schulz.doc

(181 KB) Pobierz

Bruno Schulz – Sklepy cynamonowe, Sanatorium pod Klepsydrą.

 

 

Wstęp – Jerzy Jarzębski

 

Zaznaczam, że wstęp był bardzo ogólny, gdyż pochodzi z tomu Opowiadania. Wybór esejów i listów i dotyczy ogólnej twórczości. Wybrałam z tego tylko to, co wydawało mi się w miarę ważne i związane ze Sklepami i Sanatorium. Ominęłam problemy, które znajdują się na liście zagadnień – nie widzę sensu pisać tego samego dwa razy.

 

Twórczość literacka

Na całą twórczość beletrystyczną Schulza składają się dwa tomy opowiadań + cztery opowieści drukowane osobno. Niektóre mają charakter fabularny (m. in. Sanatorium pod Klepsydrą), w innych nad fabułą góruje opis, czasem w narracji przeważają formy eseju lub traktatu. Miejscem akcji jest zazwyczaj miasteczko, w którym dopatrzeć się można idealnej wizji Drohobycza – miasta, w którym urodził się Schulz. Narratorem i bohaterem jest postać o cechach samego autora.

Co opisuje narrator? Można powiedzieć, że wszystko, zarówno tematy błahe jak i te najważniejsze, eschatologiczne. To bohater nadaje subiektywne znaczenie faktom, opowiada on nie o zdarzeniach samych w sobie, ale o własnej inicjacji. Bohater Schulza reaguje namiętnie na wszystko, co nowe i olśniewające w jego przeżyciach. Fabuły opowiadań nie zawsze pozwalają odróżnić fakty wobec świadomości bohatera zewnętrzne – i jego fantastyczne marzenia czy rojenia. Ponadto ponad historiami cząstkowymi zawartymi w poszczególnych utworach, prezentują jeszcze pewne fabuły o charakterze mitologicznym. W przypadku Sklepów cynamonowych elementy mitologiczne wypływają z mrocznej krainy wczesnych fantazji dziecięcych, przeczuć, lęków.

              Centralną postacią Sklepów jest Ojciec. To jego podgląda młodziutki Józef zafascynowany „kacerską doktryną” i eksperymentami. W tym opowiadaniu Józef jest jeszcze dzieckiem, dla którego hieroglifem może być każda najprostsza rzecz i czynność – dlatego też świat chłopca jest bogaty w znaczenia i symbolikę. Zaś w Sanatorium pod Klepsydrą akcenty zostały nieco przesunięte: na plan pierwszy wysuwa się Józef jako bohater dramatu dojrzewania.

 

Język: stylistyka

              Już pierwsi krytycy Sklepów cynamonowych podkreślali bogactwo i ekscentryczność słownictwa. Stylistyka Sklepów i Sanatorium od początku budziła namiętności, a obok głosów podziwu dla autora nie brakowało opinii negatywnych lub nawet skrajnie brzmiących głosów drwiny czy potępienia. Warte podkreślenia jest to, iż nie tyle bogactwo Schulzowskiego słownictwa jest ważne, ile sposób użycia wyrazów. Wyróżnić można pewne większe obszary metaforyczne, skupiające wokół siebie słownictwo z jakiejś określonej dziedziny, potem z tej materii słownej wytwarza się nowy obraz o metaforyce mieszanej, aż wreszcie stylistyczne obserwacje doprowadzają do przeniknięcia się sfer rzeczywistości. Bogactwo słownika, rozwinięte szeregi epitetów i przenośni nie są tylko wybujałym zdobnictwem – budują one siatkę słowną, która pozwala zdarzeniom opisywanym objawiać coraz to nowe oblicza.

 

Obrazowanie

Należałoby się zastanowić, co widzimy czytając Schulzowskie opowiadania. Czy jest to sen, fantazja, wytwór wyobraźni, mit? Otóż pierwszym ośrodkiem wokół którego układają się Schulzowskie obrazy jest rzeczywistość fizyczna. Drugim czynnikiem jest wyobraźnia narratora-bohatera. Ma ona pewne indywidualne, niezmienne cechy. Trzeba wspomnieć, że relacja: świadomość – świat nie ma u Schulzowskiego człowieka charakteru bezkonfliktowego, wręcz jest to walka między czynnikiem osobistym a zewnętrznym, rzeczywistość przedstawiona zawsze jest wypadkową dwu lub więcej żywiołów.

Obrazy u Schulza znajdują się „w stanie podejrzenia”, rzeczywistość jest traktowana

przez autora jako teren swoistej gry. U Schulza zauważyć można dwie odmienne tendencje: z jednej strony próbuje każdej idei, stanowi emocjonalnemu nadać walor obrazowy, często dynamiczny; z drugiej strony odnotować trzeba skłonność do montażu części składowych wizji na zasadzie intelektualnej. Poza tym obrazowość u tego autora odwołuje się do mechaniki marzeń sennych – ludzie i przedmioty przekształcają się swobodnie: ojcec w muchę, luneta w samochód.

              Obrazy w Sklepach i Sanatorium porządkować można według logiki rzeczywistości potocznej, zdroworozsądkowej, lub według nastroju czy marzeń narratora-bohatera, można je też potraktować jako produkt aktu opowiadania. Logika obrazowania może też pochodzić z innego źródła, którym jest mitologia.

              Obraz u Schulza nie jest bezpośrednią naocznością, możliwą do zrekonstruowania przez czytelnika, to znaczy nie jest tym, co najpierw wyobraził sobie autor i zakodował w literackim języku, a następnie odtworzył odbiorca. Jest to raczej pewna ujęta w kategoriach przestrzennych struktura prezentacji, którą można realizować, ucieleśniać.

 

Dom – Kosmos

Wariantami domu będą u Schulza wszelkie schronienia, miejsca o wytyczonych granicach, w których bohater może znaleźć przytułek przed atakującą go obcą zewnętrznością. Obrazy kosmiczne będą określone znacznie słabiej w sensie przestrzenno-formalnym. Kosmiczne żywioły mają charakter chaotycznego bezmiaru, zaś przestrzenie opiekuńcze budują hierarchię, w myśl której ochronne „łupiny” wchodzą w siebie jak warstwy cebuli. W samym centrum tej złożonej struktury znajduje się łóżko bohatera, dalej jego pokój, mieszkanie, dom, ogród, rynek, miasto i okolica – tak jak w rodzinnym Drohobyczu. Wydaje się, że przestrzenie zamknięte chronią mieszkańców, poza tym są one znane i uporządkowane dla bohatera. Życie tegoż bohatera to najpierw przygoda ekspansji: poszerza on jako młodzieniec przestrzeń, nad którą jego świadomość panuje i w której czuje się zadomowiona. Przykładem jest scena wyprawy chłopców przez płot do zdziczałego ogrodu na tyłach domu (jest to scena z rozdziału Pan ze Sklepów). Natomiast starzejący się bohater trafia do zamurowanego „pokoju z dzieciństwa”, gdzie wegetuje w opuszczeniu i samotności (jak w Samotności w Sanatorium). Natomiast w opowiadaniu Emeryt (również z Sanatorium) bohater zapisze się do szkoły, by – powróciwszy do krajobrazu z lat dzieciństwa – raz jeszcze przeżyć przygodę ekspansji. Eksperyment ten kończy się klęską: zredukowany na ciele i umyśle staruszek-dziecko porwany zostanie przez wichurę i utonie w bezmiarach chaotycznego żywiołu.

 

Czas

              W zasadzie nie wiemy kiedy odbywają cię zdarzenia, które są nam opowiadane, ale przesłanki kulturowe i aluzje historyczne kazałyby umieścić akcję po prostu w dobie dzieciństwa i młodości pisarza. Najważniejszym wyznacznikiem czasu w tych opowiadaniach są pory roku. Mają one przypisane fazy wegetacji roślin, istnieją odpowiednie dla pory roku typy zachowań społecznych. Istnieją też właściwe dla poszczególnych faz cyklu sposoby wypowiadania się, gatunki literackie (np. wiosna kojarzy się z liryką). Łatwo zauważyć, że zima odgrywa w tym porządku rolę szczególną: jest „pustą”, pozbawioną wegetacji porą, ale też w niej te pozostałe odbijają się w postaci snów czy marzeń. Np. zimowa sceneria w Sklepach jest jednocześnie scenerią oniryczną i w jej obrębie pojawia się „ciepły śnieg”, zapach fioków.

 

Labirynt

              Formę labiryntu przybiera miasto w nocy, czy gmach gimnazjum(w Sklepach). Dochodzi też do przeniknięcia obrazów domu i miasta, tworzących wspólną tkankę rozgałęziających się przesmyków i pomieszczeń (Emeryt – opowiadanie z Sanatorium). Labirynty rozgałęziają się daleko poza przestrzenie zamieszkane; obejmują niebo i gwiezdne firmamenty (Sklepy), wreszcie labirynt przenika wszystko – przestrzenie zamknięte i kosmos; miasto rozrasta się w noc – noc upodabnia się do miasta.

              Obrazy labiryntowych przestrzeni zagarniają też człowieka, najpierw jego ciało, a następnie psychikę.

 

Księga

              Tekst opowiadania Księga zdaje się z początku sugerować, że tytułowy foliał (księga wielkich rozmiarów) to po prostu stary kalendarz lub rocznik ilustrowanego czasopisma – źródło dziecięcych olśnień małego Józefa. Ale Księga to przecież także dziedzictwo duchowe po Ojcu, pochodzące z czasów, gdy „Matki jeszcze nie było”, a zatem pierwiastek fizyczny, żeński nie zakłócał rozmowy duchów i pierwotnego, najczystrzego zachwytu urodą świata. Nie chodzi o jednak jakiś fizycznie istniejący tom, ani nawet o tekst. Każdy przecież posiada gdzieś swoją „Księgę” – i każdy ma inną, a jednocześnie wszystkie one odsyłają do jednej, wspólnej idei. Jest to idea przedustawnego ładu wraz z ideą jedności świata i umysłu. Drukowany foliał staje się Księgą dopiero, gdy za jego pośrednictwem za jego pośrednictwem rzeczywistość objawi się jednostce jako pewien porządek.

              Księga jako wartość najwyższa została uznana dopiero przez tradycję Judeo-chrześcijańską. Istnieje też przecież kult świętej księgi – Biblii jako dzieła równoważącego sobą bogactwo i złożoność uniwersum. Nie dziwne, że Biblię właśnie podsuwa Ojciec Józefowi domagającemu się Księgi – ten jednak odrzuca ojcowską propozycję. Dla Józefa Biblia to „skażony apokryf, tysięczna kopia, nieudolny falsyfikat. Widać, że to, co Józef chce odnaleźć, jest pewną jakością duchową, specyficznym „momentem iluminacji”, który u zarania życia zdeterminował jego widzenie świata, a także zdecydował o jego narodzinach jako artysty.

 

 

 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

 

Treść

 

Sklepy cynamonowe – cykl opowiadań

 

Sierpień

              W opowiadaniu tym zostajemy zapoznani ze wstępną charakterystyką rodzinnego miasta bohatera-narratora oraz jego najbliższych. Opowiadanie składa się z trzech części. Wiąże je tożsamość pierwszoosobowego narratora.

              Część pierwsza to wspomnienie upalnego lata w mieście. Po wyjeździe ojca do uzdrowiska, bohater zostaje w domu z matką i starszym bratem oraz służącą Adelą, która zapatrywała dom w owoce i inne artykuły spożywcze. Bohater wspomina sobotnie popołudnia, które były porą spaceru. Zalany słońcem rynek świecił pustkami, tylko w rogu grupka obdartusów grała w guziki i monety. Podmiejskie domy tonęły w kwiatach.

              Druga część jest formą relacji unaoczniającej. Jest to opis Tłui, opóźnionej w rozwoju dziewczyny, wegetującej w jednym z drohobyckich ogrodów, na dzikim wysypisku śmieci. Otoczona kłębowiskiem much Tłuja godzinami przesiaduje na swym łóżku, by raz na jakiś czas z wściekłością zerwać się z niego i rzucić na pobliskie krzaki. Jej matka, mała, żółta kobieta, wynajmuje się do szorowania podłóg u ubogich ludzi.

              W trzeciej części opowiadający wspomina odwiedziny u ciotki żyjącej w jednym z małych domów z ogródkiem na przedmieściu. Ciotka Agata była gruba i piegowata, a jej mąż, wuj Marek, to mały, zgarbiony mężczyzna, który sprawia wrażenie człowieka zrezygnowanego, przegranego, pogodzonego z losem. Ich średnia córka Łucja to młoda osoba z twarzą ciągle oblaną rumieńcem, która wchodziła właśnie w okres dojrzewania. Najstarszy syn Emil miał twarz zwiędła i zmęczoną. Niegdyś wiódł życie burzliwe. Jednak teraz jego życie naznaczone karcianym nawykiem było ruiną i bankructwem. Opowiada on bohaterowi o egzotycznych krajach, z których powrócił, pokazuje fotografie nagich kobiet i młodzieńców.

 

Nawiedzenie

              Na początku narrator przypomina, że już za czasów jego dzieciństwa miasto pogrążyło się w prowincjonalnej szarości. W tym świecie ciemnych, podobnych do siebie domów można się było gubić. Rodzinne mieszkanie opowiadającego było zaniedbane. Bohater mieszkał w kamienicy położonej przy miejskim rynku – w centrum. Na mieszkanie składało się wiele pokoi, z których część wynajmowano różnym lokatorom. Mieszkali tam także subiekci We wspomnieniach chłopca – bohatera, dom jawi się jako nieskończony labirynt, w którym część pokoi stoi zapomniana. Raz na jakiś czas otwierano przypadkiem jedną z takich nieużywanych izb, a wówczas okazywało się, że lokator już dawno się wyprowadził.

              Dalsza część to opis ojca – Jakuba, który w tym czasie podupadł na zdrowiu. Całymi dniami nie wychodził on z łóżka, zażywając liczne lekarstwa i bezustannie wertując księgi handlowe, które przynoszono mu ze sklepowego biura. Sprzeczał się z matką powracającą wieczorem ze sklepu i zarzucał jej niedokładność. Raz rozgorączkowany, niespokojny, innym razem cichy i skupiony. Pojawiły się też pierwsze symptomy tajemniczej choroby – nocami domowników budził głos ojca rozmawiającego z Bogiem, krzyczącego na Stwórcę i zdającego się wzbraniać przed jakimiś nieznanymi żądaniami ze strony Boga. Wygłaszający długie, retoryczne wypowiedzi ojciec kojarzy się bohaterowi ze Starotestamentowym prorokiem, toczącym walkę z siłą znacznie od niego potężniejszą – miotał zaklęcia i wróżby.

              W Końcu ojciec powoli wiądł w oczach. Pogrążony we własnych przeżyciach, potem spokojny i pogodny, malał jak orzech. Znikał na całe dnie w zakamarkach mieszkania, potem pojawiał się jeszcze chudszy i mizerniejszy. Stopniowo usuwał się z życia domu i rodziny.

 

Ptaki

              Nadeszły nudne, zimowe dni. Ojciec nie wychodził już z domu. Przez jakiś czas, paląc w piecu, uporczywie wpatrywał się w ogień. Matka próbowała zainteresować go problemami sklepu, ale Jakub uciekał od rozmów na bieżące tematy, biegał w głąb mieszkania i tam, z uchem przyłożonym do szpary w podłodze nasłuchiwał. Wkrótce począł wykazywać szczególne zainteresowanie pracami wykonywanymi w górnych partiach mieszkania. Korzystał przy tym z drabiny po to, by mieć ptasią perspektywę patrzenia na otaczającą rzeczywistość. Na nikogo z domowników, oprócz Adeli, nie zwracał uwagi. Stosunek do niej miał podtekst erotyczny. Na widok Adeli i różnych jej gestów reagował impulsywnie. Dziewczyna miała nad ojcem władzę nieograniczoną

              Z czasem ojciec zaczął interesować się ptakami. Najpierw sprowadził z Niemiec i Holandii ptasie jaja, które dawał do wylęgania kurom. Początkowe zainteresowanie wkrótce przerodził się w prawdziwą obsesję, na strychu założył Jakub ptasią hodowlę i zaczął tam spędzać całe dnie i tygodnie. Syn wspomina szczególnie jednego kondora, pełnego ptasiego dostojeństwa, który zafascynował ojca do tego stopnia, że zaczął się do niego upodabniać. Tę niezwykłą przygodę z ptakami brutalnie zakończyła Adela, wykorzystując okres generalnych porządków. Zdecydowanie przepędziła je z domu. Ojciec, uległy woli dziewczyny, przyjął to z pokorą.

 

Manekiny

              Po brutalnym zakończeniu przez Adelę przygody z ptakami ojciec przygasł jeszcze bardziej, przestał uczestniczyć w życiu rodzinnym, usunął się na margines codziennych zdarzeń. Egzystował samotnie w pustym pokoju na końcu sieni, powoli zapominany przez wszystkich. Monotonny rytm dnia wyznaczała niepodzielnie rządząca w domu Adela. Rano sprzątała, potem podawała do łóżek kawę, wreszcie do swej pracy leniwie ruszali subiekci, a matka aż do południa mozoliła się z poranną toaletą. Gdy kończyła czesać włosy, na obiadową przerwę schodzili się subiekci. Obiad stawał się rytuałem, po którym dzień zdawał się właściwie już zakończony, do zmierzchu zostawało wszak parę godzin. Wieczorem młode dziewczyny Polda i Paulina, wykonywały w jadalni swoje zajęcia. Posługiwały się przy tym manekinem.

              Któregoś dnia, pod nieobecność Adeli, widok tych pracujących dziewcząt ogromnie zafrapował ojca. Ujrzał je w perspektywie niezwykłości i kolorowości. Spotkanie to stało się początkiem nowej fascynacji ojca tymi młodymi dziewczynami jako formą piękna. Z czasem zaczął bywać w jadalni częściej, zyskując sympatię dziewcząt, bawionych przez niego żartami. I znowu ową fascynację zakończyła Adela. Klęczącemu w pozie uniesienia ojcu dała prztyczek w nos. Był to symboliczny sygnał powrotu do realności. Ojciec nie zrezygnował jednak z poszukiwań poezji w życiu. Począł wygłaszać oryginalne prelekcje będące twórczymi popisami improwizatorskimi. Zaprezentował w nich doktrynę na temat manekinów.

 

Traktat o manekinach albo Wtóra Księga Rodzaju

              Szczególnym tematem, któremu ojciec poświęca uwagę, była materia. On materię wręcz gloryfikował. Twierdził, że nie ma materii martwej, wszędzie ukrywają się nieznane formy życia. Wygłaszając swoje teorie przybierał rozmaite pozy. Jego słuchaczki, panny do szycia, nieruchomo śledziły jego wywody. Ojciec porównywał proces tworzenia Demiurga i człowieka. Ludzie nie kładą nacisku na trwałość, ich wytwory są prowizoryczne. Demiurgos to mistrz i artysta. Zdaniem ojca człowiek będzie stworzony na obraz i podobieństwo manekina. W chwili, gdy ojciec wymawiał słowo „manekin”, Adela wysunęła się naprzód, uniosła spódnicę i wystawiła stopę opiętą w czarny jedwab. Pantofelek przypominał języczek węża. Ojciec – przed chwilą natchniony mówca – zmalał w sobie i osunął się na kolana.

 

Traktat o manekinach. Ciąg dalszy

              Następnego wieczoru ojciec podjął znowu temat. Materia nie zna żartów. Formy, które człowiek nadaje dla żartu mogą ją ranić boleśnie. Manekin obdarzony jakimś wyrazem na zawsze jest w tym wyrazie uwięziony. Człowiek nadaje materii różne twarze i pozy. Nocą słychać wycie uwięzionych manekinów. Powagę tego wykładu burzy Adela.

 

Traktat manekinach. Dokończenie

              Któregoś z następnych wieczorów ojciec ciągnął dalej swoją prelekcję. Budował przed słuchaczami obraz istot z pozoru tylko podobnych do żywych. Były to formy powtarzające się. Można je było wytwarzać wykorzystując roztwór soli kuchennej. Istoty te oddychały, zachodziła w nich przemiana materii, ale nie było białka i związków węgla.

              W starych mieszkaniach można spotkać formy wyjątkowe. Ojciec opowiedział, jak w dawno nie odwiedzanym pokoju zobaczył fantastyczne rośliny oplatające sprzęty. Była to fatamorgana, która zniknęła nim zapadł wieczór. Potem opowiadał o starych plemionach balsamujących zwłoki. Ciała zmarłych ozdabiały ściany pomieszczeń. Jego brat zaś, na skutek długiej choroby, zamienił się w zwój kiszek gumowych, który kuzynka nosiła w poduszkach. Rozważania przerwała Polda prosząc, by Adela uciszyła ojca.

 

Nemrod

              W sierpniu pojawił się w domu szczeniak. Niedołężny i piszczący, zawładnął sercem chłopca. Otrzymał imię Nemrod.  Bohater na zabawach z psem spędził cały miesiąc, obserwując codzienne borykanie się pieska z otaczającym go, tajemniczym światem, na który został powołany. Nemrod poznawał dom, nowe zapachy, kształty, przedmioty i wrażenia, które atakowały jego zmysły. Kuchnia była jego królestwem, jedynie szorowanie podłogi wprawiało go w nerwowy nastrój, Każda nowa rzecz tak naprawdę nie była nowa, w jego pamięci tkwiła pamięć pokoleń.

 

Pan

              Opowieść zaczyna się od dość dokładnego odtworzenia zapamiętanych obrazów otoczenia domu. W jego pobliżu znajdował się dziko zarośnięty ogród. Stanowił on przestrzeń umożliwiającą kontakt z naturą. Parkan oddzielał doskonale mu już znany i spenetrowany obszar podwórka od tajemniczego, zapuszczonego ogrodu. Jedna z desek ogrodzenia przegniła i z czasem obluzowała się, teraz wystarczyło ją tylko wyważyć i już droga do nowego i nieznanego świata była otwarta. Wędrówka po ogrodzie przypominała odkrywanie dzikiego, egzotycznego świta. Porastały go drzewa owocowe i cała rozmaitość traw i kwiatów. Biegając za motylem chłopiec zanurzył się w pole roślin. W takiej scenerii chłopiec spotkał mężczyznę, brudnego włóczęgę, kucającego i załatwiającego potrzebę fizjologiczną. Jego nabrzmiała z wysiłku twarz, na której w pewnym momencie pojawił się wyraz niewysłowionej ulgi, skojarzyła się bohaterowi z Panem, mitologicznym bóstwem pasterzy i stad, człowiekiem z kopytami, rogami i uszami kozła, wcieleniem czystej witalności i lubieżności.

 

Pan Karol

              Sobota. Wuj Karol ma po południu odwiedzić żonę i dzieci wypoczywających na letnisku pod miastem. Wrócił do mieszkania późno. Od wyjazdu żony nie sprzątał, nie ścielił łóżka. Śpi długo, właściwie podróżuje po górach i oceanach pościeli. Po przebudzeniu liczy wydatki, marzy. Wsłuchuje się we własny oddech. Oddaje się dokładnej toalecie. Jego mieszkanie toleruje go tylko. Karol czuje się u siebie jak złodziej. Lustro jest jedynym żyjącym tu elementem. W nim odbija się ktoś odwrócony plecami, oddalający się w nieznany głąb zwierciadła, podczas gdy pan Karol w milczeniu opuszcza mieszkanie.

 

Sklepy cynamonowe

              W krótkie, zimowe wieczory ojciec zatracał się w swoim świeci. Izolował się od rodziny, wchodził w porozumienie z kotem. Chcąc oderwać go od  chorobliwych rozmyślań, matka zamierała go na wieczorne spacery, a raz nawet rodzina wybrała się do teatru. W trakcie oczekiwania na przedstawienie ojciec wyjawił, że zapomniał portfela z pieniędzmi i ważnymi dokumentami. Zaproponowano chłopcu, aby powrócił do domu i odnalazł zgubę. Szczególnie gwiaździsta noc powodowała, że miasto miało niecodzienny wygląd, ukazywały się podwójne ulice, złudne skróty. Chłopak postanowił odwiedzić jeden ze sklepów, które zwał cynamonowymi dla ich ciemnej barwy. Wnętrza ich pachniały aromatem dalekich krajów i rzadkich materiałów. Można w nich było dostać różne osobliwe i egzotyczne rzeczy, a także rzadkie ksiązki. Pragnienie odwiedzenia takiego sklepu zmusiło chłopca do zmiany drogi. Plątanina ulic podobnych do siebie wprowadziła zamęt w jego znajomości miasta. Wnet znalazł się w zupełnie nieoczekiwanym miejscu. Wszedł do budynku przypominającego gimnazjum. Przypomniał sobie lekcje rysunku odbywane późną porą. Nagle odkrył, że znajduje się w nieznanej części budynku. Wszedł do salonu, który nie miał jednej ściany i w tym miejscu łączył się z miejskim placem. Tam wsiadł do dorożki, którą woźnica po chwili opuścił zostawiając pasażera. Koń zawiózł chłopca na wzgórz, na których wędrowcy zbierali gwiazdy. Pieszo wrócił do miasta. Na rynku spotkał spacerujących ludzi oczarowanych widowiskiem tej nocy. Troska o portfel ojca opuściła go zupełnie. Wspólnie ze spotkanymi kolegami szkolnymi udał się na spacer.

 

Ulica Krokodyli

              W biurku ojca znajdowała się stara i piękna mapa miasta. Zawieszona na ścianie, zajmowała przestrzeń prawie całego pokoju. Na tamtej mapie Ulica Krokodyli wyróżniała się spośród innych ulic. Zbudowana w sposób nowoczesny, była siedzibą magazynów, składów porcelany, zakładów fryzjerskich. Rdzenni mieszkańcy miasta unikali tej okolicy zamieszkanej przez podejrzany element. Czasami jednak pokusa była zbyt silna i niektórzy zapuszczali się w tę okolicę. Rzeczą znamienną był w niej brak barw, wszystko było szare. Lokale zamieniały swoje przeznaczenie np. pracownia krawiecka zmieniała się w antykwariat pełen wydawnictw, rycin i fotografii. Wszędzie widać rozwiązłość. Przechodziły też ubrane wyzywająco prostytutki. Dorożki jeździły bez woźniców pochłoniętych innymi sprawami, domy wyglądały jakby były z tektury. Wszędzie czuć było tymczasowość i tandetę. Nic nie dochodziło do skutku, była to tylko fermentacja pragnień. Po chwili okazywało się, że nic na tej ulicy nie jest podejrzane.

 

Karakony

              Było to w okresie szarych dni. Ojca już nie było. Pokoje na górze wysprzątano i wynajęto pewnej telefonistce. Po „ptasiej epoce” w mieszkaniu został tylko wypchany kondor, mocno już zresztą zniszczony. Chłopiec miał żal do matki, że tak łatwo pogodziła się z utratą ojca. Postanowił z nią otwarcie porozmawiać. Leżała w pokoju wysprzątanym przez Adelę. Pokój lśnił czystością od czasu zniknięcia ojca. Wskazując na wypchanego kondora zapytał: „prawda, że to on?” Zarzucił jej, że rozsiewa kłamstwa o ojcu, które słyszał od Adeli. Zmieszana matka przypomina inwazję karakonów. Wszystkie szpary mieszkania pełne były czarnego robactwa. Szalejący ojciec nabijał je na włócznię i topił w wodzie. Żaden organizm nie jest jednak w stanie wytrzymać takiego strasznego napięcia, w jakim żył ojciec. Zaczął unikać rodziny, krył się po kątach i oglądał ręce, które zaczęły się pokrywać czarnymi plamami, jak łuski karakona. Objawy nasilały się nocą. Wtedy nagi ojciec leżał na podłodze i wykonywał ruchy karakona. Matka przekonywała syna, podejrzewającego, że ojciec i kondor to jedno, że ojciec podróżuje po kraju jako komiwojażer.

 

Wichura

              Tej długiej zimy miasto opanowała ciemność. Długo nie sprzątano strychów, na których zgromadziły się garnki, baterie butelek. Pewnej nocy wezbrały te naczynia wielką, czarną falą i popłynęły na miasto. Ciemność wybuchła ogromną wichurą i szalała przez trzy dni i noce. Z powodu straszliwej wichury chłopiec nie poszedł do szkoły. Pokój zasnuty był dymem wydobywającym się z pieca. Opustoszały z ludzi rynek lśnił pustką. Wiatr hulał wokół domów. Po południu na przedmieściu wybuchł pożar. W domu nie było obiadu, bo nie można było rozpalić w piecu. Nadeszła noc, a wicher wzmógł się.

              Od rana nie widziano ojca, podejrzewano, że wichura nie pozwoliła mu na powrót ze sklepu. Brat i starszy subiekt Teodor postanowili zanieść mu posiłek. Obciążywszy kieszenie żelastwem, wyszli na ulicę. Wkrótce wrócili, tłumacząc, że zgubili drogę i nie mogli dojść do sklepu. Matka podejrzewała, że kłamali. Wyglądali tak, jakby postali chwile pod oknem i wrócili. Coraz częściej otwierały się drzwi wpuszczające gości. Przyszła ciotka Perazja. Pomagała Adeli, która skubała koguta. Zapaliła w piecu. Opalony kogut zatrzepotał skrzydłami, zapiał i spłonął. Ogarnięta złością ciotka powoli się kurczyła. W kacie znalazła dwie drzazgi, na których poruszała się jak na szczudłach. Ciągle malejąc, sczerniałą, zwinęła się jak spalony papier.

 

Noc wielkiego sezonu

              Ostatnie opowiadanie rozgrywa się w dziwnym czasie, nie mieszczącym się w tradycyjnym kalendarzu, w czasie wykreowanym przez wyobraźnie pisarza. Są to „nielegalne dzieje ojca”. Skończył się sierpień, ale jesień nie zaczęła się jeszcze, lato trwa, jakby natura zapomniała o koniecznych zmianach.

              Nowe mieszkanie, pachnące farbami drżało od głosów. Ojciec siedział w tylnym kantorze sklepu pełnym papieru, listów i faktur. Subiekci układali nowe zapasy materiałów mieniące się wszystkimi kolorami jesieni. Przychodziła pora Wielkiego Sezonu. Późnym popołudniem miasto ożywało, ludzie wylegali na ulice. Ojciec z niepokojem nadsłuchiwał odgłosów miasta, słyszał nadciągających ludzi. Szukał subiektów, tych jednak nie było. Ojciec podejrzewał, że grzeszą gdzieś w domach. Widział jak skradali się do okna Adeli. Nagle tłumy zalały sklep. Ludzie żądali materiałów, drapowali je w miękkie fałdy. Sklep rozszerzył się na doliny wśród zboczy górskich.

              Pewnego dnia o świcie do domu przyleciały ptaki, potomstwo niegdyś wygnanych przez Adelę. Niektóre z nich leciały na wznak, upierzone fantastycznie, niczym ptaki rajskie, inne zrobione były z papieru. Wszystkie były ślepe. Ojciec przywitał je z ogromnym wzruszenie, przyzywał zaklęciami, wabił. One jednak nie słyszały go ani nie widziały. W pewnym momencie bezmyślne dzieci zaczęły rzucać w ptaki kamieniami, postrącały je z nieba i pozabijały. Teraz u stóp ojca leżały martwe ptaki, gigantyczna kupa kolorowych piór wypchanych „byle jak starym ścierwem”.

              Ojciec wrócił do pustego sklepu. Tymczasem ze snu budzili się subiekci, Adela przygotowywała poranną kawę. Dom budził się do życia.

 

 

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin