Jayne Ann Krentz - Kowboj.pdf

(437 KB) Pobierz
Kowboj
Jayne Ann Krentz
KOWBOJ
1
PROLOG
- Margaret, obiecaj mi, że będziesz uważać na siebie - powiedziała z nagłą troską Sarah
Fleetwood Trace. Zajęta była zdejmowaniem strojnej ślubnej sukni. W tej skomplikowanej
czynności pomagały jej dwie najlepsze przyjaciółki. Radosny nastrój Sarah ulotnił się na moment, a
piwne oczy spoważniały, kiedy patrzyła na Margaret Lark.
- Nie martw się o mnie, Sarah - odparła z uśmiechem Margaret, starannie składając welon. -
Obiecuję, że będę się rozglądała, przechodząc przez jezdnię, liczyła kalorie i nie wdawała się w
rozmowy z nieznajomymi mężczyznami.
Katherine Inskip Hawthorne, pracowicie odpinająca rząd drobnych guziczków na plecach
Sarah, zachichotała.
- Nie daj się zwariować, Margaret. Nic się nie stanie, jeśli pogadasz sobie z paroma
nieznajomymi mężczyznami, zwłaszcza gdyby byli przystojni. Tylko rób to dyskretnie.
Sarah wydała pełen dezaprobaty pomruk, potrząsając głową, aż brązowe włosy rozsypały się
lśniącą falą. Brylanty osadzone w pięknych, starej roboty kolczykach, słały tęczowe błyski.
- Mówię wam, to nie żarty - powiedziała poważnie. - Mam przeczucie, Margaret... - urwała i
zmarszczyła brwi, usiłując sprecyzować, co dokładnie czuje. - Po prostu proszę, żebyś przez jakiś
czas bardzo uważała, dobrze?
- Kochana, przecież znasz mnie i wiesz, że zawsze jestem ostrożna - zdziwiła się Margaret. -
I dlaczego miałoby mi się coś przydarzyć właśnie wtedy, kiedy wyjedziesz na miesiąc miodowy?
- Sama nie wiem, i w tym cały problem - powiedziała cicho Sarah. - Mam tylko przeczucie,
a pamiętaj, że intuicja nigdy mnie nie myli.
- Daj spokój tej swojej intuicji, przynajmniej w dniu ślubu - wtrąciła Kate z błyskiem w
zielonych oczach. - Zresztą nie wyobrażam sobie, by mogła normalnie funkcjonować po tych
radosnych przeżyciach i szampanie.
Margaret uśmiechnęła się, pomagając przyjaciółce wyplątać się z obfitych fałdów sukni.
- Właśnie, skoro już mowa o przeżyciach, to świeżo upieczony małżonek pewnie nie może
się ciebie doczekać. Lepiej pospiesz się, Sarah, zanim Gideon wpadnie tu, by cię porwać. On jest
dobry w odnajdywaniu zaginionych rzeczy.
Sarah wahała się jeszcze, nie spuszczając zatroskanego wzroku z przyjaciółki. Dopiero po
chwili na jej twarz powrócił radosny uśmiech.
- Cała ta wystawna ceremonia była pomysłem Gideona. Teraz może poczekać.
2
- On nie wygląda mi na kogoś, kto miałby cierpliwość czekać kiedy nie ma na to ochoty -
zauważyła Margaret, wręczając Sarah dżinsy i bluzkę w kolorze pigwy.
- Odnoszę dokładnie takie samo wrażenie - zachichotała Kate. - Pod tym względem Gideon
przypomina Jareda. Sarah, naprawdę zamierzasz spędzić podróż poślubną na poszukiwaniu
skarbów? Nie macie lepszych pomysłów?
- Ten jest najlepszy - oznajmiła pogodnie Sarah, podchodząc do lustra, by umalować wargi.
Jej spojrzenie spotkało się w lustrze ze spojrzeniem Margaret, pełnym szczerego zachwytu
dla szczęścia przyjaciółki.
- Masz nadzieję odnaleźć kolejny skarb klasy Kwiatów Fleetwood?
Sarah dotknęła brylantowych kolczyków, które ciągle jeszcze miała w uszach.
- Nie ma drugiego takiego skarbu. Przecież kiedy ich szukałam, znalazłam Gideona.
- A co zrobiłaś z pozostałymi trzema parami Kwiatów? - zapytała z zaciekawieniem Kate.
- Gideon oczywiście ukrył je w bezpiecznym miejscu. A tę parę wybrał dla mnie na ślub. -
Sarah z satysfakcją obróciła się przed lustrem, dopinając guziki bluzki. - No, dobrze, jestem gotowa
- oświadczyła i czułe uściskała przyjaciółki. - Dziękuję wam, dziewczyny. Nie wiem, co bym bez
was zrobiła. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo jesteście dla mnie ważne.
Margaret poczuła dławiący ucisk w gardle. Szybko zamrugała, kryjąc łzy.
- Nie musisz nic mówić. Rozumiemy - powiedziała cicho.
- Tak, nie musisz nic mówić - uśmiechnęła się wzruszona Kate. - Przyjaźń na śmierć i życie,
prawda?
- Prawda. I nic jej nie zniszczy. - Wyrazista twarz Sarah odbijała całą gamę uczuć. - Nie
uważacie, że kobieca przyjaźń jest czymś wyjątkowym?
- Tak, bardzo wyjątkowym - przyświadczyła Margaret. - Mąż taki jak Gideon Trace jest
również kimś wyjątkowym. Dlatego nie każ mu już dłużej czekać - ponagliła, wręczając
przyjaciółce torebkę.
- Dobrze, dobrze, nie będę. - Oczy Sarah zabłysły.
W salonach hotelu kłębił się ciągle tłum weselnych gości, złożony głównie z ludzi, których
wspólną pasją było wszystko, co wiąże się z pisaniem i wydawaniem książek. Rozmawiali,
popijając szampana. Część kręciła się na parkiecie w takt muzyki granej przez mały, lecz dobry
zespół.
Kiedy trzy młode kobiety wyszły z windy, natychmiast ruszyło im na spotkanie dwóch
wysokich, silnych mężczyzn. Jeden z triumfującą miną ujął dłoń Sarah, a drugi, błysnąwszy białymi
zębami w uśmiechu, podał ramię Kate.
3
Margaret stanęła cicho z boku, przyglądając się mężczyznom, którzy zawładnęli sercami jej
dwóch najlepszych przyjaciółek. Na pierwszy rzut oka trudno było dostrzec, co Jared i Gideon
mogą mieć ze sobą wspólnego.
A jednak czuło się, że byli ulepieni z tej samej gliny. Obaj byli męscy w dawnym, niemal
zapomnianym sensie tego słowa - twardzi jak stal, o niemal aroganckim sposobie bycia, bujnej
naturze, która nie dawała się wtłoczyć w żadne schematy, tak jak nie da się zamknąć w klatce
dzikiego zwierzęcia. Jednocześnie należeli do mężczyzn, na których można liczyć w każdej
rozgrywce z losem.
Margaret spotkała tylko jednego mężczyznę, należącego do tego samego gatunku.
Szaleństwo, jakiemu uległa przed rokiem, i druzgocąca klęska tego związku zniszczyły jej dobrze
zapowiadającą się karierę w świecie biznesu i zostawiły w duszy nie zagojone blizny.
- Wykończyłaś mnie tym czekaniem - powiedział z udawanym wyrzutem Gideon do żony. -
Na całe życie mam dosyć ślubnych uroczystości.
- To był przecież twój pomysł, kochanie - przypomniała słodkim głosem, muskając wargami
jego zdecydowanie zarysowaną szczękę. - Mnie wystarczyłby szybki ślub w Las Vegas.
- Przyznaję, sam tego chciałem. Ale już przynajmniej teraz nie wystawiaj mnie na próbę.
- Dobrze, jedźmy, tylko powiedz mi wreszcie dokąd.
Gideon uśmiechnął się tajemniczo.
- Powiem, jak wsiądziemy do samochodu. Pożegnałaś się z rodziną?
- Tak.
- Dobrze. - Zerknął na Jareda. - Urywamy się stąd. Dzięki, że zechciałeś być naszym drużbą.
- Nie ma sprawy. - Jared krótko uścisnął mu rękę. Obaj mężczyźni popatrzyli sobie w oczy.
- Czekam na was na wyspie Ametyst. Poszukamy tej skrzynki złotych monet, o której ci mówiłem.
- Załatwione - uśmiechnął się Gideon. - Chodź, Sarah.
Pozostała trójka długo odprowadzała ich wzrokiem.
- Co to za złote monety? - zwróciła się Kate do Jareda.
- Nie mówiłem ci, że mój piracki przodek zakopał gdzieś na wyspie skrzynię ze skarbem? -
zdziwił się.
- Nie.
- Widocznie musiało mi to wylecieć z głowy. Niestety, szanowny Roger Hawthorne nie
raczył zostawić żadnych wskazówek, więc specjalnie się tym nie zajmowałem. Dopiero kiedy
usłyszałem, że Trace jest zawodowym poszukiwaczem skarbów, zaproponowałem mu, żebyśmy
spróbowali odnaleźć te monety.
Kate uśmiechnęła się radośnie.
4
- W takim razie mamy świetny pretekst, aby ściągnąć do nas Gideona i Sarah. Mam
nadzieję, że ty też przyjedziesz, Margaret?
- Oczywiście. Nie przepuściłabym takiej okazji. Ale teraz wybaczcie, mam zamówiony
taniec z pewnym dżentelmenem.
- Z interesującym dżentelmenem? - zapytała czujnie Kate.
- Bardzo interesującym - zaśmiała się Margaret. - Szkoda tylko, że jest dla mnie trochę za
młody - wskazała ruchem ręki na chłopca, który przepychał się ku nim przez tłum. Dziesięcioletni
David Hawthorne był pomniejszoną kopią swojego ojca - z tymi samymi ciemnymi włosami,
szarymi oczami i zniewalającym, lekko aroganckim uśmiechem.
- Czy pani już jest wolna, panno Lark? - zapytał, chyląc przed nią uprzejmie głowę.
- Jestem wolna, panie Hawthorne.
Kilka godzin później Margaret wysiadła z taksówki na Pierwszej Alei, przed eleganckim
budynkiem, gdzie mieścił się jej apartament. Przyspieszyła kroku, idąc ku wejściu. Lato w Seattle
nigdy nie było zbyt upalne, a rześki powiew znad Zatoki Elliott sprawił, że wieczór był niemal
chłodny.
Kobieta w średnim wieku, ze szczekającym pieskiem, kręcącym się jej koło nóg, otworzyła
szklane drzwi.
- Piękny wieczór, prawda, panno Lark? - zagadnęła, uśmiechając się serdecznie.
- Bardzo piękny, pani Walters. Przyjemnego spaceru z Gretchen - powiedziała Margaret,
zerkając na suczkę, przekrzywiającą łepek na dźwięk swego imienia. A jednak uśmiech przyszedł
jej z trudnością. Nagle poczuła się dziwnie zmęczona i osamotniona.
Emocje opadły, weselne przyjęcie skończyło się, obie przyjaciółki wyjechały. Nieprędko je
zobaczy - a kiedy spotkają się znowu, wszystko może wyglądać zupełnie inaczej, pomyślała
melancholijnie.
Jeszcze do niedawna spędzały razem każdą wolną chwilę. Wystarczyło, by po powrocie z
pracy któraś sięgnęła do telefonu, a już po chwili szły na lody. Niemal z rozrzewnieniem
wspominała sobotnie wyprawy do ulubionej kafejki w centrum, gdzie plotkowały i godzinami
dyskutowały o wątkach, intrygach i postaciach swoich nowych książek. Już nie będzie mogła
zadzwonić i pogadać, choćby nawet w środku nocy - teraz, kiedy Sarah miała swojego
poszukiwacza skarbów, a Kate swojego pirata.
Nie, takiej przyjaźni nic nie osłabi, nawet małżeństwo, pomyślała, bojowo potrząsając
głową. Początkowo wszystkie trzy zbliżył do siebie fakt, iż pisały romanse, ale stopniowo
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin