Benny Andersen - Spodnie.pdf

(6368 KB) Pobierz
412367310 UNPDF
BENNY ANDERSEN
SPODNIE
A wiec do rzeczy - Jestem w mniejszości, a mniejszość
musi mówić do rzeczy. Większość nie musi się tłumaczyć,
wystarczającym wytłumaczeniem jest to, że się stanowi
większość. Mówi pan, żeby bez zbędnych szczegółów, tylko
że to nie takie proste. Trudno tak w przelocie od razu oce-
nić co jest ważne a co nie, weźmy na przykład sprzedawcę
ze sklepu koło mnie — ma szklane oko — i co to ma do
rzeczy, a jednak — niedawno kupiłem pół kostki masła
i kiedy się zabierałem do smarowania sobie wałówki widzę
nagle, że kromka chleba gapi się na mnie szklanym wzro-
kiem. Teraz sprawił sobie oko o numer większe, ale wtedy
dostałem szoku i przerzuciłem się na margarynę, dzięki
temu odświeżyłem sobie smak dzieciństwa — margarynę
na razowcu — od razu wróciło tyle wspomnień, że to chyba
dlatego kupiłem te spodnie.
Widzi pan — jako dziecko byłem pokrzywdzony jeśli
chodzi o ubranie — donosiłem po bracie kalosze, koszule,
cerowane skarpety, marynarki, książki, zabawki, za każ-
dym razem próbowałem podnieść krzyk, ale nie było rady,
musiałem zadowolić się moim miejscem w szeregu. Teraz
kiedy jestem starszy i bez rodziny i sam sobie kupuję ubra-
nie, przerzucam stosy używanych ubrań, bo w szytym na
miarę czułbym się jak nagi. W sklepach ze starzyzną i na
licytacjach kupuję buty i ubranie po innych, zegarki, szel-
ki, spodnie, kapelusze. Odczuwam ulgę wciągając takie
spodnie, które już ktoś donosił, dosiedział a nawet czasem
dosiusiał. Ogarnia mnie wtedy błogi spokój. Wszystkie kło-
poty mnie opuszczają — zostają w załomach mankietów tak
412367310.002.png
jak kurz i okruchy — wystarczy czasem wywrócić i wy-
trząsnąć. Owszem, niech pan nie sądzi, że nie zauważy-
łem, że mankietów już się nie nosi. Czemu nie zlikwidują
od razu rynsztoków na ulicy, żeby odpadki mogły się wa-
lać gdzie chcą? W spodniach z mankietami przynajmniej
wiadomo, gdzie się brud gromadzi.
Czując w ustach smak margaryny zrozumiałem, że po-
trzeba mi pary noszonych spodni, że to przeżycie jest mi
znowu niezbędne. Wczoraj znalazłem odpowiednią parę
u kramarza, do którego często zachodzę. Ciemnobrązowe z
wypchanym siedzeniem i kolanami jakby je koń nosił, tylko
że mnie nie zależy na tym, żeby pasowały albo żeby były
piękne, interesuje mnie czy mają osobowość, czy mają
właściwą atmosferę. Zostały naturalnie oddane do czyszcze-
nia po poprzednim właścicielu, ale wyczuwałem ich własną
aurę smutku i wierności, poczułem do nich sympatię a jed-
nocześnie zaciekawiły mnie, nie mogłem się doczekać kie-
dy wreszcie dojdę do domu i je włożę. Muszę panu powie-
dzieć, że ile razy wciągam na siebie jakieś stare łachy,
odnoszę wrażenie, że ich atmosfera mnie przenika i każe
rni robić rzeczy, które zazwyczaj nie przyszłyby mi do gło-
wy, ciągnie mnie w dzielnice, gdzie nigdy nie byłem, od-
zywam się do zupełnie obcych ludzi, których ubranie być
może znało.
Te spodnie zaciągnęły mnie w stronę portu, ale nie w tę
część dzielnicy gdzie zazwyczaj chodzę, tylko na peryferie,
gdzie kończą się porządne sklepy, pojawiają się za to ob-
skurne knajpki. Spodnie zatrzymały się dopiero przy ostat-
niej z nich. Firanki były zaciągnięte tak, że do środka nie
można było zajrzeć, ale z zewnątrz wrażenie było wystar-
czająco ponure, żeby zniechęcić do wejścia. Nie miałem
jednak wyboru — spodnie zdecydowały się właśnie na to
miejsce.
Wewnątrz nie było tak znowu najgorzej, choć nie aż tak
wykwintnie, żeby od razu leżały obrusy na stołach. Prze-
ciwnie było tam zielone linoleum, na którym kości pod-
skakiwały wesoło. Ludzie porządni, może trochę za mocni
w gębie, ale niespecjalnie pijani, ubrania i czapki trzymali
412367310.003.png
pod ręką, tak że trzeba było je przesuwać ile razy kości to-
czyły się w ich stronę, jeśli spadały na podłogę nikt nie
miał pretensji, ale czapki i butelki przesuwano bez przer-
wy. Zostałem w ubraniu i zamówiłem butelkę jasnego i por-
ter. Ze spodni byłem zadowolony. Z początku byłem trochę
niespokojny, ale teraz poklepałem je i z przyjemnością
stwierdziłem, że nie piją w kolanach tak jak nowe.
W kącie siedziała samotnie kobieta, nie powiem przy-
jemna, chyba po trzydziestce, ciemne palto i futrzana czap-
ka, taka rosyjska, twarz dość pełna, ciemne oczy, w kolo-
rze porteru, usta wygięte w podkowę jakby miały zapła-
kać, proszę jednak nie myśleć, że się jej przyglądałem, ten
rozdział już mam za sobą. Ostatnia, którą miałem, nazywała
się Ruth i pewnego dnia kiedy leżeliśmy ze sobą w domu
na otomanie i robiliśmy te rzeczy sama wyjaśniła sprawę
mówiąc: „Karl, przydałoby się wybielić sufit". Na tym
sprawa utknęła, bo w gruncie rzeczy nie obchodziła mnie
ani Ruth ani żadna inna, zależało mi tylko na jednej prze-
straszonej dziewczynce dawno temu, wie pan — mokre
drzewa, mokre ławki, małe ręce w wielkich kieszeniach
i duże ręce w małych, baton czekoladowy i wafle, tego nie
byłem w stanie zapomnieć, reszta to była wata i łaty. Ruth
oczywiście wyrzuciłem, chociaż powinienem jej być
wdzięczny za to co powiedziała, trudno było jaśniej to sfor-
mułować. Od tego czasu zacząłem kupować zapasy w kil-
ku sklepach, nikomu nie zależy na tym, żeby wpadać w
oko, a moje spożycie piwa mocno wzrosło. Porter, sznaps,
spirytus także, żeby przeczyścić zatłuszczone myśli. Dobrze,
do rzeczy, ale to wszystko co mówię, właśnie do rzeczy na-
leży. Raczej powinien się pan bać, że coś opuszczę, bo ja
właśnie tego się obawiam. Z tą kobietą to było tak, że to
musiało być coś ze spodniami, albo one ją zauważyły albo
ona je. Spojrzała w moją stronę, ale spojrzała chyba także
na spodnie i od razu straciła spokój, zaczęła grzebać w to-
rebce w poszukiwaniu szminki, odłożyła ją na stół, pod-
niosła szklankę, odstawiła z powrotem, rzuciła okiem na
kelnera, a potem znowu na mnie — albo na spodnie —
właśnie kiedy kelner zwrócił na nią uwagę. Jej niepokój
412367310.004.png
mogłem sobie wytłumaczyć tylko w jeden sposób — coś
musiało być między nią a tymi spodniami, być może spo-
dziewała się tych spodni, ale nie mnie w tych spodniach.
I wtedy zdarzył się dziw — proszę obiecać, że teraz nie
będzie mi pan przerywał — spodnie zaczęły cisnąć w ko-
lanach, zmusiły mnie do tego żebym wstał i podszedł do
niej. Pan sobie pewno pomyślał, że nie było w tym nic
dziwnego, „stary cap" — pomyślał pan sobie, ale to tylko
dlatego, że nie zwracał pan uwagi na detale, a to właśnie
one są ważne w tej sprawie. Spodnie chciały się do niej
przysiąść, a ja musiałem im towarzyszyć, żeby nie wywo-
łać zgorszenia. Usiadłem więc. Spodnie nie umiały mówić,
musiałem zabrać głos w ich imieniu, najpierw zacząłem się
więc zastanawiać czego one by mogły chcieć.
No tak, najpierw zadałem pytanie: „Czego by się pani
napiła?" — zupełny idiotyzm, zwłaszcza, że trzymała w
ręku szklaneczkę likieru.
„Dziękuję, piję" — odpowiedziała. Widzi pan, sądzę że tu
właśnie była ukryta wskazówka. Powinna powiedzieć: pro-
szę dać mi spokój, co pan sobie wyobraża" albo „dziękuję
koteczku, a ile masz pieniędzy?" — ale ona odrzekła to co
powiedziałem, i uważam, że to jest dowód na to, że musiała
już znać te spodnie nieźle. Kiedy tylko usiadłem położyła
ręce na stole i zostawiła je tam w spokoju. Trzeba zoba-
czyć co z tego wyniknie •— powiedziałem sobie — tylko
spokojnie, jeśli te spodnie czegoś chcą, na pewno się to
okaże. Siedziałem więc cichutko jak mysz i czułem jak
mnie to przenika. Coś tu było nie tak. Komuś stała się
krzywda, jej może, a może temu z tych spodni, albo im
obojgu. Spodnie oblepiały tak jakoś nieprzyjemnie aż po-
czułem gęsią skórkę na udach.
Spojrzałem na jej ręce, leżące na wprost moich. Koniusz-
ki palców dotykały z lekka zielonego stołu. Moje własne
graby przyjęły podobną pozycję, a moje kwadratowe, żół-
te, popękane paznokcie gapiły się na jej delikatne i przezro-
czyste, jak płatki kwiatu oglądane pod światło. Następnie
podkurczyła palce, wskutek czego moje zupełnie straciły
rozum, wyciągnęły się do tamtych, poczołgały po blacie
412367310.005.png
i dopadły jej rąk usiłując ponownie wyprostować im palce,
ale to spodnie cały czas były panem sytuacji, ona też nie
odsunęła rąk, nie otworzyła ich jednak również, pozwoliła
tylko moim palcom zostać wpół drogi, pod jej dłońmi —
i dopiero wtedy spojrzałem wyżej. Oczy miała teraz czarne
i okrągłe, w pierwszej chwili myślałem, że wpatrzone we
mnie, ale patrzyła na coś, co było za moimi plecami.
,,Co jest tutaj?" —• usłyszałem piskliwy, łamiący się głos
jak u chłopca, który usiłuje wydać się dorosłym i przy-
siadłem, kiedy zauważyłem olbrzymiego mężczyznę, który
zbliżył się do stolika. Cofnąłem łapska. Jej rączki wsko-
czyły do torebki i schowały się.
„To nic, to tylko..." — próbowała się uśmiechnąć, praw-
dopodobnie chciała powiedzieć „to tylko te spodnie", ale
zwątpiła czy on to właściwie zrozumie. Ja się nie odezwa-
łem, spodnie nie miały dla mnie żadnych nowych poleceń.
Jego twarz nie spodobała mi się od pierwszego wejrze-
nia, proszę to też właściwie zrozumieć — miewam kolegów
o wyglądzie co najmniej równie mało sympatycznym i nie
przeszkadzało mi to — te same chytre świńskie oczka i gęba
jak kubeł obrośnięta niewyraźnym puszkiem, te same
chełpliwe usta wykrzywione w uśmieszek na wargach —
co prawda nigdy nie mogłem pojąć co kobiety widzą w
czymś takim, ale to byli dobrzy koledzy i przypuszczam,
że z tym tutaj też mógłbym sobie nieraz tęgo golnąć, gdyby
nie te spodnie, które akurat miałem na sobie.
„Dostawiał się?"
„Nie skąd! Tak sobie tylko rozmawialiśmy, nic ważnego."
Rozmawialiśmy! Zamieniliśmy może ze dwa słowa. Praw-
dę mówiąc ujął mnie sposób, w jaki wzięła mnie w obronę,
chociaż to spodniom okazywała te względy, mówiąc „nic
ważnego". Wzruszyłem się z jednej strony i poczułem ulgę,
a z drugiej strony przykro było patrzeć jak kobieta się musi
poniżać wobec mężczyzny i bać się go, tylko dlatego że
jest wielki, pewny siebie i zazdrosny. Podniosłem się. Za-
stąpił mi drogę.
„Już pan idzie? — powiedział słodko — akurat teraz kie-
dy przyszedłem? To dziwne".
412367310.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin