LEOPOLD STAFF.doc

(154 KB) Pobierz
LEOPOLD STAFF – Wybór poezji

LEOPOLD STAFF – Wybór poezji

 

Ze wstępu:

1.      Krótkie przypomnienie:

Leopold Staff to poeta, dramatopisarz i tłumacz. Urodzony 14 września 1878 we Lwowie, zmarł 31 maja 1957 w Skarżysku Kamiennej. Po zdaniu matury w V Gimnazjum Klasycznym we Lwowie studiował prawo, a następnie filozofię i romanistykę na Uniwersytecie Lwowskim. W okresie studiów należał do Stowarzyszenia Czytelni Akademickiej wraz z W. Kozickim, S. A. Muellerem i O. Ortwinem (z tym ostatnim łączyła go wieloletnia przyjaźń). Był członkiem redakcji wydawanego w Krakowie pisma akademickiego "Młodość" (1898-1899). Od 1900 należał do grupy poetyckiej Płanetnicy (z Ortwinem, Muellerem i Rufferem). Odbywał liczne podróże do Włoch, przez rok przebywał w Paryżu (1902-1903). Współpracował z redakcjami pism "Lamus" (1909-1913) i "Museion" (1911,1913). W latach 1909-14 redagował w Księgarni Biblioteki Polskiej B. Połonieckiego bibliotekę Symposion, zawierającą wybory z pism wielkich pisarzy i filozofów. Lata I wojny (1915-1918) spędził w Charkowie. Od 1918 mieszkał w Warszawie, w latach 1920-21 był współredaktorem (z Berentem i Żeromskim) miesięcznika "Nowy Przegląd Literatury i Sztuki". Publikował na łamach "Masek" (1918), "Tygodnika Ilustrowanego" (1918-1923), "Kuriera Warszawskiego" (1922-1927), "Gazety Polskiej" (1931-1939). Należał do Towarzystwa Literatów i Dziennikarzy Polskich, był jego wiceprezesem (1924), a następnie prezesem (1924-1931). Od 1920 zasiadał w Zarządzie Związku Zawodowego Literatów Polskich. Był członkiem Polskiej Akademii Literatury (od 1933), w latach 1934-39 jej wiceprezesem. Okres okupacji i powstania spędził w Warszawie, wykładał w tym czasie na tajnym Uniwersytecie. Po powstaniu przebywał w Pławowicach i Krakowie. W 1949 powrócił do Warszawy, gdzie mieszkał do śmierci. Dwukrotnie został laureatem państwowej nagrody literackiej (1927 i 1951), a także laureatem nagrody Lwowa (1929), Łodzi (1931) i Warszawy (1938). Od 1931 był członkiem honorowym polskiego Pen Clubu oraz laureatem nagrody Pen Clubu za całokształt twórczości przekładowej (1948). Uhonorowany doktoratami honoris causa Uniwersytetu Warszawskiego (1939) i Uniwersytetu Jagiellońskiego (1949).

 

2.      Twórczość poetycka (tomiki):
1901 – „Sny o potędze”
1903 – „Dzień duszy”
1905 – „Ptakom niebieskim”
1908 – „Gałąź kwitnąca”
1910 – „Uśmiechy godzin”
1911 – „W cieniu miecza”
1914 – „Łabędź i lira”
1916 – „Siew doli”
1918 – „Tęcza łez i krwi”
1919 – „Ścieżki polne”
1921 – „Szumiąca muszla”/”Sowim okiem/piórem” (W przewodniku encyklopedycznym Literatura Polska pojawia się pierwsza nazwa, zaś we wstępie do Wyboru Poezji z BN występuje druga, raz jest to Sowim okiem, a raz Sowim piórem – przytaczam na wszelki wypadek wszystkie nazwy, lepiej wiedzieć.)
1922 – „Żywiąc się w locie”
1927 – „Ucho igielne”
1932 – „Wysokie drzewa”
1936 – „Barwa miodu”
1946 – „Martwa pogoda”
1954 – „Wiklina”
1958 – „Dziewięć muz” (wydanie pośmiertne)

 

3.      Twórczość 20-lecia międzywojennego:

Łabędź i Lira to ostatnia książka Staffa wydana przed I wojną światową. W roku 1918 wyszedł zbiór utworów publicystycznych Tęcza łez i krwi – są to wrażenia z okresu wojny, refleksje, niekiedy w formie odezwy poetyckiej lub gromkiej ody. Wizję wojny poeta stara się zastąpić uczciwym rzemiosłem, stąd nagła inwazja pseudoklasycyzmu, której Staff do tej pory zdołał uniknąć. Kolejny swój sąd o wojnie, tym razem bardziej przekonujący, zawarł Staff w Ścieżkach polnych wydanych rok później. W tym zbiorze rezygnuje poeta z przenośni symbolicznej, z alegoryzowania, wysuwa za to na pierwszy plan opis zjawisk: prozaizacja tematów, obserwacja, notowanie szczegółu – nieomal naturalistyczny opis. Są to utwory takie jak: Podój, Gęsiarka, Wieprz, Bocian, Kartoflisko. W nich wszystkich znajdziemy uwznioślenie pospolitego tematu. Sonet o gnoju – Wół – przy pomocy różnych zabiegów dostępuje wzniesienia w krainę poezji, gnój ma „dziką świeżość potęgi odwiecznej”, dymi jak kadzielnica przed ołtarzami bogów pracy, pachnie jak „wszystkie wonności Arabii”. Tymi sposobami podnosi poeta rzeczy brzydkie , a nawet odrażające, do rangi poezji. Brzydota jako obiekt poezji nie bardzo mieściła się w granicach nakreślonych przez apolliński gust Staffa, pewnie dlatego nie spotykamy się z takim „eksperymentem antyestetycznym” w jego późniejszej twórczości.  Następne zbiory” Sowim okiem, Żywiąc się w locie(długie poematy, wprowadzają rozwlekłość, która ujmuje poezji atrakcyjności), Ucho igielne – kontynuują raczej poetykę „wzniosłą”, powtarzają klasyczne już w liryce Staffa nastroje, formuły dla przemijania, szczęścia, zachwycenia. Żywiąc się w locie kończy się Tryptykiem ewangelicznym, inscenizującym na nowo wydarzenia opowiedziane w Ewangelii. Cały ten tom należy do najsłabszych i najbardziej zagadkowych tworów Staffa. Wszystko tu jest pozorne, gdyż nieprzekonywujące. Nie wierzymy w zapewnienia poety, ze jego dusza „raduje się wielką radością”. Gdy poeta zamyka długi poemat Pieśń wysokiego wichru formułą: „I nie ma klęski, są jeno troleje!” nie możemy oprzeć się wrażeniu, że całego tego zbioru nie uratują nawet piękne urywki, jak na przykład fantazje na temat kolorów w Hymnie do barw.

W wydanym pięć lat później Uchu Igielnym (1927) następuje regeneracja Staffa. Nie było to arcydzieło, można jednak natknąć się na utwory prześwietlone prawdą wewnętrzną, słowami zrodzonymi z rzeczywistych wizji. Jest to cykl wierszy religijnych o długiej i poważnej tradycji. Jednak religijność poety daleka jest od wszelkiego dogmatyzmu – miał on raczej pragnienie wiary niż określoną wiarę. Rozmawia z Bogiem jak równy z równym. Po przeczytaniu tego tomiku w pamięci pozostają małe liryki: Kto szuka Cię, już znalazł Ciebie, czy Daleko pójdę, z daleka wrócę, a nie patetyczne sonety w rodzaju Mój Bóg to przepaść, Mój Bóg to bezedno. Ukoronowaniem poezji Staffa sprzed drugiej wojny są tomy: Wysokie drzewa (1932) i Barwa miodu (1936). Zawierają one bodaj najwięcej wierszy, które wytrzymały próbę czasu. W latach, gdy się ukazywały, widziano w nich wpływy „Skamandra”.

Odnowa poezji w okresie międzywojennego dwudziestolecia odbiła się w twórczości Staffa, który patronował narodzinom nowej, niepodległej wreszcie poezji. Staff nigdy nie zamykał się, przyjmował radośnie wszystko, co było nowym życiem. Nie uważał się za nieomylnego, patrzył krytycznie na swój dorobek. W Wysokich drzewach wyznał:

 

Któż, wie, co warte me siewy,

Które ciskałem na grudę?

O pieśni moje, o śpiewy, żniwo me skąpe i chude.

Na skale siałem i piasku,

Lecz ziarno zdrowe i czyste,

I wróci ze mnie ślad blasku

W ogromne słońce wieczyste.

 

To zapowiedź przejmującego wiersza w Wiklinie:

 

Budowałem na piasku
I zawaliło się.
Budowałem na skale
I zawaliło się.
Teraz budując, zacznę
Od dymu z komina.

 

Od niepełnego zwątpienia do negacji, ale zarazem typowo staffowska zapowiedź odrodzenia. Wiara poety w wartość poezji, niezachwiana w młodzieńczym i dojrzałym okresie twórczości przechodzi przez niejedną próbę.

W Barwie Miodu jeden z otwierających tom wierszy nosi tytuł Złe przykazania. Jest tu jakby przeczucie zawalenia się nie tylko własnej poezji, ale również tych podwalin, na których dotąd opierała się rola poezji w kulturze. Ten nihilistyczny utwór powstał niedługo przed wybuchem wojny. Utwór ten zapowiada dwa kolejne tomy – Wiklinę i Dziewięć Muz – które bez tegoż wiersza nie tłumaczyłyby się w całości twórczości Staffa tak łatwo. Poprzedza je tom Martwa pogoda – będąca jakby wstępem do późniejszej twórczości.

              W miarę lat zmienia się stosunek Staffa do siebie i świata, zmienia się stopniowo, ale radykalnie. Ironia, pojawiająca się już w dawniejszej jego poezji, teraz nieodłącznie jej towarzyszy, rzeczy widzimy często z dwojakiej perspektywy. Jej symbolem jest odbicie w wodzie, nieraz powtarzające się w wierszach Staffa. Prawda, jeśli już istnieje, jest absolutną obojętnością, a więc jest nieprzydatna, słuszność sprawy jest bronią zbyt słabą, młodość szczęśliwa istnieje tylko we wspomnieniu, a jedyną rzeczywistością jest „to, co po wszystkim pozostaje”. Jednak pomimo takiej wiedzy o życiu poeta nie przestaje mu ufać, a jego wiara nie załamuje się nawet podczas wojny, dopiero starość spowoduje pęknięcie w harmonii Staffa. Ta harmonia rodzi się z ironii poety, która nigdy nie jest zjadliwa, nawet jego gniew jest dobrotliwy. Prawdy Staffa nigdy nie są wstrząsające, gdyż poeta zasypuje nawet otchłań kwiatami, poza tym nie odbiegają one na ogół od powszechnego doświadczenia, może właśnie dzięki temu poezja ta stałą się popularna mimo treści intelektualnych. W twórczości Staffa możemy odnaleźć również utwory, które mogą się łatwo podobać, ulotnych wierszyków pełnych wdzięku, nie wymagających trudu od czytelnika. Na przykładzie Staffa sprawdza się stara prawda, że sens poezji lirycznej polega na błyskawicznym formułowaniu stanów psychicznych – będzie to szczególnego rodzaju intymność myśli, uczuć, wyobraźni, możliwa do osiągnięcia dzięki nieuchwytnemu i nieprzetłumaczalnemu układowi słów, który jest nieszczelny, przepuszcza znaczenia, które nie wynikają z logicznego sensu zdania.

              Jako temat poetycki wkracza do sielskiej liryki Staffa miasto. W Ścieżkach polnych panuje niepodzielnie wieś, zaś w Wysokich Drzewach i Barwie miodu pojawia się miasto wraz z jego ludźmi. Najczęściej są to ludzie wykolejeni lub dziwacy, być może dlatego, że dla poety, który przywyknął do idyllicznych krajobrazów miasto przedstawia się jako kraina egzotyczna. Miasto odczuwane jest jako sztuczna natura w stosunku do „prawdziwej”, dysponującej żywiołami przyrody, wywołuje w poecie sprzeczne uczucia. Dlatego powszechnie pojawia się w tej liryce żart i dowcip. Zaczęty w tych zbiorach proces upowszechnia się w Wiklinie i wydanym po śmierci poety tomiku Dziewięć Muz.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

4

 


4.      Wybór tekstów:

- TĘCZA ŁEZ I KRWI (1918)

GNIEW SPRAWIEDLIWY

 

l

Gniew, który wstrząsnął krwawy tron białego cara,

Wyrok swój przeciw niemu zwrócił jak miecz srogi!

Na głowach miast zakwitły czerwone pożogi

I w dłoni buntu pieni się Wolności czara.

 

Anioły oszalałe, z krzykiem, z dzwonów trwogi

Wylatują i spełnia się od wieków: kara!

Po stuletnim letargu budzi się ofiara,

Krwią ulice rumienią się i domów progi.

 

Idą cyklopy pracy, którym tłum na imię,

Czynić czarnymi dłońmi swe dzieło olbrzymie,

Parną krwią ociekają ich ściśnięte pięście.

 

Rzucili, co kochają, i z niemą rozpaczą

Nad bezlitością własnych rąk w sercu swym płaczą,

Ginąc, jakby im nigdy nie śniło się szczęście.

 

 

2

O, bracie robotniku, z młotem i w fartuchu!

Wulkanem są warsztaty i kopalnie ciemne.

Gniotące jarzmo pracy i złoto nikczemne

Brzemieniem na twej myśli leżały i duchu.

 

Lecz dusza twa u słońca była na podsłuchu

I zaraźliwe światło wniosła w twe podziemne

Nory, i rozpętała twe dłonie najemne...

Zbledli, którzy trzymali ciebie na łańcuchu!

 

Ramię twoje, nabrzmiałe siłą w żarach hucisk,

Wznieś i sądź krwi wyrokiem niewolę i ucisk,

I tych, co gnuśność swoją tuczyli twym potem.

 

Za dłoń chwytają ciebie i uściskiem bratnim

Zwą uścisk ten. Wiedz! Dierżą ją skurczem ostatnim

Strachu, widząc, że groźnym uzbrojona młotem!

 

3

Jak Mojżesz, za ognistym światła idąc słupem,

Grozisz wzniesioną dłonią ciemności potędze,

Siejąc wkoło sieroctwa i wdowieństwa nędze

I bruki miast okropnym zaścielając trupem.

 

A śmierć w swej zaczajonej, podstępnej włóczędze

Odchodzi z co dzień nowym, ciągle świeżym łupem.

Jakże potwornym pochód swój płacisz okupem,

Który los w przeznaczenia czarnej pisze księdze.

 

O, gorzkie, opłakane, niecofnione żniwo!

Jak straszne soki poją grozę sprawiedliwą!

Krwawym winem nasiąka twa czerwona chusta!

 

Ale wołałeś: "Wolność!" I gdy w przyszłość nową

Łódź nas powiezie, będzie-ć to najświętsze słowo,

Jak złoty obol kładzion umarłemu w usta.

 

- ŚCIEŻKI POLNE (1919)

CHLEB

 Wiecznie tak samo jeszcze jak za czasów Piasta,

Po łokcie umączone ręce dzierżąc w dzieży,

Zakwasem zaczyniony chleb ugniata świeży

Przejęta swym odwiecznym obrządkiem niewiasta.

 

Gdy, wedle doświadczenia niechybnych probierzy,

Nazajutrz ugniot miary właściwej dorasta,

Pierzyną ciepłą kryje pulchne ciało ciasta,

Kędy cierpliwie pory wypieku doleży.

 

I uklepawszy w płaskie półkule miąższ miękki,

W gorący piec je wsuwa na długiej kociubie,

Skąd roztaczając zapach kuszący i miły

 

Wychodzą wnet pożywne, razowe bochenki,

Brunatne i okrągłe - ku piekarki chlubie -

Jak widnokrąg zoranych pól, co chleb zrodziły.

 

GŁÓG I TARNINA

 I uczynię dla ciebie przymierze dnia onego z zwierzem polnym i z ptactwem niebieskim, i z płazem ziemnym, a łuk i miecz pokruszę i sprawię, że bezpiecznie mieszkać będą.

Ozeasz, II, 18.

 

Kiedy pożarem nasza ziemia cała

Niby ognisty krzak męki gorzała,

Patrząc, jak dzika śmierć lud jej przerzedza:

Jedno jedyne ocalało, miedza,

Na której dziki dziś głóg i tarnina

Odkwita niby pamięć, co wspomina

Pokój...

Wsi cicha, którą sercem całem

 

Wielbiłem w pieśni, o, w jakiejż musiałem

Ujrzeć cię nędzy, w zgorzeli, w zniszczeniu,

Które dopustem padły pokoleniu.

Twych pracowników za to, że cierpliwie

Trud siejąc, żęli niedostatek w żniwie

I mężnie twarde znosili przednówki,

Dzieląc ochotnie los pszczoły i mrówki.

 

Wśród martwych zgliszczy wsi kwitnącej ongi,

Dziś na pohańbień skazanej urągi

Przez wściekłość mordu i grabieży zdzierskiej,

W śnie martwym leży chłopski trup żołnierski,

W spokoju, który na wieki oniemia,

Trup obojętny i głuchy jak ziemia.

 

O, chłopie! Ile razy, w ciągłym trudzie,

Śniłeś o wczasie jak o błogim cudzie!

Zmuszony stąpać ciężko, krok po kroku,

W kieracie wiecznie powrotnych pór roku,

Jakże pragnąłeś spocząć przy swym płocie!

Oto dziś twoje pierwsze bezrobocie...

 

Na twarz upadły, jak mnich w wniebowzięciu

Krzyżem leżący, trzymasz w swym objęciu

Ziemię, synowski jej dając i bratni,

Pełen miłości swój uścisk ostatni...

 

Śniąc o bezczynnej wywczasów wygodzie,

Ach, nie o takiej marzyłeś nagrodzie,

Ani ty, sioło, smutny dzisiaj grobie!

Któż tak okrutnie z tobą począł sobie,

Że zgroza dość się nie może nadziwić?

Ach, ci, co przyszli ciebie uszczęśliwić!

Ci, co od wieków ludziom, wbrew ich woli,

Swe dobrodziejstwo niosą, które boli!

Łaskawce, którzy w swej sławnej lekami

Chowają wszystkie wymysły męczarni!

Gdy radzą, bijąc dłońmi w stół zielony,

Każdy cios czują na sobie zagony!

Gdy kartę świata palcem dzielą śmiało,

Z każdym ich ruchem gdzieś krwią broczy ciało!

Kiedy na mapie tną ziemię na ćwierci,

Wszystkie stronnictwa są stronnictwem śmierci!

 

Kiedy zniszczone są dziś orne pola,

Kiedy odłogiem leży płodna rola,

Z jakąż tęsknotą myśl w te czasy wraca,

Gdy szczęściem były znój, mozół i praca,

Które zwierzęcy szał najeźdźców ludu

Zgwałcił w dostojnej ich powadze trudu!

I znowu, ziemio ty mogił i krzyży,

Abyś od ciosów nie odwykła spiży,

Aby ran twoich - pot roboczy, żyzny

Nie pozasklepiał gojącymi blizny:

Stalą rozdarto ci żywiące łono

I pochopnymi dłońmi odnowiono

Mogiły mnóstwem okopowych dołów,

Krzyże palami wilczo jamnych kołów

I uwieńczono mrącą bez wyrzutu

Cierniowym wieńcem kolczastego drutu,

Aby sprawdziło się w całej istocie,

Że męczennicą jesteś na Golgocie.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin