ojca, by naradzić się co do jej losu. Matka pozostawiła tylko jednegokrewnego, swego brata Georga. Ale ten przebywał w dalekich krajach i niedomyślał się nawet, że jego jedyna, ukochana siostra w wieku niespełnatrzydziestu pięciu lat zakończyła życie.
Zmęczona, wyczerpana płaczem i wieloma nocami czuwania przy łożuchorej matki, siedziała Martina ze spuszczoną głową. Była śmiertelnie udrę-czona i najchętniej umarłaby razem z matką. To zaledwie czternastoletniedziewczę pozostawiono samo z ciężkim obowiązkiem pielęgnowaniachorej. Nikt w całym domu nie miał czasu dla cichej, bladej pani Marii i jejcórki Martiny. Te dwie istoty były dla całej rodziny uciążliwe. Gdyby nieobawa przed ludzką obmową, prawdopodobnie wypędzono by je z domu.By zbytnio nie przeszkadzały, ulokowane zostały na poddaszu, w dwóchciasnych izdebkach. A od czasu, gdy pani Maria nie opuszczała już łóżka,posyłano im tam skromne posiłki.
Co było powodem szczęścia i nieszczęścia tych dwóch istot? Przecieżpiętnaście lat temu matka Martiny przybyła do Rainau jako promieniującaradością narzeczona. Cała rodzina Dornbergów, prześcigała się wówczasw okazywaniu sympatii. Pan Teodor Dornberg, dziadek Martiny, całował
dłonie synowej, prawił komplementy i nazywał “swą ukochaną córeczką",babka głaskała jej ręce i raz po razbrsała w ramiona, a obie szwagierki paniMarii, Melania i Helena, zapewniały, iż pragną, by została ich ukochanąprzyjaciółką. Natomiast małżonek pa:«ii Marii, Rupert Dornberg wniósł swąpiękną żonę przez próg domu na ręlcrach, szepcząc jej do ucha najczulsze
słówka.
Ale tak działo się tylko dlatego, 2se widziano w niej bogatą spadkobier-czynię, która miała uwolnić Rainau z ciążących na nim długów, a wszy-stkim tym ludziom wyczarować be=ztroskie życie. Spodziewano się, żedzięki Marii spłynie na rodzinę Ruperta deszcz złota. Była przecież córkąbogatego bankiera Feldnera i miała tylko jednego brata, z którym w przy-szłości miałaby dzielić wielki spadek.
Tak więc adorowano ją, traktując; jako wybawienie od pełnej trosk, nę-dznej egzystencji. Tym bardziej zasmucająca i drastyczna była odmiana,która zaszła w bardzo krótkim czasie.
Pierwszy cień padł na iluzorycznie szczęście Marii, gdy jej ojciec niewypłacił swemu zięciowi obiecanego posagu. Rupert Dornberg poślubiłMarię tylko dlatego, że miała być bogatą spadkobierczynią. A był najwyż-szy czas, by przez bogaty ożenek po-wstrzymać rodzinny dom przed całko-witym upadkiem.
Rupert był jedynym synem, ^w nim właśnie pokładano wszelkienadzieje. Prócz niego rodzice mieli jeszcze trzy córki, z których tylko jedna,najstarsza, poślubiona była oficerowi. Pozostałe dwie nadaremnie czekałyna konkurentów. Ładne, ale biedne., nie mogły spodziewać się bogatychpretendentów do ręki, takich, którzy mogliby odsunąć od Rainau widmoruiny.
Wszelkie nadzieje wiązano zatem wyłącznie z Rupertem i radośćzapanowała, gdy zaręczył się z córką bogatego bankiera Feldnera.Młody człowiek wiedział, że może wprowadzić do rodziny jedyniekobietę bogatą, toteż z zimną kalkulacją rozglądał się w okolicy za posażnąpanną.
Rupert Dornberg znał się z bratem Marii, Georgiem Feldnerem,z gimnazjum. Znajomość tę nazwał nawet przyjaźnią. Już wówczas z ukrytązazdrością obserwował dostatnie życie Georga i konsekwentnie trzymał sięzamożnego “przyjaciela". Ten zaś, człowiek wielkoduszny i szlachetny, niedomyślał się prawdziwych motywów postępowania kolegi.
Po ukończeniu gimnazjum oraz studiów wyższych Georg Feldnerprowadził życie światowca, tego ze względów prestiżowych życzył sobiejego ojciec.
Styl życia Georga utwierdził Ruperta w przekonaniu, że ojciec kolegimusi być niezmiernie bogatym człowiekiem. Zwyczaje panujące w wytwor-nej willi Feldnerów potwierdziły domysły, gdy więc Rupert dowiedział się,że Georg ma siostrę na wydaniu, poprosił o przedstawienie go ojcu.
Urocza Maria Feldner była uwielbiana przez wielu, lecz zakochałasię w Rupercie, który zadziwiająco zręcznie potrafił zbliżyć się do niej.Wyznał także Georgowi, że zakochał się w jego siostrze Marii i żyć bez niejnie może.
Georg nie przypuszczał, że wszystko to było podyktowane wyracho-waniem. Sądził, że Rupert Dornberg, syn właściciela Rainau, dość dużejposiadłości ziemskiej, nie ma żadnych powodów, by żenić się dla pieniędzy.Zauważywszy, że siostra kocha Ruperta, pozostawił sprawy ich natural-nemu biegowi. Zaręczyny i ślub odbyły się w krótkim odstępie czasui wszystko zdawało się być jednym, pełnym blasku pasmem szczęścia.Ale już wkrótce Maria utwierdziła się w podejrzeniu, że Rupert poślubiłją z wyrachowania. Pewności co do tego nabrała równie niespodziewanie,jak boleśnie.
Któregoś dnia nadeszła do Rainau wiadomość, że bankier Feldnerpopełnił samobójstwo. Zakrojone na wielką skalę i w efekcie nieudane spe-kulacje doprowadziły go do bankructwa. W banku Feldnera zapanowałokropny zamęt; mówiono, że wszystko zostało stracone.
Na tę wieść Maria popadła w rozpacz, ale przerażenie sparaliżowało jącałkowicie dopiero, gdy członkowie rodziny napadli na nią z okrutnymi,ohydnymi pretensjami. Także mężowi spadła w tej godzinie maska z twa-rzy. Ujrzała jego nikczemność i podłość. Pozwolił, by nazwano ją córkąoszusta, która podstępnie wdarła się do godnej szacunku rodziny. Stanął postronie swych krewnych i oznajmił w zimnych, suchych słowach, że zostałzwiedziony. Miał nadzieję -r- jak się sam wyraził — żeniąc się z nią zrobićdobrą partię, nie mógł bowiem pozwolić sobie na małżeństwo z kobietąubogą.
— Teraz my jesteśmy w sytuacji bez wyjścia, a Rupert ma cię nagłowie. To ty jesteś winna, przez ciebie on nie może nam już pomóc! —krzyczała w złości Melania, siostra Ruperta.
Wrażliwa i subtelna Maria była bezbronna wobec tych obelg. Odręt-wiała z rozpaczy nie mogła uciec przed złością i podłością tych ludzi, gdyżspodziewała się dziecka i przez to czuła się na zawsze z nimi związana. Nie-nawykła do takiej nikczemności, milczeniem odpowiadała na oskarżenia.Nie wiedziała, co czyni i co się z nią dzieje. Później nie mogła sobie nawetprzypomnieć, jak to się stało, że znalazła się przy łożu śmierci swego ojca.
Jej brat Georg, serdecznie ją kochający i wzajemnie przez nią kochany,przeraził się jej żałosnym wyglądem. Nie domyślał się jednak, co przeżyłai wycierpiała. Wstydząc się za swego męża milczała, a Georg, sądząc że jestprzerażona śmiercią ojca i utratą majątku, próbował ją pocieszać.
— Nie załamuj się, Mario, wszystkimi siłami będę walczył o nasząrehabilitację. Prawdopodobnie ojciec, przerażony nieudaną spekulacją,w pierwszej chwili stracił po prostu panowanie nad sobą. Może nie jest ażtak źle, jak on się obawiał. Chcę w każdym razie uczynić wszystko, cow mej mocy, by ocalić przynajmniej honor nazwiska. Ty masz na szczęścieschronienie w Rainau, a ja mogę pracować. Najważniejsze, abyśmy wyszliz tej katastrofy z dobrym imieniem.
Maria przytaknęła w milczeniu. Nie powiedziała bratu, jak małobezpiecznie czuła się w Rainau.
Jednak Georg w tych pełnych udręki dniach miał sam poznać szwagraz nowej dotąd strony.
— Muszę dostać przynajmniej tych sto tysięcy marek^ctóre mi twójojciec bezwarunkowo przyrzekł i które z jego powodu musiałem pożyczyć.Zostałem okrutnie oszukany, gdy przedstawiliście mi Marię jako bogatąpannę, przyszłą spadkobierczynię. Sto tysięcy muszę dostać bezwzględnie,bym mógł dla siebie i rodziny ratować majątek Rainau, które naswszystkich żywi. W przeciwnym razie cofną mi kredyt i będziemy zgubieni— powiedział.
Teraz i dla Georga stało się jasne, że Rupert poślubił jego siostręwyłącznie z wyrachowania. Zrozumiał przyczynę głębokiego załamaniaMarii i ogarnęło go serdeczne współczucie. Był jednak człowiekiem honorui to powstrzymywało go od spełnienia żądań Ruperta.
— Tu w grę wchodzi dobre imię mojego ojca a tym samym i mójhonor. Nim z całej masy spadkowej wyciągnę jakakolwiek sumę dla ciebie,Rupercie, muszę pokryć wszystkie wierzytelności. Obawiam się jednak, żebędzie to wszystko, czego uda mi się dokonać. Jeśli zostanie coś ponad to,
otrzyma to Maria. O sobie nie myślę, ja dam sobie jakoś radę w życiu.Wiedz zatem, że najpierw honor nazwiska, potem twoje żądania. — I mimonalegań Ruperta, pozostał nieugięty.
Odtąd zmienił się jego stosunek do szwagra. Człowiek ten stał mu sięzupełnie obcy. Tym bardziej było mu niezmiernie żal siostry. Padła przecieżofiarą pozbawionego sumienia egoisty, który będzie się na niej mścił za to,że omylił się w swych rachubach.
Gdy Rupert nalegał coraz bardziej, powiedział mu stanowczo i zdecy-dowanie: — Najpierw wierzyciele mojego ojca, potem ty. Ani jeden fenignie zostanie sprzeniewierzony. To, czego ode mnie wymagasz, byłoby
oszustwem.
Rupert wyniósł się pośpiesznie, a Georg odszukał siostrę. Znalazł jącałkiem załamaną, klęczącą przy zwłokach ojca. Uniósł ją czule i rzekł:
— Moja biedna Mario, teraz dopiero wiem, jak jesteś udręczona. Mążtwój także i przede mną zrzucił maskę.
Głęboko wstrząśnięta padła mu w ramiona. — Och, Georg, gdybymmogła leżeć tu zamiast ojca, byłoby mi lepiej.
Gestem pełnym miłości głaskał jej jasne włosy.
— Nie myśl tak Mario, masz teraz jeszcze jedno życie oprócz twego,które musisz chronić. Pomyśl o twym dziecku. Widzisz, dotychczas żyłembeztrosko z dnia na dzień. Ojciec dawał — ja brałem. W dodatku miałemo sobie wysokie mniemanie, gdyż pracowałem, chociaż mnie do tego niezmuszano. I ty także brałaś do woli, przez co, być może, staliśmy się — nico tym nie wiedząc i tego nie chcąc — współwinnymi tego bankructwa.Teraz musimy dopilnować, by co się da uratować, a najważniejszy jest
honor nazwiska.
Potem opowiedział jej, jakie roszczenia wysunął Rupert. — Odmówi-łem mu — zakończył swą relację — i sądzę, że jesteśmy co do tego zgodni.
Maria po raz pierwszy od kilkunastu godzin wyprostowała się, spoj-rzała na brata oczami pełnymi boleści i odparła zdecydowanie:
— Tak, Georg, cokolwiek miałoby się zdarzyć, najpierw ratuj honorojca, jeśli tylko możesz. To nasz najwyższy obowiązek.Przygarnął ją do siebie.
— Moja biedna siostro, trudne masz życie przed sobą.Drżała. Patrzyła na niego oczami martwymi, bez wyrazo.— Wiem o tym, Georg.
W jej słowach brzmiała przerażająca rezygnacja. Widział, jak cierpi,i zrobiło mu się ciężko na sercu. Myślał, jakże inaczej ułożyłoby się jejżycie, gdyby miast zostać żoną Ruperta, oddała rękę Janowi van Kossum,jego najlepszemu przyjacielowi. Jan van Kossum był młodym Holendrem,który chodził razem z Georgiem do szkoły handlowej. Przed rokiem bawiłdłuższy czas w gościnie w domu Feldnerów. Zakochał się w Marii, lecz onanie zostawiła mu żadnych wątpliwości co do tego, że nie kocha go tak, jakkobieta winna kochać wybranego na całe życie mężczyznę. Żywiła do niegowielką sympatię, szanowała za zacność i bardzo ją smuciło, że rani go swąodmową. Jednak pozwoliła mu odejść. Nie mogła zdecydować się namałżeństwo bez miłości. O ile pewniej czułaby się jednak teraz u jego boku,aniżeli w rodzinie Dornbergów.
Głaskał jej rękę, nie znajdował jednak w tej sytuacji słów pocieszenia
czy nadziei.
Potem odbył się pogrzeb ojca. Rupert stał z ponurą miną obok swejżony, a po wszystkim odwiózł ją, obojętny a nawet wrogi, do Rainau,odległego o dwie godziny drogi od miasta.
Nieszczęsna młoda kobieta wiodła odtąd życie jak w piekle. Nikt niezdobył się na choćby jeden dobry, czuły gest wobec niej. W nikim nie znaj-dowała oparcia. Mąż zaniedbywał ją w poniżający sposób i kto wie, czy nieposłuchałaby podszeptów jakichś ciemnych mocy, by wreszcie skończyć zesobą, gdyby nie powstrzymała ją od tego myśl o dziecku^Zrozpaczonakryła się przed domownikami lub całymi godzinami siedziała u siebie, wpa-...
link999