Ryszard Kapuściński - Zaproszenie do Gruzji.pdf

(314 KB) Pobierz
Zaproszenie do Gruzji
RYSZARD KAPUŚCIŃSKI
R EPORTAŻ Z TOMU "K IRGIZ SCHODZI Z KONIA "
Z APROSZENIE DO G RUZJI
Podróż zaczynałem od Gruzji i to był błąd.
Gruzja powinna być zakończeniem, a nie początkiem. Wszystko tu stwarza wrażenie
przybicia do przystani, dotarcia pod dach. Wszystko - klimat, krajobraz i obyczaje - namawia,
żeby przysiąść w cieniu, łyknąć wina, odetchnąć i pomyśleć: fajnie tu.
Piękny to kraj, Gruzja.
Z każdego miejsca widać góry. Podniebny Kaukaz, zielone grzbiety Suramu. Słońce pada na
śnieżne szczyty kaukaskie, odbija się i oświetla Gruzję. Dlatego promienie słoneczne,
zabarwione kolorem śniegu, są tu nie złote, a srebrne, jak oprawa starej ikony.
Gruzja to mały kraj, ponad cztery razy mniejszy od Polska. Ale to właśnie porównanie nigdy
nie przychodzą tam na myśl. Wrażenie kłóci się z faktami, ponieważ wszechobecność gór
zmienia prawa optyki. Gruzja wydaje się ogromna, bezgraniczna jak ocean. Góry pomnażają
krajobraz. Na danej przestrzeni równina oferuje tylko jeden pejzaż. Na tej samej przestrzeni
góry pokażą dziesiątki, a nawet setki widoków. Wystarczy przejechać kilometr dalej,
wystarczy minąć jakieś zbocze, wejść na skałę albo opuścić się w dolinę. Obraz będzie się
rozrastać, potężnieć, przekraczać ramy, nabierać nowych wymiarów; w końcu, obracając się
niemal w jednym miejscu, zaczynamy odczuwać, że poruszamy się w nieskończoności. Nie
byłem w stanie przewędrować Gruzji ani nie umiałem znaleźć z niej wyjścia. Przez kilka dni
dzieliłem los Gruzinów, przekonany, jak oni, że jednego życia za mało, aby obejść całą ich
Republikę.
Góry kształtują również naturę Gruzina. Gruzin strzeże tajemnicy gór i wierzy, że trzeba je
rozumieć. Wie on, że urodził się jako ich strażnik i opiekun, i z tego przekonania czerpie
najgłębszą satysfakcję. Dlatego Gruzin nie ma w sobie nic z obywatela świata. Jeździ za
granicę bez entuzjazmu i niechętnie osiedla się w innych krajach.
Gruzinów można spotkać właściwie tylko w Gruzji.
Ich patriotyzm jest patriotyzmem ziemi, tej doliny albo tego wzgórza, gdzie człowiek się
urodził i gdzie - jak nakazuje zwyczaj - powinien umrzeć. Gruzini nigdy nie byli
koczownikami, co w tej części globu, przedeptywanej przez ciągle wędrujące ludy, jest
1
rzadkim zjawiskiem. Pędzili życie osiadłe, zamknięci w swoich mikroświatach, często nie
większych niż jedna dolina. Granica tej doliny - zawsze górzysta - mogła być dawniej dla
Gruzina granicą ziemi. W każdym takim zaścianku ludzie mówili własnym dialektem, mieli
swoje obyczaje, swój porządek społeczny. Trudny do poruszania teren pchał ich w stronę
partykularyzmu. Świat kończył się tam, dokąd można było dojechać koniem. Stąd w
przeszłości Gruzini albo odpierali kolejnego najeźdźcę, albo toczyli między sobą nie
kończące się wojny. Księstwo najeżdżało na księstwo, zaścianek na zaścianek, dolina na
dolinę. Okresy pełnej jedności, choć wspaniałe, nie były nigdy długie.
Dzisiaj to wszystko jest przeszłością. Gruzin jest obywatelem Gruzji, jest częścią tej ziemi.
Przy każdej okazji, nawet w sytuacjach najbardziej rodzinnych i prywatnych pije on toast "za
naszą wspaniałą Gruzję". W barach również piją taki toast. U nas podobna manifestacja
uznana byłaby za zbyt patetyczną. A tutaj jest naturalnym, przyjętym rytuałem.
Gruzja jest rówieśniczką Grecji i starszą siostrą Rzymu. Jest ona tak stara jak Biblia. Pieśni,
które tu śpiewają, mają wiek Akropolu, może nawet wiek Babilonu. W 1924 roku przyjechał
do Tibilisi Jesienin. "Szedłem z Jesieninem ulicą - mówi Georgi Leonidze - na ulicy stał ślepy
bandurzysta i śpiewał gruzińską piosenkę:
I cóż z tego, żem jest smagłą,
słońce tak mnie opaliło!
Jestem taka jak i inne,
Bóg mnie stworzył jak i inne.
- Co on śpiewa? - spytał Jesienin.
- Biblię - odpowiedziałem.
- Jak to? - zdumiał się Jesienin.
- On śpiewa Pieśń nad Pieśniami. Nie pamiętasz? . Stary śpiewa to jak nową piosenkę, nie
wiedząc, że ta pieśń ma dwa tysiące lat."
Historia jest tu zawsze obecna, jest elementem krajobrazu, solą gruzińskiej gleby. Język
Gruzji jest jednym z najstarszych języków świata, a alfabet gruziński ma już szesnaście
wieków. Przeszłość zostawiła tu wszędzie swój ślad. -Mamy ciągłe kłopoty z archeologami -
powiedziała mi wicepremier Gruzji, Wiktoria Sziradze. - Jeśli chcemy gdzieś zacząć
2
budować, natychmiast protestują - tu nie można, tu są zabytki. - Samochody jeżdżą dziś po
drogach, które znali starożytni, a na południu pije się wodę ze źródeł przebitych trzy tysiące
lat temu. Antyk i nowoczesność łączą się często w śmiały sposób. W Suchumi Guram zabrał
mnie na smażoną rybę do restauracji "Dioskuna". Urocze to miejsce. Lokal jest zbudowany na
skałach, zatopionych w Morzu Czarnym. A skały, o które się opiera, są ruinami greckiej
kolonii - Dioskurii, istniejącej tu 25 wieków temu. Siedząc przy stoliku można oglądać
pogrążone na dnie morza miasto, zamienione teraz w jakieś monstrualne akwarium, którego
ulicami przeciągają gromady tłustych, leniwych ryb.
W czasie Dioskurii Gruzja dzieliła się na dwa państwa antyczne: Kolchidy i Iberii, handlujące
z Grecją, o czym pisze Herodot. Potem, rozpierani ideą ekspansji, próbowali zawładnąć
Gruzją Rzymianie. Nieco później, w 337 roku, Gruzja przyjmuje chrześcijaństwo - na sześć
wieków wcześniej niż Polska. Już w tym czasie o wpływy w Gruzji walczy Bizancjum i
Persja Sasanidów. W VII wieku zajmują Gruzję Arabowie. Ale Gruzja islamu nie przyjęła.
Książęta gruzińscy stopniowo wyparli Arabów i w IX wieku zaczął się proces jednoczenia
kraju. Gruzję zjednoczył cesarz cesarzy - Dawid III, w 1001 roku. Zaczyna się najlepszy
okres w historii Gruzji, którego szczytem jest wiek XII, W Gruzji panuje wtedy cesarzowa
Tamara, którą malarscy panegiryści przedstawiają jako kobietę władczej i wspaniałej urody.
Kult Tamary jest w Gruzji żywy do dzisiaj i Gogi pokazując mi sztuczne jezioro pod Tbilisi
komentuje: - O tym jeziorze marzyła cesarzowa Tamara - choć oczywiście nikt nie wie, o
czym Tamara naprawdę marzyła. W wieku XII Gruzja jest wielka, sięga od morza do morza
(tzn. od Morza Czarnego do Morza Kaspijskiego) i przeżywa swój Renesans na dwa wieki
wcześniej niż Włochy i trzy wieki wcześniej niż reszta Europy. Złote czasy kończą się w XIII
wieku najazdem Mongołów, którzy przemieniają Gruzję w popiół i cmentarzysko. "Czerepów
ludzkich było tyle co kamieni" - zapisał, jakimś cudem ocalały z tych rzezi, mnich gruziński.
Tak na dobre Gruzja już nigdy nie podniosła się do dawnej świetności. Gruzję podbijał
później Iran, potem Turcja, znowu Turcja i znowu Iran itd. Ale przede wszystkim Gruzja
rozdrobniła się feudalnie. rozleciała się na dzielnice i księstwa, które toczyły ze sobą
nieskończoną ilość zaciekłych i bratobójczych wojen. Oświeceni cesarze próbowali Gruzję
jednoczyć, ale te wysiłki były niweczone przez liczne gruzińskie Targowice.
Ostatni z cesarzy Gruzji, Georgi XII, prowadził politykę podobną do polityki ostatniego z
królów Polski - Stanisława Augusta, któremu był zresztą współczesny. Georgi, bezsilny i
3
opuszczony przez magnaterię, niezdolny nic naprawić ani zbudować, przyłączył Gruzję do
Rosji w 1801 roku. Z tej okazji car Aleksander I, ten sam, który mianował się później królem
Polski, wydał specjalny manifest.
Historia Gruzji ma wiele podobieństw do dziejów Polski.
Dobrze jest zobaczyć muzeum w Tbilisi. Mieści się ono w dawnej siedzibie seminarium
duchownego, w którym uczył się kiedyś Stalin. Mówi o tym murowana tablica przed
wejściem. Budynek jest ciemny, ale przestronny i stoi w centrum miasta, na skraju starej
dzielnicy śródmiejskiej. W salach było właściwie pusto. Oprowadzała mnie studentka, Tamiła
Tewdoradze, dziewczyna o subtelnej, skupionej urodzie.
Stara sztuka Gruzji swoim przepychem i doskonałością wprawia takiego prostaczka jak ja w
zupełne oszołomienie. Najbardziej fantastyczne są ikony! Są one dużo wcześniejsze od ikon
ruskich, najlepsze gruzińskie ikony powstały długo przed Rublowem. Zdaniem Tamiły ich
oryginalność jest w tym, że są to ikony metaloplastyczne: malowana była tylko twarz.
Najlepszy ich okres to VIII-XIII wiek. Twarze świętych, ciemne, ale emanujące w świetle,
tkwią znieruchomiałe w przebogatych, złotych oprawach, utkanych drogimi kamieniami. Są
ikony otwierane, tak jak otwiera się ołtarz Wita Stwosza. Rozmiary ich są ogromne, niemal
monumentalne. Jest tu ikona, którą mistrzowie robili przez kilka pokoleń, przez trzy wieki.
Jest tu mały krzyżyk, najcenniejszy eksponat muzeum, jedyne, co zostało z rzeczy cesarzowej
Tamary.
Potem idą freski z gruzińskich kościołów. Takie cuda i tak się o tym mało wie. Nic właściwie.
Niestety, najlepsze freski zostały zniszczone. Pokrywały one wnętrze największego kościoła
Gruzji - Sweti Tschoweli, zbudowanego w 1010 roku w dawnej stolicy Gruzji, w Mcchecie,
koło Tbilisi. Te freski były takim arcydziełem średniowiecza jak witraże z Chartres. Zostały
zamalowane na rozkaz carskiego gubernatora, który chciał, żeby wybielono kościół, "jak u
nas baby bielą. piece". Żadne wysiłki restauratorskie nie mogą przywrócić światu tych
fresków. Ich blask już zgasł na zawsze.
Sweti Tschoweli jest najlepiej zachowanym w Europie zabytkiem architektury XI wieku.
Kościół wygląda tak, jakby miał nie więcej niż sto lat, chociaż nie był restaurowany. Budował
go architekt gruziński, Arsukizdze, któremu cesarz kazał potem obciąć rękę: żeby nie
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin