Hassel Sven - Komisarz.pdf

(1093 KB) Pobierz
SVEN HASSEL
KOMISARZ
Tłumaczył z angielskiego Juliusz Wilczur*Garztecki INSTYTUT WYDAWNICZY ERICA
Tytuł oryginału The Commissar
Wielu ucierpiało na wojnie * od głodu, od ran, od mrozu.
Ale najbardziej cierpieli ci, którzy nie nosili broni i ginęli niezauważeni * zaginieni. Cierpieli oni od
ludzkiej ręki. Każde serce widziało ich katów.
A wokół nich kraj, z którego wyrośli, powoli rozszarpywał ich na strzępy. Nordahl Grieg
Tę książkę dedykuję memu staremu przyjacielowi, skandynawskiemu producentowi filmowemu
Justowi Betzerowi, który z entuzjazmem podjął się filmowania moich książek. Sven Hassel
Sumienie żołnierza jest tak szeroko otwarte, jak brama Piekieł. William Shakespeare
Gauleiterowi spieszyło się. Pruł przed siebie bezlitośnie, nie zważając na tłoczących się na
drodze uchodźców. Jego trójosiowy pojazd był wyładowany po brzegi. Miasto opuścił jako
pierwszy. Samochód napełniono zapasami na wiele dni. Stało się tak, ponieważ daleki odgłos dział
czołgowych przekonał Gauleitera, że nadszedł czas, by wyruszyć w podróż. Ze swego licznego
personelu zabrał ze sobą tylko młodą sekretarkę. Wierzyła ona w Fuhrera, Partię i Ostateczne
Zwycięstwo.
Otuliła się szczelniej futrem z norek. Należało kiedyś do bogatej kobiety, która zginęła w Auschwitz.
Czterokrotnie zatrzymywała ich żandarmeria polowa, ale złotobrązowy mundur Gauleitera wystarczał
za hasło do przepuszczenia. Przy ostatnim postoju strażnicy ostrzegli ich, by niejechali dalej.
Następne posterunki, na które się natkną, będą amerykańskie. Zamykały drogę w miejscu, gdzie
skręcała z Hofna Monachium. Sierżant policji wojskowej z brutalną twarzą wetknął lufę swej broni
przez okno samochodu. Gauleiter już przebrał się w cywilne ubranie.
* Chyba nie zgłodniałeś, co, cywilna świnio?
* On jest Gauleiterem * uśmiechnęła się sekretar*
ka, która właśnie przestała wierzyć w Fuhrera, Partię i Ostateczne Zwycięstwo.
Sierżant wydał długi i niski gwizd.
* Słyszeliście to, chłopcy? * zwrócił się do swoich trzech wartowników. * Ta cywilna świnia jest
Gauleiterem!
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
* Jazda * rozkazał sierżant, szturchając Gauleitera lufą pistoletu maszynowego. * Pójdziemy na
spacerek do lasu i popatrzymy, jak dają sobie radę wiosenne krokusy. *Jego oddech śmierdział tanim
koniakiem.
Sekretarka usłyszała trzy serie z broni automatycznej. Żandarmi znów wynurzyli się z lasu. Była już w
połowie drogi przez pola do najbliższej farmy i w ogóle nie usłyszała następnej serii, która rozległa
się za nią. Nim padła twarzą na ziemię, była już martwa.
* Za co u diabła ją zastrzeliłeś? * wrzasnął sierżant poirytowanym głosem.
* Za ucieczkę, no nie? * odparł radośnie kapral Kiścią dłoni wepchnął następny magazynek do swego
pistoletu.
Wkrótce po tym nadjechał następny wyładowany samochód.
Rozdział 1
CZOŁGIATAKUJĄ
* Dr użyna, stój! * doleciał przez radio ochrypły głos Starego.
Z metalicznym trzaskiem odrzucił klapę włazu wieżyczki i jednocześnie wyciągnął z kieszeni swą
starą, obdrapaną fajkę ze srebrnym wieczkiem. Tak doświadczony, twardy żołnierz jak nasz dowódca
1015550282.002.png
drużyny w sercu nadal był stolarzem. Otaczała go aura trocin i drzewnych strużyn. * Do diabła z tym
cholernym sprzętem! * zaklął, z trudem obracając się w wąskim otworze wieżyczki. Nowa, gruba
bielizna zimowa spowodowała, że człowiek jego postury stał się dwukrotnie szerszy w talii. * Gdzie
się szlaja Barcelona i jego banda?
Otworzyłem boczny właz i zmęczonym spojrzeniem obrzuciłem długą kolumnę czołgów,
grzechoczących po brukowanej drodze. Były to ciężkie czołgi, wyposażone w miotacze ognia. Przed
nami musiało znajdować się coś bardzo dobrze bronionego, inaczej te pancerniaki nie szłyby na
czele.
* Hałaśliwa banda cyrulików, no nie? * mruknął Mały, ostrożnie wychylając usmoloną twarz przez
właz dla amunicyjnego. * Jezus, Maria! * wrzasnął, dając nura do środka, gdy ogień wylotowy kilku
diegtiariewów plunął z okien jakiegoś budynku handlowego, stojącego trochę dalej przy ulicy. Nasze
karabiny maszynowe
natychmiast zaczęły gadać w odpowiedzi. Ze wszystkich stron dolatywał tupot biegnących nóg,
zmieszany z jękami i wywrzaskiwanymi rozkazami. Brzmiało to tak, jakby nagle rozwarły się
wszystkie bramy piekła.
Jakaś postać w ziemistym mundurze, niosąca minę magnetyczną, wspinała się po naszym przednim
pancerzu. Nim napastnik zdążył umieścić minę przy podstawie wieżyczki, Mały zmiótł go serią
pistoletu maszynowego.
Ulica w jednej chwili zaroiła się od Rosjan. Wylewali się jak potop ze wszystkich drzwi i okien.
Nagle zobaczyłem rosyjski hełm koło naszego otwartego bocznego włazu. Odruchowo opróżniłem w
wykrzywioną twarz magazynek mego pistoletu. Twarz rozpadła się jak rozbite jajko. * Granaty! *
krzyknął Stary wyszarpując granat trzonkowy z magazynu.
Wyciągam z kieszeni moje granaty obronne i ciskam je przez właz. Karbowane jajka wybuchają z
ostro brzmiącym trzaskiem. Ludzkie wrzaski rozdzierają ciemność.
Dwudziestomilimetrówka ze złością kaszle z okna jednego ze strychów. Małe, niebezpieczne pociski
rykoszetami odbijają się od ścian domów. Wygląda to tak, jakby diabły grały we ping*ponga
eksplodującymi kulkami ognia.
Nie czekając na rozkaz Starego obróciłem wieżyczkę i skierowałem naszą armatę na budynek, z
którego działko 20 mm i diegtiariewy pluły perłowymi sznurami zabójczego światła. Nasza długa
armata ryknęła gwałtownie.
Z niejaką przyjemnością zobaczyłem, jak dwie umundurowane postacie spadły wirując z okna
trzeciego piętra. Na moment zaczepiły o trakcję tramwajową, a potem runęły na bruk z odgłosem
plusku.
Posłałem w budynek jeszcze trzy pociski burzące. Z dachu podniosły się z rykiem płomienie.
Dachówki uderzały o bruk jak potworne gradobicie. Roztrzaskując się na kamieniach. Ogień szybko
przeskoczył z domu na dom. W mgnieniu oka cały ich rząd zmienił się w huczące płomienie.
Przerażeni ludzie skakali z okien, woląc rozbić się o bruk, niż spłonąć żywcem. * Kto ci kazał
otworzyć ogień?! * wściekł się Stary, waląc mnie trzonkowym granatem. * Strzelaj, gdy dostajesz
rozkaz, a nie wcześniej, ty oszalały od prochu skurwielu!
* Gdybym nie strzelił, na bank by nas załatwili! *broniłem się urażony. * Armata jest po to, by z niej
strzelać, może nie?
* Ten budynek, którego tak się dokładnie pozbyłeś, miał być kwaterą dla 1. batalionu. Może to ci trafi
do twojej zakutej pały? Wysłałeś ją kompletnie w diabły! * darł się rozpaczliwie Stary. * Sabotaż,
oto czym to było * stwierdził triumfalnie Heide * albo nie wiem, co oznacza słowo sabotaż! Daj mu
kopa przed sąd wojenny, abyśmy nie musieli nigdy go więcej oglądać! * Musi będzie, co ma zgniłe
1015550282.003.png
jajka w miejscu dla mózgu * szczeknął złośliwie Mały. * Nasrać na własny próg zamiast na śnieg, to
jakby srać soplami lodu. Rozwalmy mu makówę! * Zamknąć się! * warknął w odpowiedzi Stary.
*Gwałtownie zaczął pykać fajkę. * A widzicie tego tam katabasa? * zachichotał Porta. * Biega jak
szalony z Biblią pod pachą i krucyfiksem obijającym się o pępek. Co za szybkość, wygląda, jakby
diabeł wbił mu widły w dupę. * Nigdy nie mogłem wykumać, czemu kapelani tak samo boją się
wyciągnąć kopyta jak my wszyscy, zwykli zasrańcy. Przecież ich ferajna musi mieć chody w
najwyższych sferach! * Święci i cnotliwi tak samo boją się wydać ostatnie pierdnięcie, jak i my
poganie, mój synu * stwierdził filozoficznie Porta. * Rzeczywistość jest taka, że doprawdy tylko
bardzo dobrzy ludzie mogą sobie pozwolić, by stać się religijni.
* Panzer, marsch! * komenderuje Stary, naciągając słuchawki na uszy i przesuwając na miejsce
laryngo*fon. * Druga drużyna za mną!
Zgodnie z nawykiem uniósł nad głową zaciśniętą pięść * sygnał do pójścia naprzód. Silniki maybacha
zawyły i rozgrzewając się grały coraz wyższym tonem. Szerokie gąsienice potoczyły się po
zaścielających ulicę martwych i rannych.
Czołg typu Pantera zatrzymał się nad dołkiem strzeleckim, w którym skryło się dwóch rosyjskich
żołnierzy z elkaemem i czołg zakołysał się wzdłuż swej osi jak kura, przygotowująca się by siąść na
jajach. Rozległy się wrzaski i urwały w jednej chwili. Rosjanie zostali starci na krwawą miazgę.
Czołgi robią ogłuszający hałas. Ich działa i broń maszynowa tłumią wszelkie inne odgłosy. * Tu
Anna! Tu Anna! * powiedział Stary do mikrofonu. * Berta i Cezar zabezpieczyć flanki. Strzelać tylko
do dobrze widocznych celów! Powtarzam: strzelać tylko do dobrze widocznych celów. I chcę od was
wszystkich dostać dokładny meldunek o stanie posiadanej amunicji. Teraz ruszyć dupy i w drogę,
łachudry!
Płomienie liżą wszystkie domy. Pociski grzecho*czą i dzwonią o boki czołgów. Strzelcy karabinów
maszynowych ostrzeliwują je w daremnej nadziei, że mogą wywołać stalowym gigantom jakieś
szkody. Trujący żółty dym przesącza się do czołgów, aż zmęczone oczy załóg pieką i szczypią.
Płonący dach domu zwalił się na czołg typu PzKpfw III. Płomienie strzeliły w górę i w jednej chwili
wóz zmienił się w wybuchającą kulę ognia. Zapasowe beczki paliwa przymocowane do jego tylnego
pancerza powodują, że taki czołg jest podróżującą bombą.
Zimne, wilgotne nocne powietrze śmierdzi dymami wybuchów, krwią i trupami. * Tu Hinka, tu Hinka
* zabrzmiało z odrapanego głośnika. Metaliczny głos dowódcy pułku przedarł się przez panujący w
czołgu hałas. * Piąta kompania przeprowadzi działania oczyszczające. Jeńców należy odsyłać do
batalionu grenadierów. Ostrzegam was! Absolutnie żadnego plądrowania! Złamanie tego zakazu
będzie karane z najwyższą surowością! * Zawsze my! * gderał kwaśno Porta, dodając gazu. *
Cholernie cudowne! Gonią nas, biednych, cholernych szaraków, aż nawet nasze pieprzone skarpety
od tego rzygają. Czemu jestem tak cholernie zdrów i czemu te śliczne pociski komuchów mnie
omijają? Nigdy, nigdy nie odczepię się od tej zasranej wojny i nie dostanę się do ślicznego, czystego
szpitala ze ślicznie czystymi, antyseptycznymi pielęgniarskimi cipami wokół mnie, stęsknionymi, by
skrzyżować oddech z takim rannym, cholernym Arabem jak ja? * Gorące gówno * narzekał gorzko
Mały. * Ryzykuj cholerne życie codziennie i na każdy sposób za pierdoloną markę dziennie.
* To ta zasrana niemiecka armia * warczał ze złością Porta. * Czemu, ach czemu urodziłem się w
takim zwariowanym na punkcie wojny kraju jak Niemcy?
Czuję się zmęczony jak pies, ale wywołana wściekłością energia ciągle ożywia moje sterane ciało.
Na*pchali nas po uszy benzedryną. Przez ostatnie sześć dni nie byliśmy w stanie chwycić więcej, niż
parę minut snu naraz i włóczymy się w jakimś dziwacznym otumanieniu. Najgorsze ze wszystkiego
jest to, że za każdym razem gdy prawie zasypiamy, budzi nas wstrząs i gorzki smak lęku w ustach.
1015550282.004.png
Mały wisi na prętach ochronnych. Ma szeroko otwarte oczy, ale nic nie widzi. Ręce zwisają mu
bezwładnie, w dłoni trzyma zaciśnięty pistolet Wal*ther P*38. Zachowuje się tak, jak my wszyscy.
Nie ośmiela się zasnąć. Zbliżamy się do punktu niebezpieczeństwa, gdy już nie będziemy w stanie
strzec się nadchodzącej śmierci. A ona czeka na nas gdzieś tutaj, być może w postaci wybuchu, a
może jako histeryczny grad pocisków karabinu maszynowego.
Granaty artyleryjskie ze świstem przelatywały
wielkimi łukami ponad miastem, wysyłane przez niewidzialne baterie by uderzać w niewidzialne
cele gdzieś daleko za nami.
Mały zbudził się i szarpnąwszy całym ciałem uderzył głową w dach czołgu. Klnął długo i gorzko. Zza
lewego ucha spływała ciemna krew. Poirytowany tarł ją umazaną w oleju szmatą. * Święta Matko
Kazańska, co za cholerny sen
* mamrotał. * Chodziłem po lesie próbując znaleźć Czerwoną cholernąArmię. Nagle zjawił się
komisarz i wystrzelił ze mnie całe gówno. * Patrzył na nas zupełnie nie rozumiejąc, co widzi. * Do
kurwy nędzy
* powiedział słabym głosem * teraz już wiem. Nie lubię być zastrzelony.
Czołg stanął w miejscu. Błoto i resztki ciał kapią z gąsienic. Biała, maskująca farba, którą został
pomalowany, poszarzała od brudu i prochowych wybuchów.
Przeciągamy się na naszych stalowych siedziskach i otwieramy wszystkie klapy, by wpuścić trochę
świeżego powietrza. Ale napływa tylko trujący, żółty dym i smród śmierci.
Grenadierzy pancerni chyłkiem przesuwają się wzdłuż ścian budynków. Mają najbrudniejszą robotę
ze wszystkich. W nagrodę dostają najczęściej pełny brzuch pocisków z broni maszynowej. Zaczynają
od czyszczenia piwnic z fanatyków, ciężkich wariatów, walczących do ostatniego człowieka i
ostatniego naboju. Ich nagrodą są szeroko poderżnięte gardła. Idioci z wypranymi mózgami, pełnymi
propagandy Ilii Eren*burga. Taki sam gatunek ludzi, jak my, jak ci, co umierają szepcząc
zmiażdżonymi wargami: „Heil Hitler".
Z miejsca, w którym czekaliśmy w zasadzce, widać w dali step * biało*szarawe morze, stapiające
się w dali z odległym horyzontem. Daleko, daleko za nami miasta i wioski podpalone ogniem
artyleryjskim podczas naszego dzikiego ataku płoną gwałtownie.
Gdziekolwiek spojrzeć wściekłe czerwone i żółte błyski rozdzierały ciemności nocy, wyraźnie
wyznaczając morderczą ścieżkę pancernego ataku.
W połowie schodów do jakiejś piwnicy zwisał amerykański dżip Willys z pięcioma bezgłowymi
ciałami. Siedziały w postawach na baczność, jak na paradzie. Wyglądało to tak, jakby potężny nóż
odciął głowy czterech rosyjskich oficerów i ich kierowcy jednym gigantycznym zamachem. Było coś
dziwnego w tych bezgłowych ciałach ubranych nie w polowe mundury khaki, lecz ciemnozielone
ubiory wyjściowe z szerokimi pagonami, połyskującymi w blasku płomieni palącej się nieopodal
gorzelni.
* No i popatrzcie. Takie widoki * odezwał się Porta plując precyzyjnie przez szparę obserwacyjną *
powodują, że człowiek cieszy się, bo jeszcze pozostał przy życiu, nawet jeśli jest ono monotonne i
męczące.
* Jak myślisz, dokąd ta ferajna się wybierała, wbita w takie ciuchy i ze wszystkimi magnesami na
cipy, które dali radę sobie przylepić na biustach? * zapytał zainteresowany Mały. * Musieli zgubić
drogę, by wylądować tam, gdzie robi się wojnę.
* Ja liczę, że wybierali się na imprezkę z jakimiś materacami polowymi * oblizał się na samą myśl. *
Zróbmy im rewizyjkę osobistą * zaproponował Mały, zeskakując z czołgu. * Wybierali się na kurwie
przyjątko, to muszą mieć przy sobie jakieś błyskotki. Na bank, że tak!
1015550282.005.png
Porta z wielką chęcią przecisnął się przez klapę wieżyczki i pochylił nad porucznikiem z szeregiem
wstążeczek na piersi.
* Bohater * zaśmiał się, chowając wstążeczki do kieszeni. * Kupców na nie łatwo znaleźć na tyłach.
* Zręcz*
nymi palcami szybko przeszukał kieszenie oficerów, nie bacząc na zaschniętą krew i potrzaskane
kości.
* Niezbyt wiele złotych zębów ma ta banda *stwierdził rozczarowany Mały, szperając w spryskanym
krwią wozie.
* Perfumowane oficerskie papierosy z papierowymi gilzami * orzekł Porta, wkładając niebieskie
paczuszki do swych specjalnych, tajnych kieszeni.
* Żadnych ciiigar? * spytał Mały, odwracając ciało z niemiłym, stłumionym dźwiękiem. * Zgłupiałeś,
człowieku? * odparł Porta. * Oficerowie Stalina nie palą cygar. To kapitalistyczny zwyczaj!
* No to mamy szczęście, że jesteśmy cholernymi kapitalistami! * Mały roześmiał się głośno,
znalazłszy butelkę najwyższej jakości wódki, którą dostarczano tylko najwyższym funkcjonariuszom
partyjnym, z granatową etykietką staromodnego kroju.
Pojawili się dwaj brudni grenadierzy pancerni, ciągnąc ze sobą wrzeszczącą półnagą kobietę.
Rozpaczliwie próbowała się uwolnić, ale oni tylko zaciskali mocniej chwyt.
* Idziesz z nami, kociaku, chcesz czy nie chcesz * zachichotał lubieżnie jeden z nich. * Będziesz miała
okazję nacieszyć się wojną w naszym towarzystwie.
Zrobim se orgię z pokazami i wszystkim co do tego pasuje.
Ale przerażona kobieta wyraźnie nie miała chęci brać udziału w orgii. Kopnęła jednego z
grenadierów w kolano. Wybuchł litanią obrzydliwych przekleństw i chwycił ją brutalnie za gardło
brudną, mokrą garścią.
* Posłuchaj mnie, dzika kotko * warknął ze złością. * Zachowuj się kulturalnie, albo rozwalę ci tę
ładną twarzyczkę. Ponimajesz, ty bolszewicka suko? Od dawna ani ja, ani mój kumpel nie mieliśmy
żadnego świeżego towaru. Poniatno, bolszewica? Idziesz na orgię i ty będziesz tam główną atrakcją.
Ponimajesz?
* Da * szepnęła zastraszona i wyglądało, że porzuciła wszelkie próby oporu.
* Koniec zabawy * warknął Stary, zataczając łuk lufą swego peemu tak, aby objąć całą trójkę. *
Puścić ją! I to już! Czy może wolicie mały, szybki sąd polowy?
* Teraz słyszałem już wszystko * krzyknął większy z dwóch grenadierów, zsuwając hełm na tył
głowy. *Skończyłeś trzaskać dziobem, dzięciole? To zapnij pas, ty nadęty, udawany dragonie! Puścili
dziewczynę i próbowali chwycić przewieszone przez piersi pistolety maszynowe. Nie zauważyli, że
stoją za nimi Mały i Porta.
* Rączki do góry! Popatrzymy, czy potraficie połaskotać anioły w podeszwy, synkowie! * rozdarł się
Porta z radosnym uśmiechem.
Obaj grenadierzy pancerni zawrócili na pięcie, trzymając peemy w gotowości. Pociski przeleciały
złośliwie świszcząc obok twarzy Porty.
Mały odruchowo przeciął obu grenadierów prawie
w pół serią z pepeszy.
Jeden zwalił się z wnętrznościami wypływającymi z rozwalonego brzucha. Drugi padł na plecy i
próbował popełznąć pod gąsienice czołgu.
* No to cześć! * zaśmiał się Mały. * Popatrzcie co dzieje się z małymi chłopcami, gdy próbują
zwędzić kawałek cipy!
* Czy to było konieczne? * zapytał wzburzony Stary, przesuwając do góry zasłaniający część twarzy
1015550282.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin